W Chrystusowym błogosławieństwie. Krótkie zamyślenia na niedziele i wybrane święta (rok liturgiczny „C”),
Kielce 2000, s. 9n


Adwent:
odwagi, Pan jest blisko!

1-a Niedziela Adwentu, C:
nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie!

            „(...) nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie: (Łk 21,28). Między innymi w ten sposób słowo Boże wprowadza nas w kolejny adwent. Nazwa zaczynającego się dzisiaj okresu liturgicznego pochodzi od łacińskiego słowa „adventus”. Znaczy ono „przyjście”. Można powiedzieć, że adwent jest czasem radosnego oczekiwania na przyjście Zbawiciela. Z jednej strony zbliża się Boże Narodzenie, pamiątka pierwszego przyjścia Chrystusa. Adwent (zwłaszcza poczynając od 17-ego grudnia) jest czasem przygotowania na święta upamiętniające pierwsze przyjście Zbawiciela. W ten sposób zastanawiamy się również nad tym okresem dziejów, jaki poprzedza narodziny Pana Jezusa w Betlejem. Z drugiej strony adwent przypomina o tym zbliżającym się przyjściu Chrystusa, jaki będzie stanowić Jego powrót w chwale na sąd ostateczny. Wtedy to zostanie zapoczątkowana wieczność zbawienia. Nasze przygotowywanie się na przyjście Zbawiciela w chwale stanowi temat pierwszej części adwentu (aż do 16-ego grudnia włącznie).

Właśnie do oczekiwania na powrót Chrystusa w chwale, do oczekiwania na dopełnienie dzieła zbawienia odnoszą się słowa z dzisiejszej ewangelii: „nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk 21,). Słowa te są skierowane do każdego z nas. Nie jesteśmy sami. Chrystus nas nie opuścił. Jest z nami cały czas. Co więcej zbliża się pełnia Jego zwycięstwa, Jego przyjście w chwale. A będzie ono również  zwycięstwem oraz otoczeniem chwałą człowieka zabawionego. Adwent jest czasem przyjścia. Przypomina o ustawicznym przychodzeniu, o zbawczej obecności Boga, Ojca i Syna i Ducha Świętego: w nas i u naszego boku. Mamy udział w Nowym Przymierzu. W myśl jego warunków ustawicznie doświadczamy zbawczego Bożego wyjście na przeciw każdemu z nas. Adwent jest czasem oczekiwania, przychodzenia: również w znaczeniu naszego postępowania, naszego wkładu w Nowe Przymierze. Także i w tym znaczeniu odnoszą się do nas słowa Chrystusa: „(...) nabierzcie ducha i podnieście głowy” (Łk 21,28).

            Adwent przypomina, że oczekujemy oczekiwania na Chrystusa, że mamy wychodzić Mu na przeciw. Jest rzeczą bardzo ważną, że nadzieja wyraża się tutaj także w radości. Całe nasze życie ma być adwentem: oczekiwaniem na Chrystusa, torowaniem Mu drogi, przygotowywaniem się na spotkanie z Nim. „Pan jest blisko, radujcie się” (Flp 4,). Tak prawie 2000 lat temu pisze św. Paweł do chrześcijan z Filippi. Chrześcijanin jest człowiekiem nadziei, radości, bo kocha, bo wie, że jest kochany. Wiara, nadzieja, miłość i radość są ze sobą ściśle związane. Są właściwie nie oddzielne. Może warto przynajmniej czasem zastanowić się nad miejscem radości w naszym życiu uczniów Chrystusa. Radość, zadowolenie, szczęście ... Na czym one polegają? Chrystus jest realistą. Nigdy nie obiecywał np. łatwej doczesności. A jednak przecież Jego przyjście, spotkanie z Nim, pójście za Nim, oczekiwanie na Niego, często mozolne stawanie na wysokości stawianych przez Niego wymagań ... wszystko to już teraz daje człowiekowi radość, szczęście, zadowolenie, poczucie wartości i własnej godności.

            Dobrze byłoby nabrać ducha, podnieść głowę, czyli zrobić sobie program na rozpoczynający się adwent, uświadomić sobie, co trzeba zrobić, żeby lepiej przygotować się na przyjście Zbawiciela, żeby poprostować tak niekiedy kręte ścieżki naszego życia, przygotować drogę nadchodzącemu Panu. Samo oczekiwania to już dużo. Musi jednak ono osiągnąć swój celu w przynoszącym zbawienie przyjściu Chrystusa i spotkaniu z Nim.

2-a Niedziela Adwentu, C:
przygotuj drogę Bogu!

Dzisiejsza ewangelia przypomina nam słowa, które bardzo dobrze oddają istotę każdego oczekiwania na Boże przyjście: „przygotujcie drogę dla Pana” (Łk 3,4). W doskonały sposób słowa te odnoszą się nie tylko do obecnego okresu liturgicznego ale i do tego adwentu, jakim jest całe nasze życie.

             Św. Jan Chrzciciel wzywa sobie współczesnych, żeby dobrze przygotowali się na spotkanie ze zbliżającym się Zbawicielem. To przygotowanie się  i spotkanie ze Zbawicielem ma zaowocować poprzez odpuszczenie grzechów. Św. Jan Chrzciciel przypomina, co człowiek ma ze swojej strony zrobić, by samemu dostąpić daru przebaczenia grzechów. Wzywa do pokuty, do radosnego nawrócenia, do radosnej przemiany  serca, do radosnej odnowy życia. Przemiana serca ma być widoczna na zewnątrz. Stąd również np. i wymóg zadośćuczynienia. Św. Jan Chrzciciel udziela chrztu na znak pokuty. Człowiek przyjmujący taki chrzest przyznawał się nie tylko przed Bogiem i sobą samym, ale również przed innymi ludźmi, że jest grzesznikiem, że potrzebuje i pragnie Bożego oczyszczenia i przebaczenia. Stanowi to znak - gwarancję (także wobec siebie samego) czystości intencji, podejścia na serio do Boga i Jego darów, do swoich własnych problemów ...

            Nawrócenie, pokuta - zadośćuczynienie, ustawiczna przemiana życia na lepsze: o tym właśnie mówią słowa dzisiejszej ewangelii: „Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie ścieżki dla Niego! (...) drogi kręte niech się staną prostymi, a wyboiste drogami gładkimi! I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże” (Łk 3,4-6). Gdybyśmy czytali tę ewangelię dalej, to znaleźlibyśmy następujące słowa: kto ma dwa ubrania, niech da temu, kto ubrania nie ma; kto ma do jedzenia, niech tak samo się dzieli (3,11), zadowólcie się sprawiedliwą zapłatą (3,12), nad nikim się nie znęcajcie, poprzestańcie na waszej zapłacie (3,14). Oto kilka rad, jakich św. Jan udzielał pytającym go. A przychodzili do niego bardzo różni ludzie: ci zwykli, przeciętni, publiczni grzesznicy, żołnierze ... Nikt z przychodzących nie został otrącony. Nikt z przychodzących nie wyruszył dalej w życie bez wskazania jak żyć, by spotkanie z Panem przyniosło zbawienie.

            Przeżywamy nasz adwent: adwent poprzedzający Święta Bożego Narodzenia oraz naszego oczekiwania na powrót Chrystusa w chwale przy końcu czasów. Do każdego z nas odnosi się przesłanie oraz rady z dzisiejszej ewangelii. Każdy z nas potrzebuje Bożego miłosierdzia. Nikomu z nas nie braknie okazji do pokuty i zadośćuczynienia. Zazwyczaj doskonale zdajemy sobie sprawę, za co mamy przepraszać i co mamy zmienić w naszym życiu. Prośmy o Bożą pomoc i starajmy się jak najlepiej przeżyć nasz adwent: tak byśmy rzeczywiście przygotowali drogę Panu, byli rzeczywiście gotowi na spotkanie z Chrystusem.

3-a Niedziela Adwentu, C:
cieszcie się, bo Pan jest blisko!

Trzecia niedziela adwentu nosi nazwę „niedzieli gaudete”. Łacińskie słowo „gaudete” znaczy „cieszcie się!”, „radujcie się!” Dzisiaj mamy wiec niedzielę radości. Mamy się cieszyć, bo Pan jest blisko. O tej radości bardzo wymownie mówi kolor szat liturgicznych. Dzisiaj zamiast fioletowego można używać koloru różowego. Kolor pokuty powoli ustępuje miejsca bieli, kolorowi radości i życia, kolorowi Uroczystości Narodzenia Pańskiego.

            Tydzień temu słyszeliśmy wezwanie do nawrócenia. Usłyszeliśmy Boże zapewnienie skierowane do każdego z nas: i tym możesz, jeśli tylko chcesz, dostąpić odpuszczenia grzechów. Ta dobra wiadomość stanowi nie byle jaki powód do radości: nie tylko wiemy dokąd iść, ale co więcej wiemy jak nasz cel osiągnąć. Dzisiejsza ewangelia przynosi nam kolejną dobrą wiadomość, obdarowuje nas następnym powodem do radości. Czytana dziś ewangelia przypomina, że każdy człowiek może udowodnić, i sobie samemu i innym, że naprawdę pokutuje, że naprawdę nawraca się, że naprawdę zmienia swoje życie na lepsze, że otwiera się na Boga i na Jego łaskę. Na czym to polega? Oto droga skazana przez słowo Boże. Ten, kto ma dwa ubrania, niech da temu, kto ubrania nie ma (Łk 3,11). Ten, kto ma do jedzenia, niech się dzieli z głodnym (Łk 3,11). Poprzestań na sprawiedliwym, należącym ci się zarobku (Łk 3,12). Nad nikim w żaden sposób się nie znęcajcie, nie wymuszajcie dodatkowych korzyści od nikogo (Lk 3,14). Oto kilka przykładowych, bezcennych wskazówek. Wszystko, co potrzebne by wyjść Bogu na przeciw, każdy z nas znajdzie to w zasięgu własnej ręki. Trójca św. nieskończenie szczodrze udziela nam i takich możliwość. Również i to powinno być dla nas powodem do ogromnej radości. Pan się zbliża, mamy wszystko by bardzo dobrze przygotowani wyjść Mu na spotkanie. Wystarczy chcieć i przyoblec pragnienia w konkretne czyny, tzn. otworzyć się na działanie łaski Bożej i współpracę nią.

            Radość z oczekiwania na Chrystusa, ze spotkania z Nim, z Jego obecności u naszego boku i w nas samych nie ma nic wspólnego z bezmyślnością, z naiwnością, z nieuzasadnioną beztroską. Ta radość oznacza postawę wiary i nadziei w Bogu. Do każdego z nas odnoszą się słowa z czytanego dzisiaj fragmentu Listu do Filipian: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech będzie znana wszystkim ludziom wasza wyrozumiała łagodność: Pan jest blisko! O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem! A pokój Boży, który przewyższa wszelki umysł, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie” (Flp 4,4-7). Z takim właśnie nastawieniem pokoju i radości opartym na Bogu mamy oczekiwać Chrystusa, wychodzić Mu na przeciw, być razem z Nim. Chrystus spotykając człowieka przynosi w darze Ducha Świętego. Innymi słowy Zbawiciel przychodzi nam w najskuteczniejszy sposób z pomocą. Również i w ten sposób Trójca św. daje nam powody do radości.

4-a Niedziela Adwentu, C:
przyjmij Boże błogosławieństwo!

Czytana dzisiaj ewangelia przypomina nam słowa, które w trochę innym sformułowaniu doskonale znamy z modlitwy „Zdrowaś Maryjo”. : „błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony owoc Twojego łona” (por. Łk 1,42). Tak św. Elżbieta mówi o Matce Chrystusa i o samym Zbawicielu. Przyjście Chrystusa przynosi Boże błogosławieństwo i radość. Raduje się św. Elżbieta. Raduje się w jej łonie i św. Jan w przyszłości nazwany Chrzcicielem (Łk 1,42-44). Przychodząc Zbawiciel przynosi w darze Ducha Świętego, który jest dawcą Bożej radości (por. Ga 5,22). To Duchem Świętym zostaje napełniona św. Elżbieta, gdy Najświętsza Maryja Panna przynosi jej Chrystusa (Łk 1,41). Przyjście Zbawiciela wiąże się również z odpowiedzią wiary, odpowiedzią jakiej człowiek ma udzielić Bogu. Najświętsza Maryja Panna jest błogosławiona, bo uwierzyła że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana, to znaczy od Boga (Łk 1,45). I tak krótki fragment ewangelii,  jaki dziś rozważamy, mówi nam o całej Trójcy św.

            Ewangelia mówi o pierwszych darach przyniesionych przez Chrystusa. O pierwszym przyjściu Chrystusa, które niedługo będziemy świętować w Boże Narodzenie, mówi również pierwsze i drugie czytanie. Pierwsze czytanie przytacza prastare proroctwo spełniające się, gdy Chrystus, ten który pochodzi od wieczności rodzi się w Betlejem (Mi 5,1n). Drugie czytanie, zaczerpnięte z Listu do Hebrajczyków (10,5n) streszcza znaczenie pierwszego przyjścia Zbawiciela. Słowo stało się ciałem (por. J 1,14). To znaczy nie przestając być Bogiem druga Osoba Trójcy św. stała się człowiekiem takim jak my, podobnym do nas we wszystkim z wyjątkiem grzechu (por. np. Hbr 2,17; 4,15). Celem tego misterium jest nic innego jak zbawienie każdego z nas. Tak o tym pisze autor Listu do Hebrajczyków: „«Oto idę, (...) abym spełniał wolę Twoją, Boże». (...) Na mocy tej woli raz na zawsze uświęceni jesteśmy przez ofiarę ciała Jezusa Chrystusa” (Hbr 10,7.10). Misterium wcielenia, misterium narodzenia Chrystusa trzeba widzieć w odniesieniu do całości dzieła zbawienia. Chrystus przychodzi, żeby zbawić człowieka. Druga Osoba Trójcy św. przyjmuje ludzką naturę, by zbawić całego człowieka: i to co w człowieku materialne i to co w człowieku niematerialne. List do Hebrajczyków mówi, że na tym polega wypełnienie woli Boga (np. Hbr 10,5n). Mamy tu równocześnie wskazanie, jakiej odpowiedzi Bóg oczekuje od każdego z nas by nas zbawić: „Oto idę - w zwoju księgi napisano o Mnie - abym spełniał wolę Twoją, Boże” (Hbr 10,7). Wprost słowa te odnoszą się do Chrystusa i Jego dzieła. Jednocześnie jednak mówią one i o tym, co każdy z nas ma robić by mieć udział w dziele Chrystusa, czyli być zbawionym. Po prostu trzeba pełnić wolę Boga. Na tym polega miłość do Boga. W ten sposób widać czy nasza wiara jest żywą, czy jest naprawdę wiarą.

            Chrystus przynosi nam zbawienie. Przynosi nam pokój i Boże błogosławieństwo. Tak jak Najświętsza Maria Panna oraz za Jej wstawiennictwem otwórzmy się na Boga i na Jego dary. On do nas przychodzi, chce nas napełnić sobą samym, wypełnić złożone nam obietnice, obdarzyć nas radością, zbawieniem.

Okres Narodzenia Pańskiego:
chwała Boża i dar pokoju

Narodzenie Pańskie:
przyjmij dar pokoju i chwały!

Na swój sposób modlitwa bardzo często przypomina nam misterium Narodzenia Pańskiego. Często przecież odmawiamy czy śpiewamy hymn „Chwała na wysokości Bogu”. Św. Łukasz w swojej Ewangelii relacjonuje: „W tej samej okolicy przebywali (...) pasterze (...). Naraz stanął przy nich anioł Pański i chwała Pańska zewsząd ich oświeciła, tak że bardzo się przestraszyli. Lecz anioł rzekł do nich: Nie bójcie się! Oto zwiastuję wam radość wielką, która będzie udziałem całego narodu: dziś w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel, którym jest Mesjasz, Pan. (...) I nagle przyłączyło się do anioła mnóstwo zastępów niebieskich, które wielbiły Boga słowami: Chwała Bogu na wysokościach, a na ziemi pokój ludziom Jego upodobania” (Łk 2,8-11.13-14). W cytowanym, krótkim tekście dwa razy jest mowa o chwale. Jest tam ona odnoszona do Boga. Wg Pisma św. chwała jest przymiotem Bożym. W jakiś sposób wtajemnicza nas ona w sposób istnienia Boga. Hebrajskie słowo używane w Starym Testamencie, i które my tłumaczymy określeniem „chwała”, zawiera ideę ciężaru. Chwała Boża nie jest np. więc czymś ulotnym, czy zależnym od dobrej woli człowieka. Przez nią Bóg objawia swoją moc. Św. Paweł pisze, że „wszyscy (...) zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie” (Rz 3,23-24). Grzech pozbawia chwały, bo odseparowuje od Boga, który jest źródłem życia (por. Rz 5,12). Chrystus przychodzi po to, aby zmienić ten stan rzeczy. Narodziny Zbawiciela wpisują się w to wielkie dzieło zbawienia, gdzie świat znowu zostaje naznaczony chwałą Bożą, Bożym pokojem: „Stworzenie bowiem zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał - w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8,20-21). W Chrystusie przychodzi pojednanie. W Chrystusie świat zniewolony, zniekształcony grzechem otrzymuje szansę ponownego czy nawet jeszcze pełniejszego stania się światem pokoju i chwały, czyli światem Bożym, takim, jakiego chce Trójca św. W ten sposób i nasze życie staje się drogą chwały: wzrastaniem ku pełni możliwego dla nas uczestnictwa w chwale Ojca i Syna i Ducha Świętego w wieczności zmartwychwstania i zbawienia. „Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale” (Rz 8,17).

Ojciec przez Chrystusa w Duchu Świętym chce obdarzyć każdego z nas swoim pokojem, każdemu z nas chce udzielić również i daru uczestnictwa w chwale Bożej. W każdym z nas Trójca św. upodobała sobie. Obyśmy umieli przyjąć te wielkie dary. Po to właśnie Chrystus przychodzi na świat, to znaczy także do każdego z nas, aby każdy z nas mógł się odrodzić i wzrastać ku pełni życia chwały, wspólnoty - komunii z Trójca św. i z wszystkimi istotami, które wielbią Boga. To, że modlimy się słowami „Chwała na wysokości Bogu a na ziemi pokój ludziom” w czasie Mszy, że modlitwa przypomina nam misterium narodzin Zbawiciela, gdy sakramentalnie uczestniczymy w misterium paschalnym śmierci i zmartwychwstania Chrystusa, posiada swoje głębokie znaczenia. Jest także wskazaniem dla nas, zaproszeniem do ufności, do pełnej zaufania i jak najbardziej zaangażowanej współpracy z Ojcem i Synem i Duchem Świętym w dziele zbawienia, w dziele chwały i pokoju.

Św. Szczepana, Pierwszego Męczennika:
świadectwo i narodziny na życie wieczne

            Zaraz po uroczystym obchodzie pamiątki narodzin Chrystusa wspominamy św. Szczepana. Mówimy o nim, że jest pierwszym męczennikiem. Słusznie podkreśla się, że męczennik to przede wszystkim świadek Bożej miłości. Męczennik świadcząc o Bogu nawet poprzez cierpienie i śmierć rodzi się do życia wiecznego. Jego porażka jest więc pozorna. „Jeżeli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24). Tak Pan Jezus mówi o tajemnicy swojego życia, swojej śmierci ... Słowa te odnoszą się także do każdego ucznia. Jakiekolwiek świadectwo składane Chrystusowi łączy ze Zbawicielem. W ten sposób Jego wszechmocne miłość oraz moc działają i w nas. Dając świadectwo o Chrystusie - i to w jakikolwiek sposób, choćby tylko słowem czy pozornie niewiele znaczącym czynem - otwieramy się na działanie łaski Bożej w nas. Przynosimy plon. Dzieje się to mocą naszego związku z Synem, który stał się człowiekiem, który daje nam być dziećmi Bożymi, odrodzić się, narodzić się dla Boga (por. J 1,11n).

            Pisząc o śmierci św. Szczepana, o jego narodzinach dla nieba, św. Łukasz odnotowuje: „A on pełen Ducha Świętego patrzył w niebo i ujrzał chwałę Bożą i Jezusa, stojącego po prawicy Boga” (Dz 7,55). Świadectwo św. Szczepana (i tym samym jego wejście do życia wiecznego) dokonuje się w mocy Ducha Świętego, Ducha Ojca i Syna (por. Ga 4,4n). Męczennik otrzymuje widzenie chwały Bożej. Już w pewien sposób kosztuje udziału w Bożym życiu, dobroci i w wielkości Boga. Św. Szczepan widzi Chrystusa stojącego po prawicy Ojca. „Szczęśliwi owi słudzy, których Pan zastanie czuwających (...). Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc będzie im usługiwał” (Łk 12,37).  Chrystus z ogromnym szacunkiem czeka na Szczepana. Pamiętamy obietnicę Zbawiciela: „Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie” (Ap 3,21). Zbawiciel otwiera drogę i przygotowuje miejsce. Zwycięstwo Chrystusa przynosi plon obfity, bo każdy z nas może teraz odnieść zwycięstwo, nad wszystkim co oddziela od Boga: nawet nad grzechem i śmiercią. Okoliczność narodziny Chrystusa mogły łudzić widmem porażki. Śmierć św. Szczepana można odczytać jako klęskę. A przecież tak nie jest. „Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? (...) Ale we wszystkim tym odnosimy pełne zwycięstwo dzięki Temu, który nas umiłował” (Rz 8,35.37). Przychodząc na świat Chrystus rzeczywiście każdemu z nas udzielił mocy narodzin dla życia Bożego, przyniesienia obfitego plonu nawet na życie wieczne. Zaraz po uroczystym przypomnieniu narodzin Chrystusa dla nas, mocą Bożego słowa liturgia zaręcza, że każdy z nas może odtąd Bożą mocą narodzić się, odrodzić się dla wieczności zbawienia, dla życia chwały, dla zmartwychwstania na wieczne przebywanie z Ojcem i Synem i Duchem Świętym.

Niedziela Św. Rodziny Jezusa, Maryi i Józefa:
i Ty należysz do rodziny Bożej

            Pierwsza niedziela po uroczystości Narodzenia Pańskiego nosi nazwę „Niedzieli świętej rodziny Jezusa, Maryi i Józefa”. Podejmując taki właśnie temat jeszcze bardziej staramy się zgłębić misterium Bożego stania się człowiekiem, poprzez które Ojciec i Syn i Duch Święty każdemu z nas ofiarowują dar udziału w życiu Bożym. Bóg zechciał mieć ludzką rodzinę. To Bóg wchodzi w świat, w czas, w materię, w życie ludzkie ... To Bóg, Ojciec i Syn i Duch Święty, przygotowuje sobie rodzinę. W ten sposób Ojciec i Syn i Duch Święty coraz bardziej przyjmują ludzi do wspólnoty życia Bożego. I chodzi tutaj nie tylko o Najświętszą Maryję Pannę i o św. Józefa ale o każdego człowieka: bo Ojciec i Syn i Duch Święty miłują każde ze swych stworzeń i chcą zbawienia każdego człowieka. W Boże Narodzenie, w tzw. „Mszy w dzień” słowo Boże zaręcza, że Bóg - Słowo „wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego (...), którzy (...) z Boga się narodzili” (J 1,12n). W ten sposób do każdego z nas odnoszą się i inne słowa Pisma św.: „nie jesteście już obcymi i przychodniami, ale jesteście współobywatelami świętych i domownikami Boga” (Ef 2,19). Oto dar Bożego narodzenia: doczesnego narodzenia Boga dla nas i wiecznego narodzenia człowieka dla Boga. Ojciec przez Syna w Duchu Świętym czyni nas swoją rodziną (por. np. Ga 4,4n).

W Pierwszym Liście św. Jana czytamy następujące słowa: „Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, czym będziemy. Wiemy, że gdy się objawi, będziemy do Niego podobni, bo ujrzymy Go takim, jakim jest” (1 J 3,2). Nie jesteśmy jeszcze u kresu naszej drogi, jednak już należymy do Bożej rodziny. Stąd potrzeba podjęcia przez nas tego daru. Kiedyś św. Paweł ostrzegał chrześcijan z Galacji: „Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, uważajcie, żebyście się wzajemnie nie zjedli” (Ga 5,14n). Dzisiaj liturgia wyjaśnia i nam, w czym sprawdza się nasza przynależność do Bożej rodziny, nasze narodzenie z Boga (por. np. Kol 3,12-21). Przesłanie to można streścić w następujący sposób: „Jeden drugiego brzemiona noście” (Ga 6,2). Oto właśnie przyjęcie daru łaski, nasz wkład i nasza odpowiedź, potwierdzenie z naszej strony. Czy potrafimy podołać temu zadaniu, od wypełnienia którego zależy przecież nasz los w wieczności? Z całą pewnością tak. Bóg w Trójcy św. jedyny, który nas powołał do istnienia i dał nam narodzić się do wspólnoty z sobą, w sposób nadobfity udzieli i tej łaski. To Ojciec i Syn i Duch Święty sprawiają, że Najświętsza Maryja Panna i św. Józef potrafią więcej niż wzorowo sprostać zadaniu zbudowania rodziny dla samego Boga. Po ludzku sądząc była to przecież rodzina zupełnie przeciętna. Stolarz - cieśla i gospodyni domowa, obydwoje bez szczególniejszego wykształcenia, materialnie zupełnie poniżej średniej ...

Ten sam Bóg zatroszczy się i o nas. Daje nam wskazania, co mamy czynić. Przebacza potknięcia i grzechy. Oświeca i umacnia swoją łaską i swoją obecnością poprzez sakramenty św. oraz na wiele innych, często sobie znanych sposobów. Wielbimy Ojca i Syna i Ducha Świętego za dar uczestnictwa we wspólnocie z Nimi, tam gdzie Pierwsza Osoba Trójcy św. chce być naszym Ojcem (por. np. Rz Ga 4,4-7), Druga naszym Bratem (por. np. Rz 8,29), Trzecia Duchem naszego dziecięctwa Bożego (por. np. Ga 4,4-7). Dziękując za ten dar, jednocześnie z ufnością prosimy dla nas wszystkich o pomoc w podjęciu go, we współpracy z łaską, o dojście dla nas wszystkich do pełnego przynależenia w Bożej rodzinie w wieczności zbawienia. I jeśli miałby ująć w jednym zadaniu przesłanie dzisiejszego święta to powiedziałby tak: pozwólmy Bogu, Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu, zatroszczyć się od dobro każdego z nas, o dobro doczesne i wieczne swojej rodziny.

Świętej Bożej Rodzicielki Maryi (1-szy stycznia):
przez Najświętszą Maryję Pannę Opatrzność Boża troszczy się o każdego z nas

Dzieje świata zaczynają się pod znakiem Bożego błogosławieństwa (por. np. Rdz 1,22.28). Dokonują się w Bożym błogosławieństwie. Ostatni gest Chrystusa wstępującego do nieba po swoim zmartwychwstaniu to błogosławieństwo. „Błogosławiąc ich, [Chrystus] rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba” (Łk 24,51). Powrót Chrystusa, gdy nasza doczesność z radością zrobi miejsce wieczności zbawienia, też jest naznaczony Bożym błogosławieństwem. „Kiedy [Apostołowie] uporczywie wpatrywali się w Niego [tzn. w Jezusa], jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (Dz 1,10-11). To Boże błogosławieństwo wypełnia naszą doczesność. Wieczność zbawienia, która jest przed nami, też jest przepełniona Bożym błogosławieństwem. Jest to błogosławieństwo wiecznego przebywania z Bogiem (por. np. Ap 22,1). To błogosławieństwo nie wyczerpuje się, ale wzrasta. Przeszkody go nie zatrzymują, ale potęgują. Boże błogosławieństwo nie tylko stwarza. Ono podnosi, oczyszcza, wskrzesza przez przebaczenie i dar nowego życia (por. np. 2 Kor 5,17). Błogosławiąc Bóg pochyla się nad nami, podnosi nas z nicości nieistnienia, podnosi i wskrzesza ze śmierci duchowej i ze śmierci fizycznej, wynosi do godności i pełnej miłości zażyłości synowskiej. I my sami doświadczamy jak to Boże błogosławieństwo ciągle się wzmaga. Przeszło już tyle burz, kataklizmów, katastrof, trudności ...

Więcej niż z zatroskaniem patrzymy w przyszłość. Mamy ku temu bardzo dużo uzasadnionych powodów. 1-ego stycznia obchodzimy uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki Maryi. To właśnie za przyczyną Najświętszej Maryi Panny powierzamy Opatrzności Bożej początek kolejnego roku. Została Ona wybrana na Matkę Zbawiciela (por. Łk 1,26-38) i na Matkę każdego z nas (por. J 19,25-27). Przez Nią Bóg w Trójcy św. jedyny troszczy się nawet o wydawałoby się zupełnie nieważne wobec zbawienia wiecznego potrzeby ludzkie. Co więcej właśnie w ten sposób prowadzi ku zbawieniu. Wydarzenia z Kany Galilejskiej są tego bardzo wymownym przykładem (por. J 2,1-11). Na prośbę swojej Matki Chrystus dokonuje cudu, który bardzo jednoznacznie ukazuje stosunek Boga do naszej doczesnej codzienności. Co więcej, jak przypomina Ewangelia św. Jana, to właśnie taka, dokonana za przyczyną naszej Matki, Boża interwencja w kłopoty, jakim człowieka musi stawić czoła w doczesności, otwiera drogę wiary, chwały, spotkania z Bogiem i zbawienia wiecznego (por. J 2,11).

            Właśnie za przyczyną Najświętszej Maryi Panny zawierzamy Bożej Opatrzności początek nowego roku. Za Jej wstawiennictwem dla wszystkich nie będzie on czasem pod każdym względem błogosławionym, jak najbardziej pomyślnym.

2-a Niedziela po Narodzeniu Pańskim:
i Ty jesteś umiłowanym dzieckiem Bożym, i z Tobą Trójca św. chce dzielić doczesność oraz wieczność

            W dzisiejszej ewangelii słyszymy między innymi następujące słowa: „Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy (...) z Boga się narodzili” (J 1,10-13). Druga Osoba Trójcy św. staje się człowiekiem: misterium to sytuuje się na tej samej linii co misterium stworzenia świata i człowieka. Chodzi o doprowadzenie Bożego dzieła do całej swojej pełni. Pierwsze przyjście Chrystusa otwiera nam drogę odrodzenia, ostatecznego wypełnienia danych nam przez Trójce św. możliwości: w wieczności zmartwychwstania i pełnego związku z Ojcem i Synem i Duchem Świętym poprzez pełnię bycia dziećmi Bożymi.

Dzieło to wyjaśnia także i czytany dzisiaj fragment Listu do Efezjan (1,3-6.15-18). Mamy tam przepiękne stwierdzenia, których prawdziwość gwarantuje sam Bóg. Oto przynajmniej niektóre z nich. W swoim Synu Ojciec każdego z nas „wybrał (...) przez założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem” (Ef 1,4). Dla każdego z nas Bóg zaplanował i cały czas pragnie doskonałości: to znaczy pełni szczęścia i życia. „Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystus” (Ef 1,5). Wobec każdego z nas Bóg od zawsze, zanim nawet nas jeszcze stworzył, posiada bardzo konkretny plan. Chce On z każdym człowiekiem dzielić pełnię życia Bożego i teraz i w wieczności zbawienia. I jest to zamiar miłości, jak najgłębszej wspólnoty, włączenia człowieka w samo życie Trójcy św. To właśnie w wypełnieniu tego dzieła objawia się Boża chwała (Ef 1,6). Dzieło to ma osiągnąć swoją pełnię w wieczności zbawienia. Jednak już nasze doczesne życie w sposób jak najbardziej rzeczywisty jest nim naznaczone oraz dogłębnie kształtowane. Ojciec już „napełnił nas wszelkim błogosławieństwem duchowym na wyżynach niebieskich - w Chrystusie” (Ef 1,3). Ojciec w Chrystusie przeobficie obdarza nas błogosławieństwem duchowym. Działanie Dwóch Pierwszych Osób Trójcy św. jest także działaniem Trzeciej z Nich. Błogosławieństwa duchowe to obecność i działanie Ducha Świętego, jest to życie, którego Ojciec udziela nam przez Syna w Duchu Świętym. To w ten sposób dzieło stworzenia zmierza ku swoje pełni, człowiek dostępuje odrodzenia, odpuszczenia grzechów ...

Czas Bożego Narodzenia jest okresem radości i nadziei. Każdy z nas został powołany do istnienia jako umiłowane dziecko Boże, z którym Trójca św. chce dzielić pełnię życia wiecznego. Do każdego z nas Bóg ustawicznie przychodzi i teraz. I teraz chce być z nami już teraz, żeby w całej pełni włączyć każdego z nas do swojej rodziny w wieczności. Boże przyjście, działanie, błogosławieństwa są takim jak ich Dawca. Przez nie Bóg dokonuje zbawienia w przyjmującym.

Objawienie Pańskie (6-ty stycznia):
Bóg troszczy się o każdego z nas, Bóg przez każdego z nas troszczy się o drugiego człowieka

            Czego można było spodziewać się po obcych przybywających ze Wschodu. Mało to razy przybywał stamtąd wróg niosąc zniszczenie, niewolę, śmierć ...? Na dodatek przybysze ze Wschodu byli poganami. Nie znali nawet świętych Bożych ksiąg, które mówiły np. o miejscu narodzin Zbawiciela ... Czy jednak Bóg w Trójcy św. jedyny nie dokonał wielkich rzeczy także w sercach i rękoma tych przybyszów ze Wschodu?

