„Rozumiejcie
chwilę obecną: teraz nadeszła dla was godzina powstania ze snu. Teraz bowiem
zbawienie jest bliżej nas, niż wtedy, gdyśmy uwierzyli” (Rz 13,11). Tak
rozpoczyna się drugie czytanie dzisiejszej pierwszej niedzieli adwentu. Ze swej
strony ewangelia przypomni radę Chrystusa: „Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w
którym dniu Pan wasz przyjdzie” (Mt 24,42). Adwent przypomina o zbliżającym się
przyjściu Chrystusa. Zostanie wtedy wypełnioną tak często powtarzana prośba:
„przyjdź królestwo Twoje” (Mt 6,10). Zanim to jednak nastąpi w sposób
ostateczny prośba, modlącego spotyka się z prośbą, radą, wezwanie i nakazem: „rozumiejcie chwilę obecną!” (Rz 13,11), „czuwajcie!” (Mt
24,42).
„(...) i wy bądźcie gotowi!” (Mt 24,44). Oto kolejne słowa, które warto sobie wziąć do serca. Jeśli sięgniemy po Pismo św., to zaraz po ostatnich słowach dzisiejszej ewangelii znajdziemy następujące stwierdzenie: „Któż jest tym sługą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowił nad swoją służbą, żeby na czas rozdał jej żywność? Szczęśliwy ów sługa, którego pan, gdy wróci, zastanie przy tej czynności” (Mt 24,45-46). Oto jedno z bezcennych wskazań co znaczy być gotowym na przyjście Chrystusa. Każdemu z nas zostało powierzone jakieś zadanie. Każdemu z nas sam Bóg zaufał. Jakby poprosił o zastępstwo. Każdemu z nas zostało powierzone dobro innych ludzi. Do każdego z nas odnoszą się słowa: Pan ustanowił cię dla swojej służby, żebyś na czas rozdał jej żywność (por. Mt 24,45). Czy jesteśmy gotowi do podjęcia tego zadania? Czy czujnie zabezpieczamy przyszłość powierzonych nam ludzi? Czy nasz los nie będzie takim, jak przyszłość przygotowywana przez nas drugiemu człowiekowi? Czym będziemy karmić powierzonych nam braci i siostry?
Być gotowym, czuwać, rozumieć znaczenie chwili obecnej: tymi słowami adwent zaprasza nas na spotkanie z Chrystusem. I jeśli Chrystus wychodzi nam na przeciw, to ma bardzo konkretny cel. Chce On nas wprowadzić do swojej wieczności, do domu Ojca. Chce nas zaprowadzić do tej wieczności, która jest napełniona światłością Bożej świętości i miłości. Chce nas poprowadzić ku górze. Jak przebiega ta droga, ta wspinaczka? Posłuchajmy choćby tych słów św. Pawła: „Odrzućmy więc uczynki ciemności, a przyobleczmy się w zbroję światła. Żyjmy przyzwoicie jak w jasny dzień: nie w hulankach i pijatykach, nie w rozpuście i wyuzdaniu, nie w kłótni i zazdrości. Ale przyobleczcie się w Pana Jezusa Chrystusa” (Rz 12,13-14). Na tym właśnie między innymi polega postawa czujności, gotowości, zrozumienia chwili obecnej. Tym samym otrzymaliśmy bardzo cenną wskazówkę. Wiemy co zrobić z rozpoczynającym się adwentem. Chrystus wychodzi nam naprzeciw. Mamy zrobić to samo. Niech nasze z Nim spotkanie będzie jak najbardziej udanym dla każdego z nas.
„Przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki” (Mt 3,3). Niedługo po tych słowach usłyszymy inne, również bardzo ważne: „Wydajcie więc godny owoc nawrócenia” (Mt 3,8). Adwent powinien być czasem nawrócenia. To w ten właśnie sposób przygotowujemy drogę dla Pana: przez nasze coraz głębsze, coraz pełniejsze i bardzo konkretne nawrócenie. Jak to ma wyglądać w praktyce przypomina choćby czytany dzisiaj fragment z Listu do Rzymian.
Na samym
początku słyszymy tam zachętę do otwarcia się na Boga, do przyjęcia pouczenia i
pocieszenia (Rz 15,4). Warto zapamiętać to zestawienie: pouczenie i
pocieszenie. Takim jest przesłanie kierowane do nas przez Boga. Są to wskazania
będące równocześnie mocą udzielaną przez Boga (por. np. 1 Kor 1,18; Rz 1,16). Z
takiego fundamentu wyrasta jedna z cech charakterystycznych nawrócenia. Chodzi
o nadzieję, o to wyznanie przed sobą samym wiary we wszechmoc i dobroć Boga.
Nadzieja to coś jeszcze więcej. Nadzieja to otwarcie się na dobroć i wszechmoc
Boga. Człowiek, który ten dar przyjmuje i go rozwija będzie szedł śladami
Chrystusa. Dzisiejszy fragment Listu do Rzymian przypomina, dokąd prowadzi ta
droga: „abyście wzorem Chrystusa te same uczucia
żywili do siebie i zgodnie jednymi ustami wielbili Boga i Ojca Pana naszego
Jezusa Chrystusa” (Rz 15,5n). Jest tutaj mowa o liturgii życia, o wielbieniu
„Boga i Ojca”. Jest też podany i warunek: zgoda, miłość braterska. „Człowiek
człowiekowi wilkiem!” Posłuchajmy co na to odpowiada słowo Boże: „Wtedy wilk
zamieszka wraz z barankiem (...). Niemowlę igrać będzie na norze kobry, dziecko
włoży swą rękę do kryjówki żmii. Zła czynić nie będą ani zgubnie działać po
całej świętej mej górze, bo kraj się napełni znajomością Pana” (Iz 11,6). Po
ludzku wydaje się to utopią. Jednak Duch Pana ma moc to sprawić (por. np. Iz
11,2). A my, chrześcijanie, przecież tego Ducha otrzymaliśmy. Duch Święty
został nam dany byśmy stawali się coraz bardziej świętymi, by nasze nawrócenie
było coraz pełniejsze, byśmy coraz lepiej naśladowali Chrystusa.
„Przygarniajcie siebie nawzajem, bo i Chrystus przygarnął was” (Rz 15,7).
Kogo
przygarnia Chrystus? Co to znaczy, że Chrystus nas przygarnia? W odpowiedzi
leży wskazanie. Mamy naśladować Chrystusa. Dzisiejsza ewangelia mówi o wyznaniu
grzechów (Mt 3,6). Czy można naśladować Chrystusa nie wiedząc w czym? Czy można
się nawrócić nie wiedząc z czego? Nawrócenie musi wydać bardzo konkretne owoce.
Jego sprawdzianem jest zmiana na lepsze stosunku tak do Boga jak i Jego
stworzeń. Jest to rzeczywista współpraca w wypełnianiu obietnicy: „wszyscy
ludzi ujrzą zbawienie Boże” (Łk 3,6).
„Idźcie i oznajmijcie (...) to, co słyszycie i na co
patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci doznają
oczyszczenia, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię”
(Mt 11,4-5). W ten sposób Chrystus zwraca się do posłańców wysłanych przez św.
Jana Chrzciciela. Mają oni przekazać dobrą wiadomość czyli Ewangelię. Chodzi o
dużo więcej niż o zdanie relacji. Trudno
byłoby o lepszą wiadomość. Jak słyszymy dokonują się rzeczy niemożliwe.
Następuje jakieś niespodziewane, zaskakujące, choć tak bardzo oczekiwane i w
pewien sposób przewidywane, zwycięskie wkroczenie Bożego porządku w biedy i
nędze doczesności. Wieczność zbawienia przybliża się, co więcej staje się
obecną przekraczając ludzkie rachuby i oczekiwania. Dar, jakim będzie zbawienie
wieczne, jakby się nie mieścił w bezgranicznej wieczności. Jakby dla Boga za
mało było pozwolić widzieć siebie samego w wieczności, dać człowiekowi
przekroczyć podwoje zbawienia, oczyścić człowieka z tego co uniemożliwia życie
z nieskończenie świętym Bogiem, otworzyć uszy na przepełnione mocą i miłością
słowa nakazujące zmartwychwstać, wskrzesić umarłych, wynieść ubogie stworzenie
do wiecznego przebywania u Boga ... Czym wobec takiej wieczności jest to, co
dzieje się na oczach będących razem z Chrystusem ludzi? Widocznie jednak
wieczność nie wystarcza Bogu. Również doczesność jest czasem i przestrzenią,
gdzie dokonuje się zbawienie. Ta dobra wiadomość, Ewangelia ma za adresatów nie
tylko uczniów św. Jana Chrzciciela. Jest ona skierowana do każdego z nas.
Uczniowie św. Jana Chrzciciela mieli ją przekazać dalej. To samo mamy robić i
my.
W
drugim czytaniu słyszymy słowa: „Umacniajcie serca wasze!” (Jk 5,8). W
pierwszym czytaniu napotykamy na podobne przesłanie: „Powiedzcie małodusznym:
Nie bójcie się! ... On [tzn. Bóg] przychodzi, żeby was zbawić!” (Iz 35,4).
Obydwa teksty bardzo dobrze wyjaśniają, czym jest chrześcijaństwo. Chodzi o
wysiłek zawierzenia Panu Bogu, zaufania Mu. To jakby pierwszy stopień, który
podprowadza dalej. Drugi stopień to pomoc udzielona drugiemu człowiekowi, tak
by i on zawierzył, zaufał. Takim było zadanie uczniów św. Jana Chrzciciela. O
tym samym mówią przytoczone fragmenty z pierwszego i drugiego czytania.
„Umacniajcie
serca wasze!” (Jk 5,8). „Powiedzcie małodusznym: Nie bójcie się! ... On [tzn.
Bóg] przychodzi, żeby was zbawić!” (Iz 35,4). Jeśli ktoś chce, to ma choćby
takie zadanie np. na rozpoczynający się tydzień. Do każdego z nas odnoszą się
słowa: „Idźcie i oznajmijcie ...” (Mt
11,4). Czy uda się nam zauważyć, że Bóg jest z nami by nam pomagać, by nas
zbawić? Czy uda się nam powiedzieć o tym innym ludziom?
„... któremu nadadzą imię Emanuel, to znaczy «Bóg z nami»” (Mt 1,23). Czytając Pismo św. czy np. wsłuchują się w różne modlitwy bardzo często spotyka się zapewnienia o Bożej obecności. Spróbujmy choćby policzyć, ile razy w czasie Mszy św. powtarzają się słowa „Pan z wami”. Wierzymy w Opatrzność Bożą, w dobroczynną obecność Boga również w doczesności. Wierzymy, że Opatrzność Boża nami się opiekuje według swojej wszechmocy, dobroci i mądrości. Dzisiejsza niedziela przypomina jeden z kluczowych aspektów tego nieskończenie bogatego w wątki misterium.
Ostatnie dni adwentu w sposób szczególny kierują naszą myśl ku misterium pierwszego przyjścia Chrystusa. Przyszedł On w bardzo konkretnym celu: „On ... zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1,21). Jeśli Bóg jest z nami, to by nas zbawić, wyzwolić z niewoli grzechu, śmierci, z przemocy zła. Na tym właśnie polega Ewangelia, Dobra Nowina. W czytanym dzisiaj fragmencie Listu do Rzymian słyszymy, że została ona zapowiedziana przez proroków (Rz 1,2). Czytana dziś ewangelia mówi o wypełnieniu prorockiej zapowiedzi (Mt 1,22). Dobra Nowina o Bogu przywracającym do życia nawet umarłych (por. Rz 1,4) jest skierowana do każdego człowieka. Tak o tym pisze np. św. Paweł: „otrzymaliśmy łaskę i urząd apostolski, aby ku chwale Jego imienia pozyskiwać wszystkich pogan dla posłuszeństwa wierze” (Rz 1,5). Człowiek, który wyjdzie na spotkanie Chrystusowie, który okaże Mu posłuszeństwo przyjmuje miano „umiłowanego”, „powołanego świętego” (Rz 1,7). Bóg kocha każdego człowieka. Każdy człowiek jest też powołany do miłowania Boga. Każdy człowiek jest powołany do doskonałości, do świętości, do stawania się ciągle lepszym, do coraz doskonalszego wypełniania przykazania miłości Boga i bliźniego. W tym właśnie dziele Bóg nam towarzyszy, jest z nami. Na tym polega też nasze wychodzenie na przeciw Chrystusowi, nasz adwent, przygotowania na spotkanie z Panem. Bóg towarzyszy nam w Chrystusie, przez Chrystusa. Jaką jest ta obecność? Mamy tu wskazania. Otrzymujemy także pomoc: wsparcie łaską, dar przebaczenia, umocnienie w chwilach trudnych ... Trzeba też często prosić dla siebie i dla innych o łaskę świadomości, że nie jesteśmy sami, że nie zostaliśmy pozostawieni sami sobie, nie zostaliśmy zdradzeni, opuszczeni.
Adwentu to czas oczekiwania, wychodzenia na spotkanie, przemiany, prostowania często zbyt krętych dróg ludzkiego myślenia, mówienia, postępowania ... Mamy przed sobą już ostatnie dni tegorocznego adwentu. Może warto skupić się właśnie teraz na tajemnicy wyrażonej słowami: „Bóg jest z nami”. Np. Czy umiemy korzystać z tego atutu? Czy potrafimy być wdzięczni za ten dar? Dzielić się nim i innymi?
To właśnie Radosnej Wiadomości o narodzinach Chrystusa zawdzięczamy przepiękną mszalną modlitwę „Chwała na wysokości Bogu, a na ziemi pokój ludziom dobrej woli” (por. Łk 2,14). Co jeszcze różni wysokości nieba i padół ziemi, skoro równy Ojcu i Duchowi Syn stałe się mieszkańcem ziemskiej doczesności? W takim razie niezmierzony dystans, nieskończona różnica między niebem a ziemią nie stanowi już dla stworzeń nieprzebywalnej przeszkody. Mniej nie można powiedzieć. Chwała Boża czyni się widzialną i zstępuje na ziemię. A nawet ogarnia ludzi. „Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła” (Łk 2,9). Odkąd zdarzyła się katastrofa grzechu, także pokój może stać się udziałem ziemi tylko wtedy, gdy Bóg zsyła go od samego siebie.
„Chwała” i „pokój” należą do szczególnie ważnych słów spomiędzy tych wszystkich, którymi posługuje się Bóg by dać się nam poznać i zbawić nas. „Chwała” to nie tylko przymiot samego Boga. Mówi ona o Jego wszechmocy (źródłosłów hebrajskiego odpowiednika naszego słowa „chwała” zawiera w sobie ideę ciężaru, bycia ciężkim). Chwała jest znakiem obecności wszechmogącego Boga pośród swych stworzeń. A Bóg przecież przychodzi do nich jako Stworzyciel i Zbawiciel. Objawia swoją chwałę dając życie, błogosławiąc, udzielając pełni życia w zbawieniu wiecznym. Bardzo głębokie znaczenie w Objawieniu biblijnym posiada także słowo „pokój”. Może najtrafniej byłoby powiedzieć, że mówi ono po prostu o zbawieniu w cały nieskończonym bogactwie tego daru. To dużo więcej niż np. pogoda ducha, radość, harmonia, zgoda itp. Pokój - zbawienie oznacza więc nie tylko, że wszystko znajduje się na właściwym miejscu. Mówi o odwiecznej dobroci i przychylności („upodobaniu”, „dobrej woli”) Bożej wobec wszystkiego, co stworzone. Jest też bardzo ciekawym i ważnym, że Pismo św. nie jeden raz określa Ducha Świętego jako dającą wszechmocnie życie Chwałę Bożą (por. np. Rz 6,4 z Rz 8,11) a Chrystusa Pana jako Pokój Bożego zbawienia (np. Ef 2,14).
„Gdy jednak nadeszła pełnia czasu, zesłał Bóg Syna swego (...), abyśmy mogli otrzymać przybrane synostwo. Na dowód tego, że jesteście synami, Bóg wysłał do serc naszych Ducha Syna swego, który woła: Abba, Ojcze!” (Ga 4,4-6). Pierwsze przyjście Chrystusa w mocy Ducha Świętego przynosi chwałę i pokój. Zapowiada ich pełne udzielenie w wieczności zbawienia. Jednak bożonarodzeniowa radość i nadzieja przypominają także, że już nasze doczesne „teraz” jest naznaczone i w zupełności determinowane przez przychylność Ojca, który udziela nam Chrystusowego pokoju oraz chwały Ducha Świętego.
Według starożytnej tradycji chrześcijańskiej dzień śmierci świętego, zwłaszcza męczennika, nazywano jego dniem narodzin. W ten bardzo głęboki sposób rozumiano przejście z naszego doczesnego „teraz” do wieczności Boga. Jeśli takie narodziny są możliwe, to jest tak dzięki przyjściu Syna, którego Ojciec daje nam w mocy Ducha. W ten sposób narodziny Chrystusa dla nas są naszymi narodzinami dla Boga i dla Jego zbawienia.
Czytany dzisiaj fragment Dziejów Apostolskich bardzo mocno podkreśla podobieństwo Szczepana do Chrystusa. Związek narodzin musi przecież być jak najbardziej widoczny. I tak również Szczepan jest pełen łaski mocy (można także rozumieć: pełen Ducha Świętego). Czyni znaki, czyli wskazuje innym drogę do Boga. Pokazuje, że Bóg ze swoim zbawieniem jest obecny i działa na naszą rzecz. Czyli jest świadkiem (tyle etymologicznie znaczy grecki odpowiednik naszego słowa „męczennik”). Tak jak Chrystus, tak i Szczepan jest Świadkiem Bożym: przez swe postępowanie, słowa, śmierć. Szczepan żyje i umiera naśladując Chrystusa. W ten sposób rodzi się na wieczność zbawienia. Podobnie jak Jezus i on cały czas jest pełen Chrystusowego Ducha Świętego. Stąd też i jego śmierć rzeczywiście stanie się narodzinami dla nieba.
Przez Szczepana - świadka Duch Święty i nam objawia, Kim jest narodzony w Betlejem Jezus. Ten Duch Ojca i Chrystusa otwiera niebo i daje zgłębić jego tajemnice: „ujrzał chwałę Bożą i Jezusa stojącego po prawicy Boga” (Dz 7,55). Można to rozumieć następująco. Bóg to Ojciec. Chwała najprawdopodobniej oznacza Ducha Świętego jako równego Ojcu w bóstwie i wszechmocy. Jezus to równy w bóstwie Ojcu i Duchowi Syn, który stał się człowiekiem, umarł dla naszego zbawienia, zmartwychwstał i teraz króluje dla naszego zbawienia razem z Ojcem i Duchem Świętym. Że mamy tu świadectwo tak właśnie rozumianego człowieczeństwa i Bóstwa narodzonego w Betlejem Jezusa wskazuje, potwierdza to reakcja słuchaczy. „A oni podnieśli wielki krzyk, zatkali sobie uszy i rzucili się na niego wszyscy razem” (Dz 7,57). Na to samo wskazuje modlitwa umierającego Szczepana. Jest on pełen Ducha Świętego. W takim razie i jego modlitwa jest możliwa dzięki Duchowi. Szczepan modli się tak, jak modlił się umierający Jezus. Z tym, że Pan Jezus modlił do Ojca. Szczepan natomiast modli się do Jezusa. Nie degraduje on w ten sposób Ojca. Oto Ojciec objawił mu przez Ducha swe zamiary i dzieła.
Szczepan jest męczennikiem, to znaczy świadkiem. Wiernie przekazuje nam tajemnice Boże. Mamy świadectwo o misterium Trójcy Przenajświętszej i o Jej odradzającej obecności w naszym życiu. Mamy świadectwo o modlitwie do Jezusa. Mamy świadectwo apostolskiej miłości drugiego człowieka. Św. Szczepan jest pierwszym świadkiem nie tylko czasowo. Jest jednym z pierwszych świadków także poprzez wielkość swego świadectwa.
Chrześcijanin ma jak najbardziej uzasadnione powody do dumy także, jeśli chodzi o chrześcijańskie zasady moralne. W dzisiejszą niedzielę zastanawiamy się nad rodziną, w której przychodzi na świat i wzrasta Chrystus. Odwieczny, równy Ojcu i Duchowi Syn zechciał mieć prawdziwą ludzką rodzinę, prawdziwą ludzką Matkę i prawdziwego przybranego ojca. Wraz z przyjściem Chrystusa rodzi się rodzina chrześcijańska. Słusznie chrześcijanie zawsze widzieli w niej wzór dla swoich rodzin. Słusznie zawsze też szukają pomocy i opieki dla swoich rodzin właśnie u Świętej Rodziny z Nazaretu.
Jest rzeczą bardzo znamienną, że całe jedno wielkie dzieło stworzenia - zbawienia chrześcijaństwo rozumie także jako tworzenie sobie przez Boga ludzkiej rodziny. Takie rozumienie Bożego dzieła jest jednym z najważniejszych. Niech wystarczy przytoczyć następujący fragment Listu do chrześcijan z Efezu: „nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2,19). Ojciec i Syn i Duch Święty bardzo starannie przygotowali Najświętszą Maryję Pannę i św. Józefa do wypełnienia Ich powołania. Ojciec i Chrystus i Duch Święty bardzo starannie troszczą się także o dopełnienie budowania z ludzi Bożej rodziny. Także Boża pomoc i błogosławieństwa udzielane naszym ludzkim rodzinom są przeogromne. Zresztą i one stanowią integralną część budowania przez Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego Bożej rodziny. Warto np. pamiętać, że przykazanie „Czcij ojca swego i matkę swoją” rozpoczyna drugą część dziesięciu przykazań. Zajmuje bardzo wysoką czwartą pozycję. Następuje bezpośrednio po przykazaniach mówiących o stosunku człowieka do spraw Bożych i do samego Boga. Jest pierwszym z przykazań dotyczących naszych relacji z bliźnimi. Z przykazaniem tym związana jest bardzo ważna obietnica życia (por. Wj 20,12l Pwt 5,16), które jest przecież jednym z największych Bożych darów. Jest darem, którego tak naprawdę może udzielić tylko Bóg. Również czytany dzisiaj w liturgii fragment Księgi Syracydesa (3,2-6.12-14) ma wiele ważnego do powiedzenia na ten temat. Sam Bóg wszechmocnie błogosławi tym, którzy wiernie zachowują przykazanie „czcij ojca swego i matkę swoją”. A chodzi o wierność bardzo konkretną (np. świadczą o tym słowa: „kto posłuszny jest Panu, da wytchnienie swej matce”w. 6). Bóg zobowiązuje się do udzielenia niebagatelnych darów. Np. zachowujący to przykazanie otrzymają odpuszczenie grzechów. Ich modlitwy zostaną wysłuchane. Doznają Bożego miłosierdzia, czyli Bożej serdecznej miłości, dobroci, opieki, pomocy.
Niech Święta Rodzina z Nazaretu pomoże nam coraz lepiej rozumieć tę Bożą troskę o nasze rodziny, coraz pełniej przyjmować Bożą pomoc dla nich. Niech nam pomoże, byśmy sami byli coraz bardziej na wysokości i tych wynikających z chrześcijańskiego powołania zadań, jakie dotyczą rodziny. A jak łatwo zauważyć Bogu ogromnie zależy na szczęści każdej ludzkiej rodziny tak w aspekcie duchowym jak i materialnym, krótko mówiąc pod każdym względem.
W Kościele katolickim obchodzimy dziś Uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. Z nią właśnie zbiega się początek nowego roku „cywilnego”. Przez matczyne wstawiennictwo i dobroć Maryi polecamy Bożej Opatrzności przyszłość.
Sprawowana dzisiaj liturgia bardzo mocno podkreśla moc Bożego błogosławieństwa. Pierwsze czytanie mówi o Bożym błogosławieństwie udzielanym „synom Izraela” (Lb 6,23), czyli narodowi, do którego należy i Święta Boża Rodzicielka. Nie popełnimy żadnego błędu mówiąc, że to właśnie w Niej Boże Błogosławieństwo dochodzi do swojej pełni. W Maryi Pannie wszechmocny Bóg błogosławi i strzeże, obdarza łaskami, darzy pokojem (inaczej niż w naszym potocznym rozumieniu, „pokój” w języku Pisma św. należy rozumieć jako właściwie wszystkie dobra Boże razem wzięte, jako zbawienie). Stary Testament Bożą przychylność przedstawia także inaczej, tak obrazowo jak i głęboko. Oto niewidzialny Bóg rozpromienia swe oblicze nad błogosławionymi przez siebie, zwraca swe oblicze ku nim (por. Lb 6,22n). Słowo Boże zawarte w dzisiejszym Psalmie (czyli tekście ze Starego Testamentu) dopełnia tego obrazu. Oto Boże błogosławieństwo dotyczy także wszystkich narodów czy nawet krańców ziemi (Ps 67,3.8). Otrzymują je nawet ci, którzy jeszcze Boga nie znają. Inaczej mówiąc: Boże błogosławieństwo nie tylko towarzyszy, ale nawet uprzedza, toruje drogę ... To samo, choć na swój sposób, powiedzą i inne dzisiejsze czytania.
Drugie czytanie bardzo lakonicznie wspomina Matkę Bożą przez słowa „zrodzonego z niewiasty” (Ga 4,4). Również dzisiejsza ewangelia stosuje się do tego schematu. Mamy tam tylko wzmianki, że pasterze razem z Dzieciątkiem Jezus znajdują także Jego Matkę, że zachowuje Ona w sercu i zastanawia się nad opisywanymi wydarzeniami, że to Ona rzeczywiście jest Matką tak oczekiwanego i tak już wielbionego Jezusa. Bóg daje nam Zbawiciela przez Maryję. To znaczy: pełni swego zbawczego błogosławieństwa udziela On np. w tym znaczeniu właśnie przez Świętą Bożą Rodzicielkę. Błogosławi Jej i w ten sposób przez Nią błogosławi wszystkim. Może jednak skierowane do nas przesłanie zawiera przynajmniej jeszcze jeden punkt. Bóg błogosławi Maryi i każdemu także w codzienności życia. Bardzo często nie będzie tu żadnego rozgłosu, wyliczania ... Widocznie nie to jest najważniejsze.
Powierzamy przyszłość Opatrzności Bożej przez wstawiennictwo Świętej Bożej Rodzicielki. Liczymy i na Jej matczyną dobroć, serdeczną pomoc, opiekę ... I mamy rację. Prośmy też, byśmy jak Matka Boża otrzymywane Boże błogosławieństwa umieli dostrzegać, czerpać z nich, by i przez nas Bóg błogosławił innym.
„Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię” (Rdz 1,1). Tak rozpoczyna się Pismo św. Taki też początek został dany biblijnej wizji dziejów stworzenia - zbawienia. Z kolei św. Jan zaczyna swoją Ewangelię w ten sposób: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo” (J 1,1). Prawdopodobnie świadomie nawiązuje on właśnie do pierwszej księgi Pisma św. i do jego pierwszego zdania. Św. Jan pisał po grecku. Jako Izraelita odwołuje się on do Starego Testamentu hebrajskiego czy może także greckiego. Trzeba więc bardzo uważać, czy nasze polskie słowa dobrze oddadzą natchnione przez Ducha Świętego przesłanie. Otóż hebrajskie i greckie odpowiedniki naszego określenia „słowo” mają nieco inne znaczenie niż nasz wyraz „słowo”. Kiedy Apostoł pisze: „Na początku było Słowo ...” (J 1,1), to ma on na myśli wszechmocne Słowo Boże, które stwarza, daje życie, podtrzymuje życie, ma moc skutecznie doprowadzić do Boga i tym samym do zbawienia, które przynosi pojednanie, opuszczenie grzechów ... Oto przynajmniej kilka przykładów. Na dodatek grecki odpowiednik naszego określenia „słowo” zawiera w sobie ideę np. bycia wzorem, regułą dla innych. Można by więc powiedzieć, że człowiek został stworzony na obraz Słowa, na podobieństwo Syna, że Syn jest regułą pod każdym względem. W jakiś sposób trzeba byłoby to odnieść nawet do całego stworzenia.
Nawiązując do samego początku wszystkiego, do „przedstworzenia”, Ewangelista nie tylko przypomina np. jak ma być. Cała Ewangelia wg św. Jana będzie jednym wielki świadectwem, że wraz z wcieleniem Słowa przyszedł nowy początek, nastało nowe stworzenie, że wszyscy możemy dostąpić odnowienia, odrodzenia, narodzić się na nowo (np. J 3,3n). Nowy początek nie przekreśla pierwszego początku, ale przewyższając dopełnia go. Dokonuje się to między innymi w następującym aspekcie. Pierwszy początek ma miejsce dla nas ale bez nas. Również ostateczny początek jest Bożym dziełem dla nas, dla naszego dobra. Nie jest on możliwym przez wszechmocnej miłości, dobroci, miłosierdzia Ojca i Chrystusa i Ducha. A przecież ten drugi początek nie dokonuje się bez nas. Jest dla nas, ale nie dopełni się bez nas. Przypominają to dobitnie choćby i następujące słowa z dzisiejszej ewangelii: „Wszystkim tym jednak, którzy Je [tzn. Słowo] przyjęli, [Słowo] dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego - którzy (...) z Boga się narodzili” (J 1,12-13). Ewangelia to rzeczywiście pomyślna wiadomość. Przez nią Ojciec i Chrystus i Duch Święty przynoszą zbawienie. A ten Ich dar jest niezmiernie cenny i wielki także dlatego, że wiąże się z ogromnym szacunkiem wobec zbawianych. Zbawienie jest tylko i wyłącznie darem Bożym. Jest jednak takim darem, gdzie człowiek nie pozostaje bierny. Takim jest nowy początek.
Jeśli mówimy za Pismem św. o dzisiejszym święcie jako o epifanii czyli objawieniu, to trzeba pamiętać, że Opatrzność Boża mówi w ten sposób o rzeczach bardzo konkretnych. Objawienie w języku Pisma św. to Boże wejście w dzieje człowieka, wyciągnięcie ręki ku stworzeniu. Inaczej mówiąc: chodzi o takie przyjście Boga, o takie spotkanie z Bogiem, w którym człowiek zostaje zbawiony, przygarniętym przez Boga, ale nie przytłoczony Jego wielkością i chwałą, lecz przemieniony, oczyszczony, podniesiony i obdarzony udziałem w wielkich dziełach Bożych, w samej Bożej chwale (por. np. Tt 3,4n).
Kto może zostać zbawiony? Oto jedno z najważniejszych pytań, na jakie muszą znaleźć odpowiedź pierwsi chrześcijanie? My zresztą też ... Lub mówiąc językiem dzisiejszego święta: komu Objawia się Bóg? jaką ma być odpowiedź ze strony człowieka? Dzisiejsze pierwsze czytanie pochodzi ze Starego Testamentu (Iz 60,1-6). Już Stary Testament zapowiada, że suwerenną wolą Boga jest zbawić swoje stworzenia: i naród wybrany i innych (czyli także w tym znaczeniu zbawienie nie przynosi nikomu uszczerbku, nie dokonuje się z niczyją szkodą, niczyim kosztem). Można byłoby tu zacytować bardzo dużo biblijnych. Już Stare Przymierze jest zupełnym zaprzeczeniem pesymistycznego spojrzenia na dzieje stworzenia - zbawienia. To samo potwierdza drugie czytanie (Ef 3,2-3a.5-6). Tajemnica, o której tam jest mowa, to Boży wieczny plan zbawienia. My już przyzwyczailiśmy się, że są misje wśród pogan. Ale powiedzieć przed dwoma tysiącami lat, że także poganie mogą na równych prawach być zbawionymi, że i ich dotyczą odwieczne obietnice, że mają taki sam udział w dziedziczeniu Bożych obietnic i przynależeniu do Bożego ludu wybranego, było opinią dużo więcej niż bardzo śmiałą. Apostoł pisze, że plan ten zostaje objawiony przez Ducha. Trzeba byłoby przypomnieć, co to znaczy objawienie w języku Świętego Ducha Ojca i Syna. I sami jesteśmy świadkami, jak Ojciec przez Chrystusa w Duchu Świętym przeprowadza swoje tak bardzo korzystne dla stworzenia zamiary. W najdoskonalszej harmonii z pierwszym i drugim czytaniem przemawia także czytana dziś Dobra Nowina (Mt 2,1-12). W Bożej epifanii, w Bożej miłości, w Bożym ratunku jest miejsce dla każdego, kto tylko zechce przyjąć Boże zaproszenie. Dla Opatrzności nie ma lepszych czy gorszych. Wszyscy są dla Niej najważniejsi a nawet najpotrzebniejsi. Przecież czytana dziś Ewangelia mówi o przyjęciu udziału w zbawieniu przez magów, astrologów, mędrców wcześniej nie znających jedynego Boga.
Dzisiejsze święto jest i dla nas. I dla nas jest Boże objawienie. Także w tym znaczeniu, że przez nas może ono i powinno stać się błogosławionym darem i udziałem dla innych. Bo przecież Bóg chce zbawić wszystkich.
Czytany dzisiaj fragment Dziejów Apostolskich mówi o jednym ze zwrotnych momentów dziejów zbawienia. Św. Piotr wchodzi do domu poganina. Przekracza próg, który wcześniej wydawał się nieprzebywalny. Zostają otwarte drzwi, które bardzo często uważano za zamknięte na zawsze. Inaczej mówiąc: Bóg chce zbawić każdego człowieka. Okres Bożego Narodzenia bardzo często przypomina tę prawdę. Wystarczy wspomnieć pogańskich mędrców, którzy odnajdują Zbawiciela. Jak zaświadczy św. Piotr: „każdym narodzie miły jest Mu [tzn. Bogu] ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10,35). Takim właśnie jest poganin Korneliusz. Czy można byłoby się spodziewać czegoś takiego? Przecież Korneliusz to przedstawiciel rzymskiego okupanta, jego „zbrojne ramię”.
Korneliusz otrzymuje chrzest. Tak, jak przedstawiają to Dzieje Apostolskie, jest pierwszym poganinem przyjętym do wspólnoty Kościoła. Może warto w takim razie zastanowić się na jego przykładzie, co toruję drogę do Boga, do zbawienia i jak powinniśmy przeżywać nasze chrześcijaństwo. Według Dz 2,10 Korneliusz był człowiekiem pobożnym. Bał się Boga. Taką też była cała jego rodzina. Cechował go duch modlitwy. Wyróżnia go także czynna miłość bliźniego. Pomaga także materialnie znajdującym się w potrzebie. Gdyby coś podobnego można było powiedzieć o każdym chrześcijaninie a nawet o każdym człowieku ... Chrystus przychodzi z pomocą każdemu. Każdemu wyświadcza dobro (por. Dz 10,38). Coś analogicznego można powiedzieć o Korneliuszu. O chrześcijanie powiemy wprost: musi naśladować Chrystusa, musi być do Niego coraz bardziej podobny. Dzieje Apostolskie bardzo ciekawie łączą Chrystusowe wyświadczanie dobro każdemu. Z Chrystusem (czyli z równym Ojcu i Duchowi Synem, który stał się także człowiekiem) jest Bóg (w „języku” Nowego Testamentu znaczy to tyle co: Ojciec) oraz Duch Święty (Dz 10,38). Chrzest i wraz z nim całe życie chrześcijańskie stanowi wielki dar Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego. A dar ten może i musi znaleźć bardzo konkretny wyraz w życiu, w postępowaniu.
Ojciec namaścił Chrystusa Duchem Świętym: w ten sposób św. Piotr najprawdopodobniej mówi o chrzcie Chrystusa (Dz 10,38). Wiadomo, że nowotestamentalny przekaz o chrzcie Chrystusa to także bardzo ważna katecheza na temat chrztu chrześcijańskiego. W sakramencie tym Ojciec przez Chrystusa namaszcza nas Duchem Świętym. To znaczy przebacza, oczyszcza, odnawia. Udziela Ducha Świętego, czyli Bożej wszechmocy na zmartwychwstanie, na życie wieczne, także na dawanie świadectwa chrześcijańskiego życia. Korneliusz po chrzcie nie stał się gorszym ale jeszcze lepszym człowiekiem. To samo z Bożą Pomocą może i musi mieć miejsce w wypadku każdego z nas. Zbawienie to Boży dar ofiarowywany każdemu człowiekowi. W mocy Ducha Świętego każdy człowiek może zostać zbawiony, ma możliwość bycia coraz bardziej miłym Bogu: bojąc się Go i żyjąc sprawiedliwie.
„Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6,3). Tak kończy się dzisiejsze drugie czytanie. Jednocześnie słowa te nie tylko otwierają Wielki Post, ale co więcej stanowią jego definicję. Czy rzeczywiście Wielki Post jest czasem zbawienia i tym samym czasem upragnionym? Jak to jest możliwe? Odpowiedzi poszukajmy np. w dzisiejszym Psalmie, w Psalmie 51.
Po wyznaniu swojej grzeszności modlący się prosi tam między innymi w następujący sposób: „Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów w mojej piersi ducha niezwyciężonego! Nie odrzucaj mnie od swego oblicza i nie odbieraj mi świętego ducha swego!” (Ps 51,12-13). Mamy do czynienia z tekstem natchnionym. Czy w Bożym rozumieniu grzech może wymagać aż takiej interwencji, która byłaby porównywalna ze stworzeniem, z udzielenie życia w akcie stwórczym? Wygląda na to, że tak! W cytowanym fragmencie Psalmu 51 trzeba koniecznie zwrócić uwagę przynajmniej na jeszcze jedno. Co znaczy wzmianka o „duchu niezwyciężonym”? o „duchu świętym”? Czy nie trzeba tu widzieć np. jakiegoś. proroctwa o Duchu Świętym? Duch Święty jest Duchem odpuszczenia grzechów i to odpuszczenia grzechów rozumianego jako nowe stworzenie. Wystarczy choćby przeanalizować J 20,19-23. Jest tam mowa między innymi o pierwszym dniu, czy o tym, że Chrystus tchnie na Apostołów. Aluzja do stworzenia jest zupełnie wyraźna (por. Rdz 1,1-5; 2,7). Chrystus przychodząc wtedy do nie tylko udziela Apostołów daru przebaczenia. Wskrzeszając ich Duchem Świętym przebaczenia, napełniając ich tym właśnie Duchem, udziela im mocy przebaczenia grzechów i tym samy czynienia żyjącymi nawet na samą wieczność.
Wielki Post jest rzeczywiście czasem zbawienia i tym samym czasem upragnionym: właśnie dzięki Duchowi Świętemu, który jest Duchem Ojca i Chrystusa. To Jemu Ojciec i Chrystus nas powierzyli. Bez tego Ducha nie ma życia ani u jego początku ani kiedykolwiek. Bez tego Ducha nie ma odpuszczenia grzechów. Nie ma też nawrócenia, czyli moralnego zmartwychwstania. A czy możemy zmartwychwstać na zbawienie wieczne bez zmartwychwstania moralnego? Wielki Post może stać się dla każdego z nas czasem upragnionym, czasem zbawienia właśnie dzięki Duchowi Ojca i Chrystusa. On nas nie tyko będzie uczył np. przez słowa Pisma św., co mamy robić, by dostąpić odrodzenia i teraz i na całą wieczność. On jest także Bożą wszechmocą, która jest w stanie odmienić nas, pomóc w dziele zmartwychwstania moralnego, nawet wskrzesić, stworzyć na nowo. Duch Święty Ojca i Chrystusa pozwala też poznać, czy rzeczywiście z Nim współpracujemy, czy Wieli Post jest i dla nas czasem zbawienia. Jak pisze św. Paweł owocem Ducha są np. miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie (por. Ga 5,19-23).
Duch
Święty wyprowadził Jezusa na pustynię (por. Mt 4,1). Dzisiejsza ewangelia zdaje
relację z pobytu Chrystusa na pustyni, z Jego postu, z Jego zwycięstwa nad
diabłem. Dzisiejsza ewangelia opowiada o początkach publicznej działalności
Zbawiciela. Przecież jednak Chrystus działa i dzisiaj. Nie zaprzestanie
zwyciężać diabła aż po dzień ostateczny, aż po pełnię zbawienia z mocy szatana.
Diabeł spustoszył stworzenie. Bóg stworzył wszystko jako bardzo dobre - dotyczy
to także człowieka (np. Rdz 1,31). Pierwotna harmonia została zakłócona, w
ogromnej mierze zniszczona przez tego, który dzieli (tak można rozumieć
określenie „diabeł”). Przyniósł on grzech oraz jego skutki jak np. śmierć. W
pewnym znaczeniu świat stawał się w ten sposób pustynią. Jednak Boże dzieło nie
zostało przekreślone, Boży plan nie został udaremniony. Ojciec bardzo starannie
przygotowywał świat na spotkanie z Synem - Zbawicielem. Kiedy nadszedł stosowny
czas Duch Święty wprowadził Syna w spustoszony świat (por. Ga 4,4nn). Chrystus
przynosi życie, odnawia je. Jeśli potrzeba, to wskrzesza ze śmierci grzechu.
Jesteśmy
u początku Wielkiego Postu. Co mamy uczynić, żeby otrzymać dary przyniesione
przez Chrystusa w Duchu? W jaki sposób zwycięstwo Chrystusa może stać się
naszym zwycięstwem? Wsłuchajmy się choćby w dzisiejszy Psalm. Znajdziemy tan
np. takie słowa: „Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste i odnów we mnie moc
ducha!” (Ps 51,12). Oto przemiana jaka powinna się w nas dokonać. Jest ona
dziełem Boga. To On stwarza, odnawia, wskrzesza. Jednocześnie ta przemiana jest
naszą przemianą. To w nas ma bić serce, które jest coraz bardziej czystym,
Bożym, ożywiany przez Ducha. To nasz duch ma być mocny Duchem Świętym tak, by
nasze życie stawało się coraz bardziej godnym Boga i nas samych. Stoimy przed
Bożym zaproszeniem do odnowy, do wzrastania w łasce. To zaproszenie nie jest
gołosłownym. Słowo Boże, to znaczy Chrystus, ma moc stwarzania i wskrzeszania.
Duch Boży, to znaczy Duch Święty, przychodzi żeby nas prowadzić nawet przez
pustynię. Mamy więc do naszej dyspozycji atuty, od których większych być nie
może. Wielki Post przypomina, jak dużo zostało złożone w nasze ręce.
Mamy
potrzebne środki by dojść do celu, jakim jest Bóg i wieczne z Nim przebywanie.
Wiemy, jak ten cel osiągnąć, którędy prowadzi droga i jak ją przebyć. Może
najtrudniejszym dla nas ludzi jest wzięcie się w garść, wyruszenie w tę drogę,
nieustanie w niej. Stąd między innymi i czas Wielkiego Postu, okres, w którym
mamy się zmobilizować, pokutować, wzmocnić w łasce. Trzeba ten czas jak
najlepiej wykorzystać. Warto go sobie zaplanować, mieć swój plan działania.
Warto też na zakończenie tego okresu rozliczyć się w swoim sercu z osiągnięć.
Obyśmy pozwolili Duchowi Świętemu by nas prowadził, by zwycięstwo Chrystusa
stało się naszym zwycięstwem, byśmy przez przemianę naszego życia przybliżyli
się do Ojca niebieskiego.
Dzisiaj
Dobra Nowina przypomina misterium przemienienia Chrystusa. Miało ono
przygotować uczniów mękę i śmierć Zbawiciela. Boży zamiar sięga jednak dużo,
dużo dalej. Ostatecznym słowem Boga nie są cierpienie i śmierć, ale dar pełnych
chwały zmartwychwstania i życia wiecznego. Dokładnie to samo co roku powtarza
także np. Wielki Post. Chrystus nie chce być sam w misterium przemienienia. Na
właściwe sobie sposoby Ewangelia przypomina, że jest tam z Nim i Ojciec i Duch
Święty. Znowu jednak nie jest to jeszcze koniec. Chrystus przyprowadza tam ze
sobą Apostołów. Ojciec i Syn i Duch Święty nie potrzebują nikogo. Jednak
przecież kiedyś stwarzają świata. Są razem ze swoimi stworzeniami także po
przyjściu grzechu. Bóg zawsze chce być z nami. Obecność ludzi na górze
przemienienia zapowiada, że także w zmartwychwstaniu i w pełni życia wiecznego
Ojciec i Chrystus i Duch Święty pragną mieć nas ze sobą.
Bóg
zaprasza a nawet przyprowadza na górze przemienienia Mojżesza i Eliasz oraz
trzech Apostołowie. Są oni jednymi z najważniejszych postaci Starego i Nowego
Przymierza. W ogromnej mierze to właśnie przez nich Stare i Nowe Przymierze
prowadzą do Boga, tzn. do zbawienia, do przemienienia, jakim jest
zmartwychwstanie na wieczne życie z Bogiem. Takim przecież są ostateczne skutki
spotkania z Ojcem i Chrystusem i Duchem Świętym. Bóg otacza się tymi, którzy do
Niego prowadzą innych. Zmienia nas na lepsze, byśmy sami razem z Nim na lepsze
przemieniali innych. Także w tym znaczeniu Mojżesz, Eliasz, Piotr, Jakub i Jan
są przedstawicielami wszystkich zbawionych.
Ewangelię
o przemienieniu czytamy prawie na samym początku Wielkiego Postu. Wielkość tego
okresu polega na prowadzeniu ku Świętom Zmartwychwstania. Chodzi o Niedzielę
Wielkanocną, w której Ojciec i Chrystus i Duch Święty ogarną i przemienią nie
tylko np. jeden dzień naszego doczesnego „teraz”, ale na zawsze to wszystko, co
dostąpi zbawienia, co nie odtrąci Bożego daru przemienienia. Wielki Post jest
zaproszeniem do przyjęcia tego daru. Stanowi także przypomnienie, że przyjęcie
go nie może nie znaleźć bardzo konkretnego, widzialnego wyrazu już teraz w
przemianie życia, w moralnym powstaniu z martwych, w odnowie postępowania,
myślenia, czyli w przemienianie życia na lepsze. Czy jest to możliwe? Jest
konieczne. Z Bożą pomocą może także znaleźć swoje zupełne spełnienie: we
wszechmocy Ducha Świętego przez przyjęcie Chrystusa, Jego nauki, stawanie się
coraz bardziej Jego wiernym uczniem.
„O,
gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: Daj Mi się napić
- prosiłabyś Go wówczas, a dałby ci wody żywej” (J 10,4). Słowo Bóg w Nowym
Testamencie znaczy tyle co „Ojciec”, „Bóg Ojciec” (wyjątek stanowi tylko około
sześciu tekstów na jakieś 1318). Chrystus, który rozmawia z Samarytanką jest
darem danym nam przez Boga Ojca. Bóg Ojciec razem ze swoim Synem i przez Niego,
przez Chrystusa, udziela nam jeszcze jednego daru, daru „wody żywej” (por. np.
J 4,10.11.13.14). Chodzi tutaj o Ducha Świętego. Świadczy to tym choćby
następujący tekst z tej samej Ewangelii św. Jana: „Jak rzekło Pismo: Strumienie
wody żywej popłyną z jego wnętrza. A [Chrystus] powiedział to o Duchu, którego
mieli otrzymać wierzący w Niego” (J 7,38-39). I chociaż także w dzisiejszej
ewangelii nie pada określenie „Trójca św.” to Chrystus mówi właśnie o Niej.
Jeżeli
Bóg objawia siebie, jeżeli wcześniej nas stworzył, to dlatego, że kocha każdego
z nas i każdemu z nas pragnie udzielić daru życia wiecznego. To właśnie dlatego
Ojciec dał nam swojego Syna oraz Ducha Świętego (por. np. J 3,16nn; Ga 4,4nn).
To właśnie przez swojego Syna, przez Chrystusie Ojciec prowadzi nas do siebie.
Ojciec dokonuje tego dzieła w Duchu Świętym. „Nadchodzi jednak godzina, owszem
już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i
Prawdzie, a takich to czcicieli chce mieć Ojciec” (J 4,23). Nieskończenie nas
przewyższający Bóg daje nam zbliżyć się do siebie żeby nas zbawić: jest to
możliwym w Duchu Świętym. „(...) wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są
synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli (...), ale
otrzymaliście Ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze!
Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha (...)” (Rz 8,14-16).
Nieskończenie nas przewyższający Bóg daje nam zbliżyć się do siebie żeby nas
zbawić: jest to możliwym przez Chrystusa. Chrystus samo o sobie mówi: „Ja
jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko
przeze Mnie” (J 14,16). I jeżeli np. skorzystamy dzisiaj z zaproszenia Boga
Ojca i spotkamy się z Nim na niedzielnej Mszy św., to będzie to spotkanie
możliwe dzięki Chrystusowi i Duchowi Świętemu, będzie to cześć oddana Bogu w Duchu
i w Prawdzie.
Tak
naprawdę można czcić Ojca tylko w Duchu i w Prawdzie, w duchu i w prawdzie. To
znaczy w Duchu Świętym przez Chrystusa. „W duchu i prawdzie” oznacza także,
jakim ma być każdy z nas, żeby czcić Boga. Trzeba pozwolić Chrystusowi i
Duchowi Świętemu, by nas przygotowali na spotkanie z Ojcem. Chodzi tutaj przede
wszystkim o ciągła przemianę wewnętrzną. Można ją nazwać nawróceniem. Trzeba ją
określać także mianem wzrostu wewnętrznego. I jest to postawa, która jak
najbardziej musi wydawać owoce widoczne na zewnątrz - tak samo jak działanie
Boże, które w swoim czasie jest jak najbardziej dostrzegalnym. Niewidzialny Syn
stał się widzialnym będąc człowiekiem dla naszego zbawienia. Niewidzialny Duch
Święty to Ten, który wskrzesza nie tylko ludzkiego ducha ale i ludzkie ciało na
życie wieczne. Tak samo i nasze życie musi przynosić dostrzegalne owoce.
Dzisiejsza
niedziela nosi nazwę niedzieli „Laetare!” To łacińskie słowo znaczy: „ciesz
się!” W liturgii zamiast koloru fioletowego (podobnie jak w trzecią niedzielę
adwentu) można dziś użyć koloru różowego. Właśnie by podkreślić motyw radości.
Jakie powody skłaniają do radości w samym sercu czasu pokuty? Jest ich bardzo
dużo. I przynajmniej trochę na ich temat.
Dzisiejsza
ewangelia mówi o jednym z wielu uzdrowień dokonanych przez Chrystusa. Chrystus
przywraca zdrowie a nawet wskrzesza, bo kocha, bo jest zdjęty miłosierdziem. Ma
przed sobą ludzi, którzy cierpią: jedni np. duchowo, inni cieleśnie. Uzdrowienia
dokonywane przez Chrystusa zapowiadają to ostateczne i pełne uzdrowienie, jakim
będzie wskrzeszenie zbawionych ludzi na życie wieczne. W ten sposób uzdrowienia
zapowiadają pełnię zbawienia, pełne zwycięstwo nad grzechem i wszystkimi jego
konsekwencjami. Ewangelia mówi o przynajmniej podwójnym przejrzeniu. Dzięki
Chrystusowi niewidomy może odtąd normalnie widzieć. I jest to ogromny dar.
Absolutnie nie wolno go lekceważyć. Ale Chrystus daje niewidomemu poprawnie,
bardzo dobrze widzieć również w porządku nadprzyrodzonym. Oto niewidomy teraz
widzi także oczyma wiary. Rozpoznaje w swoim dobroczyńcy danego przez Boga
Zbawiciela. Zaczyna w Niego wierzyć. Nie waha się wyznać tej wiary nawet wobec
trudności, prześladowań. Cały człowiek ma być zbawiony. Dzisiejsza ewangelia
mówi również i o tym. Chrystus uzdrowił i ciało i ducha człowieka niewidomego.
„Zbudź
się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus!” (Ef 5,14).
Prawdopodobnie św. Paweł, pod natchnieniem Ducha Świętego, zaczerpnął te słowa
z jednej z pierwszych modlitw
odmawianych przez chrześcijan. Mówimy, że modlitwa to rozmowa z Bogiem. „Zbudź
się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus!” (Ef 5,14). Mamy
tutaj wezwanie, zaproszenie. Sam Bóg kieruje je do każdego z nas. Każdy z nas
może dostąpić uzdrowienia. Dla Boga każda choroba jest uleczalna. On sam wie
też najlepiej, kiedy uleczyć. Dla Boga nie ma takiego snu, z którego nie
potrafiłby On obudzić człowieka. Bóg może podnieść, wskrzesić nawet ze śmierci.
Każdemu z nas Bóg ofiarowuje w darze światło Chrystusa, światło
zmartwychwstania na życie wieczne. Teraz już od człowieka zależy, czy przyjmie
te dary.
„Zbudź
się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus” (Ef 5,14).
Modlitwa ta bardzo dobrze wyjaśnia, na czym musi polegać Wielki Post. Przed
nami kolejny jego tydzień. Obyśmy u jego kresu mogli powiedzieć z radością i
dumą: przebudziłem się, podniosłem się, przyjąłem światło od Chrystusa
zmartwychwstałego. Prośmy i samemu starajmy się o jeszcze więcej: oby i dla innych
spełniły się słowa „Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci
Chrystus” (Ef 5,14).
Dzisiejsza
liturgia słowa mówi o Trójcy Świętej, która wskrzesza umarłych. Pierwsze
czytanie ukazuje Boga Ojca, który wskrzesza mocą swojego Świętego Ducha. „... gdy wasze groby otworzę i z grobów was wydobędę, ludu mój.
Udzielę wam mego Ducha po to, byście ożyli, i powiodę was do kraju waszego” (Ez
37,13-14). Nowy Testament przypomni, że naszym krajem, naszą ojczyzną jest
niebo (por. np. Flp 3,20n). Tam ojczyzna, gdzie ojciec. Człowiek wyszedł od
Ojca, który jest w niebie. Zmartwychwstanie na zbawienie wieczne to przyjście
do domu Ojca. A Ojciec dokona tego przez swego Syna Jezusa Chrystusa w Duchu
Świętym. Dzisiejsza Ewangelia przypomina o zapowiedzi zmartwychwstania
zbawionych na życie wieczne, jakim jest wskrzeszenie Łazarza. Jest to wspólne
dzieło Ojca i Syna (por. np. J 11,41). A tam gdzie jest Ojciec, tam gdzie
działa Syn, tam spotkamy i Ducha Świętego. „Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł:
Ojcze, dziękuję Ci, żeś mnie wysłuchał. Ja wiedziałem, że mnie zawsze
wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie lud to powiedziałem, aby
uwierzyli, żeś Ty Mnie posłał” (J 11,41-42). Jeżeli Jezus mówi: „Łazarzu, wyjdź
na zewnątrz!” (J 11,43), to czyni tak również za względu na każdego z nas.
Chce, by zniknęło wszystko co krępuje zniewala, by każdy z nas w wolności
przyszedł do Życia.
„A
jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co
wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne
ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8,11). Nie doszliśmy jeszcze do
Niedzieli Zmartwychwstania, a natchnione słowo Boże z mocą przypomina: Trójca św.
nie jest Bogiem umarłych ale żywych (por. Mt 22,32). Bóg Ojciec to Ten, który
wskrzesił Jezusa Chrystusa, to Ten, który wskrzesi zbawionych na życie wieczne.
Chrystus to Ten, który zmartwychwstawszy udziela nam Ducha Świętego, abyśmy i
my mogli zmartwychwstać (J 20,21n; Rz 8,9n). Jeśli Chrystus w nas mieszka, to
nasza śmierć umrze na wieki ustępując w ten sposób miejsca życiu
wiecznemu. Duch Święty, to Ducha
zmartwychwstania (por. np. Rz 8,11). Jeśli On w nas mieszka, to należymy do
Chrystus (por. Rz 8,9), który jest zmartwychwstaniem i życiem (J 11,25). Jeśli
Duch Święty w nas zamieszkuje, to żyjemy życiem Bożym, życiem dzieci Bożych (Rz
8,14n), to mocą tego Ducha zmartwychwstania Bóg Ojciec wraz z Chrystusem i nas
wskrzesi z martwych (np. Rz 8,11).
Jesteśmy
już prawie u progu Świąt Zmartwychwstania. Trójca Święta, Ojciec i Syn i Duch
Święty zapraszają każdego z nas do przyjęcia daru zbawienia, zmartwychwstania i
życia. Każdy, kto tylko chce, otrzyma ten dar.
W Niedzielę Palmową jako drugie czytanie we Mszy św. mamy fragment Listu do Filipian z rozdz. 2, wiersze 6-11. Najprawdopodobniej św. Paweł miej czy bardziej dokładnie cytuje tu jedną z najstarszych modlitw chrześcijańskich (może jakiś jej fragment). W ten sposób Bóg podniósł tę ludzką modlitwę do nieskończenie wysokiej rangi natchnionego słowa Bożego. Taki los niejeden raz spotkał słowa ludzkiej modlitwy (wystarczy np. pomyśleć o Psalmach). W takim razie ludzka modlitwa w oczach Bożych posiada przeogromną wartość. Jeszcze większe znaczenie ma sam człowiek.
Interesujący nas teraz fragment Listu do Filipian mówi o dziele, jakiego Ojciec i Syn i Duch Święty dokonują dla zbawienia ludzi. Jest tam poświadczone na niejeden sposób o bóstwie Syna, że jest On we wszystkim równy Bogu Ojcu. I tak mamy np. wzmianki, że Syn przed wcieleniem istniał w postaci Bożej (Flp 2,6), że posiada godność Pana (Flp 2,11). Absolutnie całe stworzenie oddaje Mu boską cześć, cześć należną tylko Bogu: korzy się przed Nim wszelka stworzona istota (Flp 2,10-11). Interesujący nas tekst mówi bardzo ciekawie o misterium przyjścia Chrystusa, o Jego bóstwie, wcieleniu, ludzkiej śmierci, zmartwychwstaniu i pełni chwały. Mamy więc streszczenie całego misterium paschalnego. Zostajemy bardzo dobrze wprowadzeni w Wielki Tydzień. Pismo św. trzeba czytać. Otóż gdybyśmy przeczytali wiersz wprowadzający rozważany fragment Listu do Filipian, to znajdziemy tam następujące słowa: „To dążenie niech was ożywia, ono też było w Chrystusie Jezusie ...” (Flp 2,5). Równy Ojcu i Duchowi Syn nie staje się człowiekiem dla swego kaprysu. Nie zmartwychwstaje np. w egoistycznym poszukiwaniu chwały dla siebie. Czyni to dla naszego zbawienia. Jak pokazuje dzisiejsze drugie czytanie, staje się On jednym z nas by nas zbawić. Uniża się, by nas wywyższyć. To coś podobnego, jak z losami modlitwy, która stała się interesującym nas fragmentem Listu do Filipian. Naszym celem, tym, co ma nas ożywiać, jest naśladowanie Chrystusa. Jak widać, nie ma tu miejsca na jakiekolwiek wyrachowanie, na chęć zysku, egoizm. Jest za to uczestniczenie w życiu Bożym. Można i trzeba je nazwać drogą zmartwychwstania i wywyższenia. Jak przypomina nasz fragment Listu do Filipian, Syn Boży nie porzucił przyjętego przez siebie człowieczeństwa. Nie zerwał przyjętego we wcieleniu związku. Wprowadził, jeśli tak wolno powiedzieć, to człowieczeństwo do najwyższej sfery samej Bożej chwały. I czegoś podobnego Ojciec i Chrystus i Duch Święty chcą dokonać ze zbawionymi. A chcą Oni zbawić każdego. W ten sposób bardzo dobrze zostajemy wprowadzeni w misteria Wielkiego Tygodnia, w misteria zbawienia dla nas.
W Wielki Czwartek wieczorem, w czasie tzw.
Mszy Wieczerzy Pańskiej liturgia przypomina nam między innymi fragment z
Pierwszego Listu do Koryntian. Chodzi o tekst dotyczący ustanowienia
Eucharystii przez Chrystusa i Jego polecenie, by uczniowie sprawowali
Eucharystię aż do przyjścia Zbawiciela w chwale u początku wieczności zbawienia
(1 Kor 11,23-26). Tak Apostoł pisze do chrześcijan z Koryntu mniej więcej
między rokiem
Wielki Czwartek powinien być czasem dziękczynienia za Najświętszą Eucharystię oraz za sakrament kapłaństwa posługi. Bo czy bez tego drugiego np. moglibyśmy uczestniczyć w Eucharystii i zadośćczynić w ten sposób woli Chrystusa? Wielki Czwartek niech będzie także czasem troski o te sakramenty, odpowiedzi Zbawicielowi także pod tym względem. Może potrzeba, byśmy podjęli jakieś postanowienia? Być może trzeba także pomyśleć o zewnętrznych przejawach wypełniania woli Chrystusa. Sakramenty są danym nam przez wszechmocnych Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego „przejściem” do zbawienia wiecznego. Nie moglibyśmy nie troszczyć się o ten dar. Na ile to od nas zależy, musimy go czynić dostępnym, „do zaakceptowania” dla innych. Także jeśli chodzi to, co zewnętrzne.