            Przybysze ze Wschodu ofiarowali bardzo cenne dary. Kosztowne nie tylko materialnie, bo przynieśli je z dobrego serca. Święta Rodzina przyjmuje dary od nieznajomych, na dodatek pogan. A ludzie wierzący mają czasem skłonność np. do pogardzania braćmi nie znającymi Boga. Drogocenne dary pogańskich mędrców zostały przyjęte. I na pewno bardzo się przydały. Święta Rodzina nie należała przecież do bogatych.

            Warto zachować w sercu prawdę, że Bóg w Trójcy św. jedyny przychodzi z pomocą w sposób często bardzo zaskakujący. Niech nikomu z nas nigdy nie zabraknie nadziei na Bożą skuteczną pomoc. I chodzi także o rzeczy, które zdawałyby się zupełnie nieinteresującymi dla zatroskanego o naszą wieczność Boga: o środki do codziennego życia, o zabezpieczenie materialne godnego życia w doczesności.

Nawet człowiek, który zdaje się być bardzo daleko od Boga, może dostąpić zaszczytu stania się narzędziem Bożej pomocy. Odnosi się to do każdego. Jakikolwiek byłby nasz stan duchowy to świadcząc dobro mamy zaszczyt być narzędziem Boga. Świadczone przez nas dobro zawsze pochodzi od Boga. Do Niego też też ono powraca. Tylko że nie samo bo z nami i z tymi, którym uczyniliśmy coś dobrego. Co więcej: spełniane dobro, choćby najmniejsze, zawsze jednoczy z Bogiem w Trójcy św. jednym: „Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 25,40). A Bóg potrafi według swoje miłości i wszechmocy odwdzięczyć się. „Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę powiadam wam, nie utraci swojej nagrody” (Mt 10,42). Mędrcy przynieśli złoto, kadzidło i mirrę. Każdy z nas ma co ofiarować Bogu np. obecnemu w drugim człowieku. Według swoich możliwości można ofiarować złoto pomocy materialnej, kadzidło modlitwy, mirrę cierpienia ... Możliwości nie brakuje nikomu z nas.

Spotkawszy Chrystusa Mędrcy wrócili do swojej ojczyzny. „Nasza (...) Ojczyzna jest w niebie” (Flp 3,20). I można tam dojść tylko wtedy, gdy spotka się Chrystusa, kiedy obdarzy się Go miłością pomocy, miłością czci, miłością zaufania w cierpieniu, w trudnościach ... I wtedy Chrystus zbawi ... nawet poganina, nawet człowieka nie mającego doskonałej wiary czy miłości. Niech dar dzisiejszego święta rozpromieni i nasze serca poczuciem Bożej troski o każdego z nas. Każdy z nas ma bezcenną wartość w oczach kochającego na Boga. Każdemu z nas Bóg udzieli dowodów swojej opieki. Przez każdego z nas Bóg chce też pomóc drugiemu.

Chrzest Pański:
dar zbawczej mocy i życia Bożego

            Św. Jan Chrzciciel zapowiada przyjście Zbawiciela. Między innymi mówi on: „Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie w Duchu Świętym i ogniu” (Łk 3,16). Zbawiciel ma więc cechować się mocą (por. Dz 10,38: „Znacie sprawę Jezusa z Nazaretu, którego Bóg namaścił Duchem Świętym i mocą”). Drugie znamię Chrystusowego dzieła oddają słowa mówiące o udzielaniu ludziom chrztu już nie zwykłą wodą ale „w Duchu Świętym i ogniu”. Warto zapamiętać to zestawienie: moc, ogień, Duch Święty. Św. Łukasz pisząc o chrzcie Chrystusa odnotowuje zstąpienie (i to widzialne!) Ducha Świętego. „Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił na Niego, w postaci cielesnej niby gołębica” (Łk 3,21-22). Chrystus nie potrzebował chrztu jako znaku błagania o odpuszczenie grzechów (por. np. Mt 3,11-15). Jeszcze przed chrztem udzielonym mu przez św. Jana, Chrystus całej pełni posiada Ducha Świętego. Jest przecież nie tylko prawdziwym człowiekiem ale i prawdziwym Bogiem, Drugą Osobą Trójcy św. Zbawiciel przyjmuje chrzest Janowy ze względu na nas. Jednocześnie ten właśnie chrzest Chrystusa ukazuje istotę np. dzieła zbawienia oraz sakramentu chrztu św. To w nim Ojciec przez Chrystusa udziela Ducha Świętego. To w ten sposób Bóg w swej zbawczej mocy zstępuje do człowieka, po człowieka. Wtedy otwiera się niebo, które grzech zamknął przed nami. W sakramencie chrztu Ojciec przez Chrystusa w mocy Ducha Świętego oczyszcza nas ogniem swoje miłości, zwraca się do nas ze słowami życia i miłości. W ten sposób chrzest chrześcijański to narodziny dla Boga i dla nieba, odrodzenie na wieczne życie dziecka Bożego (por. J 3,2-8). Na mocy tego sakramentu już w doczesności zamieszkuje w nas Duch Święty (por. np. 1 Kor 3,16n). A gdzie jest Duch Święty, tam też jest i cała Trójca św.

            Otrzymany przez nas chrzest jest sakramentem ognia i mocy. Powodowany miłością Ojciec przez Syna w Duchu Świętym czyni nas w tym sakramencie dziećmi Bożymi oraz miejscem Bożego przebywania. Należąc jeszcze do ziemskiej doczesności zostajemy więc jednocześnie włączeni do świata łaski, zbawienia. W ten sposób także przez nas i nasze życie w doczesności Trójca św. otwiera świat odrodzenia, zmartwychwstania i pełni życia również przed innymi.

Wielki Post:
Ewangelia wskrzeszającego Boga

Popielec:
ku przemianie życia i zbawieniu

„Pamiętaj, że jesteś prochem i w proch się obrócisz”. Nie są to jedyne słowa towarzyszące obrzędowi posypania głów popiołem w Środę Popielcową. Wchodząc w Wielki Post słyszymy też słowa samego Chrystusa: „Nawracajcie się i wierzcie Ewangelii” (Mk 1,15).

Kiedy ciało ludzkie obraca się w proch liturgia sprawowana za zmarłych każe nam wsłuchać się w następujące zapewnienie: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz, ale Pan cię wskrzesi w dniu ostatecznym. Żyj w pokoju”. Bóg nie opuszcza nawet tego człowieka, który zostaje dotknięty śmiercią, którego ciało doświadcza poniżenia stawania się prochem. Bóg nie porzuca ludzi dotkniętych niosącą śmierć chorobą grzechu. Co więcej, otrzymujemy nie tylko ostrzeżenie i przypomnienie dotyczące naszej sytuacji. Słyszymy nie tylko słowa otuchy, nadziei. Zostajemy obdarowani Ewangelią, dobrą wiadomością: możesz nawrócić się, uwierzyć, przyjąć Bożą pomoc i żyć z Ojcem i Synem i Duchem Świętym na całą wieczność. Św. Paweł pisze, że Ewangelia „jest (...) mocą Boga ku zbawieniu dla każdego wierzącego” (Rz 1,16). Dobra Nowina dotyczy zmartwychwstania (por. Rz 1,1-4). Mówi o zmartwychwstaniu Chrystusa oraz o tym, że każdy z nas może powstać z martwych na życie wieczne. Jest ona orędziem i mocą życia na doczesność i na wieczność. Bóg przez swoje błogosławiące słowo stworzył wszystko, obdarzył istnieniem, życiem (por. Rdz 1,1n). Przez swoją Dobrą Nowinę przywraca do życia, budzi On do życia wiecznego oraz prowadzi do niego. Jego słowo jest jak najbardziej skuteczne (por. np. Iz 55,10-13). Przyjęte z miłością i dobrą wolą już w doczesności owocuje ono, Bożą wszechmocą, w człowieku: w misterium nawrócenia. „I wy byliście umarłymi na skutek waszych występków i grzechów (...). I byliśmy potomstwem (...) zasługującym na gniew (...). A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie, przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował, i to nas, umarłych na skutek występków, razem z Chrystusem przywrócił do życia” (Ef 2,1.3-5). Wiara, która jest wyrazem miłości i źródłem nadziei, otwiera na Boże życie, na przemianę nawrócenia, powstania z grzechu, ze śmierci grzechu. Często dzieło to rozciąga się na całe życie. „Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło” (Mt 13,33).

Liturgia popielcowa przypomina: „Oto teraz czas upragniony, oto teraz dzień zbawienia” (2 Kor 6,2). Takim jest Wielki Post, takim będzie całe nasze życie doczesne: jeśli przyjmiemy z wiarą Bożą Dobrą Nowinę, jeśli współpracując w wszechmocnym Bogiem podejmiemy dzieło nawrócenia, powstawania z grzechów, przemiany na lepsze naszego życia, duchowego rozwoju.

1-a Niedziela Wielkiego Postu, C:
czy mogę odnieść zwycięstwo nad Złem?

Dzisiejsza ewangelia przypomina nam kuszenie Chrystusa na pustyni. W Piśmie św. pustynia bywa przedstawiana np. jako miejsce przebywania złych duchów, ich twierdza i punktem wyjścia do ataków z ich strony (por. np. Łk 11,24n). Pustynia jest miejscem śmierci. Do niej, właśnie do śmierci prowadzą złe duchy. Chrystus przychodzi zbawić człowieka. Jego wejście „w” pustynie w pewnym znaczeniu streszcza całe Jego zbawcze dzieło. Zbawiciel atakuje. Idzie uwolnić łup zagarnięty przez zło. Wszystko co stworzone, zostało stworzone jako dobre. Trzeba odebrać złym duchom ich łup. Dzieło zbawienia jest Bożym zwycięskim, tryumfalnym pochodem, rozszerzaniem się Bożego królestwa, włączaniem w dzieło zbawienia.

Ewangelia bardzo ciekawie przypomina warunki zwycięstwa nad złym duchem. Człowiek sam go nie odniesie. Potrzeba mu pomocy Boga. Chrystus wkracza „w” pustynię tuż po swoim chrzcie. Pan Jezus to wcielony Syn Boży. Cały czas jest z Nim Bóg Ojciec. Jezus jest pełen Ducha Świętego. Dzieło zwycięstwa nad złymi duchami jest dziełem całej Trójcy św. Właśnie taki Chrystus - Syn Boży, z którym zawsze jest Ojciec i Duch Święty,  pokona złe duchy. Jest to bezcenna wskazówka dla każdego z nas, dla naszej pracy nad sobą, dla naszej walki przeciw złym duchom, przeciw wszelkiemu złu.

Niekiedy serce człowieka staje się pustynią. Można ulec złym duchom. Może się zdarzyć, że człowiek starci łaskę uświęcającą i  duchowo (czyli w wymiarze podstawowym) umrze. Jak wtedy potrzeba, żeby na tę pustynię śmierci i zła wkroczył Bóg: Ojciec, Syn i Duch Święty. W czytanym dzisiaj fragmencie Listu do Rzymian słyszymy następujące słowa: „Każdy, kto wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony” (10,13). Tutaj na ziemi, w czasie życia doczesnego, nawet umarły może jeszcze mówić, może przywoływać Bożego miłosierdzia i otrzymać zbawienia. W tym samym fragmencie Listy do Rzymian św. Paweł przypomina, co człowiek musi zrobić ze swojej strony, by Bóg go zbawił. Potrzeba wiary w Chrystusa. Wiemy, że prawdziwa wiara jest znakiem miłości. Płynie ona z serca człowieka (por. Rz 10,9). Taka wiara będzie się wyrażała na zewnątrz. Będzie przemawiała: przez myśli, słowa, czyny ... Jeśli o taką wiarę będziemy się starali, to i dla nas spełnią się słowa: „Nikt, kto wierzy w Niego, nie będzie zawstydzony” (Rz 10,11).

W ten sposób dzisiejsza 1-a niedziela Wielkiego Postu podsuwa nam program działania. Trzeba z wiarą i miłością sprzymierzyć się z Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Trzeba razem z Chrystusem pokonać nieprzyjaciela w jego własnej twierdzy. Znaczy, to również, że każdy z nas musi mieć plan działania na Wielki Post. Prośmy dzisiaj Pana Boga o rozeznanie, co trzeba wygrać w naszym życiu, nad czym musimy odnieść zwycięstwo w tym Wielkim Poście. Prośmy też o Bożą pomoc i o łaskę zwycięstwa.

2-a Niedziela Wielkiego Postu, C:
codzienna przemiana życia drogą do zmartwychwstania

Czytana dzisiaj ewangelia opisuje tzw. przemienienie Chrystusa (Łk 9,28b-36). Chodzi o wydarzenie, które jednoznacznie zapowiada zmartwychwstanie Zbawiciela. Temat zmartwychwstanie i chwały pojawia się dzisiaj również w drugim czytaniu, we fragmencie przepięknego Listu św. Pawła do Filipian (Flp 3,20-4,1).

Przede wszystkim warto się zastanowić, czemu temat zmartwychwstania tak mocno zaznacza się właściwie na samym początku Wielkiego Postu. Ten ostatni jest przecież czasem pokuty. Są to dni kiedy staramy się lepiej sobie uświadomić naszą grzeszność, przemijanlność, śmiertelność. Wystarczy pomyśleć o obrzędzie nałożenia popiołu na nasze głowy. Ma on miejsce na samym początku Wielkiego Postu i bardzo wymownie podkreśla charakter tego okresu. Ale już sam ryt posypania głów popiołem powinien nas naprowadzić na prawdę o zmartwychwstaniu. Jak pisze św. Paweł, nasze zmienia się, ale się nie kończy (2 Kor 4,16n). Liturgia pogrzebu wprost powie: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz, ale Pan cię wskrzesi w dniu ostatecznym. Żyj w pokoju”. Wielki Post jest ściśle związany z prawdą wiary o zmartwychwstaniu. Wątek ten będzie często pojawiał się w liturgii tego okresu. Wielki Post jest czasem przygotowania na święta Zmartwychwstania. W chodzi o zmartwychwstanie Chrystusa. Ale Chrystus zmartwychwstał po to, żeby każdy z nas mógł zmartwychwstać. Chodzi o zmartwychwstanie na zbawienie wieczne przy końcu czasów. By jedna miało ono miejsce, musimy go pragnąć. To znaczy z miłością mamy odpowiedzieć Bogu na Jego miłość. To znaczy mamy powstać z naszych grzechów, mamy zmartwychwstać i coraz bardziej żyć życiem człowieka wskrzeszonego ze śmierci grzechu. Na tym właśnie ma polegać Wielki Post czy właściwie całe nasze życie uczniów i wyznawców Chrystusa.

Jak to praktycznie powinno wyglądać. Po prostu przede wszystkim dobrze, sumiennie róbmy to, co do nas należy. Wypełniajmy przykładnie obowiązki właściwe stanowi życia, w jakim żyjemy. Jest to jeden z podstawowych punktów mówiących o jakości życia chrześcijańskiego, o jego prawdziwości, o naszej miłości do Pana Boga. To zwykłe, sumienne, uczciwe wypełnianie swoich normalnych obowiązków (np. w domu czy w pracy, np. matki, ojca, ucznia) jest też sprawdzianem naszego nawrócenia, powstania z martwych. Jest to też doskonały i przede wszystkim nieodzowny punkt wyjścia dla naszego życia duchowego, dla modlitwy, szukania Pana Boga i oddawania Mu czci.

W ten sposób słowo Boże ponownie kreśli przed nami program na nasz Wielki Post. Okazji do jego realizacji absolutnie nam nie brakuje. Mamy je w każdej chwili w zasięgu ręki. Chodzi teraz tylko o jedno: o naszą decyzję, o nasze zaangażowanie, o nasz wysiłek. Jeśli podejmiemy się tego zadania, to z cała pewnością otrzymamy Bożą pomoc, by mu podołać. Wielki Post przypomina nam również, jak bardzo Bóg nas kocha.

3-a Niedziela Wielkiego Postu, C:
jeśli nawrócicie się, to nie zginiecie, będziecie żyli, zostaniecie zbawieni!

Czytane dzisiaj w czasie liturgii Mszy św. fragmenty Pisma św. mają niejeden wspólny wątek. I tak mamy np. zagadnienie obecności Boga w dziejach świata - w tym i w życiu pojedynczego człowieka. Nie jest to bynajmniej zagadnienie łatwe i nietrudno tu o pomyłki. Przed pochopnymi sądami ostrzega nas sam Chrystus. Oto dla przykładu następujące słowa Zbawiciela: „Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloam i zabiła ich, było większymi winowajcami niż inni mieszkańcy Jerozolimy?” (Łk 13,4). Z całą pewnością Bóg, Ojciec i Syn i Duch Święty, jest obecny w naszym życiu. Opiekuje się nami. Ma On wobec swoje plany. Przede wszystkim pragnie On naszego całkowitego szczęścia, czyli zbawienia wiecznego. I całe działanie Boga na naszą korzyść jest podporządkowane temu właśnie celowi: najwyższemu dobru, jakie tylko może być naszym udziałem, tzn. przebywaniu z Ojcem i Synem i Duchem Świętym w wieczności. Na swój sposób przypominają to następujące słowa, które słyszmy dzisiaj w drugim czytaniu: „A wszystko to przydarzyło się im jako zapowiedź rzeczy przyszłych, spisane zaś zostało ku pouczeniu nas, których dosięga kres czasów” (1 Kor 10,11). To co się dzieje, tak samo jako to, co np. zostało zapisane w Piśmie św., z całą pewnością mówi nam o Bogu i o Jego planach wobec nas. Posłuchajmy jeszcze raz słów z dzisiejszego drugiego czytania: „Lecz w większości z nich nie upodobał sobie Bóg; polegli bowiem na pustyni. Stało się zaś to wszystko, abyśmy nie byli skłonni do złego, jak oni zła pragnęli. Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni przez dokonującego zagłady” (1 Kor 10,5-6.10). W ten sposób otrzymaliśmy bardzo ważne informacje. Dotyczą one nie tylko Bożej obecności w naszym życiu. Są one tym ważniejsze, że jednoznacznie ukazują, jaka ma być nasza odpowiedź na Boże plany wobec nas i na obecność Boga u naszego boku. Mamy się starać przede wszystkim o jedno. Mamy robić wszystko na co tylko nas stać by Bogu się podobać. W ten sposób możemy sami sprawdzić, czy naprawdę kochamy Boga, czy rzeczywiście w Niego wierzymy, czy naprawdę nawracamy się, zmieniamy się na lepsze. Wystarczy odpowiedzieć sobie w sumieniu na pytanie: czy podobam się Bogu? czy moje myśli, słowa i uczynki mogą podobać się Bogu? Przytoczony przed chwilą fragment drugiego czytania podpowiada nam pewne wskazówki. Jak może podobać się Bogu człowiek, który czyni zło (1 Kor 10,6n)? I nie chodzi tu jedynie o same uczynki „zewnętrzne”. Chodzi o postawę całego człowieka, o jego myśli, słowa, czyny, o to co jest w jego sercu i co z tego serca wypływa. Bardzo trafnie oddaje to stwierdzenie św. Pawła: „Nie szemrajcie, jak niektórzy z nich szemrali i zostali wytraceni przez dokonującego zagłady” (1 Kor 10,10).

Jeśli nawrócicie się, to nie zginiecie, to będziecie żyli, to zostaniecie zbawieni (por. Łk 13,5). I dzisiaj Chrystus wskazuje nam sposób wyjścia nawet z najcięższej sytuacji, także duchowej. Jest to droga przemiany na lepsze, droga spotkania z Bogiem i podobania się Mu, to znaczy przyjęcia Jego wszechmocnych miłości i opieki.

4-a Niedziela Wielkiego Postu, C:
dar przebaczenia i nowego stworzenia

Czwarta niedziela Wielkiego Postu jest niedzielą radości. Zbliżają się święta zmartwychwstania Chrystusa. Pan Znowu Bóg przypomina nam o swojej do nas miłości. Bardzo wymownie oddaje to czytana dzisiaj ewangelia. Doskonale, choć na swój sposób czyni to także i drugie czytanie z dzisiejszej Mszy św. Roztacza ono przed nami te zawrotne perspektywy, jakie otwiera Boża miłość i Boże przebaczenie. Oto człowiek, który jest naprawdę w przyjaźni z Chrystusem, już teraz staje się nowym stworzeniem. Ma on już teraz, na właściwy naszej doczesności sposób, udział w dobrach zbawienia. Jeśli tylko wytrwa w swoim związku ze Zbawicielem, to już teraz stoi przed nim otworem wieczność przebywania z Bogiem, wieczność zmartwychwstania.

Wejście w sferę zbawienia, zmartwychwstania, wejście w sferę nowego stworzenia dokonuje się dzięki Bożej miłości, tzn. dzięki przebaczeniu, pojednaniu. Bardzo wymownie przedstawia to czytana dzisiaj ewangelia o synu marnotrawnym, jego bracie oraz ich ojcu. O Bożej miłości, przebaczeniu, pojednaniu przepięknie mówi nam również św. Paweł. Wszystko to zawdzięczamy Bogu, to On nas pojednał ze sobą przez Chrystusa. Tekst sugeruje, że to pojednanie ma przynajmniej trzy poziomy. Jest to pojednanie człowieka z Bogiem. Jest to pojednanie człowieka z innymi. Jest to pojednanie danego, konkretnego człowieka z samym sobą. Warto się nad tym zastanowić. Często nie łatwo jest człowiekowi pojednać się z Bogiem. Wiemy to doskonale z własnego doświadczenia. Doświadczenie uczy, jak czasem jest nam trudno pojednać się z drugim człowiekiem. A co dopiero powiedzieć o wybaczeniu sobie samemu? I ono nie jest łatwe. Ale i ono zostało włączone w Boże dzieło zbawienia: i przez to także ono jest możliwym dla każdego z nas. Św. Paweł pisze też, że Bóg pojednał w Chrystusie świat ze sobą (2 Kor 5,19). Stajemy tu wobec misterium, którego do końca jeszcze nie rozumiemy. Czyżby przynajmniej niektóre inne od nas stworzenia miały też mieć udział w zbawieniu? Trudno odpowiedzieć na to pytanie. Pozostawiając z zaufaniem wszystko Bogu posłuchajmy innych słów tego samego Apostoła: „Bo stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych (...) w nadziei, ze również ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8,19.21). Przyjmując dar pojednania przyjmujemy także daru uczestnictwa i w tym niewyobrażalnym, niewymownym, a przecież przez Boga poręczonym dziele.

            Dzisiejsza niedziela jest niedzielą radości. Radość ta płynie ze zmartwychwstanie Chrystusa, z bliskości świąt upamiętniających to wydarzenie. Radość ta ma swoje źródło w darze zmartwychwstania i wiecznego życie, jakie ofiaruje nam Bóg. Bo to przecież właśnie chodzi, gdy Bóg ofiarowuje nam przebaczenie, pojednanie, odrodzenie. Teraz już od nas zależy, byśmy jak najpełniej przyjęli Boży dar, byśmy stali się naprawdę nowym stworzeniem w Chrystusie (por. 2 Kor 5,17).

5-a Niedziela Wielkiego Postu, C:
w nadziei, że dojdę do pełnego powstania z martwych

Dzisiejsza ewangelia przypomina o mocy i wielkości Bożej miłości i przebaczenia. Stanowi ona jednocześnie dla każdego z nas wezwanie do nawrócenia i do miłosierdzia. Na myśl nasuwają się słowa z modlitwy „Ojcze nasz”: „odpuść nam nasze winy, jak i my odpuszczamy naszym winowajcą”. O tym samym słyszymy w trochę innych słowach w drugim czytaniu zaczerpniętym z Listu św. Pawła do Filipian: „zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną, pędzę ku wyznaczonej mi mecie, ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie” (Flp 3,13n). Znowu liturgia kieruje nasze oczy ku zmartwychwstaniu. Wielki Post często podejmuje ten motyw. Okres ten ma na przecież przypomnieć, dokąd zdążamy, gdzie mamy dojść, na jakich warunkach jest to możliwe, jak przyjąć ten Boży dar. Naszym celem jest Bóg. To właśnie ze względu na ten cel, ze względu na Boga św. Paweł uznaje wszystko inne za stratę. Bo rzeczywiście, jeśli coś przeszkadza, nie służy naszemu spotkaniu z Bogiem, to jest to stratą. Oto jak jeszcze pisze Apostoł: „w nadziei, że upodabniając się do Jego [do Chrystusa] śmierci, dojdę jakoś do pełnego powstania z martwych” (Flp 3,10n). Dokonać się to ma poprzez poznanie Chrystusa „zarówno mocy Jego zmartwychwstania, jak i udziału w Jego śmierci” (Flp 3,10). Poznać Chrystusa, to poznać Jego naukę i konsekwentnie wprowadzać ją w życie zaczynają od siebie samego. Inaczej mówiąc chodzi o ciągłe i coraz głębsze nawrócenie, powstawanie z grzechu, o swoiste zmartwychwstawanie. W takiej przemianie życia na lepsze objawia się moc Boga. Taka przemiana jest, w pewnym sensie, zadatkiem zmartwychwstanie na życie wieczne i jego warunkiem. Będzie to również świadectwo składane Bogu wobec siebie samego i „świata”. Na pewno podobna przemiana kosztuje. Jest ona umieraniem dla grzechu. Często będzie wymagała wyrzeczeń, cierpienia. W skrajnych wypadkach dokonywała się ona za cenę życia.

„Nie mówię, że już to osiągnąłem i już stałem się doskonałym, ale lecz pędzę, abym też pochwycił, bo sam zostałem pochwycony przez Chrystusa” (Flp 3,12). Jeśli chodzi o nasze spotkanie z Bogiem, to trzeba się spieszyć. Nie ma przecież dla nas ważniejszej sprawy niż to właśnie spotkanie. Bóg, który nas kocha, nie zwleka by wyciągnąć w naszym kierunku rękę, by wyjść nam na przeciw. Ten, kto kocha, spieszy się. Bardzo nam potrzeba Bożego pośpiechu, jeśli chodzi o nasze nawrócenie, o przemianę naszego życia. To również przypomina dzisiejsza 5-ta niedziela zmierzającego do swego końca kolejnego Wielkiego Postu. Jeśli ten Wielki Post był dla nas czasem pośpiesznego wychodzenia Bogu na przeciw, to trzeba wytrwać w naszym wysiłku a nawet go wzmóc. Jeśli tak nie było, to mamy jeszcze szansę i dla własnego dobra trzeba z niej skorzystać. „I Ja ciebie nie potępiam. Idź i od tej chwili nie grzesz już więcej” (J 8,11). Słowa te odnoszą się do każdego z nas.

Niedziela Palmowa czyli Męki Pańskiej:
przyjąć udział w Bożym triumfie

Niedziela Palmowa otwiera obchody Wielkiego Tygodnia. Wspominane wtedy oraz przeżywane w liturgii wydarzenia niejako zawierają się pomiędzy następującymi dwoma punktami. Z jednej strony mamy triumfalny wjazd Chrystusa do Jerozolimy. Z drugiej strony triumf Jego zmartwychwstania. Cała nasza rzeczywistość - jakkolwiek nie byłaby ona naznaczona grzechem, złem czy nawet śmiercią - należy do Boga, jest drogą Jego zwycięstwa, triumfu. I w tym dziele mamy udział: z daru Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym. Również do każdego z nas odnoszą się gwarantowane przez Ducha świętego Słowa: „Bogu niech będą dzięki za to, że pozwala nam zawsze zwyciężać w Chrystusie” (2 Kor 2,14). Gdyby tłumaczyć ten tekst bardziej dosłownie, to okazałoby się, że chodzi o ofiarowany człowiekowi dar uczestnictwa w Bożym pochodzie triumfalnym, w Bożym triumfie przemierzającym dzieje. I jest tak od pierwszej chwili stworzenia aż po bezmiar wieczności zmartwychwstania, pełni życia i zbawienia.

Dzisiejsza niedziela przypomina nie tylko chwile pełne chwały, nie tylko zapowiada zmartwychwstanie Zbawiciela oraz konsekwencje tego faktu. Wprowadza nas ona także w misterium cierpień Zbawiciela, w misterium Jego śmierci. Jednocześnie ukazuje jak bardzo ważna w tych wydarzeniach jest postawa człowieka. To dla naszego zbawienia Chrystus podejmuje swoje dzieło i zwycięża. A przecież nie zawsze i nie każdy staje na wysokości zadania. Entuzjazm tłumów okaże się niewystarczającym i krótkotrwałym. Piłat i inni odpowiedzialni za sprawiedliwość nie wywiążą się nawet ze swoich elementarnych obowiązków. Tak bardzo bliscy Chrystusowi Apostołowie, wybrani i bardzo starannie przygotowywani przez Niego, pozostawią Zbawiciela samego. Jednak i te i jeszcze inne słabości, grzechy ... zostają ogarnięte przez triumf Chrystusa. Przykład Apostołów bardzo dobrze ukazuje to, jak Bóg chce ogarnąć nas swoim zwycięstwem. W doczesności dar zbawienia, pojednania, powstania z upadków, zmartwychwstania jest do dyspozycji każdego z nas.

Liturgię Niedzieli Palmowej przenika poczucie rzeczywistości. Niech stanie się ono i naszym udziałem. Bóg, Ojciec i Syn i Duch Święty, przeprowadza dzieło zbawienia, chwały. Do udziału w nim jest zaproszony każdy z nas. Życie każdego z nas, jeśli tylko przyjmiemy Bożą łaskę, zostanie w całej pełni ogarnięte przez misterium zwycięskiej obecności Boga, dogłębnie naznaczone zmartwychwstaniem, znajdzie swoje wypełnienie w życiu wiecznym.

Wielki  Czwartek:
Boży dar sakramentów kapłaństwa oraz Najświętszej Eucharystii

Liturgia Wielkiego Czwartku między innymi przypomina dwa zasadnicze dary Boże łaski: ustanowienie sakramentów kapłaństwa posługi oraz Najświętszej Eucharystii. Bez pierwszego z nich nie byłoby drugiego. Zaś drugi z tych sakramentów jest jak najbardziej podstawowym dla życia chrześcijańskiego, dla zbawienia wiecznego. Np. w Ewangelii św. Jana w następujący sposób zaświadcza o tym sam Zbawiciel: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata” (J 6,51).

W Wielki Czwartek w kościołach zazwyczaj sprawowana jest tylko jedna Msza św. Ma to podkreślić zasadniczy związek Eucharystii z Ostatnią Wieczerzą. Widać też wtedy, jak bardzo Eucharystia jest sakramentem jedności. Z Bożego ustanowienia oraz Bożą mocą Eucharystia jednoczy z Bogiem, z Ojcem i Synem i Duchem Świętym. Jednocząc z Bogiem w Trójcy św. jedynym Eucharystia jednoczy także ludzi między sobą. Dzieło zbawienia jest przecież Bożym przezwyciężaniem podziałów, które niszczą, zadają śmierć (por. np. Ef 2,13-22). Bóg w Eucharystii gromadzi, sprawia komunię. I czyni to na zasadzie przymierza. W Wielki Czwartek liturgia przypomina między innymi najstarszy ze znanych opisów ustanowienia Eucharystii. Znajduje się on w Pierwszym Liście do Koryntian (11,23-26). Apostoł przypomina tam, że Chrystus zawarł z ludźmi Nowe Przymierze (1 Kor 11,25). Jest to Przymierze jedności, Przymierze paschalne, czyli dające człowiekowi możliwość przejścia do pełni życia, do pełni zbawienia. W tym dziele kluczowe miejsce przypada Chrystusowemu misterium męki, śmierci oraz zmartwychwstania i otoczenia chwałą. Właśnie włączając człowieka w to misterium Ojciec przez Syna w Duchu Świętym zbawia. To znaczy prowadzi ku sobie, jednoczy, daje pełnię życia. Sakrament Eucharystii z Bożej mocy pozwala nam przyjąć udział w tym dziele. Daje nam możliwość uczestniczenia w jednym, jedynym misterium paschalnym Chrystusa.

Eucharystia to dziękczynienie. Tak przypomina Nowy Testament oraz choćby grecki źródłosłów tego określenia. I Wielki Czwartek jest dniem dziękczynienia. Np. w liturgii używa się koloru białego. Ponownie i uroczyście śpiewa się hymn „Chwała na wysokości Bogu”. Nie da się wyliczyć wszystkich powodów naszego kierowanego ku Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu dziękczynienia. Jednak idąc za przesłaniem Wielkiego Czwartku trzeba szczególne miejsce zarezerwować dziękczynieniu za dary sakramentów Eucharystii oraz kapłaństwa posługi. A do dziękczynienia niech się dołączy i prośba. Obyśmy coraz lepiej umieli doceniać te zbawcze dary i korzystać z nich. Obyśmy coraz lepiej podejmowali dar Najświętszej Eucharystii. Oby nigdy nie zabrakło ludzi obdarzonych sakramentem kapłaństwa posługi i oby ich posługa przynosiła jak najwięcej owoców na chwałę Ojca i Syna i Ducha Świętego oraz na zbawienie nasze i całego świata.