Dzisiaj przed Dobrą Nowiną słyszymy i wypowiadamy (choćby sercem, a to przecież wcale nie jest mało!) następujące słowa: „Dla nas Chrystus stał się posłuszny aż do śmierci, a była to śmierć krzyżowa. Dlatego Bóg wywyższył Go nad wszystko i darował Mu imię, które jest ponad wszelkie imię” (por. Flp 2,8-9). Wystarczy trochę poszperać w książkach, żeby przekonać się, że w Nowym Testamencie słowo „Bóg” właściwie zawsze odnosi się do Pierwszej Osoby Trójcy Świętej, czyli do Ojca. Łatwo też sprawdzić, że Nowy Testament ma swoje bardzo skuteczne sposoby, by mówić o bóstwie Syna i Ducha Świętego. Właśnie stwierdzenie, że Chrystus posiada „imię ponad wszelkie imię” są takim jednoznacznym wyznaniem wiary w Jego bóstwo (por. np. Flp 2,10-11; Iz 45,23). Tak więc słowa, jakie liturgia umieszcza w Wielki Piątek przed Dobrą Nowiną, zupełnie klarownie wyjaśniają, Kto nas zbawił. Równy Ojcu i Duchowi Świętemu Syn dla naszego zbawienia stał się człowiekiem, umarł i zmartwychwstał.
Ten właśnie równy co do bóstwa Ojcu i Duchowi Świętemu Chrystus i dzisiaj prowadzi do pełni dzieło naszego zbawienia. W liturgii Wielkiego Piątku szczególne miejsce przypada modlitwie powszechnej. Dzisiaj jest ona wyjątkowo rozbudowana i uroczysta. Ma to nam uświadomić, że Chrystus chce zbawienia wszystkich. W Wielki Piątek bardzo podkreślamy, że w zupełności podzielamy to pragnienie Zbawiciela, że nikogo nigdy nie chcemy pominąć (choćby tylko przez mimowolne zapomnienie) w naszej modlitwie. Czytany dzisiaj fragment Listu do Hebrajczyków (4,14-16; 5,7-9) bardzo ciekawie charakteryzuje Chrystusa. Jest On Wielkim Arcykapłanem. By zrozumieć to określenie, trzeba przypomnieć sobie znaczenie, jakie mieli arcykapłani w Starym Przymierzu. Widać wtedy, że i teraz jednym z głównych „zajęć” (jeśli wolno tak powiedzieć) uwielbionego Chrystusa jest wstawianie się za nami przed Ojcem. Ile razy modlimy się za innych, tyle razy czynimy to razem z Chrystusem Arcykapłanem.
Przez Chrystusa w Duchu Świętym Ojciec udziela nam zbawienia. Wielki Piątek jednoznacznie przypomina, że dar ten w zupełności przekracza ludzką logikę przyjmowania. Zbawiając nas, Chrystus dołącza nas do siebie w dopełnianiu Bożego dzieła. Przebaczenie, miłosierdzie, miłość, jakie otrzymujemy, są tak przeobfite, że nie mieszczą się w nas. Przyjmując, otrzymujemy udział w Bożej mocy dawania. Krzyż zbawienia oznacza i urzeczywistnia bardzo głęboki związek. Nie ogranicza się on jedynie do naszego „teraz” czy do cierpienia lub śmierci. Nie przekreślając poprzednich, Ojciec i Chrystus i Duch Święty doprowadzają w ten sposób do nieskończonej pełni swe dzieło nowego stworzenia, chwały, życia i miłości.
Z wielu ważnych (i ciekawych) powodów liturgiczne odmierzanie czasu, jakie stosuje Kościół katolicki, niekiedy obiega od obecnie stosowanej „świeckie” rachuby kalendarzowej. I tak np. największe święta zaczynają się wieczorem poprzedniego dnia (licząc według kalendarza „świeckiego”). Dla przykładu liturgiczny obchód Niedzieli Zmartwychwstania rozpoczyna się tzw. Wigilią Paschalną. I tak obecnie w Wielką Sobotę nie sprawuje się obrzędów liturgicznych. Jest to jedyny tego rodzaju wypadek w całym roku liturgicznym. Wymowę tej symboliki potęguje fakt, że przeżywamy przecież najważniejsze tajemnice naszej wiary. Otóż także przez swą aliturgiczność Wielka Sobota przypomina fundamentalne znaczenie zmartwychwstania Zbawiciela.
Przed prawie dwoma tysiącami lat św. Paweł następująco pisał do jednej z pierwszych wspólnot chrześcijańskich: „(...) jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także wasza wiara. (...) jeżeli Chrystus nie zmartwychwstał, daremna jest wasza wiara i aż dotąd pozostajecie w swoich grzechach. Tak więc i ci, co pomarli w Chrystusie, poszli na zatracenie” (1 Kor 15,14-18). Inaczej mówiąc, bez zmartwychwstania Chrystusa nie ma zbawienia ani dla żywych ani dla umarłych. Nie byłoby ratunku dla nikogo. Chrześcijaństwo nie miałoby sensu. Np. nasza liturgia byłaby bezwartościowa. Ojciec i Chrystus i Duch Święty nie zbawialiby przez nią. Zamiast oddawać Im przez liturgię cześć, obrażalibyśmy Ich. Według wiary wyznawanej od początku i zawsze przez chrześcijan bez zmartwychwstania Chrystusa nie ma zbawienia. I absolutnie nie należy tu sprowadzać zmartwychwstania do np. jakiegoś dowodu, że ofiara krzyżowa Odkupiciela jest skuteczna. Chodzi o dużo więcej.
Krzyża i zmartwychwstania Chrystusa nie można oddzielać. Nie wolno zapominać ani o jednym ani o drugim. Jest rzeczą bardzo znamienną, że według Nowego Testamentu dzieje Chrystusa i Jego dzieło nie kończy się wraz ze śmiercią na krzyżu. Wystarczy czytać np. zakończenia ewangelii. Podobnie jako chrześcijanie wierzymy, że Boże dzieło zbawienia nie kończy się na przyjęciu duszy człowieka przez Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego w chwili śmierci zbawionego. Oczekujemy, że zbawieni cieleśnie zostaną wskrzeszeni na życie wieczne (np. Rz 8,11). To także stanowi zasadniczą cześć wiary i nadziei chrześcijan: od samego początku.
Oczekiwanie Wielkiej Soboty na liturgiczny obchód zmartwychwstania Chrystusa jest także pełnym nadziei spojrzeniem na przyszłość zmartwychwstania zbawionych. Ze zmartwychwstania Zbawiciela, które stanowi jedną organiczną jedność z całym misterium paschalnym, przychodzi zbawienie w swej nieskończonej pełni. Dotyczy to przyszłości zmartwychwstania odkupionych na wieczność zbawienia. Tak samo skutecznie chodzi też o zbawienie w naszym doczesnym „teraz”.
W Niedzielę Zmartwychwstania pierwsze czytanie przypomina nam katechezę wygłoszoną przez św. Piotra w domu Korneliusza (Dz 10,34a.374). Inaczej mówiąc: Izraelita głosi dobrą nowinę poganinowi, stwierdza, że każdy może dostąpić zbawienia, że taką jest suwerenna wola Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego. Zmartwychwstanie Zbawiciela przynosi coraz więcej owoców. Wprost trzeba powiedzieć: skutki Chrystusowego powstania z martwych coraz to przekraczają kolejne ludzie oczekiwania. Choćby na końcu czytanego dzisiaj fragmentu Dziejów Apostolskich słyszymy uroczyste zapewnienie: w imię Zmartwychwstałego odpuszczenia grzechów dostępuje nie tylko Izraelita Piotr, nie tylko poganin Korneliusz, Bóg chce udzielić tego daru absolutnie każdemu. Przez Zmartwychwstałego Ojciec w mocy Ducha Świętego przebacza, czyli jednoczy ze sobą. A w dopełniającej się w ten sposób jedności Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego do swej pełni zmierza wspólnota żywych, którzy zostali wskrzeszeni, świętych, którzy dostąpili odpuszczenia grzechów. We wspólnocie tej jest miejsce dla każdego. Każdego z nas Bóg chce mieć zmartwychwstałego na wieki wieków w swojej rodzinie. „... nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście ... domownikami Boga” (Ef 2,19).
Apostołowie są świadkami zmartwychwstania i tym samym całego dzieła Chrystusowego. To znaczy, że mocą Ducha Bożego przez nich i przez ich uczniów (czyli w Kościele) zmartwychwstanie Zbawiciela będzie dostępne dla wszystkich, z którymi danym będzie się im spotkać. To zmartwychwstanie jest spotkaniem z Chrystusem działającym w całej wszechmocy Ducha Ojca czyli uzdrawiającym, wskrzeszającym, wyzwalającym z mocy diabła, przebaczającym, krótko mówiąc: czyniącym wszystkim dobrze. Jesteśmy więc uczestnikami zmartwychwstania. Potrzeba tylko jeszcze jednego: byśmy przyjęli ten Boży dar w całej pełni i na całą wieczność.
Takim też jest zasadnicze przesłanie Wielkanocy. W Liście do Efezjan znajdziemy między innymi następujące wezwanie: „Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych, a zajaśnieje ci Chrystus” (Ef 5,14; por. Rz 13,11n). Otrzymaliśmy dar nowego życia w apostolskiej wspólnocie Kościoła, w Jego sakramentach, w Jego nauce i w świadectwie Jego życia. Teraz potrzeba ten dar w sobie pielęgnować, rozwijać, dzielić się nim z innymi: w mocy Ducha Ojca i Chrystusa, Ducha zmartwychwstania, Ducha wielbienia Boga i czynienia dobra. To właśnie w ten sposób przyjmujemy Bożą pomoc. To także stanowi znak nowego życia, które nie ginie ale rozwija się z Bożej mocy ku wiecznej pełni zmartwychwstania. Dar Wielkiej nocy jest dla każdego.
„A oto Jezus stanął przed nimi i powiedział: «Witajcie!» One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon. A Jezus powiedział do nich: «Nie bójcie się! Idźcie i oznajmijcie moim braciom: niech idą do Galilei, tam Mnie zobaczą»” (Mt 28,9-10). W taki sposób św. Mateusz relacjonuje spotkanie ze zmartwychwstałym Chrystusem. Tłumaczenie jest zawsze rzeczą trudną. Dosłownie Zmartwychwstały wita słowami: „Radujcie się!” To prawda, że tak właśnie ludzie pozdrawiali się w Jego czasach po grecku (czyli w języku, w jakim została spisana także Ewangelia św. Mateusza; por. Łk 1,28). Warto jednak pamiętać, że Zmartwychwstały Jezus wzywa także do radości. Dopiero po takim właśnie powitaniu mówi o odwadze, o głoszeniu zmartwychwstania innym ludziom, zapowiada następne spotkanie. Tym samym mamy listę bardzo ważnych darów, jakie uczniowie otrzymują wraz z Wielkanocą.
Darów tych udzielają Ojciec i Chrystus i Duch Święty. I chcą Oni, by dary te znalazły oddźwięk w życiu chrześcijanina. Nasza radość ma podstawy w Bogu. Nasza odwaga nie jest lekkomyślnością. Nasze zapowiadanie przyjścia Zbawiciela opiera się na Objawieniu i na doświadczeniu, na Objawieniu Bożym i na doświadczeniach, które stały się udziałem innych ludzi i nas samych. Inaczej mówią, Bóg decydująco kształtuje także nasze doczesne „teraz” właśnie poprzez misterium paschalne i na wzór misterium paschalnego.
„Jezus stanął przed nimi i rzekł: «Witajcie!» One podeszły do Niego, objęły Go za nogi i oddały Mu pokłon” (Mt 28,9). W zmartwychwstaniu Jezus przychodzi do nas. Ewangelista opisuje postawę kobiet, które Go spotykają, jako pełną także szacunku. Może nawet chce powiedzieć, że oddają Mu cześć boską. W zmartwychwstaniu Bóg przychodzi do człowieka. Daje się spotkać, doświadczyć: i swej nieskończonej wielkości i swej niezmierzonej bliskości. Przyjmuje oddawaną Mu cześć (i jest to bardzo dużo). Napełnia radością, odwagą, mocą, nadzieją. Udziela dalszych obietnic.
Jakimi są nasze obecne spotkania ze Zmartwychwstałym Chrystusem i tym samym z Ojcem i Duchem Świętym? Czy są to spotkania podobne do tego, które stało się udziałem kobiet z dzisiejszej ewangelii? Czy owocują one taką wiarą i taką miłością do Boga i do bliźnich, o jaka ożywia św. Piotra? Według dzisiejszego pierwszego czytania (Dz 2,14.22-32) Apostoł dzieli się tym, co ma. Przynosi innym radość zmartwychwstania, odwagę na nawrócenie, dobrą wiadomość o Zbawicielu, który wychodzi naprzeciw każdemu potrzebującemu zbawienia.
Czytana dzisiaj ewangelia przypomina nam jedne z pierwszych słów zmartwychwstałego Chrystusa tak, to odnotowuje Ewangelia św. Jan: „Pokój wam” (J 20,19). Można chyba powiedzieć, iż znajdują się one w samym sercu wielkanocnego przesłania, dobrej wiadomości o zmartwychwstaniu i życiu. Zwróćmy uwagę, że słowa te padają dwa razy. Chrystus powtarza i rozwija swoją myśl: „Pokój wam! Jak Ojciec mnie posyła, tak i Ja was posyłam” (J 20,21). Potem Zbawiciel udziela swoim uczniom daru Ducha Świętego: „Weźmijcie Ducha Świętego! Którym grzechy odpuścicie, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane ” (J 20,22-23).
Chrystus zmartwychwstały obdarowuje nas pokojem, darem Ducha Świętego oraz przebaczeniem grzechów. Co więcej powołuje On swoich uczniów do udziału w udzielaniu tych darów. Posyła ich, by przebaczali w imieniu Boga i mocą samego Boga. W dniu zmartwychwstania Apostołowie otrzymują władzę odpuszczania grzechów, wskrzeszania umarłych do nowego życia, do pełni życia, do życia łaski, do życia wiecznego. W Apostołach, oraz uczniach ich uczniów są obecni i działają Ojciec, Syn i Duch Święty. To Trójca Święta sankcjonuje ludzkie słowa przebaczenia. Nadaje im moc, wartość, skuteczność. Wielki Czwartek po raz kolejny przypomniał nam ustanowienie sakramentów Eucharystii oraz kapłaństwa posługi. Jednym z zasadniczych punktów Liturgii Wigilii Paschalnej był sam sakrament chrztu czy też nawiązania do niego. Jak przypomina choćby 6-ty rozdział Listu do Rzymian św. Pawła, sakrament chrztu to daje nam udział w śmierci Chrystusa, byśmy w ten sposób mogli uczestniczyć w zmartwychwstaniu i chwale Zbawiciela. Dzisiaj liturgia wielkanocna mówi o darze odpuszczenia i odpuszczania grzechów.
Całe nasze życie ma być życiem paschalnym. Z jednej strony znaczy to, że mamy ustawicznie powstawać z naszych grzechów. Z drugiej strony chodzi o przypomnienie ostatecznego wymiary naszego życia. Jego celem i pełnią ma być wieczność z Bogiem, zmartwychwstanie naszego ciała, wieczne przebywanie z Bogiem. Dopełnieniu tego dzieła służą sakramenty święte. Działa w nich, poprzez nie Ojciec, Syn i Duch Święty. Stąd właśnie bierze się ich moc, ich skuteczność. Bożą wszechmocą sakramenty święte dają nam udział, już teraz w doczesności, w misterium paschalnym Zbawiciela, w owocach Jego poniżenia, męki, śmierci, zmartwychwstania, wywyższenia, w darze Ducha Świętego na życie doczesne i wieczne. Sakramenty święte są więc uprzywilejowanymi środkami, jakie Opatrzność Boża daje nam na drodze ku zbawieniu wiecznemu. Trzeba więc byśmy dla własnego dobra umieli korzystać z tych darów. Trzeba, żeby nigdy nie zabrakło nam ich szafarzy. Z Bożego postanowienia, Bożą wszechmocą w ich sakramentalnej posłudze uobecnia się dobroć Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego, dopełnia się dzieło naszego zbawienia oraz uwielbienia Boga.
Ewangelia
niejako przenosi nas w dzień zmartwychwstania. Jest to pierwszy dzień tygodnia,
pierwsza niedziela w dziejach świata. Jest to rzeczywiście pierwszy dzień. Nie
tylko dlatego, że przypomina on pierwszy dzień dziejów świata stworzonego, samo
jego początek, punkt wyjścia. Jeszcze bardziej jest to pierwszy dzień ze
względu na zmartwychwstanie Chrystusa. Oto nowy i ostateczny punkt wyjścia
wszystkiego, co zbawione. Jesteśmy w ten sposób u początków odrodzenia, odnowy
stworzenia, pełni zbawienia. Teologia mówi tutaj np. o „nowym stworzeniu”: „Jeżeli więc ktoś jest w Chrystusie, jest nowym stworzeniem.
To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17). A co na ten
temat mówi dzisiejsza ewangelia?
„...
niektóre z naszych kobiet przeraziły nas” (Łk 24,22). Wiadomość, dobra (!)
wiadomość o zmartwychwstaniu Chrystusa może wywołać bardzo różne reakcje.
Pomyślmy choćby o tym. Rzeczywiście stajemy wobec wydarzenia, którego na dobrą
sprawę nawet nie potrafimy sobie wyobrazić. Nic więc dziwnego, że wielu ludziom
bardzo trudno uwierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa. Co dopiero powiedzieć o
należytym zrozumieniu tego wielkiego misterium. Jak bardzo potrzeba tutaj Bożej
łaski by z radością przyjąć ten nieskończenie wielki dar.
Bardzo
ważnym jest, że zmartwychwstanie jednoczy. Nie oddziela nas ono np. od
Chrystusa. Zmartwychwstały Jezus jest z nami. Jest to obecność wszechmocna a
jednocześnie bardzo delikatna, szanująca człowieka. Wszechmocny Chrystus nie
ukrywa się przed nami. Cierpliwie i troskliwie przygotowuje nas, byśmy zdołali
Go rozpoznać i spotkać.
W
dzisiejszej ewangelii sam Chrystus przypomina o dwóch szczególnych „miejscach”,
gdzie możemy z Nim być. Są to Jego słowa i Jego „łamanie chleba”. Chrystus
przypomina również, jak bardzo do spotkania z Nim potrzeba zwykłej miłości
względem każdego. Uczniowie otrzymują dar szczególnej obecności Zbawiciela u
ich boku wtedy, kiedy przygarniają samotnego wędrowca. Uczniowie otrzymują dar
uświadomienia sobie obecności Chrystusa wtedy, kiedy troszczą się o samotnego
podróżnego, o jego nocleg. Dwaj uczniowie chcą, by Chrystus pozostał z nimi.
Chrystus rzeczywiście będzie z nimi, ale w sposób przewyższający ich
pragnienia: prowadząc ich ku wspólnemu celowi, ku zbawieniu.
Uczniowie spotkawszy Chrystusa nie zatrzymują tego skarbu dla siebie. Nie zważając na przeciwności (np. podróżowanie nocą nigdy do najbezpieczniejszych nie należało) idą do innych aby podzielić się dobrą wiadomością, ewangelią o zmartwychwstaniu. Ich miłość zostaje natychmiast dopełniona poprzez Bożą hojność. Wiadomość o pustym grobie już uczniów nie przeraża. Staje się źródłem radości, nadziei, odwagi. W uczniach dokonuje się paschalna przemiana.
„Tę przypowieść opowiedział im Jezus, lecz oni nie pojęli
znaczenia tego, co im mówił” (J 10,6).
Jest rzeczą niesłychanie ważną jak najlepiej poznać Chrystusa, jak
najlepiej zrozumieć Go, umieć Go rozpoznać, nie pomylić Jezusa z nikim innym,
nie dać się wyprowadzić w pole. Stawka jest tutaj niebagatelna, bo stanowi ją
samo zbawienie wieczne, nasze zbawienie.
Dzisiejsza
ewangelia przypomina rzecz właściwie doskonale znaną. Nasz związek z Chrystusem
stanowi coś podstawowego dla zbawienia. Nie ma zbawienia wiecznego bez
Chrystusa. „Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony. wejdzie
i wyjdzie, i znajdzie pokarm” (J 10,9). Taki
człowiek, człowiek zbawiony będzie w pełni wolny. Jego życie zostanie w pełni
zabezpieczone: nie braknie mu pożywienia. Otrzyma on dar pełni życia. Na tym
właśnie polega dzieło Chrystusa: „Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i
miały je w obfitości” (J 10,10).
Chrystus
nie przyszedł by kraść, zabijać, zniewalać (por. J 10,8). On daje nam swoje
życie (por. np. J 10,11) by nas odkupić i obdarzyć pełnią życia (por. np. J
10,10). Misterium śmierci i zmartwychwstania Chrystusa ma stać się naszym
misterium powstania z martwych. Na tym polega dzieło Boga Ojca, który dla
naszego zbawienia daje nam swojego Syna oraz Ducha Świętego. „Nawróćcie się
(...) i niech każdy z was ochrzci się w imię Jezusa Chrystusa na odpuszczenie
grzechów waszych, a weźmiecie w darze Ducha Świętego. Bo dla was jest obietnica
i dla dzieci waszych, i dla wszystkich, którzy są daleko, a których powoła Pan
Bóg nasz” (Dz 2,38-39). Trójca Święta zawsze dochowuje słowa. Ojciec i Chrystus
i Duch Święty nie zamykają przed nami wieczności zbawienia. Nie poskąpią nam
swojego błogosławieństwa i pomocy również teraz w doczesności. „(...) to się Bogu
podoba, jeżeli dobrze czynicie, a przetrzymacie cierpienia” (1 P 2,20). Nasza
doczesność nie jest wolna od przeciwności, od cierpienia, od niepowodzeń. Wiele
nie rozumiemy z tego misterium i często bardzo trudno jest je przyjąć. Jednak
zawsze stanowi to część Bożego planu, obietnicy udzielonej przez Ojca i
Chrystusa i Ducha Świętego.
Chrystus
jest dobrym pasterzem. Nie tylko z miłością troszczy się o każdego z nas, ale
zaprasza do współudziału w swoim dziele. Każdego z nas imiennie zaprasza do
budowania lepszego świata, do współpracy w wypełnianiu Bożego planu zbawienia,
do prowadzenia innych ku wiecznemu przebywaniu z Trójca Świętą. Już choćby na
mocy samego sakramentu chrztu św. każdy z nas otrzymał swój udział w takim
właśnie Chrystusowym pasterzowaniu.
Powoli dobiega końca kolejny Okres Wielkanocny. Stanowi to swego rodzaju przypomnienie, że i nasza pielgrzymka poprzez doczesność także kiedyś się zakończy.
Okres Wielkanocny przypomina o
zmartwychwstaniu Chrystusa. To ostatnie stanowi część drogi Zbawiciela ku Ojcu.
Chrystus idzie przygotować nam miejsce (por. J 14,2). To miejsce to nic innego
jako dom samego Boga Ojca. „W domu Ojca mego jest
mieszkań wiele. (...) Idę przecież przygotować wam miejsce” (J 14,2). Pan Jezus
nazywa wieczne zbawienie przebywaniem w domu Ojca. Królestwo Boże to właśnie
dom Ojca, powiedzielibyśmy: „mieszkanie” Trójcy Świętej. Tak słowo Boże na jeszcze
jeden sposób odsłania przed nami cel pielgrzymowania zbawionych. Misterium
paschalne Zbawiciela, czyli Jego śmierć, zmartwychwstanie i wywyższenie, to
Chrystusowy powrót do domu. Ale jeśli Chrystus z tego domu wyszedł, to nie po
to, że samemu tam powrócić. Mówiąc o tym dzisiejsza ewangelia również i pod tym
względem jest dobrą wiadomością. A wiadomość ta przekracza ludzkie nadzieje i
oczekiwania. Nieskończenie doskonały Bóg chce przyjąć jako swojego domownika
każdego człowieka i to na całą wieczność. A ma to być człowiek wskrzeszony z
martwych, zmartwychwstały również w swoim ciele. Chrystus powrócił do domu Ojca
po swoim zmartwychwstaniu, wszedł tam w swoim ludzkim, zmartwychwstałym ciele.
To samo obiecuje On zbawionym.
„A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie” (J 14,3). Oto inne zaskakujące słowa z dzisiejszej ewangelii. Co to znaczy, że Chrystus ma nam przygotować miejsce w domu Ojca? Że trzeba przygotować człowieka na przebywanie w wieczności z Bogiem, przyprowadzić go tam - to rozumiemy. A tutaj słyszymy zapowiedź, że Trójca Święta chce przygotować swoje mieszkanie na przyjęcie zbawionych. Ma się to dokonać przez Chrystusa. I znowu stajemy zdumieni wobec Bożych planów, wobec Jego miłości do człowieka. Bóg Ojciec wszystko stworzył przez Syna (por. np. 1 Kor 8,6). Przez Niego zapewnia On stworzeniu dalsze istnienie (por. np. Hbr 1,2n). Także właśnie przez Syna Ojciec odnowi stworzenie (por. np. 2 Kor 5,17). Jak to przypomniał samo początek Okresu Wielkanocnego, Chrystus jest Alfą i Omegą, Początkiem i Celem wszystkiego (por. obrzęd poświęcenia paschału Wigilii Paschalnej, zob. też np. Ap 21,6). Przez Niego również zostanie ostatecznie przygotowany dom Ojca, nowe niebo i nowa ziemia (por. 2 P. 3,13). I każdy, kto tylko chce, znajdzie tam dla siebie miejsce. Każdy z nas jest tam jak najserdeczniej zaproszony i wyczekiwany. A Chrystus składa jeszcze jedną obietnicę: „ ... zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem” (J 14,3).
Także dzisiejsza ewangelia stanowi fragment tego, co Chrystus powiedział w czasie Ostatniej Wieczerzy. Również w czytanej dziś ewangelii znajdziemy np. bardzo dużo informacji na temat Trójcy Świętej. Oto przynajmniej niektóre z nich.
Bóg Ojciec
daje nam swojego Syna i Ducha Świętego: „będę prosił
Ojca, a innego Pocieszyciela da wam” (J 14,16). I Syn i Duch Święty są tutaj
nazwani jednakowo, za pomocą słowa „pocieszyciel”. Że są nazwani jednakowo:
będąc odrębnymi Osobami są Oni przecież równi co do bóstwa. Bardzo ciekawym
jest samo określenie „pocieszyciel”. Często można spotkać spolszczoną formę
jego greckiego pierwowzoru: „paraklet”. A to ostanie słowo znaczy tyle co np.
„obrońca”, „ktoś, kto jest blisko”, „ktoś, kogo można przywołać na pomoc”.
Biorąc pod uwagę to, co np. Pismo św. mówi o Chrystusie i o Duchu Świętym można
powiedzieć jeszcze inaczej. „Paraklet” to ten, kto prowadzi wszystko do
pomyślnego końca. I Syn i Duch Święty są więc u naszego boku. Rzeczywiście nie
zostaliśmy porzuceni (por. J 14,18). Syn i Duch Święty są z nami aby
doprowadzić nas do domu Ojca.
Syn
jest w nas (J 14,20). Tak samo i Duch Święty jest w uczniach Syna (por. J
14,17). Co stanowi cel Ich obecności i działania? Oto samo zakończenie
dzisiejszej ewangelii: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie
miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja
będę go miłował i objawię mu siebie” (J 14,21). Słowa te wyjaśniają związek
między Bogiem Ojcem i nami. Jest to związek miłości. Bóg chce, żeby była to
miłość wzajemna. Musi to być miłość bardzo konkretna. Świadczy o tym choćby
wzmianka o zachowywaniu przykazań. Miłość do Ojca jest nieoddzielna od miłości
do Syna i odwrotnie. Tutaj trzeba postawić sobie bardzo ważne pytanie: czy
człowiek jest zdolnym do takiej miłości? Od Ojca przez Syna otrzymaliśmy Ducha
Prawdy (por. np. J 14,16n). Czemu Chrystus nazywa Ducha Świętego Duchem Prawdy?
Nieco wcześniej sam Chrystus powiedział o sobie, ze prawdą (J 14,6). Według
Pana Jezusa prawda wyzwala (por. J 8,32). Duch Święty jest Duchem Prawdy, bo
dalej prowadzi dzieło Chrystusa, dzieło powierzone Chrystusowi przez Ojca. Duch
Święty wskazuje prawdę, borni jej. A jest to prawda o Bogu, który chce zbawić
każdego, o Bogu Ojcu, który przez Chrystusa w Duchu Świętym stworzył
odpowiednie warunki dla zbawienia każdego człowieka. Jest to prawda o tym, że
każdy człowiek może nawrócić się, zmienić swoje życie, otrzymać przebaczenie,
że Bóg Ojciec kocha każdego z nas, że pragnie naszej pełnej wolności, że
wszechmocnie i najskuteczniej pomoże nam.
Oto tylko
niewielki fragment z przesłania dzisiejszej Dobrej Nowiny o Trójcy Świętej.
Czytany dzisiaj fragment Listu do Efezjan (1,17-23) bardzo dużo mówi o dziele Ojca. Myśl biegnie tu zasadniczo w dwóch kierunkach. Z tym, że pozostają one ściśle ze sobą powiązane. Chodzi o to, co Bóg Ojciec czyni dla Chrystusa, oraz o to, co ten sam Bóg Ojciec czyni dla nas. Okazuje się, że wszystko, co Ojciec czyni dla Chrystusa, jest ukierunkowane na nasze dobro, na nasze zbawienie wieczne. Wszystko to dokonuje się i jest nam tłumaczone w Duchu Świętym „mądrości i objawienia” (Ef 1,17). Nie jesteśmy więc biernymi pionkami. Sami nie moglibyśmy się zbawić. Jednak zbawienie nie dokonuje się wbrew nam czy bez nas. Taką jest suwerenna wola całej Trójcy Świętej.
Dzieło Ojca w Duchu Świętym na rzecz Chrystusa zasadniczo zostaje przedstawione jako wskrzeszenie Chrystusa i wywyższenie - posadzenie Go po prawicy Ojca (np. Ef 1,20; Rz 8,11). Według tego przesłania mamy dwie różne „rzeczy”: zmartwychwstanie Chrystusa i Jego wniebowstąpienie. Jedno i drugie zupełnie przekraczają możliwości naszego rozumienia czy nawet wyobraźni. A przecież stanowią zasadniczą cześć całego dzieła zbawienia. Odtąd Chrystus zajmuje wobec wszelkich istot takie miejsce, że Pismo św. może stwierdzić: „[Ojciec] wskrzesił Go [tzn. Chrystusa] z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym” (Ef 1,20-21). „Na marginesie” warto zauważyć, że mamy tu bardzo ważny przyczynek do rozważań na temat „imienia Bożego” (tak, jak to misterium zostaje nam objawione w Piśmie św.).
Kiedy w Piśmie św. słyszymy słowo „Chrystus” w odniesieniu do Jezusa z Nazaretu, to trzeba pamiętać, jakie znaczenie nadaję mu księgi święte. Jest to równy Ojcu i Duchowi Syn, który stał się człowiekiem. Nie przestał On być Bogiem i jednocześnie jest człowiekiem. W takim znaczeniu np. rozważany fragment Listu do Efezjan przedstawia Jego misterium. Tajemnica Jego wniebowstąpienia ukazuje Go jako Zbawiciela, dzięki któremu droga do Ojca w Duchu Świętym stoi dla nas otworem. Nie tylko dlatego, że On przez nią także w swoim człowieczeństwie wstąpił do Ojca. Otóż ten właśnie wywyższony Chrystus panuje nad całym stworzeniem. W swojej wszechmocy stwórczo ożywia stworzenie, oczyszcza, przemienia, odnawia. Inaczej mówiąc: w ten sposób wprowadza nas do porządku zbawienia wiecznego, ku pełnemu zjednoczeniu z sobą, z Duchem Świętym, z Ojcem w przemienieniu zmartwychwstania na życie wieczne. Takim jest Jego obecne działanie na rzecz każdego z nas. Chrystus wstąpił do nieba nie za nas ale dla nas.
Celem
Chrystusa jest udzielenie życia wiecznego ludziom. Tak o tym przypomina czytana
dzisiaj ewangelia: „To powiedział Jezus, a
podniósłszy oczy ku niebu, rzekł: Ojcze, nadeszła godzina! Otocz swego Syna
chwałą, aby Syn Ciebie nią otoczył i aby mocą władzy udzielonej Mu przez Ciebie
nad każdym człowiekiem dał życie wieczne wszystkim tym, których Mu dałeś” (J
17,1n). Zaraz potem otrzymujemy
jednoznaczne wyjaśnienie, na czym polega życie wieczne czyli pełnia zbawienia w
wieczności: „A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego
Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa” (J 17,3).
Co to
znaczy znać Boga Ojca, znać Jego Syna Jednorodzonego, Jezusa Chrystusa? W
Piśmie św., czyli w słowie samego Boga skierowanym do nas, słowie Boga o sobie
samym i o nas, pojęcie „poznania” jest bardzo ważne i konkretne. Można
powiedzieć, że chodzi o spotkanie, które wywiera ogromny, stwórczy wpływ na
człowieka, przemienia go dogłębnie. Stanowi zaczerpnięcie wiadomości,
Ewangelii, która staje się źródłem siły i przemiany, wzrostu. Jest rzeczą
oczywistą, że poznanie Ojca i Syna i Ducha Świętego jest darem, którym w pełni
cieszyć się będą zbawieni. Jest też prawdą, że poznanie Boga by osiągnęło swoją
pełnię w wieczności zbawienia, musi na dobre rozpocząć się w doczesności. Warto
przytoczyć tu następujące słowa św. Pawła: „(...) bylebym
pozyskał Chrystusa i znalazł się w Nim (...) - przez poznanie Jego: zarówno
mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego cierpieniach - w nadziei, że
upodabniając się do Jego śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych”
(Flp 3,8-10). Poznanie Boga to otwarcie się na zbawcze działanie Ojca i Syna i
Ducha Świętego. To otwarcie musi być coraz pełniejsze. Potrzeba w nim coraz
pełniejszego zaangażowania ze strony samego zainteresowanego człowieka. Oto
dalszy ciąg dopiero co cytowanych słów św. Pawła: „Nie mówię, że już to
osiągnąłem i już się stałem doskonałym, lecz pędzę, abym też to zdobył, bo i
sam zostałem zdobyty przez Chrystusa Jezusa. Bracia, ja nie sądzę o sobie
samym, że już zdobyłem, ale to jedno czynię: zapominając o tym, co za mną, a
wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mecie, ku
nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie” (Flp 3,12-14).
Czy rozpoczynający się tydzień będzie dla nas kolejnym krokiem na drodze do zbawienia? Czy jeszcze bardziej przyjmiemy Boży dar coraz pełniejszego poznawania Ojca i Syna i Ducha Świętego? Dar życia wiecznego stoi otworem przed każdym z nas. Wystarczy przyzwolić sercu, by coraz pełniej znało Ojca i Syna i Ducha Świętego i by z tego poznania czerpało łaskę Bożej mocy na przemianę naszego życia doczesnego ku chwale Ojca i Syna i Ducha Świętego i dla naszego dobra.
„I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli
mówić (...), tak jak im Duch pozwalał mówić” (Dz 2,4). Na samym końcu
dzisiejszego drugiego czytania padają następujące słowa: „słyszymy ich
głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże” (Dz 2,11). Duch Święty
pozwala mówić. Duch Święty daje też zrozumieć. A przesłanie, które także
pochodzi od Ducha Świętego, jest ważne na miarę zbawienia wiecznego. To właśnie
ono, zbawienie wieczne, jest największym dziełem Bożym, dziełem Ojca i Syna i
Ducha Świętego.
„Kiedy
nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym
samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego
wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki
jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I
wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym” (Dz 2,1-4). Duch Święty przychodzi z
nieba. To znaczy przychodzi On od Boga Ojca i równego Mu w bóstwie Jego Syna,
który stał się człowiekiem i zmartwychwstały wstąpił do nieba. Dzieło tego Ducha
polega na doprowadzeniu zbawionych, również przez zmartwychwstanie ciała, do
nieba, do Ojca i Chrystusa, którzy ich tam oczekują. Duch Święty jednoczy ludzi
z Bogiem. Jednocześnie jednoczy On ludzi między sobą. Nie może być inaczej,
skoro przykazanie miłości Boga i człowieka stanowią jedno. Duch Święty udziela
daru wiary, daru przystania do Chrystusa Zbawiciela. „Nikt też nie może
powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus!” (1 Kor 12,3). Jest to
Duch życia, przebaczenia grzechów, nawrócenia, powstania z grzechów. „Weźmijcie
Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” (J 20,22n). Duch
Święty sprawi zmartwychwstanie ciała na życie wieczne: „A jeżeli mieszka w was
Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa
Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego
w was swego Ducha” (Rz 8,11).
Wielkie
dzieła Boże to działanie Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego, które otwiera przed
każdym z nas drogę do zbawienia wiecznego. Te wielkie dzieła Boże są i naszym
udziałem. Każdemu z nas Duch Święty pomoże skutecznie o nich mówić. Każdemu z
nas pomoże On z pożytkiem przyjąć Boże dary. Na ile potrzeba napełni każdego z
nas, rozpali swoim dającym życie i miłość ogniem. Jeśli potrzeba, pojedna z
Bogiem i ludźmi. Jego wszechmocna siła nie niszczy, ale przynosi życie,
ocalenie, nawet uzdrawia i wskrzesza. I my otrzymaliśmy dar Ducha, który jest
Panem i Ożywicielem.
„Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w
Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi!” (2 Kor 13,13). Takie oto słowa
słyszymy na zakończenie dzisiejszego drugiego czytania. Bardzo podobne możemy
często usłyszeć na początku Mszy św. Słowa te mówią bardzo dużo o nieskończenie
nas przerastającym misterium jedynego Boga, który jest w trzech Osobach. To, że
misterium Trójcy Świętej przerasta nas, nie kłóci się w niczym z naszym
rozumem. Otrzymaliśmy go w darze od Boga. Sami pozostajemy ograniczonymi
stworzeniami. Bóg jest nieskończony, najdoskonalszy. Stąd i sam rozum
jednoznacznie podpowiada, że także co do poznania Boga ostatnie słowo należy do
Bożej łaski, do Bożego objawienia.
„Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w
Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi!” (2 Kor 13,13). W tym natchnionym
tekście w niewielu słowach Trójca Święta mówi bardzo dużo o sobie. Chrystus
jest Panem, to znaczy jest równy co do bóstw Ojcu i Duchowi Świętemu. Jest
Zbawicielem i Pośrednikiem między nami i jedynym Bogiem. Inaczej mówiąc
Chrystus udziela łask, przede wszystkim tej najważniejszej, jaką jest zbawienie
wieczne. Ile razy w Nowym Testamencie słyszymy słowo „Bóg”, to praktycznie
zawsze odnosi się ono do Pierwszej Osoby Trójcy Świętej (natchnione pisma
Nowego Testamentu jednoznacznie, choć na inne sposoby mówi o bóstwie Syna i
Ducha Świętego). W naszym tekście św. Paweł podkreśla, że Bóg Ojciec obdarza
miłością. Przez Syna w Duchu Świętym obdarza On nas właśnie z miłości życiem i
pragnie, by to życie osiągnęło swoją pełnię w wieczności zbawienia, w Jego
domu. Z kolei określenie „dar jedności w Duchu Świętym” ukazuje Ducha Świętego,
jako Tego, który gromadzi. Jest to Duch naszego synostwa względem Boga (por.
np. Ga 4,4n). Duch Święty dając życie, oczyszczając, uświęcając jednoczy nas z
Bogiem. A nie ma prawdziwego zjednoczenia z Bogiem bez jedności z braćmi i
siostrami. Również i to ostatnie jest możliwym dzięki Duchowi Świętemu.
„Wszyscy bowiem w jednym Duchu zostaliśmy ochrzczeni, aby stanowić jedno Ciało”
(1 Kor 12,13).
„Łaska Pana Jezusa Chrystusa, miłość Boga i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi!” (2 Kor 13,13). Nie sposób tu wyczerpać przesłania zawartego w tych kilku słowach. Jest to rzeczywiście Dobra Wiadomość o Bogu w Trójcy Świętej jedynym, który kocha wszystkich, który chce zbawienia każdego z nas. Ojciec i Syn i Duch Święty nie ograniczają się tu jedynie do adresatów Drugiego Listu do Koryntian. Zwracają się do każdego z nas. Każdemu ofiarowują łaskę, miłość, dającą życie jedność. Temu właśnie Bogu, Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, niech będzie chwała teraz i na zawsze.
Zastanówmy się nad drugim czytaniem dzisiejszego święta. Jest to fragment Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian, rozdział 10, wiersze 16-17. Najprawdopodobniej list ten został napisany nieco po roku 50 po Chrystusie, czyli około 20 lat od Ostatniej Wieczerzy, od ustanowienia sakramentu Eucharystii. Korynt jest daleko od Jerozolimy. I nie chodzi tu jedynie o ileś tam setek kilometrów pustki i niebezpieczeństw morskich czy jeszcze więcej kilometrów czy dni a może tygodni niebezpiecznej drogi lądem. Pierwsi chrześcijanie korynccy są pochodzenia pogańskiego. Stary Testament prowadzi do Chrystusa. Prowadzi więc także do Eucharystii. Chrześcijanie korynccy nie mieli tego samego przygotowania „katechizmowego” co ich bracia i siostry Izraelici. Nie może więc nie zastanawiać, że św. Paweł tak dużo pisze do nich właśnie o Eucharystii. Mamy choćby czytany dziś fragment Pierwszego Listu do Koryntian. Warto zwrócić uwagę choćby na jeszcze jeden tekst, na 1 Kor 11,23n. Znajdziemy tu jeden z najstarszych tekstów dotyczących ustanowienia Eucharystii przez Chrystusa i Jego woli co do uczestniczenia w niej ze strony Jego uczniów. Natomiast wcześniej Apostoł przypomina konieczności godnego uczestniczenia w Eucharystii, o konieczności godnego zachowywania się podczas Eucharystii.
Tak więc dzisiejsze pierwsze czytanie należy do tych starożytnych i co więcej natchnionych przez Ducha tekstów, które mówią o Eucharystii. Troska o jej sprawowanie i to godne, o uczestnictwo w niej, o uczestnictwo pełne miłości, szacunku, wiary, bojaźni Bożej towarzyszy więc wspólnocie Kościoła Chrystusowego od samego początku jego istnienia. Taką jest wola samego Zbawiciela. Dzisiejsza uroczystość jest wyrazem wiary i wdzięczności. Przypomina nam także o naszych obowiązkach wobec „Pamiątki śmierci Pana”, wobec Eucharystii. Nie możemy nie troszczyć się o jej sprawowania. Nasza Eucharystia rzeczywiście musi być dziękczynieniem (greckie słowo „eucharystia” znaczy „dziękczynienie”). I niech każdy sobie odpowie: czy samemu przyjąłby jako dziękczynienie sposób, w jaki w niej uczestniczy? czy jak ją przygotowuje? W dzisiejszym pierwszym czytaniu mamy bardzo mocno powiedziane: Eucharystia jednoczy. Tutaj także trzeba czuwać. Czy nasz udział w Eucharystii jednoczy nas z Chrystusem i przez Chrystusa w Duchu Świętym z Ojcem? Św. Paweł bardzo mocno podkreśla, że nie ma tej komunii bez komunii z braćmi i siostrami. Czy nasz udział w Eucharystii jest wyrazem miłości do drugiego człowieka czy tę miłość umacnia i rozwija? Jeśli nie, to znowu mamy do wypełnienia zasadnicze zadanie. To kolejny sprawdzian, jak korzystamy z daru Eucharystii. Trzeba stawia sobie i inne pytania. Jeśli okaże się, że mamy coś do naprawienia, do ulepszenia, to dziękujmy Bogu, że to zauważyliśmy. Eucharystia jest przecież dziękczynieniem. Przez nią także otrzymujemy Boże życie, pomoc, siły: by pełniej jednoczyć się z Ojcem i Chrystusem i Duchem Świętym czyli także by coraz lepiej w niej uczestniczyć.
Św. Jan Chrzciciel zapowiada, że Chrystus będzie chrzcił Duchem Świętym. W sposób zupełnie naturalny nasza myśl kieruje się ku sakramentowi Chrztu św. Sakrament ten jest ściśle związany z wiarą w Chrystusa. Normalnie rzecz biorąc jest on u początku naszego bycia chrześcijaninem. Sam Chrystus naucza, że chrzest jest sakramentem zbawienia. Dzisiejsza Ewangelia podkreśla związek tego sakramentu z Chrystusem oraz z Duchem Świętym. A przecież i Syna i Ducha Świętego posyła, daje nam Ojciec. I czyni to w konkretnym celu: dla naszego zbawienia. W czasie chrztu w Jordanie Chrystus został niejako ochrzczony Duchem Świętym. Równy zstąpił na człowieczeństwo Równego sobie. I stało się to w sposób dostrzegalny dla człowieka. Pamiętamy, że Chrystus jest pośrednikiem między nami i naszym Ojcem, który jest w niebie. I to właśnie dzięki temu Pośrednikowi otrzymujemy Ducha Świętego.
Chrzest jest sakramentem przyjmowanym tylko raz w życiu. W sakramencie tym otrzymujemy także Ducha Świętego. Otrzymawszy łaskę, która nas oczyszcza i uświęca, stajemy się miejscem Jego zamieszkania, Jego szczególnego działania. Działanie to ma trwać całe nasze życie. Celem tego działania jest doprowadzenie człowieka do domu Ojca w wieczności nieba.
Duch Święty, którego otrzymaliśmy we chrzcie, jest Duchem synowskim. Przede wszystkim jest On Duchem Syna, Duchem Chrystusa. Chrzest, jakiego dostępujemy dzięki Chrystusowi, jest chrztem Duchem Świętym. To przez Chrystusa Ojciec daje nam Ducha Świętego, Ducha Ożywiciela. Ale Duch Święty jest duchem synowskim jeszcze i z innego względu. Zostaliśmy stworzeni by być dziećmi Bożymi. Na tym polega nasze ludzkie powołanie. To przez Ducha Świętego możemy podjąć modlitwę, której nauczył nas Syn Boży, modlitwę „Ojcze nasz” (por. Rz 8,15; Ga 4,6). To właśnie mocą Duch Świętego, którego mamy przez Ojca i Chrystusa, stajemy się synami w Synu, rzeczywiście stajemy się dziećmi Bożymi.
Warto często uświadamiać sobie, co, czy raczej Kogo otrzymaliśmy przez sakrament chrztu św. Z Bożą pomocą trzeba też ustawicznie w sobie rozwijać otrzymaną wtedy łaskę. Jako chrześcijanie już narodziliśmy się. Ale nasz rozwój, wzrost jeszcze się nie zakończył. Na tej drodze cały czas towarzyszy nam Duch Święty, jest z nami Chrystus, swoją obecność objawia nasz Ojciec, który jest w niebie. Całe nasze życie ma charakter chrzcielny, jest życiem dzięki Trójcy Świętej. Jest ukierunkowane na Trójcę Świętą. I trzeba, żeby ta rzeczywistość stawała się coraz bardziej rozpoznawalną dla nas samych i dla innych. Ona musi się uzewnętrzniać. Przyciągać innych ludzi. Otwierać im drogę ku Temu, który został posłany przez Ojca, i który chrzci Duchem Świętym.
„Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło słońce” (Mt 4,16). W Chrystusie spełnia się prastara przepowiednia wypowiedziana przed wiekami jeszcze przez proroka Izajasza. Chrystus to Ten, który został posłany do ludzi pogrążonych w ciemności. Proroctwo Izajasza precyzuje to mówiąc o śmierci. Ta zaś jest skutkiem grzechu. Chrystus rozprasza również i ciemności grzechu. Nowy Testament mówi, że Bóg zamieszkuje niedostępną światłość (1 Tm 6,16). Bóg jest światłością wieczną (1 J 1,5). Posłany przez Ojca Zbawiciel jest światłością (J 1,4). Duch Święty w dzień Pięćdziesiątnicy zaznacza swoje zstąpienie językami jakby z ognia (Dz 2,3). Znowu jest więc mowa o jakiejś światłości.
W dzisiejszej Ewangelii słyszymy także słowa: „Nawracajcie, bo bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 4,17). Jeśli ciemności śmierci i grzechu są rozpraszane, to dzieje się tak w konkretnym celu. Zbliża się królestwo życia, zbawienia. Nie ma w nim miejsca na morki śmierci i grzechu. Jeżeli człowiek chce wejść do tego królestwa, to w nim samym nie może być więcej nawet cienia grzechu, który sprawia śmierć. Stajemy wobec istoty nawrócenia. Nawrócenie to bardzo aktywne, z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich sił podjęcie współpracy z łaską Bożą. Nawrócenie to przyjęcie Bożego światła. Dzięki temu człowiek rozumie, co ma zmienić w swoim życiu i rzeczywiście podejmuje dzieło przemiany. Idąc za Światłością, przyjmując Światłość Bożą do swego serca, taki człowiek samemu staje się światłością (np. Mt 5,14). Prowadzi innych. Wskazuje drogę zbawienia.
Dzisiejsza Ewangelia odnosi proroctwo Izajasza do początków działalności publicznej Pana Jezusa. Chrystus jest wtedy w Galilei. A jest to ziemia szczególnie Mu bliska. Tam, w „Galilei pogan” (Mt 4,15), w Nazarecie Syn Boży stał się człowiekiem. Tam spędził właściwie całe swe dzieciństwo i młodość. Tam w ogromnej mierze będzie nauczał, wzywał do nawrócenia, czynił cuda. Innymi słowy: rozpraszał ciemności grzechu i śmierci, prowadził ku Bożej światłości, czynił z człowieka światło dla świata.
Królestwo Boże zwycięsko wkroczyło na ziemię okupowaną przez ciemności. Syn Boży przychodzi odzyskać ziemię, która jest własnością Boga Stworzyciela. Czytana dzisiaj Ewangelia mówi o Galilei. Następne karty Pism św. powiedzą, że Boże dzieło nie ogranicza się jedynie do niej, że nie ogranicza się jedynie do wydarzeń mających miejsce prawie dwa tysiące lat temu. Słowa „nawracajcie, bo bliskie jest królestwo niebieskie” (Mt 4,17) odnoszą się do każdego człowieka. Do również każdego też człowieka, do każdego z nas odnosi się wypełnienie proroctwa: „Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło słońce” (Mt 4,16).
W dzisiejszą niedzielę słyszymy bardzo dobrze nam znany fragment Ewangelii wg św. Mateusza (Mt 5,1-12a). Liturgia jeszcze raz przypomina nam osiem błogosławieństw. Słusznie mówi się, że zawierają one program życia ucznia Chrystusa. Każdy z nas ten program może i powinien podjąć i realizować. Według tego programu kształtować swoje postępowanie stosownie do stanu, w jakim żyje.
Osiem błogosławieństw to nie tylko program dla nas. Jedno po drugim słyszymy w tym tekście „błogosławieni”. Sam z siebie człowiek nie może uczynić się błogosławionym w pełnym tego słowa znaczeniu. To tylko Bóg może uczynić człowieka błogosławiony teraz i na całą wieczność. Poprzez osiem błogosławieństw Bóg odsłania przed nami swój program, swój plan wobec człowieka, wobec każdego z nas. Boży zamiarem jest błogosławienie. Już opis samych początków stworzenia przepełniony jest Bożym błogosławieństwem. Wieczność zbawienia także jest nim napełniona. Doskonale o tym zaświadcza choćby ostatnia księga Pisma św., Apokalipsa. List św. Pawła do Efezjan rzuca pod tym względem jeszcze jedno wyzwanie. Wszystko ogarniające Boże błogosławieństwo jakby nie mieściło się w czasie, jakby uprzedzało wszystko, co stworzone (Ef 1,4n). Całe Pismo św. ukazuje, jak Boże błogosławieństwo zwycięża stojący mu na przeszkodzie grzech, zło, śmierć. Na swój sposób przeciekawie oddaje to dzisiejsza Ewangelia. Wystarczy posłuchać, kim są Boży błogosławieni.
Boży plan błogosławienia przypomina jeszcze coś innego. Błogosławieństwo nie zniewala. Błogosławieństwa nie da się narzucić. Błogosławieństwo może przyjąć tylko człowiek, który na to zezwala, który chce je przyjąć. Bóg błogosławiąc zaprasza człowieka do przyjęcia swoich darów. Zaprasza również do współpracy. Pomyślmy, ile to błogosławieństw Bożych spływa na nas przez ludzi wprowadzających pokój, miłosiernych, czystego serca, spokojnych, opanowanych, nie wynoszących się, starających się o sprawiedliwość dla innych i dla siebie. Świat bardzo się zmienił przez ostatnie dwa tysiące lat. Wystarczy pomyśleć o niewolnictwie, o pozycji kobiet w starożytności, o losie dzieci. Nastąpiło wiele błogosławionych zmian. Bóg w ten sposób błogosławił przez uczniów Chrystusa. Trzeba by zmiany na lepsze trwały nadal. Każdy z nas już otrzymał zaproszenie by przyjąć Boże błogosławieństwa, by je przekazywać innym. „Cieszcie się i radujcie, bo wielka jest wasza nagroda w niebie” (Mt 5,12a). Całe życie chrześcijanina przebiega pod znakiem tego błogosławieństwa. Niech dzisiejsza Ewangelia będzie dla nas rzeczywiście dobrą nowiną, umocnieniem, planem działania.
„Wy jesteście solą dla ziemi” (Mt 5,15). „Wy jesteście światłem świata” (Mt 5,14). Tak Chrystus mówi o każdym swoim wyznawcy. Otrzymaliśmy w ten sposób program postępowania, pracy nad sobą, rozwoju. Ni mniej ni więcej mamy upodabniać się do samego Boga, który jest światłością (por. np. J 1,4.8; 8,12: 1 J 1,5).
W pierwszym czytaniu słyszmy między innymi takie słowa. „... wtedy twoje światło wzejdzie jak zorza i szybko rozkwitnie twe zdrowie” (Iz 58,8). „... wtedy zawołasz, a Pan odpowie, wezwiesz pomocy, a On powie: Oto jestem!” (Iz 58,9). „...wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem” (Iz 58,10). Kto by nie chciał wyzdrowieć? Kto by nie chciał, być coraz bardziej „w formie”, być coraz zdrowszym? Kto z nas nie doświadczył przeróżnych ciemności w sobie samym i wokół siebie i nie chciałby doznać wyzwolenia od tych ciemności? Już Stary Testament podpowiada, w jaki sposób może się to stać. Warto zapamiętać dzisiejsze pierwsze czytanie i zastanawiać się nad nim. Nikomu z nas nie braknie okazji, żeby nie odwracać się plecami od swojego brata czy siostry w potrzebie. To w ten sposób stajemy się światłością świata. To na tej drodze następuje rozpraszanie ciemności w nas samych i wokół nas. „Jeśli u siebie usuniesz jarzmo, przestaniesz grozić palcem i mówić przewrotnie, jeśli podasz twój chleb zgłodniałemu i nakarmisz duszę przygnębioną, wówczas twe światło zabłyśnie w ciemnościach, a twoja ciemność stanie się południem” (Iz 58,9-10). Dziwimy się, że na naszych oczach dokonuje się tyle zła, że jest tyle przemocy, oszustw, egoizmu, niewrażliwości na drugiego człowieka, nieporozumień, zazdrości. Nie ma potrzeby wydłużania tej listy. Przyczyny są różne. Wiele z nich tkwi w nas i od nas zależy. Dzisiejsze pierwsze czytanie jest pod tym względem zupełnie jasnym. Zło rodzi i potęguje zło. Dobro rodzi i potęguje dobro. Zło nie jest jednak czymś absolutnym. Można przerwać krąg zła, które rodzi i potęguje zło. Mówi o tym już prorok Izajasz. W Liście do Rzymian św. Paweł, także pod natchnieniem Ducha Świętego, napisze: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj!” (Rz 12,21). Z Bożą pomocą jest to możliwym. To właśnie na zwyciężaniu zła dobrem polega nasze bycie światłością i solą świata.
Rozpoczyna się nowy tydzień. Czy z tym tygodniu chociaż po części wypełnimy słowa Chrystusa: „Tak niech świeci wasze światło przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie” (Mt 5,16)? Czy czyniąc dobrze pozwolimy Bogu, by nas uzdrawiał, rozpraszał nasze ciemności? Czy utorujemy innym ludziom drogę do Ojca, który zbawia? Niech na naszej drodze towarzyszą nam mądre słowa Izajasza, człowieka, który otrzymał od Ducha Świętego bardzo przenikliwe oczy. Choćby dzisiaj prorok ten odsłania nam wiele z ogromnego misterium serca człowieka.
„Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie
większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa
niebieskiego” (Mt 5,20). Takie oto słowa słyszymy w dzisiejszej Ewangelii czyli
Dobrej Nowinie. Co może być dla człowieka ważniejszym od wejścia do królestwa
niebieskiego czyli od bycia zbawionym? To Chrystus jest jedynym Zbawicielem.
Bez Niego nikt nie może dostąpić zbawienia wiecznego. Dzisiaj sam Chrystus
jeszcze raz przypomina, jakim musi być związek człowieka ze swoim Zbawicielem.
Związek ten musi bardzo konkretnie zaowocować w życiu. Wiara w Chrystusa musi
wydać plon w postępowaniu. Miłość do Boga musi zaowocować w dobrych czynach, w
wypełnianiu przykazania miłości Boga jak i wypełnianiu przykazania miłości
bliźniego. Nasza chrześcijańska sprawiedliwość musi nas wyróżniać. Sposób życia
ucznia Chrystusa jest apostołowaniem lub odstręczaniem ludzi od Zbawiciela.
Sprawiedliwość chrześcijańska nie ma nic wspólnego z odrzucaniem innych czy np.
z wyizolowywaniem się. Jest ona drogą spotkania z Bogiem, otwartymi drzwiami,
które zapraszają do świętości, rozwijania siebie samego, budowania Bożego
królestwa.
Dzisiejsze
pierwsze czytanie kończy się w następujący sposób: „Nikomu On [tzn. Bóg] nie
przykazał być bezbożnym i nikomu nie zezwolił grzeszyć” (Syr 15,20). Już Stary
Testament przypomina o wolności człowieka. Przed każdym człowiekiem stoi wybór
między dobrem i złem. Bóg położył „przed tobą ogień i wodę, co zechcesz, po to
wyciągniesz rękę. Przed ludźmi życie i śmierć, co ci się podoba, to będzie ci
dane” (Syr 15,16-17). Oto wyjaśnienie, na czym polega sprawiedliwość i jej
droga.
„Naucz
mnie, Panie, drogi Twoich ustaw, bym ich przestrzegał do końca. Ucz mnie, bym
przestrzegał Twego prawa i zachowywał je całym sercem” (Ps 119,33-34). W ten
sposób już przed wiekami modlił się czytelnik słowa Bożego. Chciał on być coraz
sprawiedliwszym, dostąpić zbawienia, odpowiedzieć owocami swojej miłości na
miłość ofiarowaną przez Boga. Dzisiaj te słowa stają się naszą modlitwą. Zanosimy
ją za nas samych. Przedstawiamy ją Ojcu niebieskiemu przez Chrystusa w Duchu
Świętym również za wszystkich chrześcijan i w intencji wszystkich ludzi.
Pragniemy, żeby każdy dostąpił zbawienia wiecznego. Wiemy, jaka Droga do niego
prowadzi. Wiemy, że nie zawsze jest łatwo człowiekowi wytrwać w sprawiedliwości
i miłości. Tym bardziej jesteśmy wdzięczni Bogu za modlitwę, którą poprzez
Pismo św. wkłada w nasze usta. „Naucz mnie, Panie,
drogi Twoich ustaw, bym ich przestrzegał do końca. Ucz mnie, bym przestrzegał
Twego prawa i zachowywał je całym sercem” (Ps 119,33-34).
„Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście” (1 Kor 3,16-17).
Jeśli chcemy lepiej zrozumieć myśl zawartą w tych słowach, to najpierw trzeba sobie uświadomić, co to jest „świątynia” dla starożytnych. Jest ona domem, mieszkaniem bóstwa. Np. hebrajskie czy greckie słowa na oznaczenie świątyni Jerozolimskiej wskazują na to jednoznacznie. Sama świątynia Jerozolimska (podobnie jak inne świątynie starożytne) strukturą i wyposażeniem wzoruje się na domach mieszkalnych ludzi (i nie należy tu zbyt pochopnie myśleć np. o ludzkiej naiwności). Co do wyposażenia świątyni Jerozolimskiej, to pamiętamy np. o stole chlebów pokładnych czy o świecznikach. Druga ważna sprawa to znaczenie określenia „święty”. Według Pisma św. „święte” jest to, co może wejść w zbawczy kontakt z Bogiem. To On jest święty. Wszystko, co od Niego pochodzi jako dobre jest także „święte”. Tylko to, co jest „święte”, może mieć kontakt z Bogiem. Jeszcze dokładniej mówiąc chodzi o taką świętość, która ma charakter kultyczny, liturgiczny.
Dla człowieka żyjącego Starym Testamentem i Starym Przymierzem np. 2000 lat temu istniała jedna jedyna świątynia, najświętsze miejsce Bożego zamieszkiwania. Tylko tam można było sprawować świętą liturgię ofiar. To tam Bóg w szczególny sposób mieszkał z ludźmi, wysłuchiwał ich próśb, przychodził z pomocą, ratował, błogosławił. Ten znak Bożej obecności przypominał też i podziałach. Do najświętszego miejsca, powiedzmy do „mieszkania Bożego” ma wstęp tylko arcykapłan i to tylko raz do roku. Jeszcze gorsza jest sytuacja innych kapłanów. Potem jeszcze gorsza Izraelitów mężczyzn i następnie Izraelitek kobiet. Jeszcze gorsza jest sytuacja pogan. Mają oni bardzo ograniczony przystęp do Boga mieszkającego w swej świątyni.