Wielki  Piątek:
dar Bożej miłości i zbawienia

Także Wielki Piątek jest dniem szczególnym. Stosując się do prastarej tradycji w Kościele Katolickim w tym dniu nie odprawia się Mszy św. (jest to więc coś jak najbardziej wyjątkowego). W Wielki Piątek celebrowana jest tak zwana Liturgia Męki Pańskiej. Poprzez jej sprawowanie staramy się lepiej zrozumieć znaczenie cierpień i śmierci Zbawiciela. Zapowiadając swoją śmierć Chrystus mówi: „... gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie!” (J 12,32). Nic więc dziwnego, że w liturgii Wielkiego Piątku szczególne miejsce przypada modlitwie błagalnej. W tym dniu jest ona wyjątkowo uroczysta i rozbudowana. Chrystus dał siebie samego na zbawienie wszystkich. Na tę miłość ku każdemu pragniemy odpowiedzieć także poprzez modlitwę. Chcemy także poprzez modlitwę wyrazić i naszą miłość wobec wszystkich. O nikim nie chcielibyśmy zapomnieć. Nikogo nie chcielibyśmy pominąć. I tak ogarniamy naszą modlitwą cały  Kościół,  Ojca  św.,  duchownych i wiernych świeckich,  przygotowujących  się  do  chrztu, wszystkich wierzących  w  Chrystusa, Naród Wybrany Starego Przymierza. Nie pomijamy wyznawców religii niechrześcijańskich i ludzi niewierzących. Pamiętamy i o tych, którzy  odpowiadają,  również  i  przed  Bogiem,  za dobro swych sióstr  i  braci z racji pełnionych funkcji. Jakby podsumowaniem tych wszystkich wezwań jest modlitwa za ludzi, którzy muszą stawiać czoła jakichkolwiek trudnościom, kłopotom, nieszczęściom. Naprawdę staramy się bardziej zrozumieć miłość Bożą i pełniej na nią odpowiedzieć.

W Wielki Piątek bardzo uroczyście adorujemy Krzyż. Każdy może (i powinien) modlić się za swoich braci i siostry. Każdy człowiek może także adorować Krzyż. To znaczy może zbliżyć się do Chrystusa, który nikomu skruszonemu i nawracającemu się nie odmawia przebaczenia, życia, chwały zbawienia. Adoracja Krzyża w Wielki Piątek przypomina zwycięstwo, które Chrystus odniósł na naszą rzecz i w którym możemy przyjąć udział. W czytanej w Wielki Piątek Dobrej Nowinie Bóg kieruje do nas i następujące słowa: „skłoniwszy głowę oddał Ducha” (J 19,30). Jest wiele bardzo poważnych racji, by rozumieć ten słowa nie tylko jako mówiące o śmierci Zbawiciela. Według tego fragmentu natchnionego słowa Bożego Chrystus przekazuje Ducha Świętego. A jest do Ducha życia: przebaczenia i pojednania (J 20,21-23), zmartwychwstania (por. np. Rz 8,11) i chwały wiecznego zbawienia, wiecznego  zjednoczenia z Bogiem w Trójcy św. jedynym (Rz 8,15-17). I Wielki Piątek stara się jak najlepiej przekonać nas, byśmy otwarli serca na Boży dar zwycięstwa miłości i zbawienia.

Wielka Sobota:
cisza, która mówi

W pewnym sensie Wielka Sobota milczy. W tym dniu nie sprawuje się ani Eucharystii ani  Liturgii  Słowa, nie biją dzwony ... A przecież i Wielka Sobota ma bardzo dużo ważnego do powiedzenia. I rzeczywiście doskonale wywiązuje się  ona z tego zadania. Wierni   gromadzą   się   przed  grobem Chrystusa  by  w  ten  sposób  oddać  Mu cześć, modlić się w różnych intencjach. Powinno też dawać do myślenia, że to już w Wielką Sobotę święci się pokarmy przeznaczone na święta Zmartwychwstania. Kto może i chce wspiera darami braci i siostry, którzy potrzebują pomocy. Cisza Wielkie Soboty, uczynki, słowa, modlitwy Wielkiej Soboty są odpowiedzią na przesłanie Wielkiego Czwartku i Wielkiego Piątku. Stanowią wyciągnięcie ręki po podawany nam przez Ojca i Syna i Ducha Świętego dar Niedzieli Zmartwychwstania. Chodzi o dar święta, które ma mieć miejsce następnego dnia. Jednak jeszcze bardziej chodzi o dar tego Dnia Pańskiego, tego Święta Zmartwychwstania, które rozciągnie się już nie na dwadzieścia cztery godziny czy na pięćdziesiąt dni ale na całą wieczność zbawienia.

Nie starcza słów by mówić o zbawieniu. Milczenie Wielkiej Soboty przypomina i o tym. Nie można jednak nie mówić o zbawieniu. Także na tym polega świadectwo Wielkiej Soboty. Jej przesłanie kieruje ku przyszłości zmartwychwstania i odkupienia, w której każdy z nas może przyjąć udział. Takim jest właśnie dar Ojca przez Chrystusa w Duchu Świętym. Wielka Sobota przypomina, że dar ten dotyczy wszystkich ludzi. Nawet tych, np. którzy nie spotkali Chrystusa w czasie swego ziemskiego życia, bo w skali czasu żyli przed Nim. Chrześcijaństwo od samego początku głosi wiarę w to, iż po swej śmierci i przed swoim zmartwychwstaniem Zbawiciel zstąpił do otchłani (por. np. Mt 27,52-53; Ef 4,8-10; 1 P 4,6). Czyli udał się do „miejsca”, gdzie przebywali zmarli, którzy żyli przed Jego pierwszym przyjściem.

            Cisza  Wielkiej  Soboty  przemawia. I rzeczywiście ma nam do powiedzenia wiele ważnego.  Dzień ten przenika zaduma, którą przepełnia nadzieja. Bóg, Ojciec i Syn i Duch Święty, nie potrzebuje słów, które byłyby zbędne. Bez takich słów, które byłyby zbędne,  przygotowujemy się by świętować Zmartwychwstanie, by uczcić Tego, który o sobie samym mówi: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem” (J 11,25). Jeśli rzeczywiście mamy Go uczcić, to przyjęciem Jego daru zmartwychwstania, powstaniem do nowego życia, słowami płynącymi ze zmartwychwstałego ze śmierci grzechu serca. Taki jest zaproszenie mądrego i radosnego śpiewu Wielkanocy. Taki też jest zaproszenie pogodnej, mądrze zadumanej i niosącej nadzieję ciszy Wielkiej Soboty. Ona nie zatrzymuje: mówi jak dojść do celu i nawet prowadzi dalej. Przecież sprawowana wieczorem liturgia  Wigilii  Paschalnej  Zmartwychwstania Chrystusa należy nie już do Wielkiej Soboty, ale do Okresu Wielkanocnego, do Niedzieli  Zmartwychwstania  Pańskiego.  To tak jakby nawet i sam czas spieszył  się  na spotkanie z tym co najważniejsze i z pośpiechem torował nam drogę, samemu z nami się spieszył.

Okres Wielkanocny:
Ojciec przez Chrystusa w Duchu Świętym wskrzesza i zbawia

Niedziela Wielkanocna Zmartwychwstania Pańskiego:
coraz lepiej rozumieć Boga, który mówi o zmartwychwstaniu

            Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych” (J 20,9). Natchnione słowo Boże stwierdza, że obecnie zmartwychwstania można nie rozumieć. Co to znaczy „powstać z martwych”? W jaki sposób mówi o tym Pismo św.? Jak rozumieć zawarte w Piśmie św. przesłanie dotyczące zmartwychwstania Chrystusa czy nas samych? Podobne pytania można mnożyć! I naprawdę powinniśmy sobie je stawiać. Absolutnie nie należy przed nimi uciekać. Sam Bóg w Trójcy św. Jedyny zachęca nas do zgłębiania zupełnie przekraczającego człowieka misterium zmartwychwstania. Nie bez powodu np. Ewangelia św. Jana, która tak bardzo dba także o przekazywanie wydających się zupełnie nieznaczącym szczegółów (np. J 1,39; 6,10) wspomina np. następujące fakty. Apostołowie nie znajdują w grobie Chrystusa Jego ciała. Są tam natomiast np. płótna, w które zwinięte było ciało, oraz chusta, która przykrywała głowę Zbawiciela. Chusta leży nie razem z płótnami, ale oddzielnie. I jest zwinięta (por. J 20,6-7). Z kolei Dziej Apostolskie przekazują między innymi następujące świadectwo św. Piotra: „Bóg wskrzesił Go [tzn. Jezusa] trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu” (Dz 10,40-41). Warto też zastanawiać się nad następującym Bożym przesłaniem zawartym w Ewangelii św. Łukasza: „Lecz On [tzn. zmartwychwstały Jezus] rzekł do nich: Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie się Mnie i przekonajcie: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam. Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i jadł wobec nich” (Łk 24,38-43).

            Nie zrozumieliśmy do końca jeszcze Boga, który mówi o zmartwychwstaniu. Jest jednak pewnym, że Ojciec i Syn i Duch Święty nie tylko chcą zbawienia wszystkich ludzi, powstania z każdego z nas z martwych na zbawienie wieczne. Ojciec i Syn i Duch Święty chcą, byśmy tym misterium żyli już teraz, abyśmy już teraz starali się je coraz pełniej zrozumieć. Także w tym zaproszeniu do „studiowania” zmartwychwstania przejawia się Boża miłości i Boży szacunek względem każdego człowieka. W wieczności zmartwychwstania na zbawienie wieczne zbawieni ludzie mają żyć w pełni synowskiego związku miłości, wolności i godności, związku z Ojcem przez Chrystusa w Duchu Świętym. Wierny temu planowi Bóg już teraz, tak jak potrzeba, wtajemnicza nas, wprowadza nas w swój zamysł oraz w jego urzeczywistnianie.

Poniedziałek Wielkanocny:
nie lękajcie się! radujcie się!

            Czytana dzisiaj ewangelia mówi, że niewiasty pośpiesznie „oddaliły się od grobu, z bojaźnią i wielką radością, i biegły oznajmić to Jego uczniom” (Mt 28,8). Taką jest ich pierwsza odpowiedź na wiadomość o zmartwychwstaniu Chrystusa. „Anioł zaś przemówił do niewiast: Wy się nie bójcie! Gdyż wiem, że szukacie Jezusa Ukrzyżowanego. Nie ma Go tu, bo zmartwychwstał, jak powiedział. Chodźcie, zobaczcie miejsce, gdzie leżał. A idźcie szybko i powiedzcie Jego uczniom: Powstał z martwych i oto udaje się przed wami do Galilei. Tam Go ujrzycie” (Mt 28,5-7). Następnie na spotkanie niewiastom wychodzi sam Zbawiciel. Tak jakby nie chciał czekać na zapowiadane spotkanie w Galilei ...

Pierwsze słowo Zmartwychwstałego to: „Witajcie!” (Mt 28,9). Dokładniej trzeba by przetłumaczyć: „Radujcie się!” Ewangelia wspomina, że przekazana przez anioła wiadomość o zmartwychwstaniu Chrystus już wcześniej napełniła je wielką radością (Mt 28,8). Około trzydziestu lat wcześniej anioł Gabriel mówił do Maryi, która miała stać się Matką Zmartwychwstałego: „Raduj się!” (Łk 1,28; zwykle spotykamy tu tłumaczenie „Bądź pozdrowiona” czy „Zdrowaś”). Także i wtedy anioł mówił, by się nie bać (por. Łk 1,30 i Mt 28,5.8). Początek oraz uwieńczenie ziemskiego życia Chrystusa łączą się choćby w tym przesłaniu: nie lękajcie się! radujecie się! Bóg rzeczywiście przynosi jak najbardziej uzasadnioną radość. Takim jest dzieło Ojca i Syna i Ducha Świętego: od samego początku aż po swoją pełnię.

Chrystus zmartwychwstały to Chrystus wskrzeszony przez Ojca w mocy Ducha Świętego (por. np. Rz 1,3-4; 8,11). Przynosi On dar, łaskę życia i zbawienia wiecznego. Ma powody, by mówić do ludzi: „Nie lękajcie się! Radujcie się!” Gdybyśmy trochę poszukali to okaże się, że radość i Boża łaska są ze sobą spokrewnione, ściśle związane. Np. w języku, który Bóg wybrał dla spisania Nowego Testamentu, słowa „łaska”, „radość”, „radować się” są sobie bardzo bliskie, należą do tej samej rodziny słów. Warto to zapamiętać. Spotkanie z Chrystusem, zmartwychwstanie, jakakolwiek łaska Boża nie tylko uwalniają np. od uzasadnionych obaw czy strachu. Łaska Boża, spotkanie z Bogiem ma przynieść życie i zbawienie w całej pełni. I tego bardzo ważną oznaką jest właśnie radość. Bóg chce dzielić z nami także swe szczęście, swoją radość. Na krótko przed swoją śmiercią - a więc także przed swoim zmartwychwstaniem - Chrystus mówi: „Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat” (J 16,21). A zmartwychwstanie i wejście w posiadanie pełni życia wiecznego to przecież narodziny (por. J 3,3n).

2-a Niedziela Wielkanocna, C:
Ojciec przez Chrystusa w Duchu Świętym wskrzesza i włącza w dzieło zbawienia

            Dzisiaj ewangelia (czyli dobra nowina) przypomina jedno z najważniejszych spotkań zmartwychwstałego Zbawiciela z Jego najbliższymi uczniami. Właśnie wtedy Pan Jezus udziela im daru Ducha Świętego na odpuszczenie grzechów. To właśnie w Chrystusie i przez Chrystusa można spotkać i otrzymać Ducha przebaczenia grzechów. Duch, którego udziela Zmartwychwstały, jest Duchem powrotu do Boga, powrotu do Życia (por. np. J 14,6), przyjęcia daru pełni życia. „A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8,11).

            Misterium paschalne Chrystusa (czyli Jego cierpienia, śmierć, zmartwychwstanie i wywyższenie) dają nam możliwość przemiany życia, zmartwychwstania. Aby móc skorzystać z tego daru potrzeba spotkania z Chrystusem, który wychodzi nam na przeciw, przychodzi do nas. Tak było choćby w wypadku Apostołów. Chrystus ma moc udzielić przebaczenia win. Jego „Pokój wam!” (J 20,21) rzeczywiście przynosi pokój, pojednanie. Chrystus ma także moc napełnić człowieka Duchem Świętym: „tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego” (J 20,22). W człowieku - grzeszniku następuje wtedy przemiana. Jest ona tak ważną i wielką, iż Pismo św. ukazuje ją jako powiązaną, podobną do pierwszego powołania nas do istnienia. Mówi o tym np. czytana dzisiaj dobra nowina. Jest tam mowa, że opisywane wydarzenia mają miejsce w pierwszy dzień tygodnia (J 20,19). A pierwszy dzień tygodnia w języku Pisma św. jest dniem przypominającym początek dzieła stworzenia (por. Rdz 1,5) oraz zmartwychwstanie czyli nowego stworzenia (por. np. J 20,19; 2 Kor 5,17). Chrystus tchnie i napełnia Duchem Świętym, wskrzesza i daje moc wskrzeszania ze śmierci grzechu (J 20,22-23). Znowu mamy bardzo wyraźne odniesienie do pierwszego stworzenia. „Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą” (Rdz 2,7).

Chrystusowy dar Ducha Świętego, który daje moc przebaczenia, znajduje się więc na linii największych wydarzeń kształtujących dzieje całego świata oraz życie poszczególnego człowieka: są nimi stworzenie oraz zmartwychwstanie. Przyjęcie tego daru jednoczy z Bogiem i to nawet na zasadzie kardynalnego włączenia w Boże zbawcze dzieło: „Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20,21). Pojednanego i wskrzeszonego grzesznika Ojciec przez Chrystusa w Duchu Świętym posyła. Mocą sakramentów chrztu, kapłaństwa posługi oraz pokuty i pojednania posyła go w mocy Chrystusa i Ducha Świętego, aby i on miał udział w Bożym dziele odradzania, wskrzeszania, prowadzenia ku pełni zbawienia i życia.

3-a Niedziela Wielkanocy, C:
przemieniające spotkanie z Chrystusem

Dzisiejsza ewangelia mówi o jednym ze spotkań Apostołów ze zmartwychwstałym Chrystusem. Jak to przypominają Dzieje Apostolskich, zmartwychwstały Chrystus jest Władcą i Zbawicielem. To przez niego Bóg odpuszcza grzechy: „Bóg wywyższył Go na prawicę swoją jako Władcę i Zbawiciela, aby dać Izraelowi nawrócenie i odpuszczenie grzechów” (Dz 5,31). Darowanie grzechów musi w człowieku obdarowanym zaowocować przemianą życia. Człowiek, który pragnie odpuszczenia grzechów, ma się nawrócić. To znaczy, że jego życie nieodzownie zmienia się na lepsze. Pismo św. mówi o tym między innymi odwołując się do tematu posłuszeństwa Bogu. „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29). Chrześcijanin kocha Boga, czyli chce być coraz bardziej posłusznym Bogu. W takiej właśnie postawie wyrażają się miłość i wiara.

Oznacza to coraz lepiej poznawać Boga i Jego wolę, nauczanie Chrystusa. I jest to wymóg bardzo ważny. Bóg nie chce, byśmy w wieczności byli np. jakimiś Jego niewolnikami, ale chce nam udzielić synowskiego udziału w Bożym życiu (por. np. Rz 8,15-17). Nic więc dziwnego, że pragnie On byśmy coraz bardziej byli świadomi naszych wyborów, naszej wiary. Dopiero w ten sposób będziemy także mogli coraz bardziej kochać Boga. Miłość do Boga idzie w parze z wolnością człowieka. A Chrystus wyswobodził nas do wolności (Ga 5,13).

Posłuszeństwo Bogu, miłość do Niego: wymaga to decyzji woli. Człowiek, który kocha Boga, taki człowiek musi pragnąć być posłusznym Bogu. To pragnienie w sobie trzeba wzbudzać, rozwijać je i pielęgnować. Chodzi tutaj dużo więcej niż o uczucia. Miłość do Boga to nie sentymentalizm. To postawa całego człowieka. Boga się kocha z całego serca, z całej duszy, ze wszystkich swoich sił.

„Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29). Także poprzez taką właśnie postawę wyraża się nasza miłość do Boga, nasza wiara. Taka postawa jest sprawdzianem naszego nawrócenia. Mówi, jak naprawdę wygląda nasze życie. Chrześcijanin nie może ulegać modom. Nie może kształtować swojego życia według zasady „inni tak postępują, więc i ja zrobię tak samo”. „Trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi” (Dz 5,29). Postępując w myśl tej zasady jako uczniowie Chrystusa mamy pomagać innym. To znaczy musimy reagować na zło, przeciwstawiać się mu na wszelkie dostępne sposoby. To oznacza, że mamy wytrwale wprowadzać w całe nasze życie naukę Chrystusa.

My również spotykamy zmartwychwstałego Chrystusa, Władcę i Zbawiciela. Jest On z nami. Błogosławi nam. Również po to, byśmy także dla dobra ludzi coraz bardziej słuchali Boga niż ludzi, byśmy własnym przykładem pociągali do tej postawy innych. Na tym właśnie polega życie ucznia Chrystusa. Właśnie to jest nieomylnym znakiem naszego spotkania ze Zbawicielem, spotkania nie zmarnowanego, ale udanego.

4-a Niedziela Wielkanocy, C:
Dobry Pasterz w mocy Ojca i Ducha Świętego

            „Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki” (J 10,27-28). W ten sposób Chrystus przedstawia dzieło zbawienia. Przyjęcie zbawienia to spotkanie z Jezusem, oddanie się Mu w opiekę, pójście za Nim. Jest to związek głębokiej, wzajemnej wspólnoty człowieka z Bogiem. Jeśli słuchamy Chrystusa, to znaczy, że coraz lepiej Go znamy i stosując się do Jego nauki upodabniamy się do Zbawiciela. Ze strony Chrystusa też mamy zaangażowanie się w tę wspólnotę. Chrystus do nas się zwraca, daje nam się poznać. Samemu nas zna. Zbawiciel udziela także gwarancji: „Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki” (J 10,28).

Ta Chrystusowa opieka nad człowiekiem zbiega się z dziełem Ojca. „I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca” (J 10,29). Również w dziele zbawienia Ojciec i Syn doskonale stanowią jedno (por. J 10,30). Także Ojciec całkowicie i na wszechmocny sposób jest jak najbardziej zaangażowany na rzecz człowieka. Np., jak to mówi sam Syn, to właśnie Ojciec Mu nas powierzył (J 10,29).

I rzeczywiście w dziele zbawienia przejawia Boże działanie, Boża miłość, zaangażowanie i jedność wszystkich Osób Trójcy św. „Jezus znowu powiedział do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane” (J 20,21-23). Według Księgi Objawienia św. Jana do Boga i wiecznego przebywania z Nim dochodzi się poprzez zbawczą moc Chrystusa. Niezliczona rzesza zbawionych, o której prorokuje Apokalipsa (7,9.14n), „to ci, którzy przychodzą z wielkiego ucisku i opłukali swe szaty, i w krwi Baranka je wybielili; dlatego są przed tronem Boga i w Jego świątyni cześć Mu oddają we dnie i w nocy” (Ap 7,14-15). A dzieło to dokonuje się w mocy Ducha Świętego. Tak o tym zaświadcza List do Hebrajczyków: „[Chrystus] przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę, [stąd krew Jego] oczyści wasze sumienia z martwych uczynków, abyście służyć mogli Bogu żywemu” (9,14).

Pójść za Chrystusem, słuchać Go, być Mu w miłości posłusznym, to właśnie pozwolić  Zbawicielowi, by nas wprowadził w misterium zbawczego Bożego działania. Jest to misterium wejścia do zbawienia wiecznego mocą danych nam przez Ojca Chrystusa oraz Ducha Świętego.

5-a Niedziela Wielkanocy, C:
prawdziwe wielbienie Boga

„Syn Człowieczy został uwielbiony, a w Nim Bóg został uwielbiony. Jeżeli Bóg w Nim został uwielbiony, Bóg Go uwielbi także w sobie samym, i zaraz Go uwielbi” (J 13,31). Liturgia dzisiejszej niedzieli daje nam odczytać te słowa w świetle pierwszego i drugiego czytania.

Pierwsze z nich opowiada o głoszeniu Ewangelii przez św. Pawła i  przez św. Barnabę (Dz 14,21-27). Bóg jest uwielbiony poprzez ich pracę misyjną, poprzez przyjmowanie z wiarą orędzia o zbawieniu w Chrystusie. Uwielbienie Boga dokonuje się we wzroście Kościoła. Ten wzrost ma charakter bardzo konkretny. Od samego początku Kościół Chrystusowy jest zorganizowany, posiada swoją strukturę. Św. Paweł i św. Barnaba u każdej wspólnocie uczniów Chrystusa ustanawiają starszych. Najprawdopodobniej chodzi o prezbiterów i biskupów w naszym tych słów znaczeniu. To oni będą dalej prowadzić dzieło Apostołów, będą prowadzić swoich braci i siostry do życia wiecznego. Będą umacniać w wierze i miłości. Będą dodawać otuchy w chwilach trudnych. Również dzięki ich posłudze spełniają się słowa o uwielbieniu Ojca i Syna. To uwielbienie dokonuje się więc poprzez wchodzenie do królestwa Bożego, czyli poprzez osiąganie zbawienia.

O tym samym mówi i drugie czytanie  (Ap 21,1-5a). Rozbrzmiewają w nim uroczyste słowa samego Boga, który przy końcu czasów powie: „oto czynię wszystko nowe” (Ap 21,5; por. Rdz 1,1n). Jak mówi św. Jan Apostoł, będzie nowe niebo i nowa ziemia. Na czym polega ich nowość? Na czym polega uwielbienie Boga w tym wypadku? Tekst mówi o świętości nowego świata. Jest ona darem Boga zstępującym od Niego samego. Nowy świat jest przepełniony miłością ku Bogu (por. słowa o oblubienicy, Ap 21,2). Co więcej Bóg będzie obecny na nowy, jak najpełniejszy sposób. Zostanie uwielbiony, bo „zamieszka wraz w nimi, i będą oni Jego ludem, a On będzie Bogiem z nimi” (Ap 21,3). Bóg zostanie uwielbiony, bo to On sam „otrze wszelką łzę i śmierci odtąd już nie będzie”  (Ap 214,). Nowość nowego świata to pełne uwielbienie Boga, to pełnia zbawienia.

Oto obraz przyszłości zbawienia, jaki kreśli przed nami dzisiejsza liturgia słowa. Przypomina ona nierozerwalny związek zbawienia wiecznego z naszą doczesnością. Z jednej strony chodzi o misterium Chrystusa. Bo bez Chrystusa nie ma zbawienia (por. np. Rz 10,9-13). Z drugiej strony chodzi o postawę człowieka. Św. Paweł i św. Barnaba umacniają uczniów, zachęcają do wytrwania w wierze, „bo przez wiele ucisków trzeba nam wejść do królestwa Bożego” (Dz 14,22). Taką ma także być nasza postawa: mamy się troszczyć zarówno o swoje własne zbawienie jak i o zbawienie wszystkich naszych braci i sióstr. Również w ten sposób Trójca św. zostanie uwielbiona. Całe nasze życie doczesne ma coraz bardziej stawać się wielbieniem Boga.

6-a Niedziela Wielkanocy, C:
dar Kościoła i jego pasterzy

„Jeśli mnie ktoś miłuje, to będzie zachowywał moją naukę” (J 14,23). Chrystus mówi w sposób jasny i konkretny. Kochać Go to znaczy stosować we własnym życiu Jego naukę. Tutaj powinno pojawić się np. następujące pytanie. Kto w sposób godny zaufania przekaże nam naukę Chrystusa i nam ją wyjaśni? Odpowiedź znajdziemy np. w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Mówi ono o tzw. soborze Jerozolimskim.

Wraz z nawracaniem się pierwszych pogan na chrześcijaństwo pojawił się problem: na jakich warunkach należy ich przyjmować do wspólnoty uczniów Chrystusa (czyli do Kościoła)? Zagadnienie jest bardzo ważne. Nie należy też do łatwych. Jak relacjonują Dzieje Apostolskie, na tym tle między pierwszymi chrześcijanami doszło nawet „do niemałych sporów i zatargów” (Dz 15,2). Prawdopodobnie nikt nie chciał ustąpić. Znaleziono jednak opatrznościowe rozwiązanie. W posłano delegację do Apostołów i starszych (czyli innych przełożonych) Kościoła. Już Kościół pierwszego pokolenia chrześcijan, jakieś kilka lat po zmartwychwstaniu Chrystusa, doskonale zdaje sobie sprawę, że nie jest jakąś magmą. Ma swoich przełożonych. To oni są kompetentni w podejmowaniu decyzji. Ich rozstrzygnięciom trzeba się podporządkować. Bardzo wymownym pod tym względem jest jedno z ostatnich zdań dzisiejszego pierwszego czytania: „postanowiliśmy bowiem, Duch Święty i my” (Dz 15,28). W Ewangelii według św. Jana Chrystus zapowiada, jakim będzie działanie Ducha Świętego. To On nauczy całej prawdy (por. np. J 16,13). To Duch Święty będzie gwarantem trwania w prawdzie. Jak to pokazuje czytany dzisiaj fragment Dziejów Apostolskich, ta obietnica Zbawiciela spełnia się od samego początku istnienia Kościoła. To Duch Święty prowadzi Apostołów. To On kieruje Kościołem. Doskonale świadomymi tego faktu są sami Apostołowie i starsi Kościoła. Doskonale zdają sobie z tego sprawę i ich podopieczni - podwładni.

Chrześcijanin ma prawo stawiać sobie samemu i innym różne pytania dotyczące wyznawanej przez niego wiary. Każdy chrześcijanin ma prawo i obowiązek coraz lepiej poznawać, coraz pełniej rozumieć naukę Chrystusa. Zresztą jak inaczej wprowadzać ją w życie? Kiedy nurtują nas pytania (może czasem wątpliwości), potrzebujemy punktu odniesienia. Kto stanowi taki punkt odniesienia, przypomina nam dzisiejsze pierwsze czytanie. Z ustanowienia Ojca i Syna i Ducha Świętego (por. np. J 20,21n) Kościół ma swoich Apostołów i starszych, ma swoich przełożonych. Tak właśnie naucza Pismo św. czyli objawione słowo Boże. Chrystus nie pozostawił nas bez opieki. Mamy punkt odniesienia, gwarancję wiarygodnego wyjaśniana nauki Zbawiciela. Teraz już tylko od nas zależy, czy z tego daru skorzystamy.

Wniebowstąpienie Pańskie, C:
w błogosławieństwie Tego, który ma wszelką władzę i na niebie i na ziemi

            Dzisiaj w liturgii odczytanie dobrej nowiny poprzedzają niecodzienne słowa: „Zakończenie Ewangelii ...”. Czy dobrą nowinę może ograniczać jakikolwiek koniec? Oto słowa, które wieńczą przesłanie zawarte w Ewangelii św. Łukasza: „Potem [Pan Jezus] wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc i błogosławiąc Boga” (24,50-53). Ostatnie słowa Ewangelii mówią (i powtórzenia bardzo to akcentują) o błogosławieństwie Chrystusowym, o radości uczniów Zbawiciela, o błogosławieniu Boga. I jeśli Ewangelia się kończy, to jest to koniec otwarcia na pełnię Bożych błogosławieństw. Ostatni gest Chrystusa wstępującego do nieba to błogosławieństwo. I nie jest to coś jednorazowego, co minęło. Słowo Boże nie mówi np.: „kiedy ich pobłogosławił, rozstał się z nimi ...”. Gdybyśmy tłumaczyli dosłowniej, to trzeba by powiedzieć: „w błogosławieniu ich rozstał się z nimi ...”. Relacjonując wniebowstąpienie Chrystusa Dzieje Apostolskie zapowiadają: „Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba” (1,11). Chrystus wstąpił do nieba błogosławiąc. Przy końcu czasów przyjdzie w chwale także błogosławiąc. Czas, który znajduje się między tymi wydarzeniami, otacza i wypełnia błogosławieństwo Tego, który ma wszelką władzę na niebie i na ziemi (por. Mt 28,18). Tak jak początek wieczności zbawienia znaczy Chrystusowe błogosławieństwo, tak samo rozciąga się one i na nasze życie doczesne. Ogarnia je, napełnia, przenika, kształtuje. W ten sposób Bóg przygotowuje wieczność zbawienia, gdzie będzie miejsce już tylko dla Jego błogosławieństwa.

            Żyjemy w Chrystusowym błogosławieństwie. Jest to błogosławieństwo Tego, który „został uniesiony do nieba” (Łk 24,51). W Chrystusie mamy przystęp do nieba, do Ojca. Ktokolwiek tylko pragnie, to już teraz w czasie życia doczesnego w Jezusie otrzyma błogosławieństwo odpuszczenia grzechów. Co więcej: jeśli tylko człowiek na to przystanie, to już teraz jego życie może zostać ogarnięte błogosławieństwem radosnej zbawczej przemiany nawrócenia. Jest to możliwym, dzięki obietnicy Ojca Chrystusowego, dzięki mocy z wysoka (por. Łk 24,49), czyli dzięki Duchowi Świętemu (por. np. J 20,21n). „Wyniesiony na prawicę Boga [to znaczy Ojca], [Jezus] otrzymał od Ojca obietnicę Ducha Świętego i zesłał Go” (Dz 2,33). Wszechmoc Bożego błogosławieństwa powołała nas od życia. Cały czas żyjemy otoczeni, przenikani i kształtowani wszechmocnym Bożym błogosławieństwem. Ustawicznie błogosławiąc Bóg prowadzi nas ku błogosławionej wieczności zmartwychwstania i zbawienia. Obyśmy coraz pełniej mieli tego świadomość. Tak jak uczniowie, o których jest powiedziane: „Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc i błogosławiąc Boga” (24,52-53)”.

7-a Niedziela Wielkanocy, C:
Duch i Oblubienica mówią: przyjdź! kto słyszy, niech powie: przyjdź!

Dzisiejsza ewangelia przypomina  nam fragment modlitwy zanoszonej przez Chrystusa podczas Ostatniej Wieczerzy. A jest to modlitwa i za nas. „Ojcze Święty, proszę nie tylko za nim [tzn. za obecnymi na Ostatniej Wieczerzy], ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we mnie” (J 17,20). Kim jest Ten, kto się tak za nami wstawia? Przepięknie odpowiada na to pytanie drugie czytanie. Mamy w nim cały szereg słów wyjaśniających, kim jest Zbawiciel. Oto one: „Alfa i Omega”, „Pierwszy i Ostatni”, „Początek i Koniec” (por. Ap 22,12), „Odrośl i Potomstwo Dawida”, „Gwiazda świecąca, poranna” (por. Ap 22,16). Ten sam natchniony przez Ducha Świętego tekst podkreśla, że Chrystus to Ten, który niebawem przyjdzie. Przyniesie On ze sobą sprawiedliwą odpłatę za naszą pracę, za nasze życie. „Oto przyjdę niebawem, a moja zapłata jest ze Mną, by tak każdemu odpłacić, jaka jest jego praca” (Ap 22,12). On jest tak bardzo wyczekiwanym Oblubieńcem Kościoła (Ap 22,17).