„Czyż nie wiecie, żeście świątynią Boga i że Duch Boży mieszka w was? Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście” (1 Kor 3,16-17). Tak Apostoł pisze do chrześcijan z Koryntu. Czyli do ludzi pogańskiego pochodzenia. Myśl jest więc bardzo śmiała i ciekawa. Chrystus przynosi Boga wszystkim. Dawne ograniczenia czy co do pochodzenia, czy co do płci, co do miejsca zamieszkania już nie obowiązują. Widzimy też, jak Apostoł rozumie świętość chrześcijańską i Bożą obecność w naszym życiu. W mocy Ducha Świętego mamy cały czas być w stanie sprawować służbę Bożą. Dzięki Duchowi Ojca i Chrystusa całe nasze życie może coraz bardziej stawać się jedną wielką liturgią na Bożą chwałę. Takie możliwości stoją przed nami dzięki Duchowi Bożemu. Takim też jest nasze chrześcijańskie powołanie.
„Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,33). Wcześniej Chrystus wspominał o pokarmie, ubraniu, o trosce o podstawowe potrzeby. Każdy z nas musi im starannie zaradzać by w ten sposób zabezpieczyć życie swych bliskich oraz własne. Słowa Pana Jezusa możemy zrozumieć między innymi następująco. Jeśli nie postawimy na należnym czyli pierwszym miejscu Boga, to tak czy inaczej sami wszystko zniweczymy, nasze trudy nie przyniosą oczekiwanego owocu, życie będzie porażką. Stwierdzenie to jest równie jednoznaczne co śmiałe. Czy człowiek może i w tym wypadku zaufać Chrystusowi? Najwyraźniej wskazuje On, że Jego nauce musimy dla własnego dobra podporządkować całe nasze życie, myślenie, postępowanie. Np. działalność zawodową. Prawa ekonomii też nie stanowią tu wyjątku. Chrystus posuwa się rzeczywiście bardzo daleko. Interesujący nas tekst należy do tzw. Kazania na Górze (Mt 5,1n). Chodzie więc o najbardziej podstawowe zasady bycia uczniem chrześcijanina. Tak czy inaczej z woli Nauczyciela obowiązują one każdego ucznia. A nasz Mistrz po prostu stwierdza, że od ich coraz lepszego wypełniania zależy nasza przyszłość, pomyślność tak doczesna jak i wieczna.
„Niech więc uważają nas ludzie za sługi Chrystusa i za szafarzy tajemnic Bożych! A od szafarzy już tutaj się żąda, aby każdy z nich był wierny” (1 Kor 4,1-2). Zdaniem Apostoła Pawła nasza wierność Ewangelii ma charakter zbawczy. Uczeń wypełniając wolę Mistrza uczestniczy w Jego dziele. Przez niego sam Bóg udziela zbawienia. Wierność jest jedną z cech najbardziej umiłowanych przez Boga. Sam Bóg cechuje się wiernością. „Wierny jest Ten, który was wzywa: On też tego dokona” (1 Tes 5,24). Bez wierności Bożej nie byłoby zbawienia. Bóg pozostaje wierny swoim obietnicom, planom, swej miłości, swemu miłosierdziu. Inaczej mówiąc, chodzi także o Jego sprawiedliwość (np. Rz 3,3n). Nasza wierność wobec Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego wpisuje się właśnie w ten porządek. Jest jednym z rysów podobieństwa Bożego w nas. Stanowi znak naśladowania Chrystusa. Świadczy to tym, że pozwalamy Duchowi Świętemu by nas prowadził ku zbawieniu. „Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5,22-23). Wierność i zbawienie idą ze sobą ręka w rękę.
Trzeba pielęgnować w sobie wierność. Trzeba prosić wszechmocnego i wiernego Bożego Ducha Ojca i Chrystusa by czynił nas coraz bardziej wiernymi uczniami Chrystusa, coraz bardziej wiernymi wykonawcami Jego nauki. W ten sposób otrzymamy wszystko, otrzymamy pomyślność i szczęście zarówno doczesne jak i wieczne.
Dzisiejsze pierwsze czytanie (Pwt 5,12-15) oraz ewangelię (Mk 2,23-28) łączy między innymi temat dnia świętego. Dokładniej chodzi o szabat. W Starym Przymierzu zalicza się on do największych darów Bożych. Jest znakiem wolności i tym samym zbawienia. Okazuje się, że już około czterech tysięcy lat temu, w czasach niewolnictwa itp. Bóg gwarantuje np. prawo do odpoczynku, do cieszenia się życiem. Gwarantuje je wszystkim, nawet najbardziej bezradnym społecznie. W starożytności taką właśnie bardzo trudną zwykle była sytuacja np. kobiet, sług, niewolników, dzieci. Nie może nie zaskakiwać, że Bóg bierze w obronę także zwierzę. Słusznie chlubimy się postępem np. w sprawach socjalnych. Boża troska jednak jak zawsze wyprzedza nasze osiągnięcia. Kiedy np. w krajach europejskich (czyli społecznie przodujących) zaczęto przyznawać i respektować prawo do płatnych urlopów? 70, 80 lat temu? Czy choćby tylko pod tym względem ludzkość już wszystko zrobiła, osiągnęła?
Pierwsze czytanie oraz ewangelia łączy temat szabatu, dnia świętego Starego Przymierza. Odnieśmy to Boże przesłanie do naszego dnia świętego. Pan szabatu jest także Panem niedzieli czy jakiegokolwiek dnia świętego (jak i każdego dnia, także dnia pracy). I nasze chrześcijańskie dni święte są dla nas a nie my dla nich. Zostały nam udzielone jako Boży dar z Bożej dobroci dla naszego dobra. Mamy do czynienia z zupełnym nieporozumieniem, odchodzeniem od Zbawiciela, jeśli np. wyznawca Chrystusa uważa dzień święty za dzień zniewolenia bo np. jest niedzielna Msza św., bo nie wykonuje się jakichś ciężkich niekoniecznych prac lub trzeba dać odpocząć i pozwolić się pomodlić innym.
Jak przypomina dzisiejsza ewangelia Pan dnia świętego, jeśli trzeba, upomina się o dzień święty, o udzielone przez siebie dary wolności, wypoczynku, pójścia do domu Bożego. Podstawowe znaczenie świętości w Piśmie św. to bycie w stanie spotkania z Bogiem. To On jest święty w całym tego znaczeniu. Dokładniej mówiąc, według Objawienia świętość umożliwia służenie Bogu, sprawowani służby Bożej. Wszystko inne z tego wynika. Chrześcijański dzień święty nie jest dniem „próżni”. Jest poświęcony Bogu, służeniu Bogu. Z tym, że to służenie Bogu dla człowieka i dla wszelkiego stworzenia staje się wyzwoleniem, wolnością, odpoczynkiem. „Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15,5). Te słowa Chrystusa odnoszą się także do dnia świętego, do odpoczynku. Bez Chrystusa nawet nie będziemy potrafili odpocząć, być wolnymi, korzystać z wolności, uszanować wolność innych, czynić dobrze. Przyjmijmy Chrystusową pomoc, także jeśli chodzi o korzystanie z daru dnia wolnego, świętego. Na pewno nie tylko nic na tym nie stracimy, ale zyskamy według Bożej hojności.
„Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle
mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż
ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (Mt 9,12n).
Dzisiejsza ewangelia przypomina nam powołanie celnika, który miał się stać
świętym, jednym z Dwunastu Apostołów. Miał on także pod natchnieniem Ducha
Świętego spisać (także i dla nas) jedną z ewangelii. W czasach Chrystusa w Jego
ziemskiej ojczyźnie ludzie tacy jak Mateusz cieszyli się złą opinią. I raczej
nie widać, by np. Chrystus nie podzielał tej oceny, nie uważał ją za
niesprawiedliwą. Tym bardziej powinno uderzać to, co opowiada czytana dzisiaj
ewangelia. Zbawiciel powołuje grzesznika. Powierzy mu bardzo ważne zadania. I
każdy z nas jest z wielu powodów dłużnikiem celnika z dzisiejszej ewangelii.
Łaska powołania nie zna granic. Łaska powołania nie zna słowa „niemożliwe”.
Bardzo ciekawym jest to, co tak zwięźle stwierdza ewangelia: „Odchodząc
stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej,
i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał i poszedł za Nim” (Mt 9,9). Mateusz
przyjmuje udzielony mu dar zbawczego spotkania z Bogiem. „Odchodząc stamtąd”
przypomina, że nie wolno marnować żadnej okazji, że Boże dary trzeba chwytać w
lot (choćby sam ludzki rozsądek pyta, czy okazja się powtórzy).
Chrystusowe
„pójdź za Mną” jest równie lakoniczne w słowa jak przebogate w treści. To samo
trzeba powiedzieć o informacji: „On wstał i poszedł za Nim”. W tekście greckim
na „wstał” mamy to samo słowo, które znaczy także „zmartwychwstał”, „powstał z
martwych”. I czy w pewnym sensie coś takiego nie następuje przy nawróceniu?
„Pójść za Chrystusem” także posiada bardzo głębokie znaczenie. Chrystus w Duchu
Świętym prowadzi do Ojca, czyli do zbawienia wiecznego. To właśnie stanowi
ostateczny cel naszego pójścia za Zbawicielem.
Każdy otrzymuje dary potrzebne, by zostać zbawionym. Każdy też musi wybrać odpowiedź, jakiej udzieli Bogu. Chrystus przynosi nam dar miłosierdzia i powołania do życia wiecznego. W tym miłosierdziu mamy Go naśladować. Jesteśmy wezwani do codziennego „powstawania z martwych”, do naśladowania Chrystusa, do pójścia za Nim, które wyzwala. Mateusz to zrozumiał. Inni natomiast pytali: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?” (Mt 9,11). Chrystus przystaje z grzesznikami, przychodzi do nich, żeby ci ostatni zostali uzdrowieni, żeby zdołali się wyrwać ze zniewolenia popełnianym złem i grzechem, a nawet, żeby samemu włączyli się w dzieło zbawienia. Łaska Boża rzeczywiście nie zna granic.
„A widząc tłumy ludzi, [Jezus] litował się nad nimi, bo byli
znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza” (Mt 9,36). Miłość Chrystusa
do ludzi przejawia się między innymi, i jest to bardzo ważny aspekt, w
ustanowieniu Kościoła. Powodowany miłością Chrystus daje ludziom pasterzy,
których zadaniem jest uczestniczenie w dziele zbawienia. „Wtedy przywołał do
siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi,
aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości” (Mt 10,1).
Ustanowieni przez Chrystusa pasterze otrzymują udział w misji samego Zbawiciela
i w Jego mocy. Nie ma przecież zbawienia bez wyzwolenia człowieka spod
zniewolenia przez złe duchy.
Ojciec
przez Chrystusa w Duchu Świętym zaprasza więc i wzywa do współudziału w dziele
zbawienia. Dzisiejsza ewangelia zwraca uwagę na powołanie Dwunastu Apostołów.
Za każdym imieniem stoi człowiek z krwi kości. Każdy z Dwunastu miał swoją
własną drogę do Chrystusa. Wszyscy oni zostali powołani przez tego samego Pana
by być posłanymi do tej samej misji. Nawet tylko na podstawie wiadomości
zawartych w Nowym Testamencie widać jednak, jak bardzo się od siebie różnili,
jak różną, nie zawsze świetlaną mieli przeszłość. I nawet łaska powołania nie
miała wymazania różnic między nimi. Zresztą to ostatnie byłoby zubożeniem, a
prawdziwa łaska Boża nigdy nie zubaża, zawsze ubogaca. Zostali powołani przez
Chrystusa. Otrzymali od Niego bardzo staranną, jakbyśmy to dziś powiedzieli,
formację. Nie bez trudności, a nawet niepowodzeń i upadków, podjęli oni zadanie
własnego wzrostu duchowego i pasterzowania powierzonym sobie braciom i
siostrom.
Stajemy
wobec misterium Bożych planów i odpowiedzi udzielanej przez ludzi. Może
niekiedy trudno nam zrozumieć, czemu w wypełnieniu dzieła zbawienia Opatrzność
Boża zdecydowała się na posługiwanie się ludźmi. Tak widocznie jest najlepiej.
I widać tu choćby ogromne zaufanie, ogromny szacunek Trójcy Świętej wobec
swojego stworzenia. Zostać włączonym w Boże dzieło odkupienia, w głoszenie
Dobrej Nowiny o zbawieniu, w udzielanie życia, we wskrzeszanie, w uzdrawianie:
wszystko to jest ogromnym darem, znakiem zaufania i szacunku, darem, który
zobowiązuje.
Na szczęście dla każdego z nas i dzisiaj Ojciec i Syn i Duch Święty powołują i posyłają ludzi, by nieśli zbawienie. Za ten dar trzeba być ogromnie wdzięcznym. Trzeba także umieć za niego dziękować, podejmować go, rozwijać i prosić o dalsze udzielanie go. Zadania te spoczywają na każdym z nas. Ich wypełnianie jest znakiem miłości do Boga, do bliźnich i do siebie samego. „Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo!” (Mt 9,38).
„... przez jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez
grzech śmierć, i w ten sposób śmierć przeszła na wszystkich ludzi, ponieważ
wszyscy zgrzeszyli” (Rz 5,12). Śmierć jest jednym z zasadniczych skutków
wtargnięcia grzechu w dzieje świata stworzonego. Ważnym jest by mimo wszystko,
nawet wobec tego faktu zachować poczucie rzeczywistości. Owszem: „śmierć
rozpanoszyła się od Adama do Mojżesza nawet nad tymi, którzy nie zgrzeszyli
przestępstwem na wzór Adama” (Rz 5,14). Nie jest to jednak koniec. „Ale nie tak
samo ma się rzecz z przestępstwem jak z darem łaski. Jeżeli bowiem przestępstwo
jednego sprowadziło na wszystkich śmierć, to o ileż obficiej spłynęła na nich
wszystkich łaska i dar Boży, łaskawie udzielony przez jednego Człowieka, Jezusa
Chrystusa” (Rz 5,15). Poczucie rzeczywistości to świadomość Bożej dobroci i
wszechmocy. Udzielane przez Ojca i Syna i Ducha Świętego życie jest mocniejsze
od śmierci. Łaska, Boże dary, Boża miłość są nieskończenie obfitsze w swoich
skutkach od grzechu. Św. Paweł bardzo podkreśla rolę Chrystusa w tym Bożym
dziele zbawienia. W dzisiejszym drugim czytaniu słyszymy między innymi, że to
przez Niego Bóg Ojciec udziela nam zbawczych darów. Jest tam powiedziane, że
Chrystus jest człowiekiem (Rz 5,15). W tym samym Liście do Rzymian św. Paweł
pod natchnieniem Ducha Świętego jednoznacznie wyznaje także wiarę w bóstwo
Chrystusa: „Chrystus (...), który jest ponad wszystkim, Bóg błogosławiony na
wieki” (Rz 9,5). To właśnie przez Niego i Jego mocą możemy otrzymać dar
zbawienia. „... zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga dana to życie
wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 6,23).
„Do każdego więc, który się przyzna do Mnie
przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto
się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest
w niebie” (Mt 10,32n). Oto droga, która prowadzi do przyjęcia Bożych darów i
łask, w tym również daru zbawienia wiecznego. Mamy tu doskonałe wyjaśnienie, na
czym polega wiara w Chrystusa. Jest ona przyjęciem daru Bożego i świadczeniem o
tym darze. Stanowi ona wydawanie owocu dzięki obecności i pomocy Ducha Świętego
(por. np. Ga 5,1n). Jest ona coraz pełniejszym naśladowaniem Chrystusa poprzez
całokształt życia, swoistym przyzwoleniem udzielonym przez człowieka
Chrystusowi, tak by Zbawiciel z radością i dumą przedstawił takiego człowieka
swojemu Ojcu (por. Hbr 2,11). I na tej właśnie drodze cały czas czuwa nad nami
Boża Opatrzność. Stąd i Chrystusowe wezwanie: „nie bójcie się!” (Mt 10,31).
Jest ono skierowane do nas wszystkich. Trójcy Świętej nieskończenie zależy na
dobru każdego z nas.
Dzisiejsze
drugie czytanie Mszy św. stanowi przepiękne wyjaśnienie tego, co
najistotniejsze w sakramencie chrztu św. Sakrament ten daje nam udział w
śmierci i tym samy w życiu Chrystusa. Celem tego jest nasze zbawienie wieczne,
czyli udział w życiu Zbawiciela. „... którzyśmy
otrzymali chrzest zanurzający w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego
śmierć” (Rz 6,3). Chrzest jednoczy nas ze Zbawicielem. By zostać zbawionym, by
otrzymać dar życia wiecznego, trzeba być w komunii - jedności z Chrystusem.
„Zatem przez chrzest zanurzający nas w śmierć zostaliśmy razem z Nim pogrzebani
po to, abyśmy i my wkroczyli w nowe życie - jak Chrystus powstał z martwych
dzięki chwale Ojca” (Rz 6,4).
W ten
sposób rozpoczyna się dla nas, już w doczesności, nowe życie. Ma ono polegać na
coraz pełniejszym umierania dla grzechu i dla wszelkiego zła i tym samym na
coraz doskonalszym życiu dla Boga Ojca. Tak o tym pisze św. Paweł: „Tak i wy
rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie
Jezusie” (Rz 6,11). Takie oto zadanie oraz zupełnie skuteczną pomoc otrzymujemy
wraz z darem wiary i chrztu św. Ojciec przez Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym
udziela nam swoich darów: odpuszczenia grzechów, odrodzenia, nowego życia,
które winno w przyszłości stać się życiem zbawienia wiecznego. Teraz chodzi
oto, byśmy zdobyli się na współpracę z całego serca, duszy i sił z Trójcą
Świętą. Posłuchajmy jeszcze raz św. Pawła: „Cóż więc powiemy? Czyż mamy trwać w
grzechu, aby łaska bardziej się wzmogła? żadną miarą! Jeżeli umarliśmy dla
grzechu, jakże możemy żyć w nim nadal?” (Rz 6,1n). Apostoł bardzo często
naucza, że zbawienie jest darem Trójcy Świętej, że człowiek z siebie samego nie
potrafiłby go osiągnąć. „...zapłatą za grzech jest śmierć, a łaska przez Boga
dana to życie wieczne w Chrystusie Jezusie, Panu naszym” (Rz 6,23). Ten sam św.
Paweł, cały czas pod natchnieniem Ducha Świętego, naucza także o konieczności
współpracy z łaską Bożą, której owocem jest coraz doskonalsza przemiana życia
ucznia Chrystusa. W doczesności chrześcijanin musi ustawicznie umierać dla
grzechu (por. np. Rz 6,1n) i coraz pełniej żyć w Duchu Świętym przez Chrystusa
dla Boga Ojca (por. np. Rz 6,11; Ga 5,25). Według św. Pawła taka odpowiedź na
Bożą łaskę jest konieczna, by zostać zbawionym na życie wieczne (por. np. Ga
5,15-25).
Sakrament
chrztu św. zasadniczo znaczy początek naszego życia uczniów Chrystusa. Jest to
początek drogi, początek rozwoju. Koniecznym celem jest dojście „do człowieka
doskonałego, do miary wielkości według Pełni Chrystusa” (Ef 4,13). Na tym
właśnie polega powołanie chrześcijańskie i nasza wielkość. Mamy otworzyć się na
zbawczą pomoc Ojca i Syna i Ducha Świętego i dać wszystko z siebie, by
upodobnić się pod każdym względem do Chrystusa, by coraz lepiej Go naśladować
(por. np. Flp 3,7-14).
„Wszystko przekazał Mi Ojciec mój” (Mt 11,27). Słowa te
bardzo dobrze wyjaśniają wagę przesłania zawartego w następnych zdaniach
czytanej dzisiaj ewangelii: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i
obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie
się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz
waszych. Bo jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11,28-30).
Jezus prowadzi do Ojca. Za wszystkim, co Jezus czyni i mówi, stoi Ojciec. Przez
Jezusa umacnia nas Bóg Ojciec. Jeszcze inaczej mówiąc Bogu nie są absolutnie
obojętne również i sprawy ziemskie, los człowieka, jego kłopoty, obawy,
potrzeby. Bóg nie pozostawia nas samych sobie.
„... uczcie
się ode Mnie” (Mt 11,29). Mamy naśladować Chrystusa, uczyć się od Niego. To
właśnie taką drogą, tzn. naśladując postępowanie Chrystusa, idzie się ku Bogu,
ku zbawieniu. Chrystus bardzo cierpliwie nas uczy. Uczy jak ważną jest
łagodność, jak ważną jest troska o bliźniego, nawet - a może przede wszystkim -
tego najsłabszego, zajmującego ostatnie miejsce, najmniej zaradnego,
najmniejszego. Chrystus stawia za wzór postępowania samego Ojca, który jest w
niebie. I widać jak bardzo dobroć, łagodność, cichość, troska o słabszego nie
są bynajmniej słabościami czy np. wadami. Są one przecież cechami samego Boga.
To On posiada je w stopniu najdoskonalszym. A my mamy naśladować Chrystusa.
Otóż przez Chrystusa mamy iść śladami samego Boga Ojca. „Bądźcie więc
naśladowcami Boga, jako dzieci umiłowane, i postępujcie drogą miłości, bo i
Chrystus was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze i dani na
wdzięczną wonność Bogu” (Ef 5,1n). To właśnie w ten sposób sprawdza się, czy
mieszka w nas i ożywia nas Duch Boży, czy należymy do Chrystusa, czy mamy Ducha
Chrystusowego (por. Rz 8,9). A owocem czyli i znakiem obecności i działania
Ducha Ojca i Syna w sercu człowieka są miłość, pokój, cierpliwość, uprzejmość,
dobroć, wierność, łagodność, opanowanie,
radość (por. Ga 5,22n).
Chrystus
w Duchu Świętym objawia Ojca i prowadzi do Niego. Pan Jezus jest jedyną Drogą
prowadzącą do Boga. A ta Droga (por. J 14,6) to właśnie dobroć dla każdego,
miłosierdzie, troska o głodnych, chorych, opuszczonych, potrzebujących
jakiejkolwiek pomocy. Takie cechy nie są przejawami słabości. Są udziałem w
mocy Bożej. Takie cechy nie są znakiem naiwności. Świadczą o mądrości.
Chrystus
przywołuje każdego z nas. „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i
obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11,28). Jeśli chcemy, to Jego Boża
wszechmoc i łaska umocnią nas do tego
stopnia, że sami staniemy się pomocą dla potrzebujących. „Kto we Mnie wierzy,
będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od
tych uczyni” (J 14,12).
W liturgii słowa dzisiejszej Mszy św. mamy możność zastanowienia się nad jednym z chyba najpiękniejszych fragmentów Listu do Rzymian św. Pawła Ap. Chodzi o rozdział 8-my, wiersze 18-23.
W tekście tym św. Paweł ukazuje to, co nazywamy „powszechnością Bożego planu zbawienia”. Jak przedstawiają to karty Pisma św., Bóg chce obdarzyć wiecznym szczęściem każdego człowieka. Każdy człowiek otrzymuje od Stwórcy wszystko to, co potrzebne by wejść w posiadanie daru jakim będzie wieczne przebywanie z Bogiem. Człowiek otrzymuje tu także dar wolności. Stąd może on i musi wybierać. Stawką jest tutaj jego własne dobro.
Chrześcijanie z wiarą i ufnością oczekują powrotu Chrystusa w chwale i nastania nowego porządku, porządku zmartwychwstania, zbawienia i życia wiecznego. Patrząc na otaczający nas świat trudno sobie nie zadać pytania: czy tylko człowiek jest powołany do wiecznego szczęścia? Na ile możemy zrozumieć misterium Bożych postanowień, również przynajmniej niektóre inne istoty będą miały udział w szczęściu zbawionych. Wystarczy pomyśleć o aniołach. Ale czy chodzi tutaj jedynie o to co niematerialne, co duchowe?
Apostoł Paweł był realistą. Zdawał sobie doskonale sprawę, że życie doczesne może być bardzo trudne. Bardzo często jest ono głęboko naznaczone cierpieniem. Mimo wszystko ciągle ciąży nad nim cień śmierci, przemijania. Trudno byłoby nie zauważyć, że dotyczy to nie tylko człowieka. Natchniony przez Ducha Świętego, św. Paweł napisze: „stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności nie z własnej chęci, ale (...), w nadziei, ze również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8,19n).
Na ile możemy zrozumieć te napisane pod natchnieniem Ducha Świętego słowa oraz ich kontekst, jest tutaj mowa o udziale przynajmniej jakiejś części tzw. świata materialnego w zmartwychwstaniu. Jednym z najważniejszych punktów wyznania wiary wyznawców Chrystusa jest właśnie wiara w zmartwychwstanie Chrystusa. A zmartwychwstanie Chrystusa można również rozumieć jako zapowiedź i gwarancję zmartwychwstania człowieka i nastania porządku nowego stworzenia, stworzenia odnowionego, zbawionego na wieczność. W ten sposób zbawieni otrzymają pełny udział w Chrystusowym zwycięstwie nad grzechem i śmiercią.
Bóg objawił nam wszystko to, co konieczne do zbawienia. Pewne rzeczy pozostają dla nas nadal zakryte. Trzeba też przyznać, że nie wszystko rozumiemy z Jego zbawczych planów. Nie znaczy to jednak, byśmy nie mogli już teraz z radością zadumać się nad nimi. Przyjdzie czas, kiedy w królestwie Bożym „z całym stworzeniem wyzwolonym z grzechu i śmierci”, jak mówi IV-ta modlitwa eucharystyczna Mszy św., zbawieni będą chwalić Boga Ojca przez Pana Jezusa Chrystusa w Duchu Świętym.
Dzisiejsze drugie czytanie (czyli Rz 8,26-27) w sposób niezwykle ciekawy mówi nam o dwóch osobach Boskich: o Bogu Ojcu i o Duchu Świętym. Jak to notuje Ewangelia św. Jana, Duch Święty to pocieszyciel, przyjaciel, obrońca, dokładniej mówiąc: On doprowadza wszystkie sprawy do pomyślnego końca (tak można byłoby przetłumaczyć słowo „paraklet”). To znaczy, że Duch Święty stale towarzyszy uczniom Chrystusa. Jak to pisze w Liście do Rzymian św. Paweł, Duch Święty „przychodzi z pomocą naszej słabości” (Rz 8,26). Apostoł mówi w tym kontekście przede wszystkim o modlitwie. A jest ona przecież czymś niezwykle ważnym dla każdego człowieka. Pan Bóg nie potrzebuje naszych modlitw czy nas samych. Jest zupełnie odwrotnie. To my potrzebujemy, i to we wszystkim, Pana Boga. Inaczej mówiąc modlitwa jest niezasłużoną łaską, darem, jakiego Bóg nam udziela. To Pan Bóg nam czyni łaskę pozwalając nam się modlić. I zdajemy sobie sprawę, że nasza modlitwa nigdy nie jest dostatecznie godna Boga. Z jednej strony trzeba więc zdać się na Chrystusa, jedynego pośrednika między światem i Bogiem (1 Tm 2,5). Z drugiej strony chodzi i obecność oraz o działanie Ducha Świętego. To On dopełnia słabość naszej modlitwy swoim wstawiennictwem, swoim błaganiem.
Można powiedzieć, że modlitwa chrześcijanina to modlitwa skierowana przez Chrystusa w Duchu Świętym do Boga Ojca. Taka modlitwa będzie zawsze modlitwą zgodną z wolą Boga (por. Rz 8,27). Słowa „Zgodnie z wolą Bożą” z Rz 8,27 oznaczają tu może przede wszystkim udział w misterium zbawienia. Jego źródłem jest Bóg. To dla naszego zbawienia Bóg Ojciec posłał swego Syna, który stał się człowiekiem, pośrednikiem między wszechmocnym Stwórcą i stworzeniem. To dla naszego zbawienia Ojciec i Chrystus dają wierzącym Ducha Świętego. Bez wątpienia modlitwa jest udziałem w misterium zbawienia. Ten udział odnosi się również i do tego, co stanowi o „skuteczności” naszej ludzkiej modlitwy. Nasza dobra wola i całkowite zaangażowanie, nasz wysiłek są tutaj koniecznymi. Łaska Boża nas zawsze i pod każdym względem uprzedza. Jest też jednak prawdą, że na dobrą wolę człowieka odpowiada Bóg ze swoją łaską. W zarysie można powiedzieć, że Chrystus pośredniczy między nami a Bogiem Ojcem a Duch Święty dopełnia to, czego jeszcze brak naszej modlitwie.
Mamy tu jeszcze coś innego, niezmiernie ważnego. Tzw. modlitwa prywatna i modlitwa publiczna muszą się wzajemnie uzupełniać. Żadnej z nich nie wolno zaniedbywać. Jeśli chodzi o modlitwę publiczną, to trzeba tu wspomnieć przede wszystkim niedzielną Mszę Św. Jest ona niezastąpioną i najważniejszą z modlitw. Stanowi ona czas, miejsce szczególnego działania Chrystusa, Pośrednika między Bogiem Ojcem i nami, oraz Ducha Świętego, Parakleta, naszego Pocieszyciela, Obrońcy i Przyjaciela.
Liturgia dzisiejszej niedzieli proponuje nam kolejny fragment Listu do Rzymian. Cały czas chodzi o fragmenty przepięknego rozdziału 8-ego. Św. Paweł ukazuje w nim bardzo ciekawą wizję doczesności.
Rozważany dzisiaj fragment przypomina, że „Bóg, z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra” (Rz 8,28). Apostoł nie stara się tłumaczyć, wyjaśnić trudności czy zawiłości życia doczesnego. Przypomina tylko, że wszystko zależy do wszechmocnego i jedynego Boga. Bóg nas kocha i sam wie najlepiej, czego nam potrzeba. W teologii słusznie tutaj mówimy o „Bożej Opatrzności”. Warto zwrócić uwagę na stwierdzenie św. Pawła, że Bóg współdziała dla dobra swoich wybranych. Mamy tutaj dużo więcej niż zachętę do porzucenia bierności. Nie da pogodzić postawy bierności z nauką Chrystusa. Niejednokrotnie w Piśmie św. Bóg przypomina, że pragnie naszej ludzkiej współpracy.
Ta współpraca dotyczy dzieła zbawienia. Jest to kolejny ważny motyw przewijający się przez czytany dzisiaj fragment Listu do Rzymian. Apostoł pisze o tym w następujący sposób: „[swoich wybranych Ojciec] przeznaczył na to, by stali się na wzór obrazu Jego Syna, aby On [tzn. Syn] był pierworodnym między wielu braćmi” (Rz 8,29). Jeden z aspektów zbawienia jest w naszym tekście oddany poprzez stwierdzenie, że Zbawiciel ma być „pierworodnym pośród wielu braci”. Ze swej strony List do Kolosan określa Chrystusa jako „pierworodnego całego stworzenia” (1,15) i jako „pierworodnego spośród umarłych” (1,18; por. Ap 1,5). Wyrażenia te odsyłają nas do misterium wcielenia oraz do misterium Chrystusowego pośrednictwa między Bogiem Ojcem i stworzeniem. Przedwieczny i równy Ojcu oraz Duchowi Świętemu Syn stał się człowiekiem doskonale jednocząc w sobie to co Boże z tym co stworzone. Jako taki Chrystus Zbawiciel jest jedynym pośrednikiem i doskonałym między Ojcem i stworzeniem, początkiem i cele wszystkiego, centrum, sercem dziejów stworzenia - zbawienia. To właśnie szczególne miejsce Odkupiciela oddaje termin „pierworodny”. Z jednej strony mówi on, ze Chrystus przewyższa wszystko, co stworzone. Z drugiej strony podkreśla, że istnieje coś wspólnego między Nim i stworzeniem. I tutaj przychodzi nam z pomocą inne bardzo ważne sformułowanie, znane nam choćby z tego samego fragmentu listu do Rzymian: Chrystus jest obrazem Boga (Rz 8,29; por. np. 2 Kor 4,4) i to Boga niewidzialnego (Kol 1,15). Znowu jest tu mowa o Chrystusie jako o pośredniku. Może jednak jeszcze bardziej zarysowuje się tutaj idea Zbawiciela jako wzoru, który sprawia upodobnienie do siebie samego. To w Nim mamy wzór doskonałości, świętości i prawdziwego człowieczeństwa, człowieczeństwa jakie zostało zamierzone w dziele stworzenia i jakie ma zostać w całej nieskończonej pełni udzielone zbawionym. Oto fragment Listu św. Pawła do Filipian: „oczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone na podobne do swego chwalebnego ciała” (Flp 3,20n).
Kiedy rozważamy słowa św. Pawła z czytanego dzisiaj w czasie Mszy św. fragmentu Listu do Rzymian, może myślimy spontanicznie o prześladowaniach i przeróżnych trudnościach, jakie mieli napotkać na swej drodze uczniowie Chrystusa. Chrześcijaństwo od samego początku było narażone na różnorodne ataki i niebezpieczeństwa, pomówienia, na niezrozumienie czy brak dialogu. Zapowiadał to sam Chrystus. Coś takiego jest na pewno związane tematem „świadectwa”. Chrystus składał świadectwo o Bogu i o tym co dobre i prawdziwe. Taką też pozostaje i droga Jego uczniów. Również i oni są powołani do dawania świadectwa w porę i nie w porę. I jeśli są oni do tego zdolni, jeśli stają na wysokości zadania, to odnoszą pełne zwycięstwo właśnie dzięki Temu, który ich umiłował (por. Rz 8,37).
Św. Paweł pisze, że nic nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga (Rz 8,39). Przykłady, jakie podaje Apostoł, podkreślają siłę tego związku: „ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani potęgi, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie” (Rz 8,38). Miłość Boża w całej swej pełni i mocy objawia się w Chrystusie Jezusie Panu naszym (Rz 8,39). Można tu przypomnieć słowa Pana Jezusa zanotowane w Ewangelii św. Jana: „tak Bóg umiłował świat, że dał swojego Syna Jednorodzonego, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginał, ale miał życie wieczne” (J 3,16). To w Chrystusie żyjemy dla Boga a nie w grzechu. W Chrystusie Bóg pojednał świat ze sobą (2 Kor 5,19). W Nim dostępujemy uświęcenia, w Nim jesteśmy (np. 1 Kor 1,2.30). W Chrystusie już staliśmy się nowym stworzeniem (2 Kor 5,17). W Nim zmartwychwstaną zbawieni (np. 1 Kor 15,22). Jezus Chrystus jest centrum - sercem historii zbawienia i dziejów stworzenia. Jest On już teraz absolutnym Panem wszystkiego. Już w doczesności wszystko od Niego zależy. Nadejdzie chwila, kiedy zegnie się przed Nim każde kolano (por. Flp 2,10).
W sposób szczególny Jezus Chrystus jest Panem tych, którzy w Niego uwierzyli, którzy do Niego należą na mocy chrztu św. oraz wyznawanej wiary. Związek ten jest czymś tak niepowtarzalnym, że np. św. Paweł Apostoł sięgnie, by go przybliżyć, do obrazu „ciała”. Czerpie ono swe istnienie i swe życie od Chrystusa, który nim kieruje. Zerwanie, czy choćby tylko osłabienie, tego związku stanowiłoby śmiertelne niebezpieczeństwo dla chrześcijanina. Jak to przypomina Pismo św., coś takiego może nastąpić tylko z winy człowieka, to znaczy poprzez grzech, który separuje, odgradza od Boga. Bóg przecież nie odtrąca nikogo. Jego zwycięska miłość w Chrystusie Jezusie otwiera człowieka na zbawienie. Gwarantuje je człowiekowi, który nawraca się i kocha. Taki człowiek już teraz odnosi pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował.
Kiedy czytamy Pismo św. możemy się przekonać, na jak wiele sposobów można przedstawiać Boga. Jest to tym ważniejsze, że przez słowa Pisma św. sam Pan Bóg mówi do nas o sobie. I tak mówimy o Nim, że jest jedyny, wszechmogący, wieczny. Czytamy o tym, że jest stwórcą wszystkiego. Wiemy, że Bóg jest sprawiedliwy i karze za zło, za grzechy. Wiemy, że jest On miłosierny, że przebacza, że nie pragnie zguby grzesznika, ale jego nawrócenia i szczęścia, zbawienia. W tej chwili te kilka przykładów musi nam wystarczyć. To, ze ich lista nie jest kompletna, przypomina nam, że Pan Bóg jest od nas nieskończenie większy, ze przewyższa nieskończenie nasze możliwości poznania i rozumienia. Jest to jeszcze łatwiej zauważyć, kiedy zdamy sobie sprawę z następującego faktu. Po ludzku jest nam może trudno pogodzić, zharmonizować niektóre z tych przymiotów. Pomyślmy np. o sprawiedliwości i o miłosierdziu.
Właśnie w tym kontekście można rozumieć pierwsze czytanie z dzisiejszej Mszy św. Prorok Eliasz otrzymał rozkaz: stań wobec Pana. Czytamy, że gdy Pan przechodził, poprzedzała Go wichura rozwalająca góry i druzgocąca skały. Po wichurze nastała kolej innych żywiołów: trzęsienia ziemi i ognia. Natchniony pisarz komentuje to bardzo lakonicznie: Pan nie był w wichurze, ani w trzęsieniu ziemi, ani w ogniu. A może właśnie tego byśmy się spodziewali. Nic nie wiemy, jak się zachowywał wtedy Eliasz, jeden z największych proroków. Za to, gdy usłyszał on szmer łagodnego powiewu, zasłonił twarz i wyszedł na spotkanie przechodzącego Pana.
Spotkania z Bogiem mogą być przeróżne. I to jedynie Bóg decyduje, jakie one będą i czy w ogóle będą one miały miejsce. To, przed czym może przede wszystkim ostrzega rozważany dzisiaj tekst, to pogoń za nadzwyczajnością, za tanią sensacją. Mądry, doświadczony, prowadzony przez Ducha Bożego prorok Eliasz zdaje sobie doskonale sprawę z tego, kiedy Pan się zbliża. Drugą rzeczą, na którą trzeba zwrócić uwagę, jest zachowanie Eliasza. Prorok rozpoznaje znak obecności Boga w „szmerze łagodnego powiewu”. To tak, jakby Bóg nie chciał, powiedzmy, przytłoczyć swoją obecnością. Pamiętamy również, ze Eliasz należy do największych proroków. Z woli Bożej zajmuje wśród nich szczególne, pierwszoplanowe miejsce. Otóż ten prorok, wybrany, tak bliski Bogu, potrafi się zachować wobec swego Pana z całą należną pokorą. Na dodatek jest to chwila, w której Bóg chce okazać w sposób szczególny swą dobroć, miłosierdzie i łaskawość. Mamy tutaj coś niezmiernie ważnego, jeśli chodzi o nasze spotkania z Bogiem, np. na modlitwie. Modlitwa jest spotkaniem z Bogiem. Będzie więc ona posiadała ze swojej natury wiele przeróżnych, uzupełniających się aspektów. Po pierwsze będzie ona jednak zawsze spotkaniem z Bogiem a nie z kimś nam równym czy nam podwładnym. Modlitwa jest darem Bożym, na który człowiek w swojej wolności może odpowiedzieć lub nie. Musi on też zrobić wszystko, by odpowiedź była właściwa, jak najlepsza.
Jednym z głównych tematów liturgii słowa dzisiejszej Mszy św. jest powszechność zbawienia. Znaczy to, że Bóg np. daje każdemu człowiekowi wszystko co potrzebne by dojść do życia wiecznego. W pewien sposób wybór zależy więc teraz od samego człowieka. Przepięknie, choć za każdym razem na właściwy sobie sposób, ukazują to wszystkie trzy czytania z Pisma św., jakie mamy dzisiaj do naszej dyspozycji. Zatrzymajmy się na pierwszym z nich.
Prorok Izajasz zwraca się właściwie do wszystkich ludzi. Mamy więc na samym początku Naród Wybrany. Ma on zachowywać prawo i przestrzegać sprawiedliwości. Wezwanie to stanowi jeden z punktów centralnych przepowiadania wszystkich proroków zarówno Starego jak i Nowego Przymierza. Przestrzeganie przykazań, bycie sprawiedliwym będzie odpowiedzią, jakiej Bóg pragnie otrzymać od człowieka. Równie dobrze dotyczy to choćby i współczesnych Izajaszowi jaki i nas samych. W Nowym Testamencie np. List św. Jakuba, dopowie tutaj lakonicznie: wiara bez uczynków jest martwa (Jk 2,17.26).
Druga grupa, do której zwraca się prorok Izajasz, to poganie. Nazywa on ich bardzo wymownie „cudzoziemcami”. Oto co na ten temat znajdujemy w Nowym Testamencie, w Liście do Efezjan (chodzi o chrześcijan pogańskiego pochodzenia): „nie jesteście już cudzoziemcami, przychodniami, jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2,19). Znakiem przemiany jest tutaj nawrócenie. Jak mówi prorok: trzeba się przyłączyć do Boga, stanąć po Jego stronie, służyć Mu, miłować Go. Zauważmy, że w tym kontekście, według Izajasza, ważne miejsce zajmuje zachowywanie dnia świętego. Posiada to bardzo głębokie znaczenie.
Według Starego Testamentu dzień święty ma przynajmniej podwójny wymiar. Przypomina on dzieło stworzenia i jego pierwotną doskonałość naruszoną następnie przez grzech. Chodzi więc również o dar powołania do istnienia i do bycia razem z Bogiem, dar ofiarowany każdemu człowiekowi. Drugi wymiar dnia świętego w Starym Testamencie to przypomnienie wyzwolenie z niewoli w Egipcie. Pozostaje to ściśle związane z wypełnieniem Bożych obietnic, zwłaszcza może tej dotyczącej wolności oraz Ojczyzny. A jest to przecież bardzo ważny aspekt historii zbawienia. Jak podkreśla to prorok Izajasz wszyscy mogą mieć w tym udział. Nowy Testament podejmie temat dnia świętego, również w kontekście powszechności Bożego daru, jakim jest zbawienie wieczne. Dar ten, jak pamiętamy, posiada wymiar powszechny. Np. przecież Bóg daje każdemu człowiekowi wszystko to, co potrzebne do zbawienia. Człowiek staje więc przed wyborem, którego uniknąć nie może. Otóż w tym kontekście dzień święty ukazuje się nam jako zapowiedź, jako figura wiecznego przebywania zbawionych z Bogiem. Wystarczy sięgnąć w Nowym Testamencie do ciągle zbyt mało znanego Listu do Hebrajczyków (np. Hbr 3,11-4,13).
Dzisiejsza ewangelia koncentruje się niejako wokół trzech tematów: kim jest Jezus z Nazaretu? kim jest Piotr Apostoł? czym jest Kościół? Dzisiaj zatrzymamy się właśnie na ostatnim zagadnieniu, na problematyce związanej z Kościołem. Wszyscy przecież należymy do niego i razem go tworzymy. Oto jedno ze zdań z czytanej dzisiaj Ewangelii św. Mateusz: „Ty jesteś Piotr - Opoka i na tej opoce zbuduję mój Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16,16).
Kościół jest przede wszystkim Kościołem Chrystusa. To On go założył, to Chrystus zbudował go i to na solidnym fundamencie, na opoce. To On wyznaczył mu cele i zadania, prawa nim rządzące, obowiązki. To Chrystus prowadzi Kościół. I tak mówimy przecież np. że Chrystus jest głową Kościoła, że Kościół jest mistycznym Ciałem Chrystusa. Bardzo ciekawie pokazuje to np. List to Efezjan (np. 1,22.23; 4,12; 5,23). Kościół do tego stopnia jest Kościołem Chrystusowym, że Pan Jezus powie do Szawła z Tarsu, iż prześladując Kościół prześladuje Jego samego.
Bramy piekielne nie przemogą Kościoła. Jest to obietnica niezwykle ważna. Wyjaśnia ona, czemu Chrystus założył Kościół. Przynależność do Kościoła stanowi „coś” kluczowego dla naszego zbawienia. Dzieło Chrystusa to przywrócenie człowiekowi komunii z Bogiem. Polega ono, streszczając, również na uwolnieniu go spod panowania szatana, ze zniewolenia grzechem i jego chyba najbardziej teraz widocznej konsekwencji jaką jest śmierć. Tak, jak ukazuje to Nowy Testament, czyli słowo Boże, droga wiedzie tu poprzez przynależność do Kościoła. Tak ustanowił Chrystus, tak przekazali nam Jego Apostołowie. Nie my ustalmy tutaj reguły.
Chrystus buduje Kościół na opoce. Tą opoką jest Piotr Apostoł. Mamy więc jeszcze jeden punkt odniesienia. Powiedzielibyśmy może współczesnym językiem: punkt odniesienia autoryzowany przez samego Zbawiciela. Chrystus nie pozostawia chrześcijan samych sobie: również i w tym znaczeniu, ze wyznacza, autoryzuje, akredytuje pewnych ludzi. Szczególne miejsce przypada tutaj Apostołowi Piotrowi. Po Nim przychodzą Jego następcy na katedrze biskupów Rzymu. Mamy więc jedno z wyjaśnień miejsca zajmowanego w Kościele przez papieża.
Słowo opoka ma tutaj jeszcze jedno ciekawe odniesienie. Trzeba sięgnąć do Nowego Testamentu po grecku. W tym języku Nowy Testament powstał. Otóż grecki odpowiednik naszego słowa „opoka” odnosi się do skały niezniszczonej, położonej u samego fundamentu, niezniekształconej przez człowieka, czyli, mówiąc w skrócie, takiej, jaką ukształtował ją Bóg. Przybliża nas to również do czegoś jeszcze innego. Chodzi o ołtarz taki, jaki zna Stary Testament. Mamy więc bardzo ciekawe odniesienie do Chrystusa, do uczestnictwa w Jego misji, w Jego kapłaństwie, w Jego ofierze.
Być chrześcijaninem to otworzyć się na Boga, na Jego przemieniającą i odnawiającą łaskę. Znaczy to również szukać i coraz lepiej rozpoznawać, jaka jest wola Boża, co jest dobre, co doskonałe, co podoba się Bogu (por. Rz 12,2). Można powiedzieć, że w słowach tych chodzi o oddanie samej istoty tej odpowiedzi, jaką człowiek daje Bogu. Inaczej mówiąc chrześcijaństwo jest odpowiedzią - drogą. Biegnie ona, prowadzi, ku Bogu poprzez świat, może lepiej mówiąc, poprzez teraźniejszość.
Z jednej strony stanowimy część świata teraźniejszego. Jesteśmy za niego odpowiedzialni. Konstytuuje to jeden z kardynalnych wymiarów apostolatu. W tym też znaczeniu można rozumieć słowa św. Pawła. Przypomina on: nie bierzcie wzoru z tego świata, ale przemieniajcie się przez odnowię siebie samych (por. Rz 12,2). Odnawiając, przemieniając siebie samego, chrześcijanin przemienia i odnawia także swe otoczenie. Tzn. przemienia i przekształca zgodnie z wolą Stwórcy, ten Boży dar, jakim jest świat teraźniejszy. W ten właśnie sposób uczeń Chrystusa staje się solą ziemi i światłością świata. Inaczej mówiąc staje się apostołem. To świat ma go naśladować a nie odwrotnie.
Życie chrześcijanina, to prawdziwe, czyli gdy znajduje się on w stanie łaski uświęcającej, jest liturgią, służbą Bożą. Słyszeliśmy słowa św. Pawła Apostoła: „proszę was ... abyście dali ciała swoje na ofiarę żywą, świętą, Bogu przyjemną” (Rz 12,1). Wyraz „ciało” można tu właściwie rozumieć jako synonim słowa „człowiek” (być może chodzi tutaj przede wszystkim o podkreślenie jego słabości, kruchości itp.). Otóż cały człowiek, równie dobrze jego część materialna jak duchowa (stosując się do dzisiejszego potocznego sposobu mówienia), ma stanowić ofiarę godną Boga. Należałoby się tu zastanowić także np. nad godnością ludzkiego ciała powołanego do zmartwychwstania. Można byłoby zająć się tematem np. widzialnych, uchwytnych zmysłami, aspektów liturgii, szeroko rozumianych postaw jakie wtedy przyjmujemy.
Zwróćmy uwagę na jeszcze jedno wyrażenie z czytanego dzisiaj fragmentu Listu do Rzymian: „wyraz waszej rozumnej służby Bożej” (Rz 12,1). Tekst ten można rozumieć w znaczeniu, że kult składany Bogu przez chrześcijan, jest liturgią, która najlepiej, która w pełni odpowiada naturze Boga i człowieka. Oczywiście chodzi tutaj o kult prawdziwy. Angażuje on całego człowieka. Nie ogranicza się on jedynie do tego, co zewnętrzne, co formalne. O takim kulcie mówili już prorocy Starego Testamentu. Podobne pouczenie znajdziemy w nauce Chrystusa i u apostołów.
Prawie na samym początku obrazu dziejów człowieka, jaki rysuje Stary Testament, mamy bardzo ciekawe pytanie: „Czy jestem może stróżem mojego brata?” (Rdz 4,9). Tak zwraca się do Boga Kain po zabiciu Abla.
Dla człowieka, który chce naśladować Jezusa Chrystusa i być w ten sposób Jego uczniem, istnieje tylko jedna poprawna odpowiedź na to pytanie: tak, jestem stróżem mojego brata. Św. Paweł dopowie do tej odpowiedzi. Apostoł wprost powie o obowiązku miłości, jaki każdy z nas ma wobec swego bliźniego. Można tutaj mówić o powołaniu do życia w miłości zgodnie z drugą częścią największego z przykazań: „będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”. Odpowiedź na to powołanie mierzy się, w określonych sytuacjach, stosunkiem jaki mamy właśnie do brata, który błądzi. Również i w tym wypadku wymagania stawiane przez Jezusa Chrystusa są bardzo precyzyjne, bardzo konkretne. Jak zawsze niezawodnym modelem działania dla chrześcijanina jest i tutaj sam dobry Pasterz. Szuka On zagubionej owcy tak długo, aż ją znajdzie. Inaczej mówiąc: nikogo, jak długo tylko żyje, nie wolno nam uważać za straconego bezpowrotnie (i to niezależnie od ciążących na nim grzechów).
Jak wynika z nauczania Jezusa Chrystusa, braterskie upomnienie stanowi obowiązek każdego z Jego prawdziwych uczniów. Do wypełnienia tego obowiązku nie da się nikogo we własnym zastępstwie wydelegować. Chodzi o to, żeby pozyskać, czy może lepiej, żeby odzyskać swego brata. Jest tak również dlatego, iż właśnie w ten sposób budowana jest wspólnota - komunia między poszczególnymi osobami. W tym właśnie wymiarze „odnaleźć brata” to tyle, co znaleźć bezcenny skarb, dal którego warto wszystko poświęcić. W ten sposób zbliżamy się do samego Boga, który jest miłością, który przygarnia a nie odtrąca. By człowiek mógł znaleźć się ponownie przy Nim, Bóg Ojciec dał swojego Syna i Ducha Świętego. Niezwykle ważnym bez wątpienia jest również i sam sposób, w jaki dokonuje się posługa upomnienia braterskiego. Musi ona być niezwykle głęboko naznaczona ze strony pomagającego poprzez delikatność, pokorę, miłość. Musi być znakiem miłości. A ta ostatnia nigdy nie czyni nikomu, również bliźniemu, nic złego. Miłość pomaga.
Strzec, ostrzec, upominać swego brata czy siostrę nie oznacza uważać siebie samego za lepszego. Nie oznacza uzurpowania sobie prawa do sądzenia, czy co gorsza do potępiania. Upomnienie braterskie jest kwestią miłości bliźniego. Z niej wypływa i jest jednym w najważniejszych z pośród jej wyrazów. Również w ten sposób uczeń Chrystusa dzieli się z drugim człowiekiem tym bezcennym skarbem, jakim jest dążenie do świętości i nawrócenie. Ostrzegając, upominając prosi on także samemu o taką pomoc.
Słowo Boże dzisiejszej niedzieli jest w pełnym tego słowa znaczeniu katechezą na temat przebaczenia, może przede wszystkim tego wzajemnego między ludźmi. To ostatnie stanowi jeden z najważniejszych, rozpoznawczych, kardynalnych punktów jeśli chodzi o życie chrześcijanina. Przebaczenie jest znakiem tej miłości, jaka winna łączyć między sobą wszystkich ludzi. Oczywiście będzie to dotyczyło w szczególny sposób tych, którzy uważają się za uczniów Chrystusa, idą za nim i chcą Go naśladować.
Wiara, którą się chlubimy i którą wyznajemy, przypomina nam, że Bóg jest Ojcem Wszystkich. Właśnie jako bracia i siostry musimy więc umieć przebaczać jedni drugim. Jak łatwo zdać sobie sprawę, jakakolwiek forma życia ludzkiego pozostaje ściśle związana z potrzebą przebaczenia. Dotyczy to równie dobrze rodziny jak i jakiejkolwiek innej grupy. Żadna grupa, żadna społeczność nie może obejść się, nie może istnieć, nie może żyć bez przebaczenia.
Bóg, w którego wierzymy i którego czcimy, jest Bogiem i sprawiedliwości i przebaczenia. Dzisiejsza ewangelia przypomina nam odpowiedź, jakiej Pan Jezus udzielił św. Piotrowi. Trzeba być gotowym przebaczyć bratu 77 razy: to znaczy zawsze, za każdym razem. Z całą pewnością przebaczenia nie jest niczym łatwym. Dotyczy to również i ucznia Chrystusa. Chrześcijanin stara się we wszystkim kroczyć za Jezusem i naśladować Go. Niestety i uczniowi Chrystusa może się zdarzyć, że zachowa się jak sługa z dzisiejszej ewangelii. Otrzymawszy Boże przebaczenie sam odmawia swojego przebaczenia bratu. W ten sposób zapomina się o przykazaniu pozostawionym przez Chrystusa. W ten sposób łamie się to niesłychanie ważne przykazanie.
Na pewno można powiedzieć, że zdolność przebaczania jest darem Bożym. Po ten dar sięga się, otrzymuje się go nie tylko przez pracę nad sobą, przez własny wysiłek, również poprzez modlitwę, łaskę Bożą. Jedno i drugie jest konieczne.
Jeśli chodzi o modlitwę, to warto tutaj przypomnieć przede wszystkim słowa samego Chrystusa z „Ojcze nasz”: „Ojcze nasz ... odpuść nam nasze winy, jako i my dopuszczamy naszym winowajcom”. Słowa te brzmią jak ostrzeżenie: jak mógłby liczyć na Boże miłosierdzie ten, kto nie ma miłosierdzia dla sobie podobnych! Znajdują one doskonały i jednoznaczny komentarz, wyjaśnienie w ostatnim zdaniu dzisiejszej ewangelii: tak samo również Ojciec mój niebieski uczyni każdemu z was, jeśli z całego serca nie przebaczycie swemu bratu (Mt 18,35). A jaką w takim razie będzie Boża odpowiedź, jeśli udzielimy przebaczenia potrzebującemu?
Bóg kocha wszystkich ludzi. Jest kochającym wszystkie swe dzieci Ojcem. Wraz z darem, jakim jest życie, Bóg ofiarował, i czyni to ustawicznie, każdemu z nas swoją miłość oraz wskazuje nam drogę prowadzącą do wiecznego zbawienia. Czytana dzisiaj ewangelia mówi nam o winnicy, jaką jest świat. Do pracy w niej Pan Bóg zaprasza każdego człowieka. Na koniec pracy, powiedzmy przy końcu życia, ten, który jest Panem winnicy odda każdemu za jego trud. Dzisiejsza przypowieść ostrzega nas przed naszymi rachubami. Łatwo mogą one rozminąć się z rzeczywistością. Na ile możemy zrozumieć czytaną dzisiaj ewangelię, Właściciel winnicy zwraca uwagę nie tyle na ilość wykonanej pracy, co na potrzeby pracującego człowieka. Czy nas to nie zaskakuje, nie bulwersuje? Czy jest to sprawiedliwe? Z całą pewnością Bóg jest absolutnie wolny i może udzielać swoich darów jak tylko tego chce. Bóg jest hojny, szczodry i daje tak, jak uważa to za słuszne. Zna on nieskończenie lepiej od nas rzeczywisty stan rzeczy. Zwróćmy jeszcze uwagę, że w przypowieści Pan Jezus absolutnie nie potępia naszego ludzkiego zaangażowania, naszego wkładu. Nie to jest jednak tematem naszej ewangelii.
Bóg przekracza nas nieskończenie. Stąd nasze poznanie Boga i Jego misterium będzie czymś niezwykle swoistym. Poprzez rozważaną dzisiaj przypowieść Chrystus ukazuje Boga jako dobrego, miłosiernego, jako Miłość. Bóg jest równocześnie sprawiedliwy. Jednak Jego sprawiedliwość przewyższa nieskończenie naszą ludzką, ograniczoną sprawiedliwość. Tylko Bóg zna całą prawdę i tylko On może osądzić sprawiedliwie. Co więcej jest On miłosierny. Inaczej mówiąc, jak to przypomina pierwsza lektura, Jego drogi nie są naszymi drogami. Ze swej strony św. Paweł Ap. napisze w 1-szym Liście do Tymoteusza, że Pan Bóg pragnie zbawienia wszystkich ludzi (1 Tm 2,4).
Każdy z nas jest wezwanym by kroczyć śladami Właściciela winnicy, o którym mówi dzisiejsza przypowieść. Jego sprawiedliwość pozostaje nieoddzielna od miłosierdzi i od miłości. Jest On równie dobrym dla wszystkich, i to niezależnie od ich zasług. W ten sposób w dzisiejszej przypowieści Chrystus przedstawia nam jeden z najważniejszych elementów składających się na życie chrześcijanina. Z cała pewnością nie chodzi o to by być naiwnym, łatwowiernym. Jeśli chodzi o doczesność, to chrześcijaństwo nie jest biernym poddawaniem się światu, kłopotom, nadużyciom, oszustwom. Jeśli chodzi o doczesność to chrześcijanin ma ją przemieniać, kształtować, ulepszać, pracować w Bożej winnicy. Właśnie wtedy w jakiś sposób „wypracowuje” on swoją wieczność.
Jak pamiętamy np. z Pisma św., z katechizmu, czy z lekcji religii, Bóg jest Ojcem dla wszystkich ludzi. Mówiąc o tej prawdzie zupełnie po ludzku moglibyśmy stwierdzić, że niestety nie ma on szczęścia, że nie wszystkie Jego dzieci są Mu posłuszne i dobre, że nie wszystkie one chcą odpowiedzieć miłością na miłość. Wobec Jego poleceń, jak bardzo łatwo to zauważyć, niektórzy mówią od razu „tak”, ale potem robią coś zupełnie innego. Inni znowu odmawiają wypełnienia Jego woli. Niektórzy z tych ostatnich potem zmieniają jeszcze zdanie i stają się posłuszni swemu Ojcu. Czytane i rozważane dzisiaj Słowo Boże przypomina nam, jaką odpowiedzialność ponosimy jako chrześcijanie.
Niesłychanie ważnym jest tutaj związek między wiarą, którą wyznajemy, i naszym postępowaniem. Całe nasze postępowanie musi odpowiadać naszej wierze, musi odpowiadać wszystkim prawdą jakie się na naszą wiarę składają. Niczemu nie służy a raczej wręcz nawet straszliwie szkodzi człowiekowi przyznawanie się ustami do Chrystusa i do Jego nauki, jeśli jego własne życie mówi potem coś zupełnie innego. Dla każdego z nas przyjdzie kiedyś czas rozliczeń z dokonywanych wyborów, z naszej wiary i z naszego życia, z tego, jaki związek między nimi wypracowaliśmy.
To wiara i jej prawdy mają kształtować i nas samych i nasze życie a nie odwrotnie. Odrzucanie wiary czy jakiejkolwiek z jej prawd, dlatego, że nie odpowiadają one tzw. „praktyce życia” musi prowadzić do katastrofy. Nie ma potrzeby dawania tutaj przykładów. Poprzez dzisiejszą przypowieść Pan Jezus chce przypomnieć, co znaczy być Jego prawdziwym uczniem. Trzeba świadczyć o wyznawanej wierze, żyć wiarą okazując to nie tylko słowami, ale przede wszystkim czynami. Pełnić wolę Boga, oto droga ku życiu wiecznemu, ku zbawieniu. Przy końcu życia nie będziemy sądzenie z tego, co obiecywaliśmy, z tego, co pozostało pustymi słowami. Chrześcijaństwo, to prawdziwe, jest czymś bardzo konkretnym. Jest przyjęciem woli Boga taką, jaką ona jest, oraz jej wypełnieniem według Bożych a nie ludzkich wymagań.
Wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi. Żebyśmy w całej pełni byli nimi na całą wieczność trzeba by nie tylko nasze usta, ale przede wszystkim nasze serca były napełnione Bogiem. Nie wystarczy mówić, że się wierzy. Jak pisze św. Jakub, wiara bez uczynków jest martwa (Jk 2,17), a wierzą nawet złe duchy (Jk 2,19).