Kilka zdań dostarcza nam przebogatego „pokarmu duchowego”. Kim jest Chrystus? „Alfą i Omegą”. Bo w Nim Bóg w pełni objawia swoją wolę, poucza nas, zbawia. To w świetle nauki Zbawiciela mamy kształtować nasze życie. Jego mocą zmieniać je na lepsze. Słowu Chrystusa należy się nasze posłuszeństwo. Jezus jest „Pierwszym i Ostatnim”. Jako współistotny Ojcu Syn ma On udział w dziele stworzenia. On jest od samego początku (J 1,1). Przez Niego wszystko się stało (J 1,3). On też jest celem, wypełnieniem wszystkiego (Kol 1,16). On jest „Ostatnim” nie tylko przez swoje poniżenie, ale również stąd, że jest On wypełnieniem stworzenia, tylko przez Niego można wejść do wieczności zbawienia. W ten sposób Chrystus stanowi też „Początek i Koniec”. W Nim wypełniają się Boże obietnice i przymierza (por. 2 Kor 1,20). On jednoczy w jedno Stare i Nowe Przymierze. Jest „Odroślą i Potomstwem Dawida”. Jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem (por. np. Rz 9,5 i 1 Tm 2,5). Blaskiem swojej miłości i mocy rozprasza On ciemności grzechu i śmierci. Jest dla nas światłością, która nie zna końca (por. np. Łk, 1,78n; orędzie wielkanocne „Exultet”). Stał się „Gwiazdą poranną”, bo Jego pierwsze przyjście znaczy początek Nowego Przymierza, bo Jego drugie przyjście naznaczy dla odkupionych początek wieczności zbawienia. Nie potrafimy powiedzieć, kiedy Zbawiciel powróci w chwale. Wiemy natomiast, że chwila ta się zbliża. Będzie to czas sądu i sprawiedliwej Chrystusowej odpłaty za ludzkie życie. Jako Oblubieniec Chrystus jest niecierpliwie oczekiwany przez Kościół, który z miłości ustawicznie modli się o doskonałe zjednoczenie ze swoim Panem.

Drugie czytanie kończy się prośbą: „Amen. Przyjdź, Panie Jezu!” (Ap 22,20). Okres Wielkanocny przypomina nam jednoznacznie, że nasze życie jest życiem dla Boga (por. Rz 6,11). Oczekujemy na powrót Zbawiciela, na zmartwychwstanie ciała, na dopełnienie dzieła zbawienia. Nasze oczekiwanie to nie postawa bierności. To wychodzenie naprzeciw. To przygotowywanie siebie i innych. „A Duch i Oblubienica mówią: Przyjdź! A kto słyszy, niech powie: Przyjdź! I kto odczuwa pragnienie, niech przyjdzie, kto chce, niech wody życia darmo zaczerpnie” (Ap 22,17). W słowach tych nie ma przymusu. Jest w nich rada jak postąpić. Jest w nich pełne szacunku i miłości zaproszenie skierowane do każdego z nas.

Niedziela Zesłania Ducha Świętego:
obecność i działanie Pana i Ożywiciela

            I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić (...), tak jak im Duch pozwalał mówić” (Dz 2,4). Na samym końcu dzisiejszego drugiego czytania padają następujące słowa: „słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże” (Dz 2,11). Duch Święty pozwala mówić w języku drugiego człowieka. Duch Święty daje zrozumieć. A przesłanie, które także pochodzi od Ducha Świętego, jest ważne na miarę zbawienia wiecznego. To właśnie ono, zbawienie wieczne, jest największym dziełem Bożym, dziełem Ojca i Syna i Ducha Świętego.

            „Kiedy nadszedł wreszcie dzień Pięćdziesiątnicy, znajdowali się wszyscy razem na tym samym miejscu. Nagle dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru, i napełnił cały dom, w którym przebywali. Ukazały się im też języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden. I wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym” (Dz 2,1-4). Duch Święty przychodzi z nieba. To znaczy przychodzi On od Boga Ojca i równego Mu w bóstwie Jego Syna, który stał się człowiekiem i zmartwychwstały wstąpił do nieba. „Wyniesiony na prawicę Boga, otrzymał od Ojca obietnicę Ducha Świętego i zesłał Go” (Dz 2,33). Dziełem Ducha Świętego jest doprowadzić zbawionych, również przez zmartwychwstanie ciała, do nieba, do Ojca i Syna, którzy ich tam oczekują (por. np. Rz 8,11.15-17). Duch Święty jednoczy ludzi z Bogiem. Jednocześnie jednoczy On ludzi między sobą. Nie może być inaczej, skoro przykazanie miłości Boga i człowieka stanowią jedno. Duch Święty udziela daru wiary, daru przystania do Chrystusa Zbawiciela. „Nikt też nie może powiedzieć bez pomocy Ducha Świętego: Panem jest Jezus!” (1 Kor 12,3). Jest to Duch życia, przebaczenia grzechów, nawrócenia, powstania z grzechów. „A Jezus znowu rzekł do nich: Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone” (J 20,21-23). Duch Święty sprawi zmartwychwstanie ciała na życie wieczne: „A jeżeli mieszka w was Duch Tego, który Jezusa wskrzesił z martwych, to Ten, co wskrzesił Chrystusa Jezusa z martwych, przywróci do życia wasze śmiertelne ciała mocą mieszkającego w was swego Ducha” (Rz 8,11).

            Wielkie dzieła Boże to działanie Ojca i Syna i Ducha Świętego, które otwiera przed każdym z nas drogę do zbawienia wiecznego. Te wielkie dzieła Boże są i naszym udziałem. Każdemu z nas Duch Święty pomoże skutecznie o nich mówić. Każdemu z nas pomoże On z pożytkiem przyjąć Boże dary. Na ile potrzeba napełni każdego z nas, rozpali swoim dającym życie i miłość ogniem. Jeśli potrzeba, pojedna z Bogiem i ludźmi. Jego wszechmocna siła nie niszczy, ale przynosi życie, ocalenie, nawet uzdrawia i wskrzesza. I my otrzymaliśmy dar Ducha, który jest Panem i Ożywicielem (por. wyznanie wiary nicejsko-konstantynopolitańskie).

Okres zwykły w ciągu roku:
w obecności Ojca i Syna i Ducha Świętego

Uroczystość Trójcy Przenajświętszej:
Bóg zaprasza do coraz pełniejszego poznawania Go

Można niekiedy spotkać się z zarzutem, że Pismo św. nic nie mówi o Trójcy św. Żeby odpowiedzieć wystarczy wsłuchać się dla przykładu w dzisiejsze czytania mszalne. Gdybyśmy sięgnęli po prostu po cale Pismo św., to okaże się, że bardzo często mówi ono o Trójcy św. Przede wszystkim jednak co chcemy powiedzieć, kiedy sięgamy po słowa „Trójca Święta”? Wierzymy, że jest tylko jeden Bóg. Żaden chyba człowiek nie ma złudzeń, że o własnych siłach zdoła przeniknąć misterium Boga. Po prostu Bóg nieskończenie nas przewyższa. Dotyczy to także naszego poznania Boga. Właściwie to Bóg daje się nam poznać. I to na ile sam tego chce (tzn. objawia się nam). A to właśnie Bóg daje się poznać jako jeden jedyny. Równocześnie daje się On poznać jako trzy Osoby: jako Ojciec, Syn i Duch Święty. Stąd mówimy o Trójcy św. To prawda, że tej tajemnicy do końca nie rozumiemy. To jednak, że kogoś nie rozumiemy, nie znaczy jeszcze, że ten ktoś np. nie istniej. Weźmy dla przykładu dzisiejsze drugie czytanie oraz ewangelię. Oba teksty mówią o Trójcy św. Pokazują jak Ojciec, Syn i Duch Święty są dla nas wszystkim: naszym życiem, naszym zbawieniem.

I tak według drugiego czytania (Rz 5,1-5) człowiek dostąpiwszy odpuszczenia grzechów „zachowuje pokój” z Bogiem (Rz 5,1). Słowo „Bóg” w Nowym Testamencie zwykle znaczy tyle co „Bóg Ojciec” (co w niczym nie przeczy bóstwu Syna i Ducha Świętego). Tak też należy je rozumieć w naszym tekście. Zachowywać z Nim pokój, to jedno z największych dobrodziejstw, jakie tylko może spotkać człowieka. Np. określenie „pokój wieczny” znaczy tyle samo co „zbawienie wieczne”. Druga Osoba Trójcy św. to Syn. Jak pamiętamy, nie przestając być Bogiem stał się On człowiekiem. To Jezus Chrystus. Dzisiejsze drugie czytanie przypomina, że to przez Niego dostępujemy usprawiedliwienia czyli oczyszczenia z naszych grzechów (Rz 5,1n). To prawda, bo to właśnie Jezus Chrystus dla naszego zbawienia umarł i zmartwychwstał. To On jest Odkupicielem i Zbawicielem. Wreszcie nasz tekst wymienia także Ducha Świętego. Jak pisze św. Paweł, Duch Święty „został nam dany” (Rz 5,5). Tak niedawno przypominała nam tę prawdę uroczystość Jego zesłania. Duch Święty działa w sercu człowieka. Bardzo łatwo się przekonać, czy człowiek na to pozwala. Duch Święty rozlewa w naszych sercach miłość Bożą (Rz 5,5). Bóg jest miłością (1 J 4,8). My zostaliśmy stworzeni na Jego obraz i podobieństwo (Rdz 1,26n). Mamy Boga naśladować, na ile to możliwe, mamy się do Niego upodabniać (por. Ef 5,1). Czyli coraz bardziej mamy stawać się miłością. W ten sposób nasze myśli, słowa i czyny są świadectwem, na ile otwieramy się na Ducha Świętego i pozwalamy się Mu prowadzić. Duch Święty jest również Duchem nadziei (Rz 5,5). Samo chrześcijaństwo jest religią nadziei. Wierzymy przecież w Bożą dobroć, w Boże miłosierdzie, w zmartwychwstanie, w szczęście życia wiecznego z Bogiem.

 Nie sposób tutaj wyczerpać tematu Trójcy św. nawet opierając tylko na czytanym dziś fragmencie Listu św. Pawła do Rzymian. To samo dotyczy i przesłania dzisiejszej ewangelii (J 16,12-15). Jesteśmy wobec zaproszenia. Bóg ma nam nieskończenie dużo do powiedzenia także o sobie samym. Zaprasza każdego z nas do bycia z sobą, do poznawania Go.

Uroczystość Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa:
sakrament Przymierza i wspólnoty

            Dzisiejsze drugie czytanie Mszy św. zostało zaczerpnięte z Pierwszego Listu św. Pawła Ap. do Koryntian (11,23-26). Tekst jest bardzo ciekawy i nie mniej ważny już choćby z następującego powodu. Jeśli chodzi o formę ostateczną, to jest to najstarsza z wszystkich znanych relacji ustanowienia Najświętszej Eucharystii.

Św. Paweł jest doskonale świadomy, że chodzi o rzeczy bardzo ważne: „Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co wam przekazałem” (1 Kor 11,23). To Chrystus jest u początku Eucharystii: u początku jej ustanowienia w czasie Ostatniej Wieczerzy i u początku jej sprawowania „aż przyjdzie” (1Kor 11,26), czyli to On jest jak najbardziej zaangażowany w każde jej sprawowanie. Oto inny bardzo ważny aspekt przebogatego misterium Eucharystii. Jest ona Przymierzem, dokładniej mówiąc Nowym Przymierzem. „Ten kielich jest Nowym Przymierzem we Krwi mojej” (1 Kor 11,25). Chodzi tu o Przymierze o charakterze zbawczym. „To jest Ciało moje za was [wydane]” (1 Kor 11,24). Jego początkiem, gwarantem oraz wypełnieniem jest sam Chrystus Pan. Przez Niego zaś w Duchu Świętym jest to związek pojednania i zbawienia z Ojcem.

            Eucharystia jest sakramentem zbawczym, bo łączy z Bogiem. Mówimy, że w czasie Mszy św. (i na tym właśnie polega pełne w niej uczestnictwo) przyjmujemy komunię św. Określenie „komunia” pochodzi od łacińskiego słowa „communio”, które oznacza właśnie zjednoczenie, jedność. Eucharystia jest sakramentem Nowego Przymierza. W ten sposób mamy odniesienie do przeszłości. Należy ona do Boga. On jest początkiem. Chodzi tu także o przypomnienie, że dzieło zbawienia przekracza ograniczenia naszego teraz. Przymierze to zaangażowanie się, to pomoc, do dużo więcej niż tylko wzięcie w obronę. Zawarcie przymierza wyraża szacunek. Dzieło zbawienia jest dziełem łaski: to znaczy wyrazem przymierza, objawieniem nieskończonych miłości i szacunku Boga wobec stworzenia. Eucharystia stanowi sakrament Przymierza, które jest nowe. Warto starać się coraz lepiej zrozumieć, na czym polega ta nowość. Pomocne może tutaj okazać się przede wszystkim pojęcie nowego stworzenia (por. np. 2 Kor 5,17). Bóg w dziele zbawienia nie niszczy, ale właśnie zbawia. Rzeczywiście chodzi o przymierze a nie o porzucenie stworzenia. Najświętsza Eucharystia Bożą mocą jednoczy nas z Ojcem i Synem i Duchem Świętym w Przymierzu zbawienia i odrodzenia: w jego zawarciu przez ofiarę krzyżową Chrystusa oraz w drodze ku jego pełni. Jest przecież sakramentalną  pamiątką i uobecnieniem ofiary Chrystusa. Jest przecież pokarmem nad drodze Nowego Przymierza ku swej pełni w zbawieniu wiecznym, jest wzrastaniem komunii z Bogiem aż po pełnię spotkania z Ojcem i Synem i Duchem Świętym w wieczności.

Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa:
misterium bezmiaru miłości

            W czytanej dzisiaj ewangelii słyszymy między innymi następujące słowa: „Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia” (Łk 15,7). Słowa te powinny dawać do myślenia. Sam Bóg zaprasza, byśmy z naszej doczesności spojrzeli ni mniej ni więcej jak na niebo i na to, co się tam dziej.

Niebo to świat, czy ta część rzeczywistości, gdzie wszystko jest na swoim miejscu. Jedną z jego cech jest radość. Oczywiście jej źródłem jest Bóg i bycie razem z Nim. Czy nie powinno zaskakiwać, że radością nieba jest także człowiek sprawiedliwy. Tak mówi sam Chrystus. Tak pod natchnieniem Ducha Świętego objawia Pismo św. Trzeba więc się z tym zgodzić. Jeśli niebo się raduje, to znaczy, że przede wszystkim raduje się sam Bóg w Trójcy św. jedyny. I okazuje się, że człowiek może przynieść radość nawet Jemu! Chodzi o człowieka sprawiedliwego. Czym w takim razie jest sprawiedliwość, bycie sprawiedliwym? Jak bardzo nasze ludzkie sądy mogą i tutaj rozmijać się z prawdą. Być sprawiedliwym to być w komunii miłości i radości z Ojcem i Synem i Duchem Świętym. A sprawiać radość to samemu nią być napełnianym. I każdy może dostąpić tego radosnego daru, bo każdy może podjąć dar nawrócenia.

Oto stajemy przed jeszcze jednym misterium, w które wtajemnicza nas Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa. Sięgając po właściwe sobie sposoby wyrazu czytana dzisiaj dobra nowina mówi o ogromie radości Boga i całego nieba z nawrócenia grzesznika. Tak jakby właśnie to stanowiło największą Bożą radość.

            Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa przypomina misterium bezmiaru miłości Bożej. Miłość ta jest otwarta na każdego: nawet na grzesznika. Miłość ta to pragnienie dobra człowieka: nawet najbardziej grzesznego. Jest ona radosnym darem życia: niekiedy powrotu do niego i zawsze jego przemiany na pełniejsze. Na tym polega nawrócenie: na przyjęciu tej miłości. Dzisiejsza uroczystość wzywa do miłości, do nie tracenia nadziei. Bóg chce naszej radości, naszego szczęścia. Czy człowiek, przy całej swojej ograniczoności i grzeszności, „gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie?” (Łk 15,4). O ile bardziej słowa te mówią o samym Bogu, o misterium Jego stosunku do nas ...

2-a Niedziela Zwykła, C:
cel Bożych darów

            Dzisiejsza ewangelia przypomina nam znak, jakiego dokonał Chrystus w Kanie Galilejskiej. Poprzez ten znak na dobre rozpoczął się czas Jezusa. I my sami w tym czasie żyjemy. I do nas odnoszą się słowa Matki Chrystusa: teraz i mym mamy czynić wszystko według poleceń Jej Syna (por. J 2,5). Mamy uwierzyć w Jezusa, tak jak uwierzyli pierwsi uczniowie (por. J 2,11). A uwierzyć w Chrystusa to pójść za Nim, to coraz lepiej Go poznawać, coraz pełniej wprowadzać w życie Jego naukę. Czas Jezusa, to czas coraz pełniejszego objawienia Jego chwały (por. J 2,11). To znaczy, że i my doznajemy działania Jego zbawczej mocy, że interesuje się On nami i wszystkimi naszymi potrzebami, że ustawicznie przychodzi nam z pomocą. Właśnie zbawiając, przychodząc nam z pomocą, Chrystus objawia swoją dobroć, swoją moc, swoje bóstwo.

Żyjemy w czasie Chrystusa. Jest to równocześnie czas Boga Ojca i Ducha Świętego. Bardzo dobrze przypomina to dzisiejsze 2-e czytanie. „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkim” (1 Kor 12,4). Nasz czas jest czasem zbawienia. Wszystko, co Bóg czyni, wszystko co otrzymujemy od Boga, ma na celu zbawienia każdego z nas i całego świata. Św. Paweł nazywa to dobrem wspólnym (por. 1 Kor 12,7). Czytany dzisiaj fragment jego Pierwszego Listu do Koryntian wymienia przynajmniej niektóre z takich Bożych darów: mądrość, umiejętność poznawania, dar wiary, moc uzdrawiania, dar czynienia cudów, dar prorokowania, dar rozpoznawania duchów, dar języków, dar rozumienia języków. Te i wszystkie inne dary mają to samo źródło (por. 1 Kor 12,11). Wszystkie one mają też ten sam zasadniczy cel. Jest nim dobro wspólne. Jest nim zbawienie każdego.

Stanowi to dla nas bardzo ważną wskazówkę. Wiara w Chrystusa musi zbliżać nie tylko do Boga. Ma ona także zbliżać ludzi między sobą, otwierać oczy serca i ręce na ich potrzeby - i to nawet na te najbardziej zwykłe (tak przecież było w Kanie Galilejskiej). Cokolwiek otrzymujemy od Boga, ma nas prowadzić do Boga. A droga ku Bogu prowadzi zawsze przez konkretną miłość bliźniego. To ludzie, których spotykam, są moją drogą do Boga i do zbawienia wiecznego. Przypomina to pełna troski postawa Matki Chrystusa, która wstawia się u swojego Syna. To samo znaczy odpowiedź Chrystusa - Jego słowa i dopełniony znak. Dokładnie to samo mówi św. Paweł w rozważanym dziś fragmencie Pierwszego Listu do Koryntian. Wszystko co mamy, otrzymaliśmy na Bożą chwałę. A chwała Boga objawia się w zbawieniu człowieka. Wszystko, co mamy, otrzymaliśmy na Bożą chwałę, to znaczy dla dobra wspólnego.

3-a Niedziela Zwykła, C:
dar Pisma św.

            Na samym początku czytanej dzisiaj ewangelii znajdują się pierwsze cztery zdania Ewangelii według św. Łukasza. Są one bardzo ważne i ciekawe.

Chrześcijanie od samego początku chcieli znać całą prawdę o Chrystusie, o Jego życiu. Nawet pierwszych uczniów Chrystusa nie należy posądzać o bezmyślnie przyjmowanie usłyszanych wiadomości. Już pierwsi uczniowie chrześcijanie starali się mieć informacje z pierwszej ręki. Co więcej starali się je sprawdzić. Chcieli być pewnymi ich wiarygodności. Autor trzeciej ewangelii tak o tym pisze: „postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać po kolei” (Łk 1,3). Św. Łukasz jasno daje do zrozumienia, że sam nie był on naocznym świadkiem opisywanych przez siebie wydarzeń. Ale to właśnie tamci naoczni świadkowie postarali się, by to co najważniejsze nie uległo zapomnieniu. Przekazywali dobrą nowinę o Chrystusie. W ten sposób wypełniali oni swoją służbę wobec Boga i wobec ludzi (por. Łk 1,1-2). Tak rodził się Nowy Testament. To samo należy powiedzieć o powstaniu całego Pisma św. A oto inne słowa z dzisiejszej ewangelii: „wielu już starało się ułożyć opowiadanie [tzn. relację] o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak, jak je przekazali ci, którzy byli od początku naocznymi świadkami i sługami słowa” (Łk 1,1). Nie tylko św. Łukasz pisał ewangelię. W Nowym Testamencie mamy cztery ewangelie. O Chrystusie mówi jeszcze wiele innych starożytnych tekstów. Znajdujemy je również poza Pismem św. Chrystusem się interesowano. I to od samego początku.

Nie wszystko, co napisano o Chrystusie znalazło się w Piśmie św. (por. np. J 21,24-25). To jednak, co zostało tam zebrane, jak najbardziej zasługuje na wiarę i jest zasadniczym dla naszego zbawienia. Na Pismo św. tak Starego jak i Nowego Testamentu składają się wyłącznie te teksty, które zostały napisane pod natchnieniem Ducha Świętego. To znaczy, że ich autorem jest przede wszystkim sam Bóg. Jego działanie, czyli natchnienie, nie ograniczało człowieka. Wręcz przeciwnie. Gdy człowiek naprawdę współpracuje z Bogiem, to jego wolność i wysiłek zostają dopełnione, ubogacone do maksimum. Można powiedzieć, że Pismo św. ma za prawdziwego autora Boga i ludzi. Ci ostatni działali pod natchnieniem, to znaczy pod szczególnym wpływem  Ducha Świętego. Dzięki temu, Pismo św. przekazuje właśnie to, co Bóg chce nam powiedzieć. W Piśmie św. znajdziemy to, co Bóg chce nam powiedzieć o o sobie, o nas, o zbawieniu, o warunkach stawianych przez Boga.

Pismo św., czyli słowo Boga o samy sobie, jest skierowane do każdego z nas. Na jego podstawie każdy z nas może się przekonać o prawdziwości nauki, którą nam przekazano (por. Łk 1,4). Gwarantem tego jest Duch Święty, Pan i Dawca życia. Poprzez natchnione słowa Starego i Nowego Testamentu przemawia On i dzisiaj do każdego z nas.

4-a Niedziela Zwykła, C:
wiara, nadzieja i miłość w życiu ucznia Chrystusa

            Dzisiejsza ewangelia (Łk 4,21-30) przypomina nam sam początek publicznej działalności Pan Jezusa. Chrystus jasno stwierdza, że to właśnie w Nim samym wypełniają się Boże obietnice dotyczące zbawienia. Z jaką odpowiedzą spotyka się Zbawiciel? Chciano Go zabić, nie przyjęto Go. Jesteśmy świadkami prawdziwego dramatu. Jakie są jego przyczyny? Czemu Chrystus zostaje odrzucony? Dlaczego człowiek nie chce się spotkać z Bogiem? Czemu odrzuca własne dobro? Dlaczego nie chce przyjąć ofiarowywanego mu przez Boga zbawienia? Jest jeszcze inne pytanie, o wiele ważniejsze. Brzmi ono następującą: jaka będzie Boża odpowiedź? jak zachowa się Chrystus?

Na to tak ważne pytanie poszukajmy odpowiedzi w czytanym dzisiaj fragmencie Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. Od św. Jana Ap. wiemy, że Bóg jest miłością (1 J 4,8). Miłość Boga objawia się w Chrystusie (por. np. Rz 8,38-39). Chrystus jest cierpliwy. Jest łaskawy. Chrystus nie szuka poklasku. Nie szuka swojego ale naszego dobra. Szuka On nawet takiego człowieka, który się zagubił. Chrystus przebacza, nie chce pamiętać złego. Ileż znosi On z powodu miłości do nas! Jak ogromną nadzieję pokłada w każdym z nas!

            Czytany fragment Pierwszego Listu do Koryntian jest zaproszeniem skierowanym do każdego człowieka. Bóg nas zaprasza byśmy Mu odpowiedzieli poprzez wiarę, nadzieję, byśmy Mu odpowiedzieli przede wszystkim poprzez miłość. Jeśli takiej odpowiedzi nie dam, to mogę się rozminąć z Chrystusem. Przed dramatem rozminięcia się z Nim przestrzega dzisiejsza ewangelia.

Czemu by przyjąć Chrystusa potrzebna jest  postawa wiary, nadziei i przede wszystkim miłości? Św. Paweł przypomina, że teraz poznajemy tylko po części. Każdy z całą pewnością zgodzi się z tym stwierdzeniem. Stąd np. konieczność zawierzenia. Stąd np. potrzeba nadziei. Wiara jest podaniem ręki Bogu. Jest ufnym i pełnym miłości podporządkowaniem się Bogu. Nie ma prawdziwej wiary bez nadziei. Nie zawsze rozumiemy Boże plany: ale wierzymy i ufamy Bogu. Wiara i nadzieja są wyrazem zaufania wobec Bożych planów. Jest to właśnie odpowiedź miłości. Bóg nas kocha. Tego samego pragnie On od nas.

            Boża odpowiedź dla człowieka to słowa przebaczenia, to słowa otuchy i miłości. Dopóki żyjemy, możemy te słowa przyjąć, otworzyć nasze serce. A Bóg takim zaproszeniem nigdy nie pogardzi, zawsze je przyjmie. Chrystus przyszedł aby wszystkim głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu. Jest tutaj miejsce dla każdego człowieka. Wystarczy otworzyć swoje serce. Wystarczy podjąć i rozwijać Boże dary wiary, nadziei i miłości. Na tym właśnie polega życie ucznia Chrystusa.

5-a Niedziela Zwykła, C:
zaproszenie do odpowiedzi wiary i zaufania

            Również dzisiejsza ewangelia (Łk 5,1-11) przywołuje na myśl wiele tematów. Chrystus naucza, zwraca się do wszystkich. Prosi o pomoc napotkanych ludzi, tak by jak najwięcej ludzi mogło usłyszeć Ewangelię i być zbawionymi. Zbawiciel interesuje się zdobywaniem koniecznego do codziennego życia pokarmu. Co więcej, troszczy się, by tego pokarmu nie zabrakło. Jesteśmy też świadkami wiary Piotra, który na słowo Chrystusa jeszcze raz próbuje szczęścia i rzuca sieć.

            Zatrzymajmy się jednak nad czymś jeszcze innym. Chrystus widzi w udanym połowie znak. Zbawiciel powołuje Piotra na Apostoła. Apostołowie mają gromadzić ludzi i prowadzić ich do Chrystusa. Udany połów, połów dokonany właśnie na słowo Chrystusa, jest zapowiedzą. Również misja Apostołów będzie udaną. Będzie taką dzięki Zbawicielowi. To On uzdalnia powoływanych przez siebie ludzi nie tylko do podjęcia ale co więcej i sprostania powierzanemu im zadaniu. Obfitość połowu dokonanego na polecenie Odkupiciela mówi o powszechności zbawienia. Bóg chce zbawić wszystkich. Dla każdego jest miejsce w niebie. Apostołowie, Kościół mają ludzi gromadzić, odnajdywać ludzi. Mają wychodzić na poszukiwanie ludzi potrzebujących zbawienia. To zadanie ma charakter wspólnotowy. Nie podoła się mu bez Chrystusa, bez wspólnoty - komunii z Nim. A Chrystus chce jeszcze czegoś innego. Piotr potrzebował pomocy wspólników, by uporać się z napełnionymi sieciami. Tak samo potrzeba współpracy, wspólnoty między uczniami Chrystusa. Według Bożego postanowienia Ewangelii nie da się głosić samemu. Jest to możliwe tylko we wspólnocie - komunii: również z innymi uczniami Chrystusa.

Dzisiejsza ewangelia powinna sprowokować w nas choćby jeszcze takie pytanie: czy wszyscy będą zbawieni? Ewangelia mówi o połowie ryb nadając mu charakter znaku, przypowieści. Wynika z niej, że Chrystusowi trzeba odpowiedzieć. Nie wystarczy znaleźć się w sieci. Trzeba jeszcze opowiadać wymogom stawianym przez Rybaka. Jak to zrobić? Jeszcze raz posłuchajmy dzisiejszej ewangelii: ponownie wypłyń na głębię, znowu podejmij niezbędny wysiłek (por. Łk 5,4n). Niekiedy trzeba zaryzykować. Zawsze trzeba zaufać Chrystusowi. Może tyle raz nam się nie udało. Tyle razy jeszcze może nam się nie powieść. Możemy ryzykować bardzo dużo (głębia może przynieść nawet zatracenie). Ale co będzie, jeśli zaryzykujemy na słowo Chrystusa, jeżeli na Jego słowo rzucimy się na głębię naszego życia? Nawet wtedy Chrystus nie obiecuje łatwizny. Piotr nie mógł samemu poradzić pełnym sieciom, potrzebował pomocy. Na pewno jednak nie pożałował ryzyka podjętego na słowa Chrystusa. Nie pożałował ani trudu, ani porażek.  To również przypomina nam dzisiejsza ewangelia. Mimo wszystko połów naszego życia może być udany. Trzeba tylko wypłynąć z Chrystusem na głębię.

6-a Niedziela Zwykła, C:
pytania odnośnie do życia wiecznego

            Czy w dzisiejszej ewangelii (Łk 6,17.20-26) Chrystus mówi o życiu wiecznym? Czy raczej odnosi się ona do naszego doczesnego pielgrzymowania? A może Zbawiciel ma na myśli jedno i drugie? Jak by nie było całe nasze życie jest ukierunkowane ku wieczności. I chodzi o to, by ta wieczność była dla każdego z nas szczęśliwą. Takie znaczenie mają błogosławieństwa wypowiadane przez Chrystusa. O to samo chodzi Odkupicielowi, kiedy kieruje do nas słowa przestrogi.

O tym jednoznacznym ukierunkowaniu naszego życia na wieczność wspomina również i dzisiejsze drugie czytanie zaczerpnięte z Pierwszego Listu św. Pawła do Koryntian. Na jego zakończenie słyszymy słowa: „Chrystus zmartwychwstał jako pierwszy z tych, co umarli” (1 Kor 15,20). I przed nami stoi otworem możliwość zmartwychwstania na zbawienie wieczne. Bóg obdarzył nas możliwością wyboru. Każdy z nas może przyjąć dar zbawienia wiecznego lub go odrzucić. Św. Paweł przypomina nam jednym z aspektów tego wyboru. Trzeba uwierzyć w Chrystusa. Trzeba uwierzyć, że Chrystus zmartwychwstał. Trzeba uwierzyć, że mocą Boga również umarli mają zmartwychwstać. Inaczej mówiąc: musimy pokładać w Chrystusie nadzieję i na doczesność i na wieczność.

Powinniśmy często zastanawiać się nad naszym stosunkiem do tych prawd wiary, jakimi jest prawda o zmartwychwstaniu Chrystusa oraz o zmartwychwstaniu umarłych. Nie zrażajmy się przy tym trudnościami. Nawet najbliższym uczniom Chrystusa nie łatwo było uwierzyć, że Odkupiciel naprawdę zmartwychwstał. Do dzisiaj, choćby poprzez Pismo św., dzielą się oni z nami także i tym doświadczeniem. Jak pokazuje czytany dzisiaj fragment Pierwszego Listu do Koryntian, byli i tacy pierwsi chrześcijanie, którym prawda o zmartwychwstaniu umarłych sprawiała poważne trudności. Nie powinno to zbytnio dziwić. Zmartwychwstanie przekracza nawet możliwość naszej zdawałoby się niczym nie ograniczonej wyobraźni. Bóg nie wszystko nam też na ten temat powiedział. Może po prostu nie potrafilibyśmy zrozumieć. Czy jednak są to powody wystarczające, żeby Boże przesłanie odrzucić? Na pewno nie.

Nie powinniśmy się zrażać, jeżeli prawda o zmartwychwstaniu sprawia nam trudność. Trzeba prosić Pana Boga o dar wiary, by przyjąć tak wielkie misterium. Również i tym wypadku wiara musi być bardzo konkretna. Trzeba o nią dbać, pogłębiać ją. Drogą do tego będzie np. modlitwa. Pomocą będzie uważne wsłuchiwanie się w to, co Bóg ma nam do powiedzenia w Piśmie św. Jeśli wierzymy, to ufamy Bogu. A to znaczy, że nie musimy teraz wszystkiego do końca rozumieć. Również i na tym polega miłość: także ta nasza do Boga.

7-a Niedziela Zwykła, C:
nasz udział w Bożej wszechmocy

Bardzo trudno jest mówić o dzisiejszej ewangelii (Łk 6,27-38). Czy można cokolwiek dodać do słów Chrystusa? Są one jasne, konkretne. Odnoszą się jednakowo do każdego z nas. Dobrze je zapamiętać i wprowadzić w życie: oto powinniśmy dzisiaj prosić Boga.

„Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec niebieski” (Łk 6,36). Czy bycie dobrym, miłosiernym, uczynnym, opanowanym, pogodnym nie wydaje się nam, przynajmniej niekiedy, oznaką słabość. Kochać nieprzyjaciół: czy jest to logiczne? czy jest to możliwe? Ustąpić drugiemu człowiekowi? Czy warto tak robić? Chrystus wzywa nas do wprowadzania w nasze życie bardzo konkretnej postawy. Co więcej Zbawiciel jednoznacznie wskazuje, że w ten sposób będziemy naśladować samego Boga. Przecież Bóg kocha wszystkich - i nie jest to bynajmniej znakiem Jego słabości. On chce błogosławić wszystkim. I czyni to nie ze słabości ale z wszechmocnej miłości. Udziela każdemu ze swojego. Szczodrze opowiada tym, którzy Go proszą. Przebacza wymierzane Mu policzki grzechu. Kocha nawet tych, którzy Go nie znają czy nie kochają. Wszystkim czyni dobrze. Nie oczekuje od nikogo wyrachowanej wdzięczności. Jak na różne sposoby objawia się Boża wszechmoc! Mamy naśladować samego Boga. Mamy naśladować Jego doskonałą, miłosierną wszechmoc.

„Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; opuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane: miarą dobrą, natłoczoną, utrzęsioną i opływającą wsypią w zanadrze wasze. Bo taką miarą wam odmierzą, jaką i wy mierzycie” (Łk 6,37-38). Droga naśladowania Boga jest drogą zbawienia, prawdziwego życia. To w ten sposób Chrystus upodabnia nas do siebie, coraz bardziej przemienia nas na swój obraz. Warto podjąć przepiękne dzieło takiej przemiany. Wzrastać, żeby stawać się coraz bardziej na Bożą miarę i według Bożego planu względem nas. I pomyślmy ile w tej dziedzinie każdy z nas może zrobić. Praca nad sobą jest zawsze możliwa. I co więcej jest to dziedzina, gdzie zawsze warto inwestować. Przede wszystkim chodzi o odpowiedź miłości. Pragnie jej od nas Bóg. I my pragniemy Mu właśnie w ten sposób odpowiedzieć. Będzie to jednocześnie i rozwój człowieka. Jest on możliwy i teraz w doczesności. Jest on już teraz konieczny.

Ta swoista praca nad sobą, o której mówi dzisiejsza ewangelia, posiada także charakter apostołowania. Podejmując ją, pokazujemy, czym jest naprawdę życie ucznia Chrystusa. A jest to życie piękne, otwarte na dobro, otwarte na przyszłość. Jest to życie pełne dynamizmu i prowadzące do szczęścia. Warto to wypróbować samemu. Trzeba też podzielić się z innymi zdobytymi tutaj doświadczeniami.

8-a Niedziela Zwykła, C:
trud wasz nie pozostaje daremny w Panu!

            Przeto, bracia moi najmilsi, bądźcie wytrwali i niezachwiani, zajęci zawsze ofiarnie dziełem Pańskim, pamiętając, że trud wasz nie pozostaje daremny w Panu” (1 Kor 15,58). Oto bardzo ciekawa i głęboka charakterystyka naszego doczesnego życia wyznawców i uczniów Chrystusa.

Na pierwszym miejscu widzimy jednoznacznie podkreślane znaczenie związku z Chrystusem. Jest On określany mianem Pana. Z jednej strony stanowi to wyznanie wiary w Jego Bóstwo (por. np. Flp 2,6-11). Czyli nasz związek z Nim to związek z samym Bogiem. I jest to związek miłości i zbawienia. „A kiedy już to, co zniszczalne, przyodzieje się w niezniszczalność, a to, co śmiertelne, przyodzieje się w nieśmiertelność, wtedy sprawdzą się słowa, które zostały napisane: Zwycięstwo pochłonęło śmierć” (1 Kor 15,54). Mamy w nim udział w przymierzu przynoszącym zwycięstwo zmartwychwstania i pełni życia wiecznego. „Bogu niech będą dzięki za to, że dał nam odnieść zwycięstwo przez Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1 Kor 15,57).

Związek przymierza jest związkiem wyrażającym między innymi ogromny szacunek. Tłumaczy się on, i jest to element zasadniczy, także poprzez zaangażowanie wszystkich stron we wspólne dzieło. „... zajęci zawsze ofiarnie dziełem Pańskim, pamiętając, że trud wasz nie pozostaje daremny w Panu” (1 Kor 15,58). Warto zastanowić się nad zawartym w tych słowach przesłaniem odnośnie do naszego zaangażowania oraz trudu. W doczesności nasz związek z Bogiem nie uwalnia nas od trudu, od ponoszenia ofiar. Wręcz przeciwnie. Nasze zaangażowanie w Pańskie dzieło Przymierza i zbawienia wiąże się z ofiarnością z naszej strony. Że nie pójdzie ona na marne, że trud warto tutaj ponieść: warunek jest jeden. Chodzi o związek komunii z Chrystusem. Mówi o tym określenie „w Panu”. Związek komunii z Chrystusem to związek z wszechmocnym Bogiem, który ogarnia swą mocą także i doczesność. Bóg w Chrystusie całkowicie angażuje się na naszą rzecz. To w ten sposób otrzymujemy Jego gwarancję. A ponieważ nasz związek z Ojcem i Synem i Duchem Świętym jest związkiem miłości, to i nasze zaangażowanie musi być, na naszą miarę, całkowite. To właśnie wtedy trud, który warto i trzeba podjąć, Bożą wszechmocą przyniesie owoc. Zacznie owocować już w doczesności. Co więcej jego plon nie pomieści się w doczesności. Dopiero wieczność zbawienia całkowicie go ogarnie.

9-a Niedziela Zwykła, C:
dobroć Boga i odpowiedź człowieka

            Dzisiejsze czytania bardzo podkreślają dobroć Boga względem człowieka. I tak mamy jeszcze czasy Starego Przymierza. Salomon modląc się po poświęceniu świątyni Jerozolimskiej mówi, że będą się w niej mogli modlić nawet poganie, którzy wcześniej Boga nie znali. Co więcej: i ich także ogarnia Boża dobroć, i ich modlitwa może zostać wysłuchana (1 Krl 8,41-43). Z kolei odnosząc się już do Nowego Przymierza czytana dzisiaj ewangelia (Łk 7,1-10) jednoznacznie zaświadcza, że w Chrystusie Bóg ofiarowuje zbawienie nawet niewolnikowi, nawet poganinowi. W Chrystusie zbawienie jest więc Bożym darem ofiarowanym każdemu człowiekowi. W rozważanym dzisiaj w liturgii fragmencie Listu do Galatów (1,1-2.6-10) św. Paweł stwierdza to samo: poprzez swój związek z Chrystusem Galaci otrzymali udział w Ewangelii i w Bożym Przymierzu.

            Jaką powinna być postawa człowieka wobec tych zbawczych darów? Pierwsze czytanie oraz ewangelia podkreślają znacznie modlitwy, wołania, zwracania się o pomoc, o zbawienie. Oba teksty ukazują także, iż wiąże się to z bardzo konkretną postawą człowieka, ze znakami czytelnymi i dla Boga i dla ludzi.  Tak np. według pierwszego czytania trzeba podjąć trud przyjścia do Boga, zaufania Mu, poznawania Go. Ewangelia wprost zaświadcza, że chodzi o dobroć znoszącą nawet tak zasadnicze podziały, jakimi są np. bariery narodowościowe czy te istniejące między okupantem i podbitymi. „Skoro setnik posłyszał o Jezusie, wysłał do Niego starszyznę żydowską z prośbą, żeby przyszedł i uzdrowił mu sługę. Ci zjawili się u Jezusa i prosili Go usilnie: Godzien jest, żebyś mu to wyświadczył - mówili - miłuje bowiem nasz naród i sam zbudował nam synagogę” (Łk 7,3-5). Bardzo ważnym jest też przesłanie drugiego czytania (Ga 1,1-2.6-10). Otóż Bożej dobroci trzeba dochować wierności. Chodzi o wierność Ewangelii. To znaczy, że odpowiedź z naszej strony musi być całkowita, np. dotyczyć i strony praktycznej i strony teoretycznej. Ewangelia nierozerwalnie stanowi przecież przekazanie nam zarówno słów orędzia jak jego mocy. Jest ona „mocą Bożą ku zbawieniu dla każdego wierzącego” (Rz 1,16).

W ten sposób słowo Boże przypomina nam oraz coraz bardziej wprowadza w misterium dziejów naszego zbawczego spotkania z Ojcem i Synem i Duchem Świętym. Bóg wychodzi nam naprzeciw. A ponieważ wychodzi ku nam z miłością, to znaczy z ogromnym szacunkiem wobec każdego z nas, dlatego chce od nas jednego. Chodzi Mu o jedyną odpowiedź godną Stwórcy i stworzenia, o odpowiedź miłości.

10-a Niedziela Zwykła, C:
plan Boga wobec ciebie

            Gdy jednak spodobało się Temu, który wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej i powołał łaską swoją, aby objawić Syna swego we mnie, bym Ewangelię o Nim głosił poganom ...” (Ga 1,15-16). W ten sposób św. Paweł Apostoł pisze o jednym z najważniejszych, najbardziej zaskakujących wydarzeń swego życia. Został powołany przez Boga. Otrzymał apostolskie powołanie głoszenia Chrystusa. Chodzi więc nie tylko o to, by on sam został zbawiony. Chodzi także o dobro innych ludzi, o ich zbawienie, o prowadzenie innych ku poznaniu Boga i Jego misterium (przecież Ojciec objawił Szawłowi swego Syna, czyli tym samym zaczął go wprowadzać w misterium Trójcy św.). Warto zwrócić uwagę, że z Bożego punktu widzenia łaska powołania, którą otrzymuje Szaweł, np. czasowo bardzo wyraźnie wyprzedza samą chwilę powołania: „wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej” (Ga 1,15). List do Efezjan w następujący sposób zaświadcza o zbawczym dziele, jakiego Ojciec w Chrystusie dopełnia na rzecz każdego z nas: „wybrał nas przez założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym” (Ef 1,4-6). Jeszcze zanim świat zaczął istnieć Bóg już miał wobec każdego z nas swój plan. I jest to plan miłości, zbawienia, pełni życia.

            Każdy z nas ma swoje miejsce w Bożych planach. Od samego początku każdy z nas jest umiłowanym dzieckiem Boga, chcianym od zawsze, kochanym od zawsze. Jeszcze przed stworzeniem świata wobec każdego z nas Bóg powziął zamiar obdarzenia zbawieniem wiecznym. Takim jest właśnie misterium określane mianem powołania. Zasadnicza linia jest wspólna dla wszystkich. Zdajemy sobie sprawę, że następnie co do szczegółów to stajemy wobec niezmierzonego bogactwa urzeczywistniania Bożych zamiarów. Bogactwo tej różnorodności jest na miarę wszechmocy i miłości Ojca i Syna i Ducha Świętego. Na drodze powołania, jakim obdarza nas Bóg, pojawiają się także przeszkody. Poprzez słowa Listu do Galatów Apostoł Paweł dzieli się z nami swymi doświadczeniami również pod tym względem. Jednocześnie przypomina rzecz jeszcze ważniejszą. Jeśli chodzi o Boży zbawczy zamiar, to trudności i zło jak najbardziej mogą zostać przezwyciężone. Np. św. Paweł prześladował samego Chrystusa (por. Dz 9,4-5). Jednak Bóg zrealizował i wobec niego swój plan. Jego łaska uprzedzała czasowo, uprzedziła także w skutkach.

Również nikt z nas nie przybywa z nikąd. Nikt z nas nie został np. wrzucony w istnienie. Nikt z nas nie jest przeznaczony na zapomnienie, na unicestwienie, śmierć, na jakąś ustawiczną tułaczkę w bezmiarze wieczności. Także każdy z nas ma swoje miejsce w zbawczych planach Ojca i Syna i Ducha Świętego.

11-a Niedziela Zwykła, C:
o prawdziwej wierze

            „Twoje grzechy są ci odpuszczone» (...) «Twoja wiara cię ocaliła. Idź w pokoju!” (Łk 7,48.50). Kto z nas nie chciałby usłyszeć takich słów? Doskonałym do nich komentarzem jest czytany dzisiaj jako drugie czytanie fragment Listu do Galatów (2,16.19-21).

            Odpuszczenie grzechów jest darem jakiego Bóg udziela człowiekowi przez Chrystusa. Sami o własnych siłach nie potrafimy oczyścić się z naszych grzechów. Stawianie warunków i w tym wypadku należy do Boga. Takim bardzo ważnym warunkiem jest wiara w Chrystusa. Objawione słowo Boże stwierdza jednoznacznie: „człowiek osiąga usprawiedliwienie ... jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa” (Ga 2,16). W nieco dalej tym samym Liście do Galatów św. Paweł wyjaśni, na czym wiara polega, że nie jest ona jedynie jakąś mglistą postawą wewnętrzną bez bardzo konkretnego pokrycia w myślach, słowach, czynach. Wierzyć to miłować, miłować to czynić dobrze wszystkim, czyli wierzyć to czynić dobrze wszystkim (por. np. Ga 6,10). Wróćmy jednak do charakterystyki życia wiary wg dzisiejszego drugiego czytania. Życie wiary to życie dla Boga (Ga 2,19). Skądinąd wiemy, że kochać Boga znaczy tyle samo co miłować każdego swojego bliźniego jak siebie samego. Życie wiary jest więc śmiercią dla grzechu (por. Rz 6,1-1), dla swojego egoizmu: „z Chrystusem zostałem przybity do krzyża” (Ga 2,19). Wierzyć, to mieć udział w mocy śmierci i zmartwychwstania Zbawiciela. Człowiek, który umarł dla grzechu, który już nie żyje dla swojego egoizmu, otrzymał nowe życie. Jak wielkim jest ten dar, świadczą następujące słowa: „teraz zaś żyję już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Chrystus to ten, który „przeszedł wszystkim dobrze czyniąc” (Dz 10,38). Takim było Jego ziemskie życie. Takim jest również i Jego obecne życie, kiedy zasiadając po prawicy Ojca wstawia się ustawicznie z nami i nam błogosławi, kiedy dobrze nam czyniąc z nami „po wszystkie dni aż do skończenia świata” (por. Mt 28,20). Jeżeli żyje w nas Chrystus, to całe nasze życie musi być na wzór i podobieństwo życia Chrystusa. Skoro w Niego wierzymy, to podobnie jak On mamy wszystkim czynić dobrze. Wiara to przystanie do Boga, to podporządkowanie się Jego woli, to odpowiedź miłością na Jego miłość. Znaczy to także, iż wiara bez uczynków jest martwa (Jk 2,17.26; Ga 5,6-25).

            W dzisiejszej ewangelii słyszymy słowa: „Powiedz, Nauczycielu!” (Łk 7,40). Niech te słowa staną się naszą modlitwą! Mówimy, że wierzymy w Chrystusa. Zdajemy sobie sprawę, że nasza wiara w Niego potrzebuje dalszego rozwoju. Potrzeba jej rozwoju wewnętrznego, np. intelektualnego. Bardzo też jej potrzeba potwierdzenia i umocnienia poprzez to co zewnętrzne: poprzez uczynki, codzienną postawę naszego życia. Chrystus jest tutaj cały czas naszym Nauczycielem, Mistrzem. Jak te słowa „nauczyciel”, „mistrz” są pięknymi. Ile jest w nich treści również jeśli chodzi o relacje między nami i Zbawicielem, o naszą wiarę.

12-a Niedziela Zwykła, C:
o naśladowaniu Chrystusa

            Za kogo uważam Jezusa? Kim On dla mnie jest? W kogo właściwie ja wierzę? Ewangelia podpowiada jak różne mogą być odpowiedzi: człowiek wyjątkowy, szczególnie bliski Bogu, asceta, człowiek modlitwy, cudotwórca. O Jezusie Chrystusie można mówić na wiele sposobów. Jednak według dzisiejszej ewangelii jest On przede wszystkim „Mesjaszem Bożym” (Łk 9,20). Co to znaczy? Określenie jest widocznie bardzo ważne, bo podpowiada je samo Boże objawienie (por. Mt 16,16n).

„Mesjasz Boży”. Słowo „mesjasz” pochodzi z języka hebrajskiego i znaczy tyle co „namaszczony”, „pomazaniec”. Stąd określenie „Mesjasz Boży”, „Pomazaniec Boży” odsyła nas do samej istoty dzieła wypełnionego przez Pana Jezusa. Jest On Bogiem i człowiekiem. Równy Ojcu i Duchowi Świętemu Syn stał się człowiekiem dla naszego zbawienia. Mówimy, że dla wypełnienia tego dzieła został posłany przez Ojca. Jako człowiek został On uzdolniony do realizacji Bożego planu. Teologia mówi tu np. o namaszczeniu Jezusa Duchem Świętym. Jest więc On Pomazańcem, Mesjaszem Bożym. To namaszczenie ma także charakter np. uchwytnego i zrozumiałego dla nas potwierdzenia, że Jezus z Nazaretu rzeczywiście został posłanym przez Boga jako zbawicielem. Wszyscy na pewno pamiętamy scenę chrztu Jezusa w Jordanie. Wtedy w widzialnej postaci zstępuje na Niego Duch Święty (por. Łk 3,21n). Jest to między innymi potwierdzenie misji Chrystusa.

Skoro wiemy, kim jest Jezus Chrystus, to jakie będzie to dla nas miało praktyczne konsekwencje? Oczywiście wiele by o tym można mówić. Ale sięgnijmy do dzisiejszej ewangelii. Znajdziemy tam między innymi następujące słowa Chrystusa: „Jeśli ktoś chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech każdego dnia weźmie swój krzyż i niech mnie naśladuje. (...) kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk 9,23n). Po pierwsze Chrystus ma moc ocalić nasze życie. Po drugie stawia On przy tym pewien warunek. Trzeba Go naśladować. Warto zwrócić uwagę, że nie chodzi o okazyjne naśladowanie Zbawiciela. Mamy Go naśladować na co dzień, zawsze, coraz bardziej. Nie chodzi też o jakieś nadzwyczajności, robienie szumu wokół swojej osoby, chwalenie się własną postawą, nie chodzi o robienie sobie reklamy itp. W ten sposób nikt nie wyrzeka się, nie zapiera się siebie samego. A naśladowanie Chrystusa w ogromnej mierze polega na walce ze swoim egoizmem, na otwieraniu oczu sobie samemu. Chrystusowe wezwanie do zaparcia się samego siebie to bardzo mocne i konkretne, ważne słowa.

Prośmy, byśmy umieli naśladować Chrystusa, by nasza wiara nie ograniczała się jedynie do pięknych myśli czy pobożnych słów. Byłaby to dla nas pułapka. Miłość Boga do nas jest miłością bardzo konkretną. Tak samo niesłychanie konkretną musi być i nasza odpowiedź.

13-a Niedziela Zwykła, C:
Duch i pójście za Chrystusem

            Jednym z zasadniczych tematów dzisiejszej ewangelii jest pójście za Panem Jezusem. Musi ono wypływać z miłości. To znaczy, że jest wyborem i postawą człowieka wolnego. Na czym ta miłość, ta wolność polega, bardzo dobrze tłumaczy drugie czytanie. Zostało ono zaczerpnięte z Listu do Galatów św. Pawła i zaczyna się bardzo wymownie: „do wolności wyswobodził nas Chrystus” (Ga 5,1). Chrześcijaństwo jest religią ludzi wolnych. Gdzie jest Duch Święty, tam jest i wolność (2 Kor 3,17). Chrystus, który jest prawdą, wyzwala. W chrześcijaństwie człowiek otrzymuje możliwość by nie tylko teraz ale na całą wieczność nie być już więcej „niewolnym” ale otrzymać tę pełnię wolności. Tą pełnię wolności stanowi łaska usynowienia człowieka zbawionego przez Boga (Rz 8,15n).

            Wiemy doskonale, jak wolność może być źle wykorzystywana czy błędnie rozumiana. Na czym polega ludzka wolność z punktu widzenia Boga? Oto odpowiedź, jaką nam daje dzisiejsze drugie czytanie (Ga 5,1.13-18). Wolność jest powołaniem każdego człowieka. Bóg udziela jej przez Chrystusa. Jest ona postępowaniem zgodnym z wolą Ducha Świętego. Czyli sprawdzianem wolności jest wypełnianie przykazania: „będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego”. Oto jej zaprzeczenie, oznaka zniewolenia, bycia niewolnikiem: „jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera” (Ga 5,15). Wolność to rozwój wewnętrzny człowieka. Tak o tym pisze św. Paweł: „Tylko nie bierzcie tej wolności za zachętę do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” (Ga 5,13). Wolność chrześcijańska polega w ogromnej mierze na służeniu. Na wzór Chrystusa chrześcijanin, będąc człowiekiem wolnym, służy Bogu i ludziom. Czyni to nie z wyrachowania, ale z miłości.

            Taka postawa zakłada ustawiczny rozwój człowieka. „(...) postępujcie według Ducha, a nie spełniajcie pożądania ciała. Ciało bowiem do czego innego dąży niż Duch (...) i stąd nie ma między nimi zgody, tak, że nie czynicie tego, co chcecie” (Ga 5,16n). Jak ogromną rolę ma więc do spełnienia Duch Święty. Trzeba pozwolić Duchowi Świętemu, by nas prowadził: dopiero wtedy człowiek coraz pełniej staje się wolnym (por. Ga 5,18). Ważny dla naszego tematu jest także przeciwstawienie Duch - ciało. To ostatnie w dzisiejszym drugim czytaniu trzeba rozumieć jako to, co w człowieku jest słabe, śmiertelne podatne na grzech, czy wręcz wrogie Bogu. Te właśnie złe tendencje trzeba z Bożą pomocą z siebie wykorzeniać, zastępować dobrem. Na tym polega praca nad sobą, rozwój wewnętrzny, droga świętości i zbliżania się do Boga. Jest to również stawanie się coraz bardziej wolnym. Na tym także polega postawa pójścia za Chrystusem, naśladowania Go. Również i dzisiaj Bóg wskazuje nam drogę prowadzącą do życia (por. Ps 16,11) i zaprasza byśmy razem z Nim tą drogą kroczyli.

14-a Niedziela Zwykła, C:
Bóg, w którego wierzymy

            Jak dzisiejsze czytania mszalne ukazują nam Boga? Można to bardzo ważne pytanie postawić inaczej. W jakiego Boga wierzymy? Do jakiego Boga modlimy się? Jakiego Boga głosimy? Do głoszenia Ewangelii, do głoszenia Boga i Jego słowa zobowiązany jest każdy chrześcijanin. Dzisiejsza ewangelia mówi o tym, jak Jezus posyła całą grupę uczniów. To posłanie w pewnym stopniu stanowi wzór dla każdego z nas.

            Posłany uczeń ma głosić nie siebie, nie swoją naukę. Ma wiernie przekazywać, nic nie zmieniając na własną rękę, orędzie otrzymane od mocodawcy. Mają oni nieść pokój. „Pokój temu domowi!” (Łk 10,5). Oto pierwsze słowa przesłania powierzonego uczniom przez Chrystusa. Śpiew przed ewangelią wyjaśnia to orędzie: „Sercami waszymi niech rządzi pokój Chrystusowy, słowo Chrystusa niech w nas przebywa z całym swoim bogactwem” (Kol 3,15a.16). O pokoju mówi też pierwsze czytanie. Najpierw adresatami tego tekstu byli znajdujący się w niewoli babilońskiej Izraelici. Tym bardziej warto zastanowić się nad przesłaniem zawartym w tym fragmencie Pisma św. „Radujcie się wraz z Jerozolimą, weselcie się (...). Cieszcie się (...). (...) To mówi Pan: «Oto skieruję do niej pokój jak rzekę (...). (...) Rozraduje się serce wasze, a kości wasze nabiorą świeżości jak murawa»” (Iz 66,10n). To w ten sposób „Ręka Pana da się poznać Jego sługom” (Iz 66,14c). O Bożym darze pokoju mówi i drugie czytanie. Apostoł modli się za wszystkim, którzy dochowują wierności Chrystusowi i Jego nauce: „Na wszystkich tych, którzy tej zasady trzymać się będą, i na Izraela Bożego niech zstąpi pokój i miłosierdzie” (Ga 6,16).

            Jak bardzo dzisiejsza liturgia słowa podkreśla temat pokoju! Pokój jest darem Boga. Pokój przynosi zmartwychwstały Chrystus. „Pokój wam” jedne pierwszych słów, jakie według Ewangelii św. Jana powstały z martwych Jezus kieruje do tych, których ukochał i chce zbawić (J 20,19). Pokój jest darem, owocem Ducha  Świętego (por. np. Ga 5,22). Zostaliśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga (por. Rdz 1,26n). Chcemy naśladować Chrystusa. Mamy więc nie tylko prosić o pokój dla siebie i dla całego stworzenia. Zostaliśmy wezwania także do rozdzielania tego daru. Bardzo wymownie przypomina to np. liturgia Mszy św. Mamy tam choćby takie wezwania - prośby - zapewnienia: „Pokój Pański niech zawsze będzie z wami”, „(...) obdarz nas pokojem”, „Idźcie w pokoju Chrystusa!”

            Wróćmy do naszych pytań. Jak dzisiejsze czytania mszalne ukazują nam Boga? W jakiego Boga wierzymy? Do jakiego Boga modlimy się? Jakiego Boga głosimy? Wszechmocny Bóg chce obdarzać pokojem. Pragnie dla nas pokoju w doczesności. Pragnie pokoju wiecznego dla każdego człowieka. Takie pragnie nie jest oznaką słabości. Nie jest ono biernością, rezygnacją. Jest zbawieniem, miłością, życiem.

15-a Niedziela Zwykła, C:
chrześcijanin i miłość bliźniego

            Jak mam postępować wobec drugiego człowieka? Kto jest moim bliźnim? Komu mam dobrze czynić? Przypowieść o miłosiernym samarytaninie ostrzega przed obojętnym przechodzeniem obok potrzebującego pomocy. Cokolwiek uczyniliście drugiemu człowiekowi, uczyniliście to mnie samemu - mówi Chrystus (por. Mt 25,40.45).

            Warto podkreślić okoliczności, w jakich Pan Jezus opowiada przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Jest ona niezwykle istotnym fragmentem odpowiedzi na bardzo ważne pytanie: „... co mam robić, żeby osiągnąć życie wieczne” (Łk 10,25). Odpowiedź znajduje się w przykazaniu: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a bliźniego swego jak siebie samego” (Łk 10,27). Ciekawe, że następnie rozmowa toczy się właśnie wokół tematu miłości bliźniego. Rozmówca Chrystusa nie ma chyba wątpliwość, na czym miłość bliźniego powinna polegać. Z niezbyt wzniosłych powodów stawia za to pytanie: „kto jest moim bliźnim?” (Łk 10,29). Otrzymuje odpowiedź. Jest nim każdy, człowiek znany czy nie znany, może zupełnie przypadkowo spotkany, nawet taki, którego może już się go nigdy więcej nie spotka.

            „«Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» Ten odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie»” (Łk 10,36n). Czyli można nie być bliźnim dla drugiego człowieka. Można nie zdać egzaminu z przykazania miłości. A jest to egzamin bardzo ważny. Mówią o tym jednoznacznie słowa z dzisiejszej ewangelii: „... co mam robić, żeby osiągnąć życie wieczne” (Łk 10,25).

            „Daję wam nowe przykazanie, abyście się miłowali, jak Ja was umiłowałem” (J 13,34). Miarą miłości do bliźniego jest dla nas sam Zbawiciel, Jego życie, Jego przykład. I pod tym względem polecenie Chrystusa jest jednoznaczne. Mówi przecież o „przykazaniu”. Inaczej mówiąc wiara w Pana Jezusa musi objawiać się w życiu człowieka. Musi przynieść bardzo konkretne owoce postępowania. Chrześcijanin i pod tym względem ma się stosować do nauki swego Nauczyciela, Mistrza, Pana. Mamy się od Niego uczyć, mamy Go naśladować. Co więcej, Zbawiciel daje nam możność, by rzeczywiście tak się stało. Na swój sposób bardzo ciekawie oddaje tę prawdę dzisiejsze drugie czytanie.

            Każdy z nas chciałby w chwilach trudnych spotykać ludzi dobrych, spieszących z pomocą, miłosiernych. Czy jednak sami dla drugiego, potrzebującego człowieka, takimi jesteśmy? Czy rzeczywiście na co dzień wypełniamy Chrystusowe przykazanie: „Daję wam nowe przykazanie, abyście się miłowali, jak Ja was umiłowałem”? (J 13,34). Do każdego z nas odnoszą się słowa Chrystusa: „idź i czyń podobnie” (Łk 10,37).

16-a Niedziela Zwykła, C:
zaufanie Bogu

            W zeszłą niedzielę słyszeliśmy ewangelię o miłosiernym Samarytaninie. W ten sposób Chrystus przypomniał nam znaczenie miłości bliźniego. Znamy odpowiedź na pytanie, co trzeba robić by żyć wiecznie, by zostać zbawionym: „Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a bliźniego swego jak siebie samego” (Łk 10,27, por. wiersze 25-26). Dzisiejsza ewangelia też mówi o tym samym zagadnieniu. Wszyscy chyba doskonale pamiętamy słowa, które ją zamykają: „Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona” (Łk 10,42). Między ewangelią z poprzedniej niedzieli i dzisiejszą ewangelią nie ma żadnej sprzeczności. Uzupełniają się one doskonale. Tworzą jedno. Są jakby dwoma stronami tej samej monety.

            To, co Chrystus mówi o Marcie i o Marii jest interesującym także i pod innym względem. Marta jest zabiegana. Krząta się. Stara się zaradzić każdej potrzebie drogich sobie osób. Maria natomiast „siadła u nóg” Chrystusa i „przysłuchiwała się Jego mowie” (Łk 10,39). Czy to, co robi Marta, nie przypomina nam naszej codzienności? Tyle spraw do załatwienie. Zabieganie. Zapracowanie. Często po prostu gubimy się w gąszczu obowiązków, zadań, potrzeb, konieczności. Bardzo często nie udaje się nam wszystkiemu podołać. Brakuje nam sił, cierpliwości. Wypala się nadzieja. Przychodzi zmęczenie i zniechęcenie, nerwowość, wyczerpanie. To prawda, że życie nas nie rozpieszcza. Jest wiele potrzeb, którym zwyczajnie z konieczności trzeba zaradzić. Jak podołać? Czy dzisiejsza ewangelia nie podpowiada jakiejś odpowiedzi? Może warto przynajmniej chwilę się zatrzymać? usiąść u nóg Chrystusa? posłuchać, co On ma do powiedzenia? Może usłyszymy coś ciekawego? Może otrzymamy jakąś radę?  Przychodzą tu na myśl choćby następujące słowa Zbawiciela. „Starajcie się najpierw o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko [czego potrzeba do życia] będzie wam dane” (Mt 6,33). „Ojciec wasz wie, czego potrzebujecie” (Łk 12,30). „Nie lękaj się, niewielka trzódko, bo spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,32). Podobnych tekstów nie brakuje. Czy w naszym życiu nie potrzeba więcej zaufania Panu Bogu? To od Niego wszystko zależy. A On nas kocha. Mówimy przecież np. o Bożej Opatrzności. Bóg ma swoje plany. Dotyczą one dobra każdego z nas. I Bóg potrafi te swoje plany doprowadzić do szczęśliwego końca. Czy nie potrzeba, tak jak Maria, zatrzymać się przed Bogiem, zaufać mu, nabrać oddechu, uspokoić się Bożym pokojem?

Oby ta niedziela była dla każdego z nas „dniem Marii”, spotkania z Chrystusem, zaczerpnięcia od Niego pokoju, sił, radości, wiary, optymizmu, odwagi. Niech dzisiejsza niedziela będzie dniem zawierzenia Bożej Opatrzności.

17-a Niedziela Zwykła, C:
dar Ducha Świętego

Czytana dzisiaj ewangelia znowu bardzo mocno podkreśla związek między naszą miłością do Boga i miłością do bliźniego. Niezwykle wymownym pod tym względem jest choćby jej ostatnie zadanie: „Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ile bardziej Ojciec wasz z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11,13).

Duch Święty jest duchem zmartwychwstania. Tak było w wypadku Chrystusa (por. Rz 1,4). Tak jest i wypadku człowieka (np. Rz 8,11). Jeśli chodzi o ludzi, to w perspektywie wieczności należy w określeniu „zmartwychwstanie” widzieć podwójne odniesienie. Chodzi o powstanie z martwych na potępienie lub na życie wieczne. Określenie „zmartwychwstanie” może też odnosić się do przemiany życia doczesnego na lepsze, do nawrócenia. W tym znaczeniu można np. rozumieć słowa z dzisiejszego 1-go czytania: „Z Chrystusem jesteście pogrzebani w chrzcie, z Nim też razem zostaliście wskrzeszeni przez wiarę w moc Boga, który Go wskrzesił” (Kol 2,12). W tej też optyce nowego życia, nowego życia w wieczności i nowego, świętszego życia już w doczesności, trzeba widzieć i dar, jakim jest Duch Święty.

Duch Święty jest duchem miłości. Dzisiejsza ewangelia przypomina nam modlitwę „Ojcze nasz”. Jak pisze św. Paweł, możemy tak się modlić, wołać „Ojcze” razem z Chrystusem tylko dzięki Duchowi Świętemu (por. Rz 8,14n; Ga 4,6). A pełna czci, szacunku modlitwa jest przecież jednym z podstawowych oznak miłości człowieka do Boga. Jeśli chodzi o Ducha Świętego i miłość bliźniego, to posłuchajmy także choćby następujących słów św. Pawła z Listu do Galatów: „Owocem ... Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie” (Ga 5,22n). Jak widzimy, obecność i działanie Ducha Świętego w nas to nie jakiś mglisty mistycyzm, nie wiadomo jakie nadzwyczajności. Jest to konkretna postawa w każdej chwili życia. Jeśli drugiemu człowiekowi, nawet temu spotykanemu na każdym kroku np. w domu, w pracy, na ulicy, jest dobrze ze mną, to znaczy, że nie stawiam przeszkód Duchowi Świętemu, że pozwalam, by Duch święty mnie prowadził. Warto przypomnieć wypowiedziane prawie 1000 lat temu słowa św. Jana Chryzostoma: „Miłość ukazuje ci twego bliźniego jako drugiego ciebie; uczy cię ona  radowania się z jego dóbr, jakby to były twoje dobra, i dźwigania jego trosk, jakby to były twoje. Miłość gromadzi wielu w jednym ciele i przekształca ich dusze w mieszkanie Ducha Świętego. Ale Duch pokoju nie przebywa pośród podziałów, lecz w jedności serc (...) Miłość sprawia, że dobra każdego stają się wspólną własnością wszystkich” [1].

Duchu Święty Boże zmiłuj się nad nami! Pomóż nam kochać coraz bardziej Ojca i Syna i Ciebie samego oraz każdego człowieka. Daj, żeby każdemu człowiekowi było ze mną dobrze, żeby mój bliźni cieszył się ze spotkania ze mną.

18-a Niedziela Zwykła, C:
Chrystus nauczyciel mówi o bogactwie

            „Nauczycielu, powiedz ...” (Łk 12,13). Takie właśnie słowa słyszymy na początku dzisiejszej ewangelii. Wszyscy jesteśmy w szkole Chrystusa. Od Niego mamy się uczyć. To Jego nauki trzeba się stosować. Chrystusową naukę trzeba znać coraz lepiej i coraz pełniej wprowadzać ją w życie.

Chrystus nauczyciel mówi nam dzisiaj o potrzebie bycia bogatym przed Bogiem (por. Łk 12,31). Na czym to polega? W drugim czytaniu słyszymy, że powstaliśmy z martwych z Chrystusem (Kol 3,1). Mamy szukać tego, co w górze (Kol 3,1). Mamy dążyć do tego, co w górze (Kol 3,2). Perspektywą, celem jest tu bogactwo chwały zbawienia, życia wiecznego a właściwie to sam Bóg (por. Kol 3,4).

Chrystus nauczyciel jasno formułuje swoje wymagania. „Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości” (Łk 12,15). „Zadajcie więc śmierć temu, co przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem” (Kol 3,5). Oto właśnie na czym przykładowo polega życie ucznia Chrystusa. Chrystus nauczyciel kreśli przed nami program naszego ludzkiego rozwoju, wzrastania, dojrzewania, dochodzenia do pełni człowieczeństwa. Mamy coraz bardziej być „według obrazu Tego, który nas stworzył” (Kol 3,10). Warto tu zacytować słowa św. Grzegorza z Nyssy: „Nigdy nie zabraknie przestrzeni temu, kto biegnie ku Panu. Ten, kto wspina się w wzwyż, nie zatrzymuje się nigdy, idąc od jednego początku do drugiego poprzez początki, które nigdy nie mają końca” [2]. W doczesności nigdy nie braknie nam możliwości by coraz bardziej wprowadzać w życie naukę Chrystusa, by coraz pełniej być Jego uczniem. To powinno cieszyć, napawać optymizmem, dumą z Bożych darów i Bożego zaufania.

            Chrystus jest nauczycielem. I jest to nauczyciel z prawdziwego zdarzenia. To mistrz, wychowawca. Nie tylko przekazuje wskazania, wymagania. Sam pokazał jak je wypełniać. Jeszcze więcej. Chrystus towarzyszy swoim uczniom. Pomaga im. Jest dla nich źródłem nie tylko np. teoretycznej wiedzy. On jest dla nas źródłem wszystkiego, co konieczne do wypełnienia z miłości Bożych wymagań.

            „Nauczycielu, powiedz ...” (Łk 12,13). Co mój Mistrz i nauczyciel mi powie dzisiaj o moim życiu, postępowaniu, o mnie samym? Co mi radzi? Co mi nakazuje? Prośmy na przykład, by nam pomógł znaleźć odpowiedź na pytanie: jak mogę być bogatym przed Bogiem?

19-a Niedziela Zwykła, C:
o zaufaniu Opatrzności

            „Nie bój się, mała trzódko, bo spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,32). Dzisiejsze czytania mszalne podkreślają między innymi temat Bożej Opatrzności. Bogu nie tylko na nas zależy, Bóg nie tylko się o nami opiekuje, ale chce naszej odpowiedzi, naszej współpracy. Bardzo wymownie mówi o tym Chrystus w czytanej dzisiaj ewangelii. Przepięknie, choć na swój sposób, to samo powie i drugie czytanie.

            Wszyscy chyba pamiętamy, kim był Abraham. List do Hebrajczyków przypomina o jego wierze, o zaufaniu względem Boga i Bożych zamierzeń. Abraham zajmuje szczególne miejsce w wypełnieniu Bożych planów. A przecież jego życie jest tak bardzo podobnym do życia przeciętnego człowieka. Abraham musi opuścić swoją ojczyznę. Prawdopodobnie wcale tego nie planował. Emigruje z ojczyzny bogatej prastarą i wielką cywilizacją w stepy i tym podobne regiony. Przybywa jako obcy. Żyje w nowym kraju jako obcy i musi się z tym faktem liczyć. Jego życie osobiste nie jest sielanką. Pamiętamy np. jak długo nie miał potomstwa. W takim kontekście trzeba widzieć jego wiarę, jego zaufanie względem Boga. Wiara jest spotkaniem z Bogiem. Wiara jest opowiedzą dawaną Bogu. Wiara nie jest postawą niewolnika ale człowieka wolnego i kochającego. Wiara nie gwarantuje, że natychmiast wszystko zrozumiemy. Wiara nie oznacza, że wszystko pójdzie nam jak z płatka, że nie doznamy żadnych trudności, niepowodzeń, upokorzeń. Posłuchajmy jeszcze słów Listu do Hebrajczyków: „Przez wiarę Abraham, wystawiony na próbę, ofiarował Izaaka, i to jedynego syna składał na ofiarę, on, który otrzymał obietnicę (...): «Z Izaaka będzie dla ciebie potomstwo». Pomyślał bowiem, iż Bóg ma moc wskrzesić także umarłych, i dlatego odzyskał go jako podobieństwo [śmierci i zmartwychwstania Chrystusa]” (Hbr 11,17-20). Są w życiu bardzo trudne chwile, sytuacje zdawałoby się bez wyjścia (przynajmniej po ludzku rzecz biorąc). Abraham otrzymał obietnicę, że będzie miał syna. Po ludzku oceniając bardzo długo czekał na jej wypełnienie. Otrzymał polecenie złożenia syna w ofierze. Była to także próba dla jego wiary. Także w następujący sposób: jak Bóg dochowa obietnic, skoro wydaje polecenia, które po ludzku rozumując przekreślają dane przez Boga słowo. Czy w podobnej sytuacji próby, rozterek załamania się wszystkich planów i nadziei nie znalazł każdy z nas?

            Podziwiamy wiarę Abrahama. Chylimy głowę przed Opatrznością, która w jego życiu przeprowadziła swoje plany. A ich realizacja zapewniła Abrahamowi zarówno szczęście wieczne jak i satysfakcję z całego życia doczesnego. Abraham „zmarł w późnej lecz szczęśliwej starości, syty życia” (Rdz 25,8). Tak się ma sprawa z Abrahamem. A jak jest z nami, z naszą wiarą, z naszym zaufaniem do Boga? Posłuchajmy jeszcze raz Chrystusa: „nie bój się, mała trzódko, bo spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,32).

20-a Niedziela Zwykła, C:
czy pozwalam, by Jezus mi przewodził?

            „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby zapłonął” (Łk 12,49). Słowa te można rozumieć na wieloraki sposób.

Ogień w Piśmie św. jest często znakiem obecności Boga, Jego bliskości niosącej zbawienie dobrym i zgubę złym. Ogień bardzo często oznacza obecność i działanie Ducha Świętego. Wystarczy przypomnieć opis zesłania Ducha Świętego z Dziejów Apostolskich (2,1nn). To Chrystus zmartwychwstały daje Ducha Świętego (por. np. Dz 2,33). Ogień może oznaczać miłość. Jest ona czysta, gorąca. Miłość przemienia. Kosztuje. Rozpala. Jest jednoznaczna. Ogień może oznaczać oczyszczenie. Żeby zbliżyć się do Boga, potrzeba być świętym, czystym według wymagań Bożych (por. np. Iz 6,1n). Ogień może oznaczać próbę, podczas której wszystko się sprawdza (np. 1 Kor 3,12n). To tylko niektóre przykłady bogactwa nauki zawartej w słowach „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby zapłonął” (Łk 12,49).

Teraz przypatrzmy się obrazowi naszego doczesnego życia, obrazowi jaki znajdujemy w dzisiejszym drugim czytaniu. To życie jest próbą, zmaganiem się. Mamy tam nawet takie określenie: „winniśmy wytrwale biec w wyznaczonych nam zawodach” (Hbr 12,1). W tym kontekście autor Listu do Hebrajczyków przypomina nam coś bardzo ważnego. Nie jesteśmy sami. Nie zostaliśmy pozostawieni sami sobie. Nie zostaliśmy zdani jedynie na własne siły. Mamy dookoła siebie „mnóstwo świadków” (Hbr 12,1). Kim są ci świadkowie? Można tu myśleć o np. Apostołach, o męczennikach, o pierwszych uczniach Chrystusa, o wielkich świętych z całych dziejów chrześcijaństwa. Ci świadkowie to zbawieni w niebie. Ale powinniśmy tu widzieć i innych ludzi. Tych, którzy żyją wokół nas teraz, którzy słowem i czynem, bez rozgłosu, bez szukania ludzkiego poklasku świadczą o swojej wierze w Chrystusa. A takich ludzi wokół nas nie brakuje. Co więcej, każdy z nas powinien się do nich zaliczać. Nie jesteśmy sami. Autor Listu do Hebrajczyków mówi jeszcze więcej na ten temat. „Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi” (Hbr 12,2). Jezus Chrystus jest z nami. W jaki sposób towarzyszy On w doczesności swoim uczniom, tłumaczy właśnie określenie: Jezus nam przewodzi. Nie ma chyba potrzeby roztrząsania tych słów. Trzeba raczej wziąć je sobie do serca. Każdy z nas w miarę łatwo odpowie sobie na pytanie: czy pozwalam, by Jezus mi przewodził?

Jeśli tak się stanie, jeśli Pan Jezus będzie nam przewodził, to i w naszym życiu będzie coraz doskonalej spełniało się życzenie Chrystusa: „Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby zapłonął” (Łk 12,49).

21-a Niedziela Zwykła, C:
Ojciec i wychowawca

            Pewnego razu jakiś człowiek zapytał Chrystusa: „czy tylko nieliczni będą zbawieni?” (Łk 13,23). Pan Jezus odpowiedział: „Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi. Bo wieli (...) będzie chciało wejść, a nie będą mogli. (...) Odstąpcie ode mnie wszyscy dopuszczający się niesprawiedliwości. Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych” (Łk 13,24.27-28). Co to znaczy wejść przez ciasne drzwi? Odpowiedź na to pytanie jest bardzo ważna. Chodzi przecież o zbawienie wieczne.

            Oto co na ten temat mówi dzisiejsze drugie czytanie. „... nie lekceważ karania Pana, nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza. Bo tego Pan miłuje, kogo karze, chłoszcze każdego, kogo za syna przyjmuje” (Hbr 12,5-6). Bóg nas przygotowuje, byśmy mogli wejść przez wąską bramę do zbawienia wiecznego. Wsłuchajmy się jeszcze w słowa z rozważanego dzisiaj fragmentu Listu do Hebrajczyków: „Wszelkie karcenie na razie nie wydaje się radosne, ale smutne. Potem jednak przynosi tym, którzy go doświadczyli, błogi plon sprawiedliwości” (Hbr 12,11). Oto jeden z kluczy do prawidłowego, chrześcijańskiego odczytywania naszego życia doczesnego. Bóg ma wobec nas swoje plany. Pragnie On naszego dobra, naszego zbawienia. I temu właśnie celowi wszystko jest podporządkowane. Stąd zaufanie, wiara, zawierzenie Bożej Opatrzności są bardzo konkretną postawą. W drugim czytaniu słyszymy dziś choćby takie słowa: „trwajcie w karności!” (Hbr 13,7). Jeden z największych teologów chrześcijańskiego wschodu, św. Symeon Nowy Teolog, wręcz stwierdza : „Czy to będzie przed otrzymaniem łaski Ducha Świętego, czy po jej otrzymaniu, zawsze jedynie za cenę pracy i trudu, w pocie czoła i zmaganiu, wśród wyrzeczeń i ucisku (Rz 8,35) możemy przezwyciężyć ciemność duszy i kontemplować światło Najświętszego Ducha. (...) ponieważ bez uczynków, bez potu i trudu, których wymaga cnota, nikt nie otrzyma tej nagrody” [3].

            Na zakończenie czytanego dzisiaj fragmentu Listu do Hebrajczyków usłyszymy następujące słowa: „Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i osłabłe kolana. Czyńcie proste ślady nogami waszymi, aby kto chromy nie zbłądził, ale raczej został uzdrowiony” (Hbr 12,12-13). Na pewno i w tym tygodniu nie zabraknie nikomu okazji, by ćwiczyć się w karności, w zaufaniu Bogu. Na pewno w wielu sytuacjach Bóg będzie nas wychowywał, kształtował tak, byśmy nawet przez wąską bramę mogli wejść do zbawienia wiecznego. Czy będziemy umieli przyjąć Bożą pomoc, Boże dary?

22-a Niedziela Zwykła, C:
jaką przypowieść opowiedziałby Pan Jezus obserwując nas i nasze życie?

            Dzisiejsza ewangelia przypomina nam dwie bardzo ciekawe, praktyczne rady: jak się zachować wśród grupy zaproszonych oraz jak postępować by samemu być szczęśliwym. Można tutaj widzieć wyraz doświadczenia życiowego, pouczenie o charakterze praktycznym itp. Jako uczniowie Chrystusa zwróćmy jednak uwagę na ostanie zdanie dzisiejszej ewangelii: „bo odpłatę otrzymasz przy zmartwychwstaniu umarłych” (Łk 14,14). Właśnie w świetle tego zdania spróbujmy zastanowić się nad dzisiejszą ewangelią.

            Ewangelia to dobra nowina. Stanowi ona przesłanie, pouczenie zawierające między innymi wskazówki jak żyć. Mamy więc szczęście, nie musimy się błąkać po manowcach. Wiemy dokąd iść, co jest naszym cele, jak mamy postępować, żyć. Chodzi oczywiście o takie życie, które będzie podobać się Bogu. To właśnie dlatego postępowanie według ewangelii przynosi szczęści, zadowolenie, pokój serca. Bo człowiek dobrze czyniąc, uczciwie postępując spotyka Boga i w ten właśnie sposób urzeczywistnia samego siebie.

W tym kontekście trzeba odczytywać również bardzo ciekawe wskazania dotyczące praktycznego postępowania, postępowania na co dzień, jakie spotykamy w Ewangelii. Trzeba jednak pamiętać, że w centrum uwagi znajduje się cały czas tylko i jedynie Bóg. W ten sposób nasze życie doczesne jawi się jako droga. Jest to droga spotkania z Bogiem w doczesności. Co więcej jest to droga, którą właściwie trzeba przebyć, by być z Bogiem w wieczności, tzn. żeby zostać zbawionym. Stąd wynika ogromne znaczenie, nieoszacowana wartość naszego życia doczesnego, każdej jego chwili. Jak bardzo codzienną jest dla przykładu sytuacja opisana słowami: „gdy wydajesz obiad albo kolację ...” (Łk 14,12). A przecież właśnie i do tak zwykłej, codziennej sytuacji nie kto inny jak sam Chrystus odniósł słowa o nagrodzie wiecznej (Łk 14,14). Jak więc widać, nikomu z nas nie zabraknie okazji do czynienia dobra, do współdziałania z łaską Bożą by otrzymać zbawienie wieczne. Chrystus to dobry nauczyciel. Nie tylko mówi, ale i daje sposobność do zastosowania w praktyce swojej nauki. „Weźcie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie” (Mt 11,29a). Słowa te słyszymy dzisiaj przed ewangelią. Warto je zapamiętać i wziąć je sobie do serca, żyć nimi na co dzień. To w ten sposób znajdziemy pokój i szczęści i na wieczność i w doczesności (por. Mt 11,29b).

            Rozważaną dzisiaj przypowieść Chrystus opowiedział po prostu obserwując codzienne zachowanie się ludzi. Tak jest i wypadku wielu innych przypowieści zapisanych w ewangeliach (np. o miłosiernym Samarytaninie, o ojcu marnotrawnego syna). Jaką przypowieść opowiedziałby Pan Jezus obserwując nas i nasze życie? Na co zwróciłby uwagę np. w dzisiejszą niedzielę?

23-a Niedziela Zwykła, C:
uczyć się od Chrystusa

            „... nikt z was, kto nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem” (Łk 14,33). W ten sposób kończy się dzisiejsza ewangelia. Wcześniej, w dwóch krótkich przypowieściach Chrystus wzywa do zastanowienia. Radzi pomyśleć, rozważyć, zastanowić się nad skutkami naszego postępowania, nad naszymi możliwościami. Chrześcijaństwo nie jest jakąś radosną improwizacją. Nie polega ono na kuszeniu Boga poprzez nierozwagę.

„Mozolnie odkrywamy rzeczy tej ziemi, z trudem znajdujemy, co mamy pod ręką, a kto wyśledzi to, co jest na niebie? (Mdr 9,16). Takie słowa słyszymy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. Posłuchajmy ich dalszego ciągu: „Kto poznał Twój zamysł, gdybyś nie dał Mądrości, nie zesłał z wysoka Świętego Ducha swego? I tak ścieżki mieszkańców ziemi stały się proste, a ludzie poznali, co Tobie przyjemne, a wybawiła ich Mądrość” (Mdr 9,17-18b).

Innymi słowy zbawienie pochodzi od Boga. To On daje poznać człowiekowi to, co dobre. To On współdziała z człowiekiem pomagając mu wybierać dobro i je wypełniać. Bóg Ojciec czyni to posyłając Syna (por. np. Ga 4,4n). W tradycji Syn bywa nazywany Mądrością. To Syn - Mądrość nas wybawia. By wypełnić plan zbawienia Bóg Ojciec posłał do naszych serc także Ducha Świętego (por. np. Ga 4,6). Duch Świętu jest Duchem naszego przybrania z dzieci przez Ojca (por. np. Rz 8,15n). Czyli jest nam pomocny również w poznawaniu i wypełnianiu woli Ojca.

Być chrześcijaninem to iść coraz wierniej za Jezusem, postawić Boga na właściwym to znaczy na pierwszym miejscu. Trzeba tu rzeczywiście mądrości, rozeznania, wytrwałości by wypełnić przykazanie miłości Boga i przykazanie miłości bliźniego. Jak to zrobić? Czy jest to możliwe bez pomocy Boga? Na pewno nie. Dlatego właśnie Bóg wkracza w nasze życie. Dlatego Bóg Ojciec dał nam swojego Syna. W tym też celu udzielił nam Ducha Świętego. Inaczej czy zdołalibyśmy iść za Jezusem, kroczyć Jego śladami, naśladować Go? A przecież właśnie na tym polega chrześcijaństwo. Naszym mistrzem, nauczycielem, wzorem do naśladowania, naszą siłą i zbawieniem jest Chrystus. Być uczniem Jezusa to również otworzyć się i skorzystać z ofiarowanej nam w Chrystusie Bożej pomocy. Że tak jest, wystarczy przypomnieć sobie, jak Zbawiciel traktował, formował swoich pierwszych uczniów. Było to naprawdę dawanie życia.

Zrobić bilans, rozliczyć się samemu z sobą. Coraz bardziej stawiać Boga na właściwym miejscu. Uczyć się od Pana Jezusa. Być Jego uczniem, to znaczy przyjąć nie tyko Jego naukę, ale i ofiarowaną przez niego pomoc. Tak chyba można streścić dzisiejszą ewangelię.

24-a Niedziela Zwykła, C:
chrześcijanin i przeszłość

            W dzisiejszej ewangelii znajdujemy przypowieści obrazujące wagę przemiany  człowieka na lepsze. Gdy grzesznik się nawraca, bo o taką przemianę tutaj chodzi, radują się nawet aniołowie (Łk 15,10). Żeby odnaleźć zgubioną owcę trzeba najpierw zdać sobie sprawę, że jej nie ma, że się zabłąkała. Żeby znaleźć zgubioną drachmę to też najpierw trzeba zdać sobie sprawę, że jej brak. Coś podobnego ma miejsce z radością z przemiany życia na lepsze, z nawrócenia. Bardzo dobrze mówi nam o tym św. Paweł w drugim czytaniu dzisiejszej liturgii słowa (1 Tm 1,12-17). Apostoł tak mówi o sobie samym: „kiedyś bluźniercę, prześladowcę, oszczercę” (1 Tm 1,13). Szaweł mógł zmienić swoje postępowanie, stać się św. Pawłem dopiero wtedy, gdy uświadomił sobie swoje dotychczasowe postępowanie. Co więcej grzesząc był on pewnym, że postępuje właściwie. Może się tak zdarzyć każdemu. Ale nawet wtedy nie zabraknie Bożej pomocy, Bożego światła żeby przejrzeć. Bóg w każdej chwili ma moc by w Chrystusie przyoblec nas mocą dla nawrócenia, dla zbawienia (por. 1 Tm 1,12). Każdy z nas może dostąpić Bożego miłosierdzia (por. 1 Tm 1,13). W każdym z nas „nad miarę obfitą” może się okazać łaska Zbawiciela (por. 1 Tm 1,14). Cały czas ważnym pozostaje ten pierwszy warunek: najpierw trzeba zdać sobie sprawę z własnej sytuacji, z własnej grzeszności. Stanowi to ogromny dar Boży. Jest to punkt wyjścia. „Nauka ta zasługuje na wiarę i godna jest całkowitego uznania: Chrystus Jezus przyszedł na świat zbawić grzeszników” (por. 1 Tm 1,15). Następnie Apostoł dodaje również bardzo ważne słowa: „spośród których ja jestem pierwszy” (1 Tm 1,15). Uświadomić sobie własną grzeszność to wyciągnąć rękę do Boga. Właśnie to robimy np. na początku każdej Mszy św. W tym celu wiele osób wieczorem włącza do swoich modlitw rachunek sumienia. Nie chodzi tu o jakieś „grzebanie” w przeszłości. Człowiek, który uznaje swoją grzeszność, który podejmuje radosny trud nawrócenia, wybiega ku przyszłości zbawienia wiecznego. Jeśli przypomina sobie swoją przeszłość to by powtórzyć za św. Pawłem: „Królowi wieków, nieśmiertelnemu, niewidzialnemu, Bogu samemu cześć i chwała na wieki wieków” (1 Tm 1,17). Oto przeszłość staje się powodem do dziękczynienia, do radości, do dalszego postępowania drogą miłą Bogu. Chrześcijanin nie jest więźniem przeszłości - nawet gdyby była ona najgorszą. Przypomina to choćby nauka Kościoła katolickiego na temat sakramentów chrztu i spowiedzi.

            „W Chrystusie Bóg pojednał świat ze sobą, nam zaś przekazał słowo pojednania” (2 Kor 5,19). Wato zapamiętać te słowa Pisma św. Odnoszą się one do każdego z nas. Mówią one o darze, jaki Bóg ofiarowuje każdemu człowiekowi. Z Bożą pomocą każdy z nas może zmieniać na lepsze swoje życie.

25-a Niedziela Zwykła, C:
wierność w rzeczach małych, od których tak dużo zależy

            Zdarza się, że człowiek szuka wskazówek, jak żyć. Z różnych powodów można nie zauważyć, że mamy je w zasięgu ręki. Człowiek może nawet nie zdawać sobie sprawy, że właściwie to wiemy bardzo dużo, jak postępować, jak żyć. Na przykład tyle już razy słyszeliśmy czytany dzisiaj fragment Ewangelii. Znamy go prawie na pamięć. Czasem pamiętamy go do tego stopnia, że dalej już nie słuchamy, że więcej już nie zastanawiamy się nad znaczeniem słów. Czy udało się nam przynajmniej trochę skorzystać ze skarbca, z mądrości tam  zawartej?

            Na przykład wierność w małych rzeczach, codziennych, może powiedzielibyśmy: banalnych. Nie potrzeba marzyć o nadzwyczajnych sytuacjach. Czy najpierw nie trzeba czuwać nad sobą w każdej chwili? Na przykład czy Bóg powierzy mi modlitwę? Modlitwa to spotkanie z Bogiem. czy Bóg powierzy mi skarb spotkania z sobą samym, jeśli dla przykładu w domu czy w pracy nikt nie mógłby ze mną wytrzymać? Jak to przypomina dzisiejsza ewangelia, trzeba najpierw być wiernym w tym co codzienne, zwykłe. Co więcej, każda sytuacja dostarcza nam okazji nie tylko do sprawdzenia siebie samego. Może przede wszystkim jest ona darem, okazją do rozwoju, do wzrostu. Co się stanie, jeśli na przykład nasze codzienne spotkania z ludźmi, dla przykładu z domownikami, ze znanymi czy nieznanymi osobami w pracy, w szkole, w autobusie, na ulicy ... będą rzeczywiście dobrze wykorzystaną okazją do wzrastania duchowego, do stawania się lepszym, do bycia dobrym dla każdego? Otóż znajdzie to jak najbardziej pozytywne odbicie także jeśli chodzi naszą modlitwę i w całe tak zwane życie wewnętrzne, jeśli chodzi o nasze spotkanie z Ojcem i Synem i Duchem Świętym.

            Dzisiejsza ewangelia przypomina, że w naszym życiu pierwsze miejsce należy się Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu. Wszystko, co składa się na nasze życie, ma być podporządkowane właśnie naszemu z Nimi spotkaniu. To Bóg stanowi nasze bogactwo, nasz skarb. A droga do posiadania go prowadzi nie inaczej jak przez codzienność życia, przez wierność nawet w małych rzeczach. Jakim będzie pod tym względem rozpoczynający się tydzień czy choćby dzisiejsza niedziela? Czy udam się nam dochować wierności w różnych małych rzeczach, od których przecież tak dużo zależy? Chrystus mówi tu nawet o zbawieniu wiecznym. W czym mamy być wierni? W uprzejmości względem każdego? W przebaczeniu? W czym jeszcze?

26-a Niedziela Zwykła, C:
Bóg objawia swoją wolę i pomaga ją wypełnić

            Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą” (Łk 16,31).  Określenie „Mojżesz i prorocy” odsyłają do tego wszystkiego, co Bóg objawił o sobie i o człowieku, o życiu człowieka, o tym co dobre i złe, o karze i o nagrodzie, o doczesności i o wieczności W doczesności uczestniczymy w ustawicznym dialogu miedzy Bogiem i nami ludźmi. Bóg nie robi tajemnicy z tego, jak człowiek ma żyć by osiągnąć zbawienie wieczne. Choćby cale Pismo św. jest jednym wielkim świadectwem dotyczącym tej troski o dobro człowieka, tego wychowywania człowieka do prawdziwej dorosłości, do prawdziwej wolności. Bóg nie ogranicza się tutaj jedynie do podania reguł. Choćby samo Pismo św., które zawiera np. przykazania, wskazania, rady, nie spadło nam z nieba jako coś od razu gotowego. Bóg objawiał się bezpośrednio samemu, gdy uważał to za stosowne. Sięgał po pomoc ludzi, którzy mówili w Jego imieniu. Mamy ty choćby Mojżesza i proroków. Dawali oni przykład wierności Bogu, nawrócenia, coraz lepszego wprowadzania w czyn we własnym życiu praw danych przez Boga. Mówimy, że Bóg takich ludzi posyłał. W najdogodniejszym do tego momencie Druga Osoba Trójcy św. staje się człowiekiem i samemu w ludzkiej postaci głosi wolę Boga, uczy ludzi, pomaga im w ich drodze ku zbawieniu wiecznemu. W Jezusie Chrystusie otrzymaliśmy pełnię objawienia oraz łaski. Czyli to On daje nam możliwość właściwego, wystarczającego poznania stawianych przez Boga warunków oraz wzorowego sprostania im.

            Jaka odpowiedz daje człowiek? Przede wszystkim Bóg pozostawia nam wolność w daniu odpowiedzi. Otrzymaliśmy od Niego znajomość stawianych przez Niego wymagań oraz możliwość coraz pełniejszego ich wypełnienia. Teraz kolej na człowieka. Czy dzisiejsza ewangelia nie odnosi się do nas samych? Może i nam przydarza się interpretować według własnego widzimisię Boże wymagania? Może niekiedy szukamy pretekstu by je uchylić? Dar wolności, jaki otrzymaliśmy, jest wielkim darem. Obyśmy naprawdę umieli z niego skorzystać. Możemy liczyć na Boża pomoc. Bóg objawił nam swoja wolę. Co więcej, nie ograniczając w niczym naszej wolności, gotów jest nam pomoc w naszych decyzjach i w ich urzeczywistnieniu. Przepięknie przypomina o tym modlitwa, którą usłyszymy na samym początku dzisiejszej Mszy św.

27-a Niedziela Zwykła, C:
Panie, przemnóż i nam wiary!

            „Przymnóż nam wiary!” (Łk 17,5). Tak proszą Chrystusa Apostołowie. Odpowiadając Pan Jezus mówi o potędze wiary. Może ona przenosić nawet góry. Ale czy prośba Apostołów została wysłuchana? Dzisiejszą ewangelię zamykają następujące słowa Chrystusa: „Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać” (Łk 17,10). Wiara jest postawa wobec Boga. Wiara jest znakiem miłości, dobrej woli, zaufania. Stad wiara chrześcijanina jest zawsze w służbie dzieła zbawienia. Chrystus wypełnił prośbę Apostołów Przymnożył im wiary. Odpowiedział darem na miarę swoje boskiej hojności i wszechmocy. Na fundamencie pomnożonej wiary apostola Piotra do dzisiaj żyje i wzrasta Kościół czyli i każdy z nas. Z pomnożonej wiary apostołów narodziły się misje, dzielenie się Ewangelią zbawienia, trwające do dzisiaj użyczanie innym pomocy by być zbawionym. Wiara, w której mamy udział, wiara pomnożona przez Chrystusa to nieskończenie więcej niż przysłowiowe przenoszenie gór. W ostatecznym rozrachunku ta wiara to przenoszenie ludzi do zbawienia wiecznego, to przenoszenie człowieka do samego Boga. Czy grzechy nie przerastaj swoim ciężarem nawet gór? Nie przytłaczają człowieka? Czy nie spychają go do najgłębszej z otchłani? Czy go nie zniewalają czyniąc niemożliwym jakikolwiek ruch? A jednak wiara zjednoczona z miłością pokonuje i taką zdawałoby się niepokonalną przeszkodę.

            Chrystus przemnożył wiary apostołom Od nas samych domaga się On wiary. Gotów również jest przymnożyć nam wiary. Jeśli prosimy „przymnóż nam wiary!”, to w jakim celu to robimy? Do czego potrzeba nam wiary? Jak ja rozumiemy, czym dla nas jest wiara? Nowy Testament jednoznacznie łączy wiarę np. z uzdrowieniami, ze zbawieniem. Jest ona czymś koniecznym. Wiara stanowi jakby otwarcie się na Boga, na Jego dobroć i wszechmoc. Jest niejako zaczerpnięciem Bożego tchnienia, przyjęciem Ducha Świętego Stanowi przyjęcie uzdrowienia, zbawienia, życia do Tego, który jest zmartwychwstaniem i życiem, od Chrystusa. Taka wiara nie może pozostać obojętną dla człowieka. Nie myli się ten, kto prosi o wiarę, kto w wypełnieniu takiej prośby widzi ratunek. Panie, przemnóż i nam wiary!

28-a Niedziela Zwykła, C:
przykład obcego

            Podobnie jak w zeszłą niedziele jednym z ważniejszych tematów dzisiejszej ewangelii jest wiara. „... Idź! Twoja wiara cię uratowała!” (Łk 17,19). Samarytanin został uzdrowiony - podobnie jak inni. Ale tylko on wrócił podziękować. Ewangelia jednoznacznie łączy wdzięczność za uzdrowienie z dziękczynieniem złożonym Bogu. Chrystus podkreśla jeszcze cos innego. Wdzięczności i dziękczynienia, po ludzku rzecz biorąc, należało się spodziewać od innych. Zdobył się na to obcy, Samarytanin. Jego wiara wiąże się nie tylko z uzdrowieniem fizycznym. Jego wiara podnosi go w jego dziękczynieniu przed samego Boga. A trwać wiecznie w dziękczynieniu przed Bogiem to tyle co być zbawionym na wieczność.