Bóg pragnie zbawienia wszystkich ludzi. Chce każdemu z nas udzielić tego daru. Otrzymaliśmy dar - łaskę wiary. Na mocy sakramentu chrztu św. należymy do ludu Bożego Nowego Przymierza, czyli do wspólnoty Kościoła. Jednak absolutnie nie znaczy to, że możemy spocząć na lurach.
Czytana dzisiaj przypowieść o winnicy wyśmienicie oddaje, jakimi mogą być relacje między ludźmi z jednej strony i Bogiem z drugiej. Czytane i rozważane dzisiaj słowo Boże przypomina i odkreśla, jaką jest tutaj postawa Boża. Bóg powodowany miłością jest pełen troski o losy swej własności. Jest też mowa o oczekiwaniu i o zaufaniu, że winnica przyniesie spodziewany owoc, że rozpoczęta w sposób dobrowolna współpraca będzie jak najbardziej korzystna dla wszystkich. W tym właśnie kontekście jest mowa o tym, że Właściciel winnicy posyła do niej swoich wysłanników, swoje sługi. Ci jednak zostają zabici ... Wtedy wysyła tam swojego Syna. Jednak i Jego nie spotyka nic lepszego.
Tak już jest, że nie zawsze potrafimy docenić dary i łaski, jakie otrzymujemy od Boga. Nawet bywa odwrotnie. Często jesteśmy np. skłonni narzekać przy lada okazji. Bardzo często zatrzymujemy się na tym, czego nam potrzeba, czego nam brak i jednocześnie zapominamy o tym, co już posiadamy, co już otrzymaliśmy, o tym, co już stanowi naszego bogactwo. I tutaj znowu Chrystus nas ostrzega, radzi. Oto Boże postanowienie, które z wielu powodów może zaskakiwać. To, co otrzymaliśmy, ma procentować. Jak mówi Ewangelia, dary Boże mają przynosić plon. W przeciwnym wypadku grozi następujący wyrok: Bóg odbierze swoje dary i dobrodziejstwa, by dać je komuś innemu, zdolnemu je wykorzystać.
Kościół, Lud Boży Nowego Przymierza można porównać od winnicy z dzisiejszej ewangelii. To samo trzeba powiedzieć np. o każdej z naszych parafii. Wszędzie Bóg oczekuje od nas procentowania swoich darów. Może to dopełniać się na bardzo wiele sposobów. Np. przez pomoc, uprzejmość, serdeczność ... Lista danych nam możliwości jest bardzo długa. Każdy z nas otrzymał ich nieskończenie wiele. A z nimi idą Boże błogosławieństwa.
Misterium królowania Bożego znajduje wyjaśnienie jednego ze swoich aspektów w obrazie króla, który wyprawi ucztę weselną swemu synowi (por. Mt 22,2n). Mówiąc w ten sposób, Chrystus chce przekazać pewną prawdę także o zbawieniu wiecznym. Warto byłoby się dłużej nad tym zastanowić. Jest jednak i inny, niesłychanie ważny wątek. Co jest ważniejsze: wejść w osiadanie zbawienia wiecznego czy starać się zgłębić na miarę naszych ograniczonych możliwości, na czym polega zbawienie wieczne? To ostatnie zadanie nas przerasta. Nawet tak jakby traciło sens bez wejścia w posiadanie zbawienia wiecznego.
Rozważana dzisiaj przypowieść streszcza postawy ludzi wobec Bożego zaproszenia do przyjęcia daru szczęścia wiecznego i dzielenia wieczności z Bogiem w dwóch punktach. Jedni je przyjmują. Inni je odrzucają. Zwróćmy uwagę, że przypowieść nie podaje żadnej innej możliwości. Musi także dawać do myślenia postawa tych, którzy jako pierwsi zostali zaproszeni. Można tutaj mówić np. o obojętności, wrogości, pogardzie, lekkomyślności ... Czy to ostrzeżenie nie odnosi się przede wszystkim do chrześcijan, do nas samych? Jeśli ktoś np. uważa wymagania stawiane przez Chrystusa za wygórowane, za nieadekwatne do sytuacji, za przestarzałe, nie odpowiadające potrzebom czy możliwościom człowieka ..., to czy tym samym nie odrzuca skierowanego do siebie Bożego zaproszenia? Chrystus stawia wymagania. Nie zmienia ich. Przypowieść ostrzega. Uczta godów weselnych nie zostaje odwołana. Zaproszeni mogą skorzystać z zaproszenia lub nie: ze wszystkimi konsekwencjami swego wolnego wyboru.
Zaproszenie, z jakim Gospodarz zwraca się jest bardzo grzeczne, pełne szacunku. Równocześnie widać, jak Zapraszającemu zależy na przybyciu gości. Gospodarz chce dzielić swą radość z innymi. Prowadzi to do następującej sytuacji. Przyjrzyjmy się, kto zasiada do stołu. Czy nie chodzi tu o przypomnienie prawdy, że Bogu niesłychanie zależy na zbawieniu każdego człowieka? A kim przed Nim jesteśmy, jeśli nie biednymi stworzeniami tak często bardzo zeszpeconymi przez grzech? Jak pamiętamy, przypowieść na tym się nie kończy. Mamy przed sobą kolejny bardzo ważny punkt. Kluczem do zrozumienia jest tu wyrażenie mówiące o stroju. Grzech szpeci człowieka. Ratunkiem jest Boża pomoc, Boża łaska. Potrzeba oczyszczenia człowieka, odrodzenia go, uczynienia na nowo godnym Boga. Trzeba być przygotowanym na spotkanie z Bogiem. Jest to konieczne. Z Bożą pomocą jest to także możliwe.
Dzisiaj wsłuchujemy się między innymi w początek Pierwszego Listu św. Pawła do Tesaloniczan. Jeśli chodzi o czas napisania tego listu, to jest to najprawdopodobniej najstarsza ze wszystkich ksiąg tworzących Nowy Testament. W pewnym więc sensie słuchamy dziś samego początku Nowego Testamentu: „Paweł, Sylwan i Tymoteusz do Kościoła Tesaloniczan w Bogu Ojcu i Panu Jezusie Chrystusie. Łaska wam i pokój!” (1 Tes 1,1).
„Łaska wam i pokój!” (1 Tes 1,1). To przesłanie nie jeden raz powtarza się w Piśmie św. Jest ono skierowane do każdego z nas. Po to właśnie Duch Święty obdarzył nas Starym i Nowym Testamentem, żebyśmy wszyscy usłyszeli to Boże orędzie. Usłyszeć znaczy tu także: przyjąć to przesłanie, skorzystać z Bożego daru łaski i pokoju. I nie chodzi tu jedynie o przyszłość wieczności zbawienia. Jeśli tylko zechcemy, pozwolimy, to Boża łaska i pokój coraz bardziej będą naszym udziałem już teraz.
Dlaczego jest to możliwym,
wyjaśnia ten sam początek Pierwszego Listu do Tesaloniczan. Otóż nie tylko
Kościół Tesaloniczan jest w Bogu Ojcu i w Panu Jezusie Chrystusie. Ewangelia
łaski i pokoju, która jest mocą Bożą ku zbawieniu każdego (por. Rz 1,16), jest
głoszona w mocy Ducha Świętego nie tylko mieszkańcom Tesalonik. Cały Kościół,
którego częścią jesteśmy, jest w Bogu Ojcu i w Panu Jezusie Chrystusie. Również
i my słyszymy Dobrą Nowinę łaski, pokoju i zbawienia w mocy Ducha Świętego. Być
w Bogu Ojcu i w Chrystusie to znaczy żyć w Ich obecności i czerpać od Nich
życie. To znaczy podjąć i wypełniać dzieło wiary,
trud miłości, trwać w nadziei (por. 1 Tes 1,3). W ten sposób nasze życie już
teraz przynależy do Ich królestwa, o którego pełnię prosimy w modlitwie „Ojcze
nasz”. To ten związek z Ojcem i z Chrystusem sprawia, że w życiu chrześcijanina
objawia się moc Ducha Świętego. A jest On przecież Duchem Ojca i Syna (por. Ga
4,4n). Głoszenie, przyjęcie oraz zbawcze działanie Dobrej Nowiny łaski i pokoju
dopełnia się właśnie w mocy Ducha Ojca i Syna.
Początek
najstarszej księgi Nowego Testamentu zachęca także do modlitwy i dziękczynnej i
błagalnej. Ta modlitwa jest odpowiedzią na dar łaski i pokoju. Jednocześnie
stanowi ona część tej odpowiedzi, jaką jest całe nasze życie. Przyjęcie daru
łaski i pokoju musi w nas owocować. Skoro należymy do Kościoła, który jest w
Bogu Ojcu i w Panu Jezusie Chrystusie, to poprzez nasze postępowanie ten dar
miłości i życia musi być widoczny i dostępny dla każdego. Jeśli w mocy Ducha
przyjęliśmy Dobrą Nowinę, to trzeba w całej pełni skorzystać z tego zbawczego
daru, przynieść owoc więcej niż stokrotny. A tak postępując będzie nam danym
ubogacać także innych Bożym darem Ewangelii łaski i pokoju.
Które z przykazań jest najważniejsze? W dzisiejsze ewangelii Chrystus stawia obok siebie przykazanie miłości Boga i przykazanie miłości bliźniego. Możemy powiedzieć, że tak jakby chciał im nadać jednakową wartość. I rzeczywiście stanowią one jedno. Przypomina to i Stary i Nowy Testament. Przypomina to i pierwsze i drugie czytanie dzisiejszej liturgii słowa.
Przykazanie miłości Boga i przykazanie miłości bliźniego stanowią jedno. Drugie jest podobne do pierwszego, choć nie identyczne. Zachowywać jedno i drugie jest rzeczą konieczną, możliwą i piękną, Bożą. Miłość do Boga, jeśli jest prawdziwa, znajdzie wyraz w miłości bliźniego. Jest to nieomylny sprawdzian, który pozwala ocenić bezbłędnie sytuację. Miłość bliźniego jest drogą, i to drogą uprzywilejowaną, ku Bogu. W pewien sposób (zresztą bardzo konkretny) w Chrystusie Bóg utożsamia się z każdym człowiekiem: równie dobrze z tym, którego kochamy, jak i z tym, którego byśmy nie kochali (np. Mt 25,1n). Nie chodzi tu o naiwność. Biada też temu, kto w złych zamiarach wykorzystywałby dobroć swego brata czy siostry. Pierwsze przykazanie, przykazanie miłości Boga, wskazuje na początek i cel. Początkiem i celem wszystkiego jest tylko i jedynie Bóg. Drugie przykazanie, przykazanie miłości bliźniego, przypomina drogę do zachowania przykazania miłości do Boga. Wypełnienie tego drugiego stanowi też niezawodny sprawdzian, czy naprawdę miłujemy Boga. W drugim czytaniu słyszymy stwierdzenie: nawróciliście się do Boga, by służyć Bogu żywemu i prawdziwemu (por. 1 Tes 1,9). Z kolei pierwsze czytanie ostrzega: nie będziesz gnębił, nie będziesz krzywdził wdowy, sieroty, słabych, bezradnych, inaczej mówiąc: nie krzywdził nikogo (por. Wj 22,20n).
Dla Chrystusa dwa przykazania miłości stanowią jedno. Można powiedzieć, że miłość posiada dwa nieoddzielne wymiary. Jak krzyż, posiada ona wymiar „pionowy” i „poziomy”. Łączą się one w jedno. Uzupełniają się. Dopiero razem tworzą całość, są kompletne. Krzyż jest znakiem ucznia Chrystusa, jak jest i znakiem samego Boga. Także miłość jest znakiem rozpoznawczym i chrześcijanina i Boga. Nie ma żadnej sprzeczności w właściwie pojętych miłości dla Boga i dla ludzi, życiu dla Boga i dla ludzi. W jednym, składającym się z dwóch części, przykazaniu miłości każdy z nas odnajduje Boga i innych oraz siebie samego. W ten sposób jego udziałem stają się także dary wewnętrznych pokoju, piękna, harmonii ... Tak oto przed każdym człowiekiem - i to w warunkach, w jakich żyje! - stoi otworem droga do Boga, do świętość, do spełnienia się samemu.
Czytania dzisiejszej niedzieli ukazują dwie przeciwstawne reakcje, czy może lepiej postawy, jakie mogą mieć miejsce przy spotkaniu z Chrystusem i Jego nauką. Z jednej strony widzimy postawy opisane przez proroka Malchiasza i ewangelistę Mateusza. Obaj przestrzegają. Można zabłądzić i zupełnie mylnie uważać siebie samego za jedynego mistrza dla innych i za jedynego depozytariusza, więcej może nawet za jedynego posiadacza całej prawdy. Taki człowiek szuka chyba nie tyle Boga co siebie samego. Szuka błędnie rozumianego dobra, a nie dobra prawdziwego, bo wspólnego.
Łatwo jest zapomnieć, że mamy jednego i tego samego dla wszystkich Ojca w niebie. Łatwo też jest niestety zapomnieć, że także na ziemi wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami, że wszyscy potrzebujemy Bożej Opatrzności i Bożego miłosierdzia by osiągnąć zbawienie. Zwłaszcza osoba pełniąca w społeczności, w grupie posługę władzy, winna zawsze być świadoma swoich zadań i odpowiedzialności ponoszonej także wobec Boga. Jeden jest Mistrz i Nauczyciel. Jest Nim sam Chrystus (por. Mt 23,10). To On zna całą prawdę o człowieku. To On wypełnił swe zadanie w sposób doskonały. Jest On Wzorem i Normą, Alfą i Omegą także dla tych wszystkich, którzy uczą, kierują, rządzą ...
W tym kontekście bardzo wymownym staje się drugie czytanie. Jest ono zaczerpnięte z chyba najstarszego pisma nowego Testamentu, z Pierwszego Listu św. Pawła do Tesaloniczan. Ze szczerością, uczciwie Apostoł może napisać do swych podopiecznych: uczyniłem wszystko, żeby dla nikogo nie być ciężarem (por. 1 Tes 2,9). Więcej: Apostoł dał z siebie wszystko, by umożliwić innym przyjęcie Dobrej Nowiny o zbawieniu, otwarcie się na nią.
Mamy tutaj przepiękny przykłada współpracy. Jeden jest Pan i Nauczyciel. To w Jego służbie jest wielki Apostoł. Nie wysuwa on siebie samego na pierwszy plan. Nie chce on żadną miarą przysłonić innym ludziom Tego, który jest jedynym Zbawicielem i Mistrzem. I takiej postawy, takiej współpracy potrzeba nam wszystkim. To ona przyciąga do Boga i otwiera na Niego.
„Łaska wam i pokój!” (1 Tes 1,1).
W zeszłą niedzielę słowo Boże przypomniało nam jeden z zasadniczych punktów
Bożego przesłania skierowanego do każdego z nas. Dzisiaj liturgia słowa,
jeszcze raz podkreśli, że w ten właśnie sposób Bóg zwraca się do każdego:
„Łaska wam i pokój!” (1 Tes 1,1). Ta dobra nowina jest skierowana także do
umarłych. Dla Boga wszyscy żyją (por. Łk 20,38). To znaczy, że Bóg troszczy się
o wszystkich, także o tych, którzy już zakończyli ziemskie pielgrzymowanie.
Postarajmy się lepiej zrozumieć w wziąć sobie do serca to, co na ten temat
przekazuje nam słowo Boże. „Nie chcemy, bracia,
waszego trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie
smucili jak wszyscy ci, którzy nie mają nadziei” (1 Tes 4,13). Po pierwsze
słyszymy Dobrą Nowinę nadziei. Czego ona dotyczy, wyjaśniają następne słowa
Pierwszego Listy do Tesaloniczan. „Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus istotnie umarł
i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz
z Nim” (1 Tes 4,14). Chrystus umarł i zmartwychwstał dla naszego zbawienia. Tak
o tym pisze np. św. Paweł: „Po to bowiem Chrystus umarł i powrócił do życia, by
zapanować tak nad umarłymi, jak nad żywymi” (Rz 14,9). Panowanie Chrystusa
polega na dawaniu życia, na wskrzeszaniu. Śmierć i zmartwychwstanie Zbawiciela
są zapowiedzią i rękojmią zmartwychwstania zbawionych na życie wieczne.
Posłuchajmy jeszcze raz słów dzisiejszej liturgii: „Jeśli bowiem wierzymy, że
Jezus istotnie umarł i zmartwychwstał, to również tych, którzy umarli w
Jezusie, Bóg wyprowadzi wraz z Nim” (1 Tes 4,14). Zmartwychwstanie jest dziełem
całej Trójcy Świętej (np. Rz 1,3-4; 8,11). To Jej mocą możemy „umrzeć w
Jezusie” (por. 1 Tes 4,14), czyli otrzymać udział właśnie w takiej śmierci,
która prowadzi do zmartwychwstania i życia wiecznego. Tak o tym pisze św. Paweł
w Liście do Rzymian: „A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił
z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do
życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8,11).
To Bóg Ojciec w mocy Ducha Świętego wskrzesił Jezusa z martwych. To Bóg Ojciec
przez swego zmartwychwstałego Chrystusa w mocy Ducha Świętego wyprowadzi
zbawionych ze śmierci, wprowadzi ich poprzez zmartwychwstanie do wieczności
zbawienia. „Nie chcemy, bracia, waszego
trwania w niewiedzy co do tych, którzy umierają, abyście się nie smucili jak
wszyscy ci, którzy nie mają nadziei” (1 Tes 4,13). Każda niedziela jest
pamiątką zmartwychwstania Chrystusa i tym samym zapowiedzią zmartwychwstania
zbawionych na życie wieczne. Niech taką będzie i dzisiejsza niedziela: dniem
nadziei, wiary oraz wyjścia na spotkanie Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu,
którzy przynoszą każdemu dar zbawienia wiecznego.
Spod panowania ciemności do światłości: tego rodzaju „przejście” musi ustawicznie dokonywać się w życiu chrześcijanina. Ma ono dopełniać się cały czas, przez całe nasze życie doczesne aż po pełnię życia wiecznego. Pierwsi chrześcijanie określali sakrament chrztu np. mianem „illuminatio”, „oświecenia”, przejścia do Bożego królestwa światłości. Przez całe nasze ziemskie życie musimy nieustannie „budzić się”. W Nowym Testamencie w tekście oryginalnym, to znaczy greckim, to samo słowo bywa stosowane by mówić o przebudzeniu oraz o zmartwychwstaniu. Bóg budzi ze snu grzechu, otrząsa nas z tego, co przytłacza, spycha w otchłań śmierci. Uwalnia nas od wszelkiego zniewolenia i przypomina, że w Chrystusie już zostaliśmy w pewnym znaczeniu przebudzeni, wskrzeszeni, przeprowadzeni z ciemności do Bożego królestwa światłości i pokoju. Znaczy to także, że mamy wytrwale dążyć do tego, co w górze, co dobre, co najważniejsze, najlepsze.
Nie wolno nam tracić czasu. Pamiętamy słowa Chrystusa, który wzywa do czujności. Czuwamy. Nasze życie doczesne rozświetla oraz ukierunkowuje prawda, że Pan przyjdzie, że zbliża się Jego powrót w chwale. Staramy się jak najlepiej wykorzystać ten bezcenny skarb, jakim jest Boża łaska, dar naszego życia, doczesność. Wiemy, jaki mamy cel. I staramy się go osiągnąć ze wszystkich sił, z całego serca, z całej duszy.
Jeden z wielkich filozofów, Arystoteles, który żył jeszcze przed narodzeniem Chrystusa, mówił: trzeba tak żyć, jak gdyby było się nieśmiertelnym. Nieśmiertelność jest czymś rzeczywistym. Poprzez Chrystusa w Duchu Świętym Bóg Ojciec daje nam możność bycia zbawionymi na całą wieczność. Mamy nadzieję, że zmartwychwstaniemy na życie wieczne. Każdy udzielony nam dar Boży ma temu służyć. W tej też perspektywie mamy z otrzymanych Bożych darów robić dobry, jak najodpowiedniejszy użytek.
Przyjęcie Bożych dobrodziejstw wiąże się z postawą czujności. Każde słowo, myśl, czyn posiadają ogromne znaczenie i dla doczesności i dla wieczności. Stąd punktem odniesienia nie może być dla nas to, co przemijające, co tylko doczesne. Miarą i punktem odniesienia, kryterium wyboru i decyzji musi być to, co najważniejsze, nieprzemijające, wieczne. Jeśli chcemy dzielić z Ojcem i Synem i Duchem Świętym wieczność zbawienia, to trzeba już teraz przyjąć Ich dary, zaakceptować Ich wolę, wymagania, przyjąć Ich pomoc. Wtedy do każdego z nas w całej pełni odniosą się słowa: „Dobrze, sługo dobry i wierny ... weź udział w radości swego Pana” (Mt 25,21).
Wraz z niedzielą Chrystusa Króla Wszechświata w zasadzie kończy się rok liturgiczny. Uświadamia nam to, że Chrystus jest nie tylko początkiem, ale i końcem, celem, wypełnieniem wszystkiego, co stworzone. Stworzenie nie może się obejść bez Chrystusa.
Na początku liturgii słowa dzisiejszej uroczystości czytamy przepiękny fragment z Księgi Proroka Ezechiela. Bóg objawia się jako troskliwy Pasterze swojego ludu. Nie wykorzystuje On, ale okazuje miłość. Tym właśnie śladem ma kroczyć człowieka, każdy z nas. Tak panować, królować, pasterzować, ojcować, matkować ... W czytanej dzisiaj ewangelii Chrystus ukazuje samego siebie jako Króla i Pasterza. Jeden z największych teologów i Ojców Kościoła, św. Jan Chryzostom, upomina by wsłuchiwać się w ten słowa z gorliwą uwagą oraz z ogromnym przejęciem.
Dobra Nowina stawia nas wobec dwóch obrazów. Od razu widzimy podobieństwa oraz różnice. Natychmiast dostrzegamy straszliwy kontrast. Sąd, i tym samym wyrok, opiera się na tzw. uczynkach miłosierdzia. Odnoszą się one do tak codziennych sytuacji jak głód, pragnienie, potrzeba ubrania, choroba. Mówią one o losie najsłabszych, odrzuconych. Każdy z nas zostanie osądzony na podstawie tego, jak kochał. A miłość może być tylko bardzo konkretna. Miłość doskonale wie, jaka jest różnica pomiędzy „zrobiłem” oraz „nie zrobiłem”. W świetle tej właśnie różnicy staje przed nami wieczność wraz ze swoimi dwoma podstawowymi wymiarami. Zbawieni to ci, którzy umieli dobrze wybrać, którzy wybrali życie, wybrali innych, wybrali Boga.
Dzisiejsza Uroczystość Chrystusa Króla Wszechświata przypomina nam, że mamy bardzo dużo do zrobienia. Mamy czynić coraz bardziej obecnym Chrystusowe Królestwo. To właśnie tędy prowadzi nasza droga ku zbawieniu. W naszej doczesności, codzienności dopełnia się wielkie dzieło Chrystusowego panowania, dzieło odkupienia, dzieło naszego wyboru co do wieczności. Czytana dzisiaj Dobra Nowina przypomina, że nie brakuje nam okazji i możliwości by dobrze wybrać, by przyczyniać się do coraz pełniejszego uobecniania Bożego Królestwa. Wystarczy otworzyć oczy, serce, ręce dla Boga, dla Boga tak bardzo obecnego w drugim człowieku, czyli tuż obok nas. Chrystus, Król i Pasterz, nieustannie wychodzi nam na przeciw ze swoją pomocą. Nie chce On, byśmy rozminęli się z Nim, ale razem doszli do wieczności zbawienia
Bóg w Trójcy Świętej jedyny jest zupełnym Panem czasu, dziejów, wszystkiego. Nic nie ogranicza Boga w Jego suwerennym działaniu. Nic nie ogranicza Jego woli i jej wypełnienia, Jego działania. W swojej wszechmocy i miłości Bóg w Trójcy Świętej jedyny korzysta ze wszystkich swoich możliwości, żeby nas zbawić. Korzysta także i z upływu czasu, z następstwa wydarzeń. W ten sposób zbawienie przychodzi nam przez misterium paschalne Chrystusa. Na mocy Jego męki, śmierci, zmartwychwstania, wywyższenia i udzielenia Ducha Świętego dostępujemy odpuszczenie grzechów i możemy rzeczywiście postępować drogą zbawienia.
Wierzymy, że Najświętsza Maryja Panna otrzymała w dziele zbawienia szczególne miejsce. Z Niej za sprawą Ducha Świętego narodził się Zbawiciel. W swojej miłości i wszechmocy Bóg w Trójcy Świętej jedyny zechciał do tej wyjątkowej roli także wyjątkowo Ją przygotować. Na mocy tego, czego miał dokonać Chrystusa, Jego Matka od samego początku swego życia jest wolna od jakiegokolwiek grzechu, w tym i grzechu pierworodnego. Jest także pełna łaski. Ojciec zbawia przez Chrystusa w Duchu Świętym. Ktokolwiek dostępuje zbawienia, otrzymuje ten dar od Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym. Dotyczy to także ludzi, którzy umarli, żyli czy narodzili się przed przyjściem Chrystusa, przed Jego śmiercią, zmartwychwstaniem, wywyższeniem i udzieleniem Ducha Świętego. Niepokalane poczęcie Najświętszej przypomina także o tym. Matka Chrystusa od samego początku jest wolna od grzechu pierworodnego i jakiegokolwiek grzechu właśnie dzięki swemu Synowi, który dopiero ma przyjść i dokonać swego zbawczego dzieła. Widać też, że zbawienie zawsze polega na związku z Chrystusem. Najświętsza Maryja Panna została wybrana na Jego Matkę. Związek ten w Jej wypadku jest szczególny, jedyny, nadzwyczajny, wyjątkowy. Jego owoce także. Na mocy tego daru, tego związku z Synem Najświętsza Maryja Panna nigdy nie zostanie skalana przez grzech pierworodny czy jakikolwiek grzech. Jest także święta, pełna łaski. Boże dzieło zbawienia nie ogranicza się jedynie do uwolnienia od grzechu. A byłoby to już niesłychanie dużo. Boże dzieło zbawienia to udzielanie łaski, życia nadprzyrodzonego w jego niekończącej się pełni. To wszystko nie może nie znaleźć odbicia w życiu człowieka. Nie może nie owocować. I Najświętsza Maryja Panna także pod tym względem jest doskonałym przykładem: w przyjęciu Bożego macierzyństwa, w tak wielorakiej codziennej, wieloletniej trosce o Jezusa, w pełnej miłości, ludzkiej, tak bardzo normalnej pomocy udzielonej starej Elżbiecie, w aż zdawałoby się zbyt ludzkiej, zbyt ziemskiej pomocy udzielonej w Kanie ... Listę trzeba byłoby wydłużyć. Boże dzieło łaski jest nieskończenie bogate i konkretne.
Czterdzieści dni od Uroczystości Narodzenia Pańskiego liturgia przypomina nam ofiarowanie Chrystusa w świątyni Jerozolimskiej. Matka Jezusa i św. Józef zanoszą tam nowonarodzone Dzieciątko. W ten sposób wypełniają przepis Prawa Pańskiego. Wtedy też po raz kolejny jeszcze jako Nowonarodzony Jezus zostaje rozpoznany jako oczekiwany Mesjasz. Wychodzi Mu przeciw starzec Symeno. Słyszymy jego wyznanie wiary i dziękczynienie. Podziwiamy prorokinię Annę. W ten sposób dzisiejsze święto niejako zamyka liturgiczne obchodzi tajemnicy Wcielenia. Zbawiciel jest pośród nas. Świadczą o tym Jego Matka, św. Józef, pasterze, mędrcy. Dzisiaj poświadcza nam o tym także i Symenon oraz prorokini Anna. Chrystus przychodzi do swoich. Daje się rozpoznać. Udziela daru zbawienia. Włącza w dzieło zbawienia.
Chrystus jest światłością świata. Przynosi zbawieniem i Ludowi Bożemu Starego Przymierza i poganom. Czyli jest On zbawicielem wszystkich. Tak mówi, tak wierzy pobożny Symeon. Duch Święty w Ewangelii zaświadcza, że rozpoznać Chrystusa można jedynie dzięki Niemu, dzięki pomocy samego Ducha. Przyjąć zbawienie można jedynie dzięki wszechmocnej pomocy Ducha Świętego. Widać to także doskonale na przykładzie Najświętszej Maryi Panny. Otóż dzisiejsze święto bardzo przypomina, że Duch Święty w udzielaniu zbawienia zazwyczaj i bardzo skutecznie posługuje się ludźmi. Oczywiście „posługuje się” trzeba rozumieć w jak najlepszym znacznie. Duch Święty czyni to po Bożemu. Dowiadujemy się więc, że to właśnie Duch Święty kieruje Symeonem. Nie popełnimy błędu myśląc, że to także właśnie Duch Święty i tym razem prowadzi do świątyni Jerozolimskiej Matkę Jezusa i św. Józefa. Zresztą: przecież przygotowywał od wieków i to wydarzenie. Czy nie poświadcza o tym np. prastare proroctwo Malachiasza, które słyszymy dzisiaj jako pierwsze czytanie (Ml 3,1-4).
Dzisiaj w liturgii szczególnie wspominamy także Matkę Chrystusa. Pragniemy naśladować Jej miłość wobec Jezusa, Jej postawę wobec woli Ojca, danych przez Niego praw. Pragniemy naśladować Jej umiejętność rozumienia Ducha Świętego i bycia Mu posłusznym. To właśnie przez takie życie Chrystus przychodzi do innych, daje się rozpoznać jako Zbawiciel, rozprasza mroki grzechu i śmierci, objawia chwałę Bożą, udziela światłości życia wiecznego. Wciąż można dzisiaj spotkać ludzi, którzy po Mszy św. do domu niosą zapaloną gromnicę. Zwykle robią to osoby starsze. Jest to przepiękny zwyczaj. Przypomina, jakim ma być i rzeczywiście z mocy Ducha Świętego może być życie każdego chrześcijanina. Jest nam dane nie tylko przyjąć światłość zbawienia ale także nieść ten bezcenny dar innym. A postacie Syemona i Anny przypominają, że w dziele zbawienia ma udział każdy, osoba starsza także. Nie możemy niedoceniać ich roli. Jest ona tak codzienna, zwykła, często niezauważana - podobnie jak w wypadku wszechmocnego działania Ducha. Najważniejsze, że jest to pomoc skuteczna. Niech ten dzień będzie także dniem wdzięczności wobec nich.