            Dzisiejsza ewangelia stawia za wzór wiarę obcego, wiarę Samarytanina. Kiedy indzie Chrystus opowiada przypowieść o człowieku miłosiernym, po prostu o człowieku umiejącym się zachować po ludzku. I w tym wypadku Ewangelia powie, ze był to Samarytanin. Może warto się nad tym zastanowić? Samarytanin to obcy, człowiek na marginesie. Trzeba chyba powiedzieć mocniej: poza marginesem. Nie modli się tam, gdzie powinno się modlić. Ktoś może nawet powie, że jego modlitw obraża Boga. Samarytanin nie przestrzega, tak jak się powinno, wszystkich przykazań. Jest niepewnego pochodzenia. Zdecydował się na chodzenie własnymi ścieżkami. Według dzisiejszej ewangelii Chrystus przyszedł zbawić i takiego człowieka. Co więcej, to właśnie on z całej grupy okazał się najbardziej otwartym na Boga i Jego łaskę. Może trzeba by tu sięgnąć po ewangeliczne stwierdzenie: wydal plon stokrotny. Na dodatek plon ten po ludzku jest zupełnie niespodziany. Może słowo Boże chce nam przypomnieć na przykład, ze wokół nas jest wiele dobra, ze dobro zostało rozlane przez Ducha Świętego nie tylko w nas, którzy uważamy się za wybranych przez Boga. Idźmy jeszcze trochę dalej. Czy dziewięciu uzdrowionych nie mogłoby pójść śladem Samarytanina, skorzystać z przykładu? Czy tak samo i my nie powinniśmy jeszcze bardziej czerpać z tego wszystkiego co wokół nas dobre? „... Idź! Twoja wiara cię zbawiła!” (Łk 17,19). Czy nasza wiara, podobnie jak wiara Samarytanina, będzie nam i innym wskazywała drogę zbawienia?

29-a Niedziela Zwykła, C:
Boże warunki co do modlitwy

            Dzisiaj ewangelia podejmuje dwa tak bardzo ważne  tematy jak modlitwa i wiara. Pierwsze zdanie czytanego dzisiaj fragmentu Ewangelii wedługg św. Łukasza wręcz zawiera stwierdzenie: w tym czasie Jezus opowiedział swoim uczniom przypowieść o tym, że stale się trzeba modlić, że nie wolno ustawać w modlitwie (Łk 18,1). Można powiedzieć, ze wiara jest jakimś sposobem spotkania się z Bogiem. Czym jest modlitwa? Też jest spotkaniem z Bogiem. Na modlitwie Bóg pozwala nam, jeśli tylko tego chcemy, spotkać się z Nim samym. To On, a nie człowiek, ustala też zasadnicze warunki tego spotkania, jakim jest modlitwa. To od uczciwego, jak najlepszego na miarę swych sił wypełnienia tych warunków zależy czy modlitwa będzie udana, wysłuchana I tak np. pierwsze czytanie przypomina, że Bóg może ustanowić pośredników miedzy sobą i człowiekiem. Tak było np. z Mojżeszem. Mojżesz modli się za Izraelitami i wtedy są oni górą. Kiedy Mojżesz przestaje się za nich modlić, Izraelici przegrywają. Wstawiennictwo Mojżesza jest jakby „narzędziem”, przez które Bóg udzielił laski i mocy w chwili próby. Oto przykład, jak modlitwa wypełniana zgodnie z warunkami postawionymi przez Boga staje się spotkaniem z Nim samym i przyjęciem potrzebnego daru. W Nowym Przymierzu Pośrednikiem naszej modlitwy jest sam Jezus Chrystus (por. np. 1 Tm 2,5). Liturgia często przypomina inny Boży warunek odnośnie do modlitwy. Człowieka, który się modli musi cechować wierność, lojalność wobec Boga: Jego modlitwa ma płynąc z czystego ducha, z czystego serca. Czy modlitwa nie będzie dokładnym odbiciem życia danej osoby. Na modlitwie trzeba zdać sobie sprawę do kogo się zwracamy. Modlitwa musi mięć swojego adresata. Chrześcijanin nie modli się, żeby się modlić, ale modli się do Boga, wzywa wstawiennictwa świętych i aniołów. Modlitwa nie jest celem sama w sobie. Jej celem jest oddanie czci Bogu, dziękczynienie, otrzymanie potrzebnych łask ... Modlitwa nie jest też jakimś rozkazywaniem Bogu. My prosimy, błagamy ... Modlitwa tak jak wiara ma nieustannie towarzyszyć człowiekowi. Tak jak wiara i miłość również modlitwa ma bardzo dużo wspólnego z wytrwałością, z ufnością. Na modlitwie nie można ustawać. Można byłoby jeszcze dużo powiedzieć o modlitwie.

            Czy na miejscu Boga bylibyśmy zadowoleni z naszej modlitwy? Może warto włączyć do naszej modlitw porannej i wieczornej prośbę: Panie, naucz mnie modlić się!

30-a Niedziela Zwykła, C:
Modlić się to traktować Boga jak Boga

            W poprzednią niedzielę słyszeliśmy przypowieść o modlitwie. Podobnie jest i dzisiaj. Nie zawsze łatwo jest się modlić. Niekiedy niełatwo jest nam ocenić własną modlitwę. Bardzo trudno jest ocenić modlitwę drugiego człowieka. Często modlitwa nie przynosi zadowolenia, satysfakcji, pokoju wewnętrznego. Dzisiaj Chrystus przypomina nam bardzo ważną prawdę dotycząca modlitwy. Z modlitwy człowieka ma być przede wszystkim zadowolony Bóg. Zadowolenie, satysfakcja modlącego się znajdują się na dalszym planie.

            Modlić się to znaczy traktować Boga jak Boga. Czyli chodzi o postawę serca, która oczywiście musi zaowocować w tym, co zewnętrzne np. w słowach, w śpiewie, w geście złożonych rąk, w postawie klęczącej czy stojącej. To co zewnętrzne jest bardzo ważne. Jeśli chodzi o chrześcijan, to wiedzieli o tym doskonale już pierwsi uczniowie Chrystusa. To co wewnętrzne musi świadczyć o tym, co dziej się w naszych sercach. Ewangelia jest tutaj jednoznaczna. Faryzeusz gardzi ludźmi, nie kocha ich. Faryzeusz uważa się za doskonałego, za sprawiedliwego. Czy może nawet stawia się w pewien sposób na równi z samym Bogiem. Taka może niestety stać się modlitwa i to nawet modlitwa dziękczynna. Modlić się to znaczy traktować Boga jak Boga. Udaje się to drugiemu człowiekowi z dzisiejszej ewangelii. Zdaje on sobie sprawę ze swojej grzeszności. Znajduje to, może nawet w sposób niezamierzony, wyraz w tym co zewnętrzne, w jego zachowaniu. Dobrze, że przyszedł się modlić. Jego modlitwa to prośba o przebaczenie. Nie ma niej nawet cienia arogancji. Charakteryzuje ja pokora. Wiara i modlitwa potrzebują i tej cechy. Miłość do Boga podobnie jak i miłość do człowieka także są nacechowane pokora. Pokora ma w sobie cos z poczucia rzeczywistości. Przede wszystkim jednak prawdziwa pokora to otwarcie się przed Bogiem, sobą przed innymi.

            Modlić się to znaczy traktować Boga jak Boga. Taka ma być nasza modlitwa dziękczynna, przebłagalna, w różnych intencjach ... Tak modlitwa będzie udanym spotkaniem z Bogiem, spotkaniem, które otwiera na Boga, na innych ludzi, na siebie samego. Starajmy się o taką właśnie modlitwę.

31-a Niedziela Zwykła, C:
Chrystus, Zacheusz i my

            Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19,9-10). Te słowa Chrystusa dodają otuchy każdemu z nas. Każdemu z nas Bóg ofiarowuje przebaczenie, możliwość nawrócenia, zbawienia. Doświadczył tego grzesznik Zacheusz, o którym mówi dzisiejsza ewangelia.

            W wszystko zaczęło się dla niego w sposób, powiedzmy, banalny. Wygląda na to, że Zacheusz jest powodowany po prostu ciekawością. Chyba nie chciał bezpośredniego spotkania z Jezusem. Żeby zobaczyć Chrystusa ogranicza się on jedynie do wejścia na drzewo. Jako człowiek posiadający spore możliwość ekonomiczne, gdyby tylko chciał spotkać Pana Jezusa, to na pewno szukałby i znalazł jakieś inne rozwiązania.

            Wypływa z tego następujący wniosek. Zacheusz nie jest powodowany pobudkami najwyższego rzędu. Jednak jego udziałem staje się zbawienie. Początek drogi, oględnie mówiąc, jest bardzo niedoskonały. Również jednak i braki duchowe Zacheusza nie zatrzymały Chrystusa, nie potrafiły sprostać mocy Bożej łaski. Chrystus mówi o zbawieniu, które staje się udziałem grzesznego celnika. Co więcej, dar zbawienia nie ogranicza się tylko do jego osoby. Zbawiciel mówi, że zbawienie stało się udziałem nie tylko Zacheusza, ale i jego domu, jego najbliższych.

Warto też podpatrzeć, jak Chrystusowa łaska zmienia grzesznika. „Zeszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. (...) Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogo w czym skrzywdziłem, zwracam poczwórnie” (Łk 19,6.8). Zacheusz nie tylko raduje się. a jest to już bardzo dużo. Boża łaska przynosi radość. Zacheusz podejmuje bardzo konkretny wysiłek naprawienia popełnionego zła. Postanawia także wspomóc potrzebujących. To też bardzo konkretna postawa.

Kto by się spodziewał, że Chrystus choćby spojrzy na tak niedoskonałego człowieka, jakim był Zacheusz? Kto by się spodziewał tego wszystkiego, co potem miało miejsce? A czy Chrystus przypadkiem nie zatrzymuje się i przy każdym z nas? Czy nie woła nas po imieniu? Czy Chrystusowi może brakuje mocy, aby dzisiaj przemienić i nas?

32-a Niedziela Zwykła, C:
Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Bo wszyscy żyją dla Niego

            „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Bo wszyscy żyją dla Niego” (Łk 20,38). Bóg jest Tym, który stwarza, który daje życie. Jest to jedna z prawd chyba najbardziej podkreślanych przez Pismo św. Rozpoczyna się ono opisem stworzenia świata. Bóg dzieli się wtedy istnieniem, życiem: stwarza. Pismo św. kończy się stornami dotyczącymi wypełnienia dzieła stworzenie. Bóg wprowadza zbawionych w wieczność, w życie wieczne, w wieczne, dające najwyższe szczęście przebywanie z Nim samym. To co zawiera się między początkiem świata i jego końcem, to także dzieje życia pochodzącego od Boga i zmierzającego ku Bogu. Bóg życie podtrzymuje, chroni, kieruje nim.

            Pytania dotyczące życia wiecznego, życia po śmierci chyba zawsze nurtowały człowieka. Dzisiejsza ewangelia przytacza przykład właśnie takich pytań zdawanych Chrystusowi. Co więcej czytana dzisiaj ewangelia odnotowuje odpowiedzi udzielone przez Chrystusa. A Chrystus to przecież Ten, który doskonale zna wieczność. I nie tylko ją zna, bo życie wieczne od Chrystusa należy i od Chrystusa zależy.

            To co może najważniejsze w przesłaniu czytanej dziś ewangelii to dobra nowina, że Bóg nie chce naszej śmierci, naszego unicestwienia. W Liście do Rzymian znajdujemy  następujące słowa: „Jemu [tzn. Bogu] on [tzn. Abraham] uwierzył jako Temu, który ożywia umarłych i to, co nie istnieje, nazywa istniejącym” (Rz 4,17). Które z tych dzieł możliwych jedynie dla Boga jest większe: stwarzanie czy wskrzeszanie umarłych? Odpowiedź, jaką daje Objawienie Boże, przewyższa postawione pytanie. Dzieła te idą w parze. W pewien sposób uzupełniają się i zakładają jedno drugie. Składają się na jeden i ten samo plan Boga, plan mający na celu dobro człowieka. I w ten jeden, jedyny plan wpisane jest życie każdego z nas. W ten sposób wszystko, co składa się na nasze życie, posiada znaczenie, sens, ukierunkowanie. „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Bo wszyscy żyją dla Niego” (Łk 20,38). Słowa te przywołują na myśl również misterium odradzania się życia w wymiarze moralnym, w aspekcie nawrócenia. Bóg ma moc pomóc człowiekowi w powstaniu z grzechu, w moralnym powstaniu z martwych, w nawróceniu. A coś takiego jest nam potrzebne na co dzień. Stanowi dopełnienie stworzenia. Jest niesłychanie ważnym warunkiem by następnie przy końcu czasów zmartwychwstać na życie wieczne.

            „Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych. Bo wszyscy żyją dla Niego” (Łk 20,38). Niech te pełne nadziei, mądrości i Bożej mocy słowa towarzyszą nam w rozpoczynającym się tygodniu. Niech staną się dla nas programem działania i źródłem siły w czynieniu dobra.

33-a Niedziela Zwykła, C:
nabierzcie ducha i podnieście głowy, ... zbliża się wasze odkupienie!

            Z czytanej dzisiaj ewangelii warto zapamiętać choćby następujące słowa: „Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie się mógł oprzeć ani się sprzeciwić. (...) włos z głowy wam nie zginie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” (Łk 21,15.19).

            Te słowa samego Chrystusa przypominają o obietnicy Jego obecności u boku wiernych mu uczniów. I nie jest to jakakolwiek obecność. Chrystus jest razem z wiernym sobie uczniem z całą swoją wszechmocą. Ta obecność Zbawiciela, Jego całkowite zaangażowanie się na rzecz swojego wiernego wyznawcy przejawia się przede wszystkim w chwilach trudnych, w chwilach próby. Zwłaszcza jeśli dotyczy to wyznawanej wiary Chrystusowej. Jak zawsze celem Zbawiciela jest dobro samego człowieka, jego zbawienie wieczne. „Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie” (Łk 21,19). Chodzi o ocalenie życia w wymiarze ostatecznym, o wejście w posiadanie życia wiecznego, zbawienia wiecznego. Warto zauważyć, jak Chrystus domaga się i w tym wypadku naszej lojalnej, całkowitej współpracy. On dzieli uczniowi potrzebnej pomocy, potrzebnych sił, mądrości itp. Chce jednak od nas naszej części. Ewangelia bardzo ciekawie mówi o tym wymieniając wytrwałość. Jest to cecha bardzo ważna. Bliska wierze. Ma ona wiele wspólnego z nadzieją. Takiej to postawy żąda Chrystus.

Gdybyśmy dalej czytali Ewangelię według św. Łukasza, to natkniemy się na następujące słowa Zbawiciela: „nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk 21,28). Te przepiękne i mądre słowa słyszymy dzisiaj przed ewangelią. Dzięki obecności Bożej, dzięki pomocy Bożej nasze życie jest wychodzeniem naprzeciw zbliżającemu się odkupieniu. Domaga się to naszej wytrwałości. „Nabierzcie ducha i podnieście głowy” (Łk 21,28). Tak właśnie ma wyglądać wytrwałość chrześcijanina. Nie ma ona w sobie nic z rezygnacji, z pesymizmu, z bierności. Wytrwałość to zaczerpnięcie mocy od Wszechmocnego. A On nam i tego daru nie poskąpi. O tym samym, choć na trochę inny sposób, mówią słowa zamykające pierwsze czytanie: „a dla was, czczących moje imię, wzejdzie słońce sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach” (Ml 3,20a).

Zbliżmy się ku końcowi roku liturgicznego. Przesłanie jest jasne. Coraz bliżej jest czas, kiedy na sposób widzialny Bóg wysłucha modlitwy: „przyjdź królestwo Twoje!” (Mt 6,10). Nie wiemy, jak długo trzeba będzie jeszcze na to czekać. Wiemy natomiast, że cały czas i w każdej sytuacji towarzyszy nam łaska Boża. Stąd i waga słów: „nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie” (Łk 21,28). Te słowa wszechmocnego Chrystusa odnoszą się do każdego z nas.

Jezusa Chrystusa, Króla wszechświata, C:
Bóg jest w Chrystusie jednając świat ze sobą

            Dzisiejsza niedziela to Niedziela Chrystusa Króla wszechświata. Czytana dzisiaj ewangelia opisuje okoliczności śmierci Chrystusa. Liturgia Wielkiego Piątku w słowach pełnych wdzięczności głosi: „oto drzewo Krzyża, na którym zawisło zbawienie świata”. Ramiona krzyża ogarniają wszystko. Bo takim też jest dzieło Boga. Czy Jego miłość nie jest skierowana ku wszelkiemu stworzeniu? Czy nie ogarnia ona wszystkiego? Misterium Krzyża przypomina na czym polega Boże władanie nad światem. Jego celem jest zbawienie, obdarzenie życiem, przebaczeniem, pokojem, szczęściem, radością. Z całą pewnością stajemy tu wobec ogromnej tajemnicy, która nas przerasta. „Dziś będziesz ze mną w raju” (Łk 23,43). Ilu to ludziom Chrystus Król otworzył bramy nieba poprzez swoją miłość? Ilu ludzi skorzysta jeszcze z tego daru? Jak niezwykłe bywają okoliczności, w których ten dary bywa udzielany ... Kto by się spodziewał, że przestępca (i to skazany słusznie nawet według swego własnego sumienia) otrzyma dar przebaczenia, o który słowami nawet właściwie nie prosi? Wobec misterium takiego królowania ludzka myśl się gubi w bezmiarze nadziei ...

            Ale Kościół wsparty mocą i światłem Ducha Świętego prowadzi nas jeszcze dalej. Chce by dzisiaj rozważać misterium Chrystusa Króla wszechświata. W jakiś sposób dzieło Chrystusa ogarnia nie tylko ludzi. Nie wszystko zostało nam objawionym o tym wymiarze królowania Zbawiciela. Gdy Chrystus Król powróci w chwale, będziemy wiedzieli wszystko. Teraz niech nam wystarczą choćby dwa fragmenty Pisma św. Oto pierwszy z nich: „Bóg był w Chrystusie jednając świat ze sobą” (2 Kor 5,19). Drugi tekst prowadzi nas jeszcze dalej: „(...) stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych. Stworzenie bowiem zostało poddane marności - nie z własnej chęci, ale ze względu na Tego, który je poddał - w nadziei, że również i ono zostanie wyzwolone z niewoli zepsucia, by uczestniczyć w wolności i chwale dzieci Bożych” (Rz 8,19-21).

            Niedziela Chrystusa Króla wszechświata przypomina, że zbliża się dzień powrotu Chrystusa w chwale. Mówi nam, jakie możliwości staną wtedy otworem przed człowiekiem i nie tylko przed człowiekiem. Możemy rzeczywiście otrzymać wtedy udział w wielkich dobrach, w życiu wiecznym, w zbawieniu ... Dzisiejsza niedziela przypomina także, że Chrystus domaga się naszego wkładu. To teraz mamy ustawicznie i coraz pełniej opowiadać się po Jego  stronie, umacniać Jego królowanie, korzystać z Jego opieki i obecności u naszego boku. Nasza myśl gubi się w misterium przyszłości. To dobrze. Nie powinniśmy jednak tracić z oczu teraźniejszości. I jednej i drugiej potrzeba poświęcić należytą uwagę. I w jednej i w drugiej Chrystus króluje. I jedna i druga do Niego należą i od Niego całkowicie zależą.

Wybrane uroczystości i święta

8-my grudnia:
Niepokalanie Poczęcie Najświętszej Maryi Panny

Czas adwentu jest okresem radosnego oczekiwania na spotkanie ze Zbawicielem. Z jednej strony przygotowujemy się bycie z Chrystusem w obchodach Święta Narodzenia Pańskiego. Z drugiej strony adwent przypomina o zbliżającym się przyjściu Pana Jezusa w chwale przy końcu doczesności. W jednym i w drugim wypadku chodzi o takie przygotowania spotkania ze Zbawicielem, żeby było ono zdarzeniem zbawczym i radosnym. W tych przygotowaniach i oczekiwaniu towarzyszy nam Najświętsza Maryja Panna.

Każde oczekiwanie na Zbawiciela i przygotowywanie się na spotkanie z Nim posiada charakter zbawczy. Jest przyjmowaniem łaski zbawienia. Jasno zdajemy sobie sprawę, że na tej drodze podstawową przeszkodę stanowi grzech. Uwolnienie człowieka spod zniewolenia grzechem wpisuje się w dzieło zbawienia jako jeden z jego zasadniczych elementów. Zasadniczo w naszym doczesnym, ziemskim „teraz” Ojciec i Syn i Duch Święty udzielają nam daru uwolnienia od naszych grzechów poprzez przebaczenie grzechów.

Najświętsza Maryja Panna otrzymała od Boga dar wyjątkowego, jedynego w swoim rodzaju uczestniczenia w dziele zbawienia. Tylko Ono została wybrana na Matkę Zbawiciela. Opatrzność Boża wybrała Ją i doskonale przygotowała do wypełnienia tej misji. Jeśli Bóg powołuje do jakiegoś zadania, to daje odpowiednie dary. W tym także udziela daru właściwego przygotowania. Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny stanowi okazję, byśmy jeszcze pełniej to misterium zgłębili.

Zasadniczym punktem dzieła zbawienia jest misterium paschalne Chrystusa: Jego męka, śmierć, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie oraz udzielenie daru Ducha Świętego. Zbawcza, paschalna wszechmoc Chrystusowa przynosi zbawienie. Nawet czas i przestrzeń nie ograniczają tego dzieła. Chrystus paschalny jest Zbawicielem nie tylko dla tych, którzy byli Mu współcześni i z wiarą przyjęli Go dwa tysiące lat temu. On jest Zbawicielem także dla ludzi, którym przyszło żyć i po dopełnieniu Jego misterium paschalnego. W misterium paschalnym Chrystusa zbawienie zostaje ofiarowanym także tym, którzy czasowo poprzedzali Zbawiciela. Niepokalane poczęcie Najświętszej Maryi Panny jest tego przykładem. Maryja nigdy nie zaznała jakiegokolwiek zniewolenia grzechem. Nie zaznała niewoli i skutków grzechu pierworodnego. Dokonało się to na mocy Chrystusowego paschalnego dzieła. Bożej wszechmocy i miłości nic nie ogranicza: nawet czas i przestrzeń.

Najświętsza Maryja Panna jest naszą Matką, Orędowniczką. Także na mocy swej świętość, której nigdy nie naruszył żaden grzech. Nam grzesznym Niepokalana Matka Chrystusa przynosi nadzieję, że również nas w całej pełni ogarnie zbawcze i pełne miłości wszechmocne Boże działanie.

2-gi lutego:
Ofiarowanie Pańskie

            Czytana dzisiaj ewangelia (Łk 2,22-40) między innymi przypomina nam spotkanie z Chrystusem, jakie jest udziałem Symeona oraz prorokini Anny. Jeśli chodzi o Chrystusa, to jesteśmy na samym początku Jego ziemskiego życia. O prorokini Annie ewangelia wprost zaświadcza: była „bardzo podeszła w latach” (Łk 2,36). Co do Symeona, to spodziewa się on, że jego ziemskie życie dobiega końca. „Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego” (Łk 2,26). Według św. Łukasza nawet wprost mówi on: „Teraz, o Władco, pozwól odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, któreś przygotował wobec wszystkich narodów” (Łk 2,29-31). Czytana dzisiaj dobra nowina pozwala nam spotkać się z dwojgiem ludzi, których życie doczesne zbliża się ku końcowi. Symeon ma tego świadomość. Trudno przyjąć coś innego w wypadku prorokini Anny.

            Zatrzymajmy się zwłaszcza z tą ostatnią. Warto to zrobić choćby dlatego, że sam Bóg podchodzi do niej i z nią przyjaźnie przystaje. Co można powiedzieć o starszej osobie, o kobiecie, która chyba tylko się modli? Np. jaki z niej pożytek? „Liczyła już osiemdziesiąty czwarty rok życia. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą” (Łk 2,37). Niech dzisiejsze święto będzie okazją także do zastanowienia się nad starością, okazją do pochylenia się nad starszym człowiekiem. Słowo Boże jest tutaj zupełnie jednoznaczne. Czy np. nie pokazuje ono jak bardzo godną szacunku jest starsza osoba? Czy to jest znowu tak mało, jeśli np. trwa ona tylko na modlitwie, na służeniu Bogu? Padło tutaj słowo „tylko”. W Bożym porządku rzeczy (a rzeczywistość jest taką, jakiej chce Bóg; i niekoniecznie jest taką, jaką sobie wyobraża człowiek) to „tylko” Anny jest na miarę spotkania z Bogiem w Jego zbawczym dziele. Na Boży sposób przewyższa więc niejedno ludzkie, pełne rozgłosu itp. zaangażowanie się. Anna jest tam, gdzie jest Bóg (Łk 2,36). Spotyka Chrystusa, to znaczy Drugą Osobę Trójcy Świętej. U progu swego ziemskiego życia Syn jakby się bardzo spieszył by spotkać się ze staruszką Anną jeszcze za jej doczesnego życia tak bardzo ją uczcić. Jeśli jej życie doczesne zbliża się rzeczywiście do końca to przecież dokonuje się to w ogromnej bliskości Boga, który nie jest końcem ale początkiem życia. I właśnie na mocy swojego bycia razem z Bogiem ta staruszka nadal pomaga ona innym. „Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jerozolimy” (Łk 2,38). Ona głosi Ewangelię. Przekazuje życie Boże. Ona prowadzi do Chrystusa. Mówi o zbawieniu, które każdy może otrzymać, przyjąć. Jeśli nawet jej życie ziemskie dobiega końca, to mamy do czynienia z końcem będącym początkiem, końcem budzącym ogromny podziw, szacunek, poczucie wdzięczności, nadzieję ...

            Chrystus rozprasza ciemności dając zbawienie i życie. Zbawiciel czyni to także ukazując godność człowieka. W Jego oczach nikt nie jest bezużyteczny (a rzeczywistość jest taką, jak ją widzi Bóg). Dla Niego każdy jest potrzebny, ukochany, każdy ma do spełnienia bardzo ważne zadanie. To ograniczone spojrzenie człowieka może nie dostrzec. Bóg, który wie wszystko, przypomina o ogromnej godności również człowieka wydawałoby się nieużytecznego. Kiedyś również każdy z nas dowie się, jak bardzo dużo dobra zawdzięcza osobom, które wydają się nieużyteczne, które jak się wydaje, nic już w życiu dobrego zrobić nie mogą.

19-ty marca:
Św. Józefa, Oblubieńca Najświętszej Maryi Panny, Patrona Kościoła Powszechnego

O św. Józefie mówi cały szereg tekstów Pisma św. Warto się zastanowić, nad zawartym w nich Bożym przesłaniem. Oto przynajmniej niektóre jego punkty. Św. Józef to człowiek sprawiedliwy (Mt 1,19). Jest oblubieńcem Najświętszej Maryi Panny oraz opiekunem Jezusa (Mt 1,16.18-25; Łk 1,26-38; 2,4-5). Udaje się na spis ludności do Betlejem, gdzie dla Najświętszej Maryi Panny nadejdzie czas rozwiązania (Łk 2,1-7.15-16). Nadał Dziecięciu imię „Jezus” (Mt 1,21-23). Był obecny przy ofiarowaniu Jezusa w świątyni (Łk 2,22-28). Wywędrował z Dzieciątkiem Jezus oraz z Najświętszą Maryją Panną do Egiptu (Mt 2,13-15). Następnie powrócił z Nimi do Nazaretu (Mt 2,19-23; Łk 2,39-40). Uczestniczył w poszukiwaniach oraz w odnalezieniu dwunastoletniego Jezusa w świątyni (Łk 2,41-51).

Już choćby na tej podstawie można powiedzieć, że św. Józef jest jak najbardziej zaangażowany w dzieło zbawienia. Otrzymuje on od Boga do wypełnienia bardzo ważne i trudne zadania. Musi rozeznawać to, co stanowi wolę Bożą. I rzeczywiście mu się to udaje. Staje wobec sytuacji niespodziewanych, nawet dramatycznych.

Św. Józefowi przyszło żyć na przełomie czasów Starego Przymierza i Nowego Przymierza. Jest on dziedzicem zbawczych obietnic i wydarzeń. Dzieje jego przodków, których jest przecież spadkobiercą, właśnie w jego czasach i na jego oczach schodzą się z przyjściem Mesjasza, z bardzo ważnym etapem dopełniania Bożych przyrzeczeń, z kluczowym okresem i wydarzeniami zbawczego Bożego wkraczania w dzieje i życie ludzi. Tym bardziej powinno dawać do myślenia, jak bardzo św. Józef jest człowiekiem działającym. Wystarczy przywołać choćby podane powyżej wydarzenia. Św. Józef odpowiada Bogu nie tyle słowami co czynami.

Nas również rzeczywistość bardzo często zaskakuje. Nie rzadko musimy podejmować wysiłek odczytania Bożej woli oraz planów. Stajemy wobec sytuacji mniej czy bardziej dramatycznych, gdzie trzeba wybierać, ryzykować, szybko i skutecznie reagować ... Niech nam towarzyszy przykład św. Józefa. Jednak jego pomoc i opieka nad nami nie wyczerpują się tutaj. Św. Józef otwierając swoje serce na Bożą miłość i działanie jak najbardziej skutecznie otoczył opieką i Najświętszą Maryję Pannę i samego Jezusa. W ten sposób podjął udział w wypełnianiu rzeczy bardzo ważnych, w niesłychanie ważnym etapie dziejów zbawienia. Już choćby pod tym względem wszyscy jesteśmy jego dłużnikami. Dzieje zbawienia są dziejami budowanie coraz pełniejszej wspólnoty - komunii między Ojcem i Synem i Duchem Świętym oraz dostępującym zbawienia stworzeniem. W ten sposób dzieje zbawienia stanowią także historię budowania coraz pełniejszej wspólnoty - komunii między ludźmi. Słusznie mówi się tu np. o modlitwie, jaką otaczają nas święci, o ich opiece nad nami. W tej wspólnocie - komunii ma udział także św. Józef, którego Kościół słusznie uważa za przemożnego patrona i orędownika.

25 marca:
Zwiastowanie Pańskie

            Misterium zwiastowania zbiega się i w pewnym znaczeniu stanowi jedno z misterium wcielenia. To ostatnie zaś jest jednym z zasadniczych, najważniejszych wydarzeń w dziejach zbawienia. Tak jak przedstawia je Ewangelia św. Łukasza  rozdział 1 wiersze 26-38, stanowi ono przykład zbawczego spotkania. We wspomnianym fragmencie Ewangelii natchniony przez Ducha Świętego autor mówi o kilku osobach. I tak spotykamy Najświętszą Maryję Pannę oraz anioła Gabriela. Jest też jednak mowa o Bogu Ojcu, o Synu Bożym i o Duchu Świętym. Misterium zwiastowania i wcielenia to także misterium zbawczych Bożej obecności i Bożego działania.

            Czy to będziemy zastanawiali się i mieli do czynienia z dziełem stworzenia czy z dziełem odkupienia, to zawsze pojawi się aspekt spotkania i komunii. Ojciec i Syn i Duch Święty zawsze i doskonale są razem. Do swoje wspólnoty - komunii poprzez akt stwórczy powołują świat duchów niebieskich oraz ludzi. Zagrożenie dla tej wspólnoty stworzenia z Trójca Świętą stanowi grzech. Dzieło odkupienia, w zasadniczej mierze, polega właśnie na przezwyciężeniu, na usunięciu tej przeszkody. W to zbawcze dzieło zaangażowane są wszystkie trzy Osoby Trójcy Świętej. Interesujący nas fragment Ewangelii św. Łukasza wymienia Je wszystkie. W dziele tym, na właściwy sobie sposób, uczestniczy każde stworzenie wierne Bogu w Trójcy Świętej jedynemu. I tak św. Łukasz ukazuje, jak anioł Gabriel wypełnia swoją misję. Ewangelista zaświadcza także o zaangażowaniu człowieka, który jest otwarty na Bożą miłość. Chodzi o Najświętszą Maryję Pannę.

            Oto Ja służebnica Pańska, niech Mi się stanie według twego słowa!” (Łk 1,38). Najświętsza Maryja Panna przyjmuje Boży dar zbawienia. Przystaje na niego i dla siebie samej i dla nas wszystkich. Bardzo ciekawie mówi o tym modlitwa odmawiana w czasie dzisiejszej Mszy św. po komunii: „Boże, przez ten Sakrament utwierdź w naszych sercach prawdziwą wiarę, abyśmy wyznając, że Syn Maryi Dziewicy jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem, mocą Jego zmartwychwstania mogli dojść do wiekuistej radości”. Misterium zwiastowania i wcielenia jest jednym z zasadniczych elementów składających się na dzieło zbawienia. Szczególne miejsce przypada w nim właśnie Matce Chrystusa i nas wszystkich. Z Bożego ustanowienia jest Ona dla nas nie tylko przykładem przyjęcia Bożych darów, ale i odpowiedzi na nie, zaangażowania się w Boże dzieło poprzez wiarę, świętość, zaufanie, miłość. Na tym właśnie polega ludzki wkład w coraz pełniejsze spotkanie - komunię człowieka z Ojcem i Synem i Duchem Świętym.

3-ci maja:
Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski

„Boże, Ty dałeś narodowi polskiemu w Najświętszej Maryi Panie przedziwną pomoc i obronę, spraw łaskawie, aby za wstawiennictwem naszej Matki i Królowej religia nieustannie cieszyła się wolnością, a ojczyzna rozwijała się w pokoju”. Tak brzmi jedna z modlitw dzisiejszej Mszy św. Słowa te przypominają, że doczesność tak człowieka jak i jakiejkolwiek grupy ludzkiej stanowi część dziejów zbawienia. Naszym zasadniczym celem jest zbawienie wieczne. W tym znaczeniu nasza ojczyzna jest w niebie (por. Flp 3,20). Bóg w Trójcy Świętej jedyny chce z nami dzielić wieczność zbawienia. Jednak ten sam Bóg dał nam także doczesność. Również i ona w całej pełni jest Jego darem i do Niego należy. Doczesność wpisuje się w dzieje zbawienia i stanowi ich zasadniczy element. Do ojczyzny wiecznej można dojść jedynie poprzez tę ojczyznę, jaką mamy w doczesności.

Skoro doczesność jest tak ważna, to nie może dziwić, że i ona stanowi czas i miejsce Bożego działania. Bóg kocha nas i otacza swoją opieką także w doczesności. Przejawia się to na różne sposoby. Nasz naród ma po tym względem przebogate doświadczenia. W Duchu Świętym Bóg Ojciec zechciał tak bardzo złączyć ziemskie życie i losy swojego Syna Jednorodzonego z Najświętszą Maryją Panną. Z daru Opatrzności Bożej z tą samą Najświętszą Maryją Panną wiążą się i losy Polski. Słusznie dostrzegamy tutaj przeogromny dar Boży. Otrzymaliśmy w osobie Matki Chrystusa „przedziwną pomoc i obronę”. Jej orędownictwu oraz matczynej opiece zawierzamy naszą przyszłość, nasze zbawienie. Prosimy także naszą Matkę i Królowę o pomoc również w naszych wielorakich potrzebach doczesnych. Prosimy o pomyślność dla naszej doczesnej ojczyzny. To znaczy: modlimy się za każdego. Dla każdego z nas prosimy o pomoc w zbawczym spotkaniu z Bogiem w doczesności. Dla każdego nas modlimy się Boże błogosławieństwo w sprawach stanowiących nasze życie codzienne. Za przyczyną naszej Matki i Królowej prosimy wszechmogącego Boga, aby nasza „ojczyzna rozwijała się w pokoju”. Zawierzamy Bogu poprzez wstawiennictwo Najświętszej Maryi Panny doczesne losy każdego z nas, naszą codzienną pomyślność.

Dzisiejsza uroczystość stanowi wezwanie do zaufania Bogu, do uciekania się do Najświętszej Maryi Panny. Jej również nie jesteśmy obojętni. Najświętsza Maryja Panna zna doskonale troski i trudności doczesnej codzienności. Posiadając już pełnię zbawienia otacza nas nadal swoją miłością, modlitwą, pomocą. Przez przykład swojego życia wskazuje nam drogę zaufania wierności Bogu. Po matczynemu podpowiada, byśmy nigdy w żadnej sytuacji nie upadali na duchu, nie ulegali zwątpieniu. Przypomina, że również w doczesności wszystko należy i zależy od wszechmocnego Boga. A Ten nie chce niczego innego jak pełni naszego szczęścia i dobra.

29-ty czerwca:
Świętych Apostołów Piotra i Pawła

Uroczystość Apostołów Piotra i Pawła przypomina dwóch tak różniących się od sibie ludzi, ludzi tak bardzo włączonych przez Boga w dzieło zbawienia. Dzieło zbawienia jest jednym jedynym. Zbawienie to coraz pełniejsza jedność - komunia z Ojcem i Synem i Duchem Świętym i w ten sposób ze wszystkimi istotami zbawionymi. A przecież zbawienie jest darem, który Ojciec i Syn i Duch Święty ofiarują każdemu, to znaczy tak bardzo różnym ludziom. Na dodatek ten Boży dar jest niejako podwójnie ukierunkowany. Przyjęcie łaski zbawienia oznacza także przyjęcie udziału w tym dziele. Pismo św. mówi, że zbawiany jedynie na mocy Bożej miłości człowiek staje się wtedy współpracownikiem Boga (por. np. 1 Kor 3,9).

Święci Piotr i Paweł zostali powołani przez Chrystus w różny sposób. Inaczej przebiegało ich przygotowanie do podjęcia i wypełnienia misji apostolskiej: np. młodość, pierwsze spotkanie z Chrystusem, chwila powołania ... Św. Piotr miał głosić Ewangelię przede wszystkim Izraelitom, św. Paweł poganom (tak było przynajmniej na początku). Nie pozostawili po sobie tej samej liczby pism. Można byłoby podać dużo więcej różnic między nimi. Bardzo dużo ich także łączy. Np. ta sama wiara, ta sama miłość do Boga i do ludzi, którzy potrzebują zbawienia. Łączy ich powołanie, poświęcenie ... Łączy ich zbawienie czyli komunia z Ojcem i Synem i Duchem Świętym.

Dzisiejsze święto przypomina o szczodrobliwości Boga, o ogromnej różnorodności i bogactwie darów Ojca i Syna i Ducha Świętego. „Różne są dary łaski, lecz ten sam Duch; różne też są rodzaje posługiwania, ale jeden Pan; różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, sprawca wszystkiego we wszystkich” (1 Kor 12,4-6). Życie całego Kościoła równie dobrze jak życie każdego z nas ma swoje źródło w Bogu, w Ojcu i Synu i Duchu Świętym. Znaczy to także, że prawdziwa jedność, taka która pochodzi od Boga i z Bogiem łączy, jest przebogata w przeróżnych ludzi, w bardzo różne dary.

Za przyczyną świętych Piotra i Pawła prośmy o dar rozpoznania Boży udzielanych nam i innym darów, o dar jak najowocniejszego wykorzystania bogactwa powołań, bogactwa możliwości, jakie są udziałem każdego z nas dla podjęcia dzieła zbawienia. Módlmy się także, byśmy będąc tak bardzo różnymi umieli współpracować ze sobą w Bożym dziele, na Bożą chwałę, dla zbawienia wszystkich. To właśnie w ten sposób zostają w całej pełni docenione i podjęte Boże dary jedności i różnorodności.

6-ty sierpnia:
Przemienienie Pańskie

Misterium przemienienia Pana Jezusa stanowi bardzo ważną i ciekawą zapowiedź odnośnie do zmartwychwstania. I tak np. Ewangelia stwierdza: „Gdy [Chrystus] się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe” (Łk 9,29). Następnie wsłuchują się dalej w Boże przesłanie mamy wzmiankę o dającej się rozpoznać obecności Boga Ojca: „A z obłoku odezwał się głos: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!” (Łk 9,35). Wcześniej ewangelista odnotowuje inną nadzwyczajną rzecz. Z Panem Jezusem rozmawia dwóch ludzi. „Byli to Mojżesz i Eliasz” (Łk 9,30). Obydwaj należą do najważniejszych postaci, jeśli chodzi o całe dzieje zbawienia a zwłaszcza o Stare Przymierze. Obaj przychodzą ze świata Bożego, gdzie najwidoczniej przebywają. Niejako towarzyszą oni Bogu Ojcu i Chrystusowi w chwilach, które poprzedzają dopełnienie się Jezusowego misterium paschalnego. Świadkami rozgrywających się wydarzeń są także wybrani Apostołowie: św. Piotr, św. Jan i św. Jakub. Również i oni należą do kluczowych postaci, jeśli chodzi o dzieje zbawienia. Z tym, że należą oni do porządku Nowego Przymierza.

Misterium przemienienia zapowiada bliskie już dopełnienie misterium paschalnego Chrystusa, a zwłaszcza może przede wszystkim Jego zmartwychwstanie. W ten sposób Dobra Nowina wyjaśnia co stanowi serce dziejów, gdzie zbiegają się Boże plany, gdzie tak bardzo rozpoznajemy Bożą obecność, gdzie doznajemy zbawczego działania Bożej wszechmocy. Bóg skupia wokół siebie dając życie. Wszystko w Jego planach i działaniach ukierunkowane jest na udzielenie pełni życia, na wprowadzenie nas poprzez zmartwychwstanie w pełnię zbawienia. Jednocześnie widać, że Boża obecność, wszechmoc, działanie ... nie ograniczają człowieka. „A z obłoku odezwał się głos: To jest Syn mój, Wybrany, Jego słuchajcie!” (Łk 9,35). Zbawiając Bóg chce uczynić nas w Chrystusie w pełni na swój obraz i podobieństwo. To znacz, że przystając nas naśladowanie Chrystusa, na stanie się podobnymi do Niego aż po zamierzoną przez Boga pełnię w zmartwychwstaniu, coraz bardziej mamy przystawać na bycie dziećmi umiłowanymi, wybranymi. Misterium przemienienia Chrystusa mówi także o tym. Zapowiada zmartwychwstanie Zbawiciela, które z kolei jest zapowiedzią i gwarancją zmartwychwstania zbawionych na życie wieczne.

15-ty sierpnia:
Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny

            Zaledwie kilka dni dzieli Święto Przemienienia Pańskiego od Uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Ten czas łączy dzień, w którym rozważaliśmy zapowiedź zmartwychwstania Chrystusa i zbawionych, z dniem, kiedy znowu z ogromną nadzieją wspominany misterium pełnego udziału Matki Odkupiciela w dziele zbawienia.

            Jest godnym uwagi, jak bardzo np. Pismo św. podkreśla znaczenie zmartwychwstania. Zapowiada je już Stary Testament (por. np. Dn 12,2-3). Nowy Testament bardzo często mówi o zmartwychwstaniu Pana Jezusa (por. np. Łk 24,1n; Dz 1,1) oraz o zmartwychwstaniu u początku wieczności (np. 1 Kor 15,12n). Wieczność zbawienia to wieczność przebywania i wspólnoty - komunii z Bogiem, z Ojcem i Synem i Duchem Świętym, oraz ze wszystkim zbawionym stworzeniami (por. np. Hbr 12,22; Rz 8,19n). Jak bardzo wyraźnie pokazuje to Pismo św. dla człowieka wejście w pełnię tej wspólnoty - komunii dokonuje się poprzez zmartwychwstanie ciała.

            Dzisiejsza uroczystość przypomina, że Matka Chrystusowa już cieszy się darem pełni zbawienia. Już ma w nim udział, bo wszechmogący Bóg już wziął „do niebieskiej chwały ciało i duszę Niepokalanej Dziewicy (kolekta Mszy św. z Uroczystości Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny). Słusznie liturgia podkreśla, że jest to dziełem Boga, który jest wszechmocny, którego nic nie ogranicza. Ojca i Syna i Ducha Świętego nie ogranicza więc także grzech czy różne jego konsekwencje. Nic nie krępuje Bożej łaski i dobroci. Widać to doskonale, kiedy myślimy np. Najświętszej Maryi Pannie. Otrzymała Ona ogromny dar całkowitej świętość. Otrzymała go także dla dobra każdego z nas, to znaczy aby stać się Matką Zbawiciela. Na tej samej linii sytuuje się także Jej wniebowzięcie. Już w ziemskiej doczesności nic nie oddzielało Najświętszej Maryi Panny od Boga. Przy końcu życia doczesnego otrzymała więc dar pełni zbawienia. I także w tym wypadku przywilej ten stanowi wyraz Bożej dobroci i pragnienia zbawienia każdego z nas. Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny jest w pewien sposób zapowiedzią pełni zbawienia, do której Ojciec i Syn i Duch Święty wprowadzają ludzi właśnie poprzez zmartwychwstanie, czyli jako zmartwychwstałych. Ciesząca się już pełnią zbawienia Matka Chrystusowa jest cały czas także naszą Matką. Jeszcze skuteczniej towarzyszy uczniom swojego Syna. Jej opiece zostaliśmy powierzeni, gdy dopełniało się Chrystusowe misterium paschalne (J 19,25-27). Chrystus powierzył swojej i naszej Matce szczęśliwy przebieg naszego paschalnego pielgrzymowania.

1-szy listopada:
Wszystkich Świętych

We Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny Bóg jakby nas zapraszał, byśmy przynajmniej trochę przeniknęli nieprzeniknioną zasłonę oddzielającą nasz świata od wieczności. Słowo Boże przypomina rzeczy już słyszane a jednak wciąż tak zaskakujące. Zbawieni to nie tylko ogromne mnóstwo stu czterdziestu czterech tysięcy. Zbawionych jest tak dużo, że człowiek nie potrafi ich policzyć. Wszelkie ludzkie oczekiwanie zostało nieskończenie przekroczone w bezmiarze miłości i wszechmocy Boga. Jedno po drugim słyszymy błogosławieństwa. I to nawet tam, gdzie nikt by się ich nie spodziewał. W ten sposób z wyżyn swojego wiekuistego szczęścia Bóg zstępuje po człowieka. Błogosławiąc prowadzi go ku górze, ku wieczności, ku sobie samemu . Błogosławiąc Bóg wprowadza zbawionych do swojego królestwa, do zmartwychwstania ciała, do szczęścia życia wiecznego. Hojność Bożych błogosławieństw jest na miarę wszechmocy właściwej Bogu. I słyszymy jeszcze raz uroczyste zapewnienie dane przez samego Boga: każdy człowiek może zostać zbawiony. W wieczności Boga, w Jego domu jest miejsce dla każdego. Ojciec nie tylko wszystko już przygotował. Nie tylko nas oczekuje. On nam wychodzi naprzeciw. Imiennie przygotował każdemu miejsce godne ukochanego dziecka. Teraz od człowieka zależy odpowiedź, przyjęcie zaproszenia. A dom Ojca w wieczności jest prawdziwym domem. Bóg zgromadzi w nim błogosławionych, świętych: to znaczy swoich najbliższych, domowników, swoją rodzinę (por. np. Ef 2,19). Każdy jest tam kochany, szanowany, potrzebny, oczekiwany, najważniejszy w oczach Ojca.

            Nawet nieprzenikniona zasłona oddzielająca naszą doczesność od wieczności zbawienia nie jest w stanie ukryć przed mieszkańcami ziemi szczęścia i radości świętych, błogosławionych: to znaczy tych, którzy już zamieszkali w wieczności Boga. Ich szczęście jest zupełne a przecież nie kłóci się z dwoma pragnieniami, jakie jeszcze żywią. Wyczekują oni „ciała zmartwychwstania”. Wyczekują oni swoich bliskich. Bo nie wszyscy jeszcze przybyli do domu Ojca. Jedni jeszcze nie zakończyli doczesnego pielgrzymowania. Inni znowu jeszcze nie oczyścili się z tego, co nie pozwala stanąć przed Bogiem w blasku miłości i świętości.

            Zstępującym od Boga z Jego wieczności błogosławieństwom odpowiada nadzieja doczesność. Dzisiaj liturgia sięga po biel. Jest ona znakiem upragnionej świętości. Jest ona znakiem światła i życia. Bóg jest święty. Bóg jest życiem i źródłem życia. Bóg jest światłością wiekuistą, która uwalnia od mroku śmierci. Pełna nadziei zaduma, mocna Bożymi błogosławieństwami, rzuca zwycięskie wyzwanie beznadziei, smutkowi, przemijaniu i nawet samej śmierci. Dzisiaj jaśnieją światłem nadziei i życia nie tylko ołtarze ale nawet groby. Czy światło życia już na nas nie przeszło w dziele stworzenia? Czy światło życia w Bożej pełni nie przejdzie na zbawionych w zmartwychwstaniu ciała na życie wieczne? A stanie się to mocą naszego udziału w śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa.

2-gi listopada:
Wszystkich Wiernych Zmarłych

            Wspomnienie Wszystkich Wiernych zmarłych, podobnie jak Uroczystość Wszystkich Świętych, kieruje nasze myśli i modlitwy ku tym, którzy poprzedzili nas w drodze do wieczności. W Uroczystość Wszystkich Świętych dziękowaliśmy Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu z zbawionych, za tych  wszystkich, którzy już są w niebie. Jednocześnie za ich przyczyną prosiliśmy o Trójcę Świętą dar zbawienia dla wszystkich ludzi. W Dzień Zaduszny pragniemy ogarnąć naszą modlitwą tych, którzy odeszli już do wieczności, i którzy jeszcze nie dostąpili włączenia do wspólnoty zbawionych w niebie.

            Jeśli ktoś powie słowo przeciw Synowi Człowieczemu, będzie mu odpuszczone, lecz jeśli powie przeciw Duchowi Świętemu, nie będzie mu odpuszczone ani w tym wieku, ani w przyszłym” (Mt 12,32). Te zapisane pod natchnieniem Ducha Świętego słowa samego Chrystusa poświadczają, że po śmierci może nastąpić odpuszczenie jakichś grzechów. Inne słowa Pisma św., znajdujące się w Pierwszym Liście do Tymoteusza w rozdziale drugim w wierszu czwartym, poświadczają, że Bóg chce zbawienia wszystkich. Bardzo ciekawym jest też następujące przesłanie zawarte w Drugiej Księdze Machabejskiej: „Następnego dnia (...) żołnierze Judy przyszli zabrać ciała tych, którzy polegli, i pochować (...). Pod chitonem jednak u każdego ze zmarłych znaleźli przedmioty poświęcone bóstwom, (...) chociaż Prawo tego Żydom zakazuje. Dla wszystkich więc stało się jasne, że to oni i z tej właśnie przyczyny zginęli. Wszyscy (...) oddali się modlitwie i błagali, aby popełniony grzech został całkowicie wymazany. (...) Uczyniwszy zaś składkę pomiędzy ludźmi, [Juda] posłał do Jerozolimy około dwu tysięcy srebrnych drachm, aby złożono ofiarę za grzech. Bardzo pięknie i szlachetnie uczynił, myślał bowiem o zmartwychwstaniu” (2 Mch 12,39-43).

            Mamy więc uzasadnione powody, aby wierzyć, że śmierć nie niweczy wszystkich związków międzyludzkich, że możemy pomagać naszym zmarłym. Wierzymy również, że i zmarli, ci przebywający już w niebie jak i ci czekający jeszcze na pełnię swojego oczyszczenia i uświęcenia, pomagają i nam. Wspólnota zbawionych to wspólnota życia, to rodzina Ojca zgromadzona przez Chrystusa w Duchu Świętym. Śmierć nie może unicestwić związków łączących ludzi, którzy do niej przynależą. Z kolei dar zbawienia nie tylko ich nie przekreśla, ale czyni te związki doskonałymi. Stąd i nasza wiara, nasza nadzieja, nasza modlitwa. Stąd także skuteczność pomocy jakiej doznajemy ze strony świętych czy też tych naszych braci i sióstr, którzy mają dopiero dostąpić pełni Bożego przebaczenia i uświęcenia.

9-ty listopada:
Rocznica Poświęcenia Bazyliki Najświętszego Zbawiciela na Lateranie

            9-ego listopada obchodzone jest Święto rocznicy poświęcenia Bazyliki Najświętszego Zbawiciela na Lateranie. Bardzo często bazylika ta jest nazywana Bazyliką św. Jana na Lateranie. Jest ona kościołem katedralnym Ojca św., czyli Biskupa Rzymu. Stąd też nosi ona tytuł „matki i głowy wszystkich kościołów Rzymu i świata”.

            Jak to przypomina czytana dzisiaj ewangelia Ojciec chce, byśmy oddawali Mu cześć „w Duchu i w Prawdzie” (J 4,24). Określenie „w Duchu” można rozumieć jako odnoszące się do Ducha Świętego. Określenie „w Prawdzie” można rozumieć jako mówiące o Chrystusie. Nasze życie chrześcijan nie może nie przebiegać inaczej, jak tylko w coraz pełniejszej komunii z Ojcem i Synem i Duchem Świętym. Czytając Pismo św. łatwo się przekonać, że kluczowa rola w coraz pełniejszym urzeczywistnianiu tego Bożego dzieła przypada wspólnocie Kościoła. Łatwo też się przekonać, że w wypełnianiu tego zadania szczególne, pierwsze miejsce przypada biskupowi Rzymu: św. Piotrowi i Jego następcom. Nasuwa się tutaj na myśl ich posługa nauczani, przypominania niezmiennych zasad wiary, wyjaśniania, pogłębiania ich zrozumienia, obrony i wprowadzania w życie. Bazylika Najświętszego Zbawiciela jest katedrą Ojca św. Kościół biskupi, również ten znajdujący się w Rzymie, nazywa się „katedrą”, „kościołem katedralnym” właśnie ze względu na posługę biskupa, który jest ze swoim Kościołem, naucza, prowadzi, troszczy się o niego. Innymi słowy: wypełnia on posługę pasterską. I czyni to w jedności z Chrystusem, z Jego ustanowienia, Jego mocą.

            Święto poświęcenia Bazyliki Najświętszego Zbawiciela w Rzymie przypomina o znaczeniu naszego związku z Ojcem św., Biskupem Rzymu, Piotrem naszych czasów. Słusznie chlubimy się tym związkiem. Nie zapominamy o Ojcu św. w naszej modlitwie (np. modlimy się za niego w czasie każdej Mszy św.). Trzeba, ażeby ten związek coraz bardziej znajdował  potwierdzenie w całym naszym życiu. Stąd troska o znajomość jego nauczania, o wprowadzanie tego nauczania w życie. Żywy związek z następcą św. Piotra ma ogromne znacznie. Wyjaśniają to choćby następujące słowa Chrystusa: „Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr [czyli Skała], i na tej Skale zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie” (Mt 16,17-19).

11-ty listopada:
Rocznica Odzyskania Niepodległości przez Polskę

            W dniu dzisiejszym w sposób szczególny dziękujemy Ojcu i Synowi i Duchowi Świętemu za dar, jakim jest nasza ziemska Ojczyzna. Składamy dziękczynienie za to, co dobre w jej przeszłości. Prosimy o przebaczenie grzechów. Modlimy się o Boże błogosławieństwo oraz o pomyślność dla nas wszystkich teraz oraz dla przyszłych pokoleń.

            „Nasza (...) ojczyzna jest w niebie” (Flp 3,20). Pamiętamy te słowa. Mówią one prawdę. Tym bardziej nie może jednak umknąć naszej uwadze, że Bóg zechciał mieć ziemską ojczyznę, że bardzo Mu zależało na pomyślności wszystkich jej mieszkańców. Karmił głodnych. Leczył chorych. Wskrzeszał umarłych. Uczył, jak się modlić, jak czcić Boga, jak wypełniać Jego wolę. Brał w obronę najsłabszych. Np. w przypowieściach mówił o życiu rodzinnym, o pracy, o jej poszukiwaniu i dawaniu, o zapłacie za nią. Nie są to wszystkie przykłady. Każdy może otworzyć ewangelie, żeby znaleźć ich dużo więcej. Warto czytać tak Stary jak i Nowy Testament również pod kontem troski Boga o los człowieka w doczesności.

Mamy naśladować Chrystusa. Dotyczy to wszystkich aspektów naszego życia. Przeszłość, którą z dumą dzisiaj wspominamy, sytuuje się właśnie pod znakiem pójścia za Chrystusem i naśladowania Go. Przesłanie jakie przekazuje nam przeszłość zbiega się z przesłaniem Chrystusowym. Droga do nieba prowadzi przez doczesność. Ojczyznę niebieską można kochać jedynie wtedy, kiedy naprawdę kocha się Ojczyznę ziemską oraz wszystkie jej dzieci. Jak bardzo pouczająca pod tym względem są choćby następujące słowa z modlitwy „Ojcze nasz”: „Ojcze nasz ... chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Kościół rozumie tę prośbę, którą przecież poleca powtarzać nam sam Chrystus, jako prośbę zarówno o chleb dający życie w ojczyźnie wiecznej. wieczne jak i jako prośbę o chleb konieczny dla życia w ojczyźnie doczesnej.

Przeszłe pokolenia pozostawiły nam bardzo dużo. My sami nierzadko z ogromną troską czy nawet z niepokojem kroczymy przez naszą teraźniejszość, patrzymy w kierunku przeszłość. Warto zaufać doświadczeniu przeszłości. Wraz z Księgą Hioba na swój sposób powtarza nam ona: „I ciebie chce On wybawić (...), przed tobą jest dal, nie cieśnina” (Hi 36,16).

Poniedziałek po Uroczystości Zesłania Ducha Świętego:
Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła

W dniu wczorajszym z radością obchodziliśmy Uroczystość Zesłania Ducha Świętego. Dzisiaj liturgia przypomina nam, że Najświętsza Maryja Panna jest Matką Kościoła.

Jak przypomina Ewangelia według św. Jana, Najświętsza Maryja Panna jest obecna pod krzyżem Zbawiciela. „A obok krzyża Jezusowego stały: Matka Jego i siostra Matki Jego, Maria, żona Kleofasa, i Maria Magdalena. Kiedy więc Jezus ujrzał Matkę i stojącego obok Niej ucznia, którego miłował, rzekł do Matki: Niewiasto, oto syn Twój. Następnie rzekł do ucznia: Oto Matka twoja. I od tej godziny uczeń wziął Ją do siebie” (J 25,-27). Opisywana przez Ewangelistę chwila należy do kluczowych w wymiarze całych dziejów zbawienia. Chrystus daj swoje życie, abyśmy my sami mogli żyć wiecznie. Chrystus zostaje wywyższony na krzyżu, abyśmy my sami mogli zostać wywyższeni do godności dzieci Bożych, otrzymać Ducha Świętego, narodzić się na życie wieczne, zmartwychwstać, dzielić wieczność zbawienia z Ojcem i Duchem Świętym i z Nim samym.

W tej tak przełomowej chwili Chrystus nie jest sam. Ewangelie mówią, że modli się On do Ojca (Łk 23,46). W Liście do Hebrajczyków znajdziemy stwierdzenie, że Chrystus złożył swoją ofiarę w Duchu Świętym: „przez Ducha wiecznego złożył Bogu samego siebie jako nieskalaną ofiarę” (Hbr 9,14). Warto tym bardziej zastanowić się, że w tej właśnie chwili pod krzyżem są także ludzie. Są to pierwsi uczniowie. Pierwsi w niejednym znaczeniu. Wśród nich na pierwszym miejscu objawione słowo Boże stawia Najświętszą Maryję Pannę. Jak odnotowuje Ewangelia, razem z Chrystusem jest Kościół. I właśnie w chwilach decydujących dla dzieła zbawienia otrzymuje on Matkę.

Chrystus zawierza Kościół swojej własnej Matce, gdy samemu dopełnia swojej ofiary. Otrzymujemy wtedy Matkę wierną, wytrwałą, kochającą. Ona towarzyszyła Synowi w misterium paschalnym. Jej opiece zostaliśmy powierzeni przez tego samego Syna w naszej drodze ku pełni udziału w paschalnym misterium Chrystusa. I powinno to dla nas stanowić powód do ogromnej nadziei. Najświętsza Maryja Panna towarzyszy nieustannie każdemu z nas. Ogarnia nas swoją miłością, troską, modlitwą. Gromadzi nas przy Chrystusie. Jest z nami także w chwilach próby, cierpienia. Jest wtedy nie tylko wzorem. Matka to dużo więcej niż wzór. Niech dzisiejsze święto będzie okazją do dziękczynienia. Niech będzie też okazją do umocnienia naszej nadziei, czasem próśb skierowanych do naszej Matki.

Rocznica poświęcenia kościoła

Każde miejsce święte ma dwa zasadnicze cele. Po pierwsze chodzi o jak najlepsze oddawanie czci Bogu. Po drugie chodzi o dobro człowieka. Przychodzimy do kościoła, by prosić o potrzebne łaski, o Boże błogosławieństwo. Chodzi tu przede wszystkim o najważniejsze z Bożych błogosławieństw: życie wieczne. W kościele, który jest przecież domem Bożym, Trójca św. jest obecna w wyjątkowy sposób. Np. mamy tu Najświętszy Sakrament. Pamiętamy też o tak bardzo uroczystej obietnicy Chrystusa: „Jeśli dwaj z was na ziemi zgodnie o coś prosić będą, to wszystkiego użyczy im mój Ojciec” (Mt 18,19). Kościół - dom Boży jest więc czymś niesłychanie ważnym, bardzo potrzebnym. Krótko mówiąc jest miejscem świętym. Kościół jest miejscem świętymi, bo związanym z Trójcą św. To Bóg jest świętym. Chwałą Bożą jest nasza świętość. Stąd właściwie kościół ma służyć oddaniu chwały Bogu przez naszą pomyślność, zbawienie, przez pełnię naszego dobra.

„Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo” (J 2,19). Jak wyjaśnia Ewangelia, Chrystus miał na myśli swoje zmartwychwstanie (por. J 2,20-22). Chrystus zapowiada: na nowo wzniesie On zburzoną świątynię swego ciała. Nowy Testament został napisany po grecku. Zmartwychwstanie Chrystusa jest wydarzeniem tak wyjątkowym, zaskakującym, że greka jakby była nieprzygotowana na mówienie o tym fakcie (a przecież był to język bardzo bogaty w środki wyrazu, precyzyjny ...). Brakowało słów. Na dobrą sprawę my sami wcale nie jesteśmy w lepszej sytuacji, tylko że siła przyzwyczajenia robi swoje. Otóż w Nowym Testamencie po grecku, za natchnieniem Ducha Świętego, to samo słowo, którego Chrystus użył mówiąc, że wzniosie zburzoną świątynię swojego ciała, służy później do mówienia o zmartwychwstaniu. Warto zapamiętać związek między zmartwychwstaniem oraz świątynią. Kiedy Chrystus mówi o sobie, jako o świątyni, to używa słowa oznaczającego najświętsze miejsce świątyni, sanktuarium. Jest to miejsce przebywania samego Boga. To przecież od Boga pochodzi istnienie, życie. Tylko On może nimi obdarzyć. I tylko Bóg może do życia przywrócić. Jeszcze inaczej mówiąc, Nowy Testament uczy, że w ludzkim ciele Chrystusa w całej pełni mieszka Bóg i to właśnie stamtąd błogosławi nam na zbawienie.

W swoim pierwszym liście do chrześcijan z Koryntian św. Paweł pisze: „Czy nie wiecie, że jesteście świątynią Boga” (1 Kor 3,16). Zaraz potem dodaje: „Jeżeli ktoś zniszczy świątynię Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście” (w. 17). Chrześcijanin ma być coraz bardziej podobny do Chrystusa. „... jako Zbawcy wyczekujemy Pana naszego Jezusa Chrystusa, który przekształci nasze ciało poniżone, na podobne do swego zmartwychwstałego ciała” (Flp 3,20n). Jeśli jesteśmy w stanie łaski uświęcającej, to mieszka w nas Ojciec i Syn i Duch Święty. Chrystus na ziemi w swoim ludzkim ciele był najświętszym sanktuarium Bożym. Oto jeden z największych darów Zbawiciela: człowiek może stać się najświętszym miejscem zamieszkiwania Boga. I to już w doczesności.

W nieco innym miejscu tego samego Pierwszego Listu do Koryntian św. Paweł wyjaśnia, że najświętszym miejscem Bożego przebywania w człowieku jest ciało. Będziemy w to wierzyć czy nie, to tak właśnie uczy Pismo św. I to również odnośnie do Chrystusa. Pamiętamy wypowiedź o zburzeniu sanktuarium ciała Zbawiciela i o zmartwychwstaniu (J 2,19n). Teraz mamy inne słowa: „Jeżeli ktoś zniszczy najświętsze sanktuarium Boga, tego zniszczy Bóg. Świątynia Boga jest świętą, a wy nią jesteście” (w. 17). Obietnica ta sprawdziła się w odniesieniu do Chrystusa. Chrystus zmartwychwstał w swoim ciele. Np. jadł po zmartwychwstaniu (Łk 24,43). Wiara w zmartwychwstanie nie jest czymś łatwym. Jest jednak niesłychanie ważna.

Jeśli jesteśmy w stanie łaski uświęcającej, to nasze ludzkie ciało już teraz jest najświętszym sanktuarium Ojca i Syna i Dycha Świętego. W takim razie i do nas odnosi się gwarancja: „Jeżeli ktoś zniszczy najświętsze sanktuarium Boga, tego zniszczy Bóg” (1 Kor 3,17). Jest rzeczą jasną, jakie siły profanują, niszczą Boże sanktuarium. To grzech wraz ze swoją podstawową konsekwencją, ze śmiercią. Zbawienie wieczne, zmartwychwstanie na zbawienie wieczne jest przyjęciem Bożego daru zwycięstwa nad grzechem i śmiercią. Byśmy mieli udział w tej łasce zwycięskiego zmartwychwstania, trzeba byśmy mocą uświęcającej łaski Ojca i Syna i Ducha Świętego już w życiu doczesnym byli najświętszym sanktuarium Ich zamieszkiwania. Przecież Trójca św. gwarantuje odbudowę właśnie swoje sanktuarium. Bóg jest doskonałym gospodarzem. Powodowany miłością doskonale troszczy się o swój dom.



[1] Św. Jan Chryzostom, De perf. carit. (PG 56,281).

[2] Św. Grzegorz z Nyssy, In Cant. Cant. hom. 8 (PG 44,941).

[3] Św. Symeon Nowy Teolog, Katecheza VI, cyt. za Y.M.-J. Congar, Wierzę w Ducha Świętego. „Panem jest Duch i daje życie” (2 Kor 3,17). Tom II, Warszawa 1995, s. 150n.