Jak każdy człowiek, również św. Józef otrzymał od Boga swoje własne powołanie. W jaki sposób można krótko przedstawić powołanie, którym Ojciec przez Syna w Duchu Świętym obdarzył oblubieńca Matki Zbawiciela? Pismo św. określa św. Józefa mianem człowieka sprawiedliwego. Stwierdzenie jest równie lakoniczne co bardzo głębokie. Mówi ono, że życie św. Józef to uczestnictwo w dziele zbawienia i jako przyjęcie tego daru i jako pełna miłości i odpowiedzialności odpowiedź. Bycie sprawiedliwym to cecha samego Boga. Jeśli słowo Boże określa jakiegoś człowieka mianem sprawiedliwego, to mamy do czynienia z pochwałą, z dumą z tego człowieka. Taki człowiek rzeczywiście żyje życiem łaski, życiem Bożym. Przez niego działa sam Bóg. Oto przynajmniej kilka cech tego „bycia sprawiedliwym” w wypadku św. Józefa. To jemu zostaje poślubiona Najświętsza Maryja Panna. Św. Józef będzie uchodził za ojca Jezusa. Jest Jego opiekunem. Troszczy się on o zaspokojenie wszystkich potrzeb świętej Rodziny: i tych „duchowy” i tych „nieduchowych”, codziennych i świątecznych. Poprawnie odczytuje np. takie Boże polecenia, jak te związane z poślubieniem Najświętszej Maryi Panny, udaniem się do Betlejem, ucieczką do Egiptu, powrotem do Nazaretu czy wcześniej z nadaniem imienia Jezusowi. Odnajduje dwunastoletniego Jezusa w świątyni Jerozolimskiej.
Na początku dzisiejszej Mszy św. modlimy się w następujący sposób: „Wszechmogący Boże, Ty powierzyłeś młodość naszego Zbawiciela wiernej straży świętego Józefa, spraw za jego wstawiennictwem, aby Twój Kościół nieustannie współdziałał w dziele zbawienia”. Powołanie św. Józefa to wszechstronna opieka nad Jezusem i Jego Matką. Jest to zadanie bardzo ważne. Jak się okazuje, przekracza ono ograniczenia czasu, przestrzeni. Takim jest przecież jednak i samo dzieło zbawienia jak i udział w nim. Dzisiejsza liturgia mówi o wierze i o doświadczeniu wspólnoty Kościoła, że powołanie św. Józefa dotyczy każdego z nas. Można powiedzieć, że Oblubieniec Najświętszej Maryi Panny otrzymał powołanie czuwania i nad naszym udziałem w dziele zbawienia. Jesteśmy dłużnikami św. Józefa, jego wierności otrzymanemu powołaniu, jego Bożej sprawiedliwości. Jako chrześcijanie wierzymy, że ta opieka trwa nadal. Wiemy, że sami na wiele sposobów ustawicznie jej doświadczamy. Ta pomoc to także wzór postępowania, wierności otrzymanemu od Boga powołaniu. Jest to wierność codzienna. Nie ma w niej rozgłosu, przechwalania się. Stajemy np. „po prostu” i „aż” wobec wiernego, codziennego zarabiania na życie dla powierzonych sobie i dla siebie samego. Mamy przykład uczenia modlitwy i zawodu, troski o wychowanie powierzonego sobie dziecka na wartościowego, uczciwego, zaradnego, pożytecznego dla innych. Rzeczywiście, na wiele sposób doświadczamy pomocy św. Józefa.
Uroczystość Zwiastowania Pańskiego o dziewięć miesięcy poprzedza święta Bożego Narodzenia. Słowo staje się ciałem, Maryja staje się Matką Boga. Misterium wcielenia otwiera nowy etap dopełniania dzieła zbawienia. W modlitwie nad darami dzisiaj słyszymy dzisiaj między innymi następującymi słowami: „... wcielenie Twojego Syna dało początek Kościołowi”. Bardzo ciekawe jest także przesłanie zawarte w modlitwie po komunii: „Boże, przez ten Sakrament utwierdź w naszych sercach prawdziwą wiarę, abyśmy wyznając, że Syn Maryi Dziewicy jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem, mocą Jego zmartwychwstania mogli dojść do wiekuistej radości”.
Dzisiejsza liturgia bardzo mocno podkreśla jedność całego Bożego dzieła zbawienia. Wystarczy zwrócić uwagę na stwierdzenia odnośnie do zmartwychwstania Chrystusa i do oczekiwanego zmartwychwstania zbawionych oraz na wyznanie wiary co do początku Kościoła. Wieczny, równy co do bóstwa Ojcu i Duchowi Świętemu Syn staje się człowiekiem by doprowadzić do pełni zjednoczenie ludzi z Bogiem. Będzie ich gromadził w Bożą rodzinę. Zbawienie nie polega na umniejszaniu czy np. okaleczaniu człowieczeństwa, ale na oczyszczeniu go i doprowadzanie do całej zamierzonej dla niego przez Stwórcę pełni. Stąd dotyczy ono człowieka w całokształcie jego udzielonego mu przez Boga istnienia. Liturgia dzisiejszej uroczystości bardzo mocno wyraża tę prawdę ukazując organiczną jedność misteriów wcielenia i zmartwychwstania. Żadne z nich nie jest jedynie np. jakimś dodatkiem do dziejów zbawienia, ale należy do samej istoty tego Bożego dzieła. Nie przestając być Bogiem, Syn jest też i człowiekiem by zbawić ludzi w całości ich istnienia. Na to istnienie składa się także dar nie-bycia-samotnym. Ludzie zostali tak stworzeni, że normalnie rzecz biorąc nie chcą być sami, np. bez innych ludzi. Tak zostaliśmy stworzeni. Zbawienie nie anuluje tego daru, ale prowadzi go do pełni. Stąd i wyznanie wiary dzisiejszej liturgii, że wcielenie Syna jest także początkiem Kościoła, początkiem gromadzenia nowego ludu Bożego właśnie przez Chrystusa.
Nie tylko nasza doczesność, nie tylko np. początek trzeciego tysiąclecia ale i cała wieczność zbawienia pozostają w organicznym związku z misterium wcielenia. Wspaniałym tego przykładem jest Matka Zbawiciela, całe jej życie. Za Jej wstawiennictwem, idąc Jej śladami, prośmy i starajmy się, także na co dzień żyć tymi wielkimi łaskami, jakie nieustannie otrzymujemy przez Tego, który stał się jednym z nas by nas zgromadzić w Kościół, wskrzesić, uczynić na całą wieczność Bożą rodziną.
Dzisiejsze pierwsze czytanie zostało zaczerpnięte z Księgi Apokalipsy (11,19a; 12,1.3-6a.10ab). Słowo „apokalipsa” pochodzi z greki i znaczy tyle co „objawienie”. Dość powszechnie jest ono rozumiane jako mówiące o katastrofach, nieszczęściach itp. Tak naprawdę, to należy ono do najpiękniejszych słów, jakie zna objawione słowo Boże. Zasadniczo mówi powtórnym przyjściu Chrystusa. Chrystus jest Zbawicielem i przyjdzie jako Zbawiciel. Jeśli Jego przyjście, czyli objawienie się, apokalipsa przyniesie zgubę, to stanie się ona udziałem sił zła i tego wszystkiego co z nimi sprzymierzone. Co dzisiejszy fragment z Księgi Objawienia mówi nam o zbawieniu?
Oto stajemy wobec wspaniałego obrazu Niewiasty. Kim Ona jest? Dzisiaj liturgia odnosi ten obraz do Matki Zbawiciela jako Królowej Polski. Pójdziemy właśnie tym śladem. Uczestniczy Ona w misterium przymierza Boga z nami. A jest to przymierze zupełnie skuteczne. Skupia się w Niej chwała całego stworzenia. Wzmianki o słońcu i księżycu oraz o gwiazdach symbolicznie mówią o tym, co największe i najwspanialsze, najpotężniejsze. Królowej nie brak więc ani splendoru ani mocy. Co więcej mają one charakter (powiedzmy) ponadziemski. Druga seria wzmianek ukazuje tę właśnie Królową jako uczestniczącą w dziejach ludzi, w dziejach Kościoła. Nie jest ona do nas odseparowana. Jej udział to bardzo konkretne uczestniczenie w Bożym dziele zbawienia, w jego urzeczywistnianiu.
Spróbujmy odnieść to przesłanie do dzisiejszego święta Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski. Na każdym kroku bardzo potrzeba nam Jej pomocy. Czy możemy na tę pomoc liczyć? Dzisiejsza liturgia bardzo wyraźnie ukazuje to samo, co stanowi przedmiot naszych polskich wiekowych, przeszłych i teraźniejszych doświadczeń. Najświętsza Maryja Panna ma udział w dziele zbawienia, którego częścią jest także nasze doczesne „teraz”. Otrzymała od samego Boga chwałę i moc. Jej wielkość wyraża się także w tym, że nie jest obojętna na nasze sprawy, trudności, porażki, słabości. Jeśli i dzisiaj my sami borykamy się z tak wieloma trudnościami i przeciwnościami, to możemy liczyć na Jej pomoc. Najświętsza Maryja Panna nie jest Królową Polski jedynie „na wczoraj”. Jej królowanie dotyczy i naszego „dzisiaj” i naszego „jutro”. Nie są Jej też obce i obojętne także trudności codziennego życia. Nie zawsze potrafimy zrozumieć Boże plany i zrządzenia. Nie zawsze umiemy właściwie w nich uczestniczyć, właściwie wypełnić powierzone nam zadania. Tym bardziej potrzeba nam właśnie pomocy naszej Królowej. Tym bardziej potrzeba nam świadomości, że Ona cały czas jest z nami, że cały czas możemy na Jej pomoc liczyć.
W dniu dzisiejszym uroczyście obchodzimy narodziny św. Jana Chrzciciela. Zazwyczaj w kalendarzu liturgicznym wspominamy świętych w dniu ich śmierci. Np. o męczennikach mówiono, że dzień ich odejścia z tego świata jest dniem ich narodziny, dokładniej rzecz biorąc narodzin dla nieba. Dzisiejsze święto jest więc szczególnym choćby dlatego, że wspominamy narodziny św. Jana Chrzciciela dla naszego doczesnego świata.
Bardzo wymownie charakteryzuje tego świętego prefacja dzisiejszej Mszy św. W jego życiu Bóg dokonuje wielkich rzeczy, jest on największym „między narodzonymi z niewiasty” (prefacja). Został on wybrany i uświęcony, czyli przygotowany do spełnienia bardzo ważnej misji. Na czym dokładniej to polega? Św. Jan miał przygotować drogę Chrystusowi. I rzeczywiście doskonale wywiązał się on z tego zadania. Św. Jan raduje się z przybycia Zbawiciela „jeszcze w łonie matki” (prefacja). Jest tym spośród wszystkich proroków, który jako jedyny może powiedzieć, że oto Odkupiciel już jest obecny i zbawia. Przez całe swe życie świadczy o Chrystusie. Wreszcie składa świadectwo także przez swoją śmierć.
Św. Jan bardzo wymownie jest określany mianem Poprzednika Pańskiego. Jego zadanie polegało na przygotowaniu drogi Zbawicielowi. Cała wielkość św. Jana zawiera się w wiernym wypełnieniu tego powołania. Głosi on obecność Chrystusa. Mówi, że człowiek może zostać zbawiony, jeśli tego chce. Z tym, że pragnienie zbawienia nie może nie wydać widzialnych owoców w postępowaniu, w myślach, słowach, uczynkach człowieka. Bardzo pouczający jest choćby następujący fragment Ewangelii św. Łukasza. „Pytały go tłumy: «Cóż więc mamy czynić?» On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni». Przychodzili także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i pytali go: «Nauczycielu, co mamy czynić?» On im odpowiadał: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, ile wam wyznaczono». Pytali go też i żołnierze: «A my, co mamy czynić?» On im odpowiadał: «Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na swoim żołdzie»” (Łk 3,10-14). Ludzie zwracają się do św. Jana a on im odpowiada. Również i my, jeśli zadamy pytania św. Janowi, to nie zostaniemy odprawieni z kwitkiem. Co mamy robić, żeby przygotować drogę Chrystusowi do własnego serca i do serc innych? Co mamy robić, żeby dar zbawienia stał się udziałem i moim i moich bliźnich? W przytoczonych słowach wszyscy znajdziemy dla siebie bardzo konkretne wskazówki i nieomylne rady. A św. Jan nie odmówi nikomu też i innej pomocy: swojego możnego wstawiennictwa.
„Obdarzeni różnymi darami zgromadzili w jednym Kościele wyznawców Chrystusa i zjednoczeni w chwale niebieskiej wspólnie odbierają cześć na ziemi”. Takie oto słowa modląca się wspólnota Kościoła odnosi dzisiaj do świętych Piotra i Pawła w prefacja mszalnej. Zbawienie jednoczy. Kościół gromadzi w jedności Bożej. Apostołowie spełniają takie właśnie zadanie. Takie mają powołanie.
Jedność w miłości jest znakiem Bożej obecności i Bożego błogosławieństwa. A Boża jedność jest czymś zupełnie różnym od monotonii. Stanowi ona dar nieskończonego bogactwa i różnorodności, które łączą się harmonijnie. Święci Apostołowie Piotr i Paweł to osoby tak od siebie różne. Można tu wymienić choćby np. następujące różnice między nimi: pochodzenie społeczne, wykształcenie, czas i okoliczności przystania do Chrystusa. Św. Piotr był z zawodu rybakiem, pracował fizycznie. Najprawdopodobniej nie otrzymał, bo nie było to możliwe, specjalnego wykształcenia. Św. Paweł miał za sobą solidne przygotowanie intelektualne. Św. Piotr wywodzi się z Ziemi Świętej. Św. Paweł zna bardzo dobrze nie tylko kulturę swego narodu, ale także świat pogański. Obaj Apostołowie zostali powołania w tak różny sposób, ale powołani przez tego samego Pana do uczestnictwa w tym samym dziele zbawienia. Np. św. Piotr stoi z ustanowienia i w imieniu samego Chrystusa na czele całego Kościoła. Św. Paweł pozostawi po sobie cały szereg listów. Te czy wiele innych powodów powinny były coraz bardziej oddalać jednego od drugiego. Stało się jednak inaczej. Już jako Apostołów Duch Święty też prowadził ich bynajmniej nie identycznymi drogami, ale ku temu samemu celowi.
Duch Ojca i Chrystusa zawsze udziela niezmierzonego bogactwa darów. Tak jest i dzisiaj. A czyniąc to, chce On tylko jednego. Chce udzielić zbawienia. Służba Duchowi Ojca i Chrystusa, który jest Duchem zbawienia, jednoczy. Tak samo jednoczy On poprzez udzielane przez siebie dary. Dla każdego człowieka dobrej woli jest miejsce w Kościele. Każdy może i jest powołany do „dołożenia” swego osobistego wkładu w dzieło zbawienia. Między innymi właśnie o tym przypominają nam dzisiaj święci Apostołowie Piotr i Paweł. Jak bardzo całe ich życie stało się szczególnie owocną częścią Bożego dzieła zbawienia. Czego możemy się dzisiaj nauczyć, jaką pomoc możemy otrzymać od rybaka Piotra i od uczonego rzemieślnika Pawła? Całe misterium polega może właśnie na przyjęciu tego bogactwa. Umacnia nas w tym nie tylko przykład świętych Apostołów Piotra i Pawła ale także i ich wstawiennictwo. Ich misja się nie skończyła. Dalej na wieloraki i zawsze skuteczny sposób torują nam drogę.
Liturgię dzisiejszej uroczystości przepełnia uwielbienie i radość. Pełni podziwu stajemy wobec wielkich dzieł Bożych. Radujemy się tym, co spotkało Matkę Bożą, czyli jedną z ludzi. Dajemy wyraz nadziei, że i my dostąpimy zmartwychwstania i pełni życia wiecznego.
W czytanym dzisiaj fragmencie Pierwszego Listu do Koryntian (15,20-26) św. Paweł ukazuje misję Chrystusa jako doprowadzenie ludzi do zbawienia. Zbawienie jest tu rozumiane jako zmartwychwstanie. Dokładniej Apostoł uczy w ten sposób: przez zmartwychwstanie na życie wieczne zbawienia ma dostąpić cały człowiek. My sami jesteśmy przyzwyczajeni do mówienia tu np. o duszy i o ciele. Oto inny bardzo ważny aspekt tego przesłania. Całe życie człowieka dopełnia się nie „w próżni”, ale w ścisłych związkach z innymi ludźmi, w powiązaniu ze swoim postępowanie, na miarę otwarcia się na udzielane przez Boga dary. I tak Apostoł przypomina, do czego prowadzi związek z grzesznym Adamem. Zapowiada, jakie będą skutki pełnego związku z Chrystusem. „I jak w Adamie wszyscy umierają, tak też w Chrystusie wszyscy będą ożywieni, lecz każdy według własnej kolejności. Chrystus jako pierwszy, potem ci, co należą do Chrystusa, w czasie Jego przyjścia” (1 Kor 15,22n). W cytowanych słowach św. Paweł ukazuje więc misterium w bardzo szerokim, rzeczywistym kontekście.
W ten sposób potrafimy lepiej zrozumieć i tym samym lepiej radować się także wniebowzięciem Matki Chrystusa. Ma Ona już zupełny i ostateczny udział w zbawieniu wiecznym. Jej związek z Chrystusem zaowocował już w całej pełni. Ostateczne ukoronowanie otrzymało całej Jej życie: i cała jego tak ważna „codzienność” i te wielkie wydarzenia jak np. niepokalane poczęcie, zwiastowanie i poczęcie Chrystusa, narodziny Zbawiciela, obecność pod krzyżem. Wszystko to, całe życie Matki Bożej otrzymuje swe znaczenie i swe wypełnienie właśnie dzięki Jej związkowi z Chrystusem. Przez dar wniebowzięcia związek ten staje się zupełny. Widać też, że zbawienie to nie jakiś dodatek do ludzkiego życia. Zbawienie nie jest też najważniejszym Bożym darem, który nie dotyczyłby nas teraz, który ograniczałby się jedynie do przyszłości, tak że np. nasze życie doczesne pozostawałoby na łasce zła i jego mocy, nie interesowałoby Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego, nie stanowiłoby przedmiotu Ich zbawczej troski.
Tak było w wypadku Matki Zbawiciela. A jak jest z nami? Miejsce Najświętszej Maryi Panny jest wyjątkowe, jedyne, niepowtarzalne. Jest to jednak niepowtarzalność Boża. To znaczy, że stanowi naszą chlubę, powód do dziękczynienia i do nadziei co do nas samych. Inaczej mówiąc: chwała Maryi jest zapowiedzią chwały wszystkich zbawionych, stanowi znak, że i w naszym życiu dopełnia się Boże dzieło zbawienia.
„I usłyszałem liczbę opieczętowanych: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich pokoleń synów Izraela” (Ap 7,4). Liczba sto czterdzieści cztery tysiące jest liczbą symboliczną. Wymieniając ją, autor Apokalipsy nie miał najmniejszego zamiaru podać dokładnej liczby zbawionych. Chciał powiedzieć, że Boże dzieło zbawienia jest doskonałe. Jednoznacznie wskazuje na to np. właściwy ludziom starożytnego Bliskiego Wschodu sposób myślenia i mówienia. Inne potwierdzenie takiego rozumienia cytowanych słów znajdziemy nieco dalej w tym samym fragmencie z Księgi Apokalipsy: „Potem ujrzałem: a oto wielki tłum, którego nie mógł nikt policzyć, z każdego narodu i wszystkich pokoleń, ludów i języków, stojący przed tronem i przed Barankiem. Odziani są w białe szaty, a w ręku ich palmy” (Ap 7,9). Zbawieni to nie jedynie ogromna rzesza stu czterdziestu czterech tysięcy. Jest ich tak dużo, że widzący z Apokalipsy nie może ich policzyć. Apokalipsa ostrzega, byśmy z żadnego powodu w żaden sposób nie ograniczali Bożego dzieła zbawienia.
Inaczej mówiąc: każdy może zostać zbawiony czyli zostać świętym. I dzisiaj Kościół przypomina wszystkim ludziom i tę dobrą wiadomość. Radujemy się chwałą świętych w niebie. Dziękujemy Ojcu i Chrystusowi i Duchowi Świętemu za ich zbawienie, za ich świętość. Jednocześnie także z ich powodu z nadzieją patrzymy na nasze doczesne „dziś” i na przyszłość. Skoro Trójca Święta dokonała tak wielkich rzeczy w tych, którzy już dostąpili zbawienia, to przecież i nasza sytuacja nie jest beznadziejna. Dzisiaj czcimy wszystkich świętych. Tylko niektórych z nich znamy z imienia. Znamy życie tylko niewielu spośród nich. Wszyscy oni razem - i ci nam znani i nieznani - są żywym świadectwem, że każda chwila naszego doczesnego życia może stać się drogą zbawienia. Poświadcza temu dzisiejsza Ewangelia. Chrystusowe błogosławieństwa oganiają całe życie. Przez każdego z nas mogą ustawicznie przychodzić Boże wszechmocne błogosławieństwa np. ufnego, pokornego zawierzenia Bogu, wytrwałości, spokoju, czynienia sprawiedliwości, miłosierdzia, czystości serca, pokoju, wiary i świadectwa o niej. Dzisiejsze święto jest świętem żywych: tych żyjących, którzy już przyjęli dar błogosławionego życia w niebie wraz z Ojcem i Chrystusem i Duchem Świętym, oraz tych żyjących, którzy w doczesności te dary przyjmują. A błogosławieństwa te sprawiają, że życie wzrasta aż po swą nieskończoną pełnię.
Dzisiaj warto też sobie przypomnieć, że na naszej drodze ku wieczności zbawienia ustawicznie towarzyszy nam pomoc również wszystkich Świętych, pomoc bardzo wielu kochających nas ludzi.
W dniu dzisiejszym wspominamy naszych zmarłych. Dokładniej rzecz biorąc chodzi o tych zmarłych, którzy jeszcze znajdują się w czyśćcu. Wczoraj radowaliśmy się chwałą tych wszystkich naszych sióstr i braci, którzy już dostąpili udziału w Bożej wspólnocie nieba. Dziękowaliśmy Ojcu i Chrystusowi i Duchowi Świętemu za ich zbawienia. Prosiliśmy też o ich pomoc. Dzisiaj w naszej modlitwie polecamy tych zmarłych, którzy jeszcze muszą dostąpić oczyszczenia. W ten sposób stajemy wobec jeszcze innego aspektu misterium świętych obcowania, komunii - wspólnoty świętych. Sami mamy w niej udział. Dajemy wyraz tej wspólnocie - komunii wielbiąc Boga w Trójcy Świętej jedynego i przyjmując Jego zbawcze łaski. Dajemy wyraz naszemu udziałowi w misterium świętych obcowania pomagając innym. Również i taki wymiar posiada przecież wszelka pomoc, wszelki dobry uczynek spełnionym względem jakiegokolwiek człowieka, który wraz z nami dzieli jeszcze pielgrzymowanie doczesne. Misterium wspólnoty świętych to także bardzo wieloraka pomoc, jakiej doznajemy od świętych w niebie. Ci ostatni uczestniczą w świętych obcowaniu np. poprzez modlitwę z nas i za zmarłych, którzy jeszcze dostępują oczyszczenia. Wspierają oni i nas. My również staramy się nie zapominać, o naszych siostrach i braciach z czyśćca.
Jeśli wierzymy w czyściec, to tym samym dajemy wyraz wierze w Boga miłosiernego. Czyściec jest miejscem oczyszczenia. Może trzeba byłoby powiedzieć: wzrostu. Ojciec i Chrystus i Duch Święty nie karzą dla kary. Nie są mściwi czy złośliwi. Ich sprawiedliwość zupełnie przerasta naszą ludzką ograniczoną sprawiedliwość. Ta Boża sprawiedliwość doskonale utożsamia się z miłością i tym samym jest zbawcza. Wierzymy, że wraz ze śmiercią nasze życie się nie kończy. Wyznajemy wiarę, że Bogu nie brakuje ani mocy ani woli by dopełnić dzieła zbawienia. Oczyszczający wzrost może być bardzo trudny a nawet bardzo bolesny. Wiemy o tym z naszych własnych ziemskich doświadczeń. Wiemy też, że wzrost w miłości przynosi szczęście. Nawet gdy jest związany z największym wysiłkiem, cierpieniem, oczyszczeniem to jednocześnie człowiek doświadcza wtedy wielkiego (także w znaczeniu bezinteresowności) szczęścia. Tak właśnie przedstawiała prawdę o czyśćcu wielka mistyczka, św. Katarzyna z Genui.
Dzień dzisiejszy stanowi jeden z najpiękniejszych fragmentów naszego wyznania wiary w Boga wszechmogącego i wszechmiłosiernego, w Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego, którzy dopełniają dzieła zbawienia nawet tam, gdzie nam ludziom wydaje się to zupełnie już niemożliwe, i którzy co więcej zapraszają każdego z nas do udziału w tym dziele.
Liturgia dzisiejszego święta przewiduje możliwość wybrania jednej z dwóch ewangelii. Pierwsza dotyczy wydarzeń związanych z weselem w Kanie Galilejskiej (J 2,1-11). Druga opowiada o tym, jak umierający Chrystus powierza swoją Matkę jednemu ze swych uczniów. A chodzi o ucznia najwierniejszego, o św. Jana. Jednak wcześniej, i nie powinno to umknąć naszej uwadze, to uczeń zostaje powierzony Najświętszej Maryi Pannie: „Niewiasto, oto syn Twój” (J 19,26).
Jeśli Matka Chrystusa jest Matką Kościoła, to jest Ona także naszą Matką. Druga z wspomnianych ewangelii odsyła nas do najważniejszych wydarzeń z całych dziejów stworzenia - zbawienia. W takim razie macierzyńska rola Najświętszej Maryi Panny dotyczy i tego, co słusznie uważamy za najbardziej kluczowe. Mając powyższe na uwadze, warto zastanowić się nad misterium pierwszej z przewidzianych na dzisiaj ewangelii. Wydarzenia w Kanie z jednej strony sytuują się w normalności doczesnego życia. Wesele i udział w nim nie są czymś wyjątkowym. W Ziemi Świętej np. w czasach Chrystusa wino jest czymś podstawowym także dla codziennego życia. Jeśli go brakło, to mniej więcej tak jakby nam w Polsce brakło wody do picia, do robienia herbaty itp. A przecież to wtedy według św. Jana Chrystus dokonuje pierwszego cudu - znaku. Wiara uczniów zostaje dzięki temu umocniona czy wzbudzona. Wzmianka, że właśnie zamieniając wodę w wino, ratując od wstydu przed gośćmi weselnymi Chrystus objawia są chwałę, jest też bardzo ważna. Objawienie chwały to objawienie zbawienia, to objawienie obecności Boga nieskończenie wielkiego. A wszystko to dokonuje się w okolicznościach tak bardzo zwykłych, ludzkich, doczesnych. I dokonuje się na prośbę Matki Kościoła. Matka troszczy się o swe dzieci. I chce, by każdy czuł się jak Jej dziecko.
Obie proponowane na dzisiaj ewangelie mówią o Najświętszej Maryi Pannie. Za każdym razem słyszymy dobrą wiadomość. Maryja jest z nami zawsze. Z Bożego ustanowienia, w miłości i wszechmocy swego Syna ma udział i w największych wydarzeniach i w codzienności naszego życia. Naszej Matce nie jest obojętny nasz los. Ogarnia Ona swą troską tę najważniejszą dla nas sprawę, jaką jest zbawienie wieczne. Dostrzega też i wszystkie nasze potrzeby doczesne, czystoziemskie. Zresztą czy można naprawdę troszczyć się o zbawienie wieczne i jednocześnie przechodzić obojętnie wobec potrzebujących zbawienia - pomocy właśnie teraz? Najświętsza Maryja Panna jest Matką Kościoła czyli Matką każdego z nas nie tylko (jeśli wolno tak powiedzieć) co do wieczności, ale także jeśli chodzi o każdą potrzebę naszego doczesnego „teraz”, o całe nasze życie.
Kościół jako budowla jest miejscem szczególnie poświęconym Bogu w Trójcy Świętej jedynemu. To tam zazwyczaj jest sprawowana służba Boża. Jedną z zasadniczych prawd wiary wyznawanej przez chrześcijan jest pewność, że Ojciec i Chrystus i Duch Święty bardzo szukają kontaktu ze swoimi stworzeniami. Zresztą przeświadczenie o tym, że Bóg chce być z ludźmi nie stanowi własności tylko i jedynie uczniów Chrystusa.
Wierzymy, że Boża obecność przekracza np. nasze ludzkie możliwości czy wyobrażenia. Wszechmocnego Boga nie ograniczają ani przestrzeń ani nawet czas czy cokolwiek innego. Tym ciekawszym jest misterium Bożego zamieszkiwania między ludźmi. W ekonomii Nowego Przymierza, czyli w Bożym gospodarowaniu swoim domem dziejów stworzenia - zbawienie (tyle mniej więcej znaczy w teologii określenie „ekonomia zbawienie”) na poziomie Nowego Przymierza świątynią czyli miejscem szczególnego zamieszkiwania Bożego w naszym teraz będzie sam Chrystus, cała wspólnota Kościoła i poszczególni chrześcijanie (o ile ci ostatni przez grzech nie odrzucą tego daru). To Bóg w Trójcy Świętej jedyny suwerennie wybiera sobie miejsce swojej szczególnej obecności. Co zresztą zawsze bardzo ciekawie pozostaje w związku z prawdą o Jego wszechobecności. W naszym doczesnym „teraz” zawsze i wszędzie możemy być z Ojcem i Chrystusem i Duchem Świętym. Czyli: zawsze możemy tu przyjąć dar zbawienia. Tym właśnie ciekawszym jawi się misterium kościoła rozumianego jako „szczególna budowla”. Także jako miejsce Bożej obecności wywodzi się ona z domów mieszkalnych. Tam przecież pierwsi chrześcijanie sprawowali np. Eucharystię czy gromadzili się na inne wspólne modlitwy. Zapraszali Boga, do którego wszystko należy, do swego domu.
Kiedy czasy się zmieniły, można było wznosić budowle specjalnie przeznaczone właśnie na zgromadzenia liturgiczne, na sprawowanie służby Bożej. Takim jest zasadnicze powołanie kościoła. Jest to dom Boży, dom Ojca i Chrystusa i Ducha Świętego oraz Ich Kościoła, Ich rodziny (np. Ef 2,19). Godność tego miejsca jest więc na miarę jego Mieszkańców. Stąd i nasza np. troska o kościoły. Nie jest najważniejsze, by były one bardzo bogato wyposażone. Choć i to może stanowić znak wiary i miłości. Jednak wygląd kościoła na zewnątrz, wewnątrz, czystość i schludność powiedzą nam właściwie nieomylnie o stanie duchowym przychodzących do niego ludzi, o ich wierze i miłości. Skoro otrzymaliśmy bezcenny dar Bożej obecności, to nie możemy nie być z niego dumni. Nie moglibyśmy też nie odpowiedzieć na niego w jak najpełniejszy i jak najbardziej konkretny sposób